4 października 2018

Analitycy z „Foreign Affairs”: „komitet ocalenia demoliberalnego ładu” kontra Trump

(fot. Mikhail Palinchak/Press Office of the President of Ukraine/TASS/FORUM)

Ivo H. Daadler – szef Chicago Council on Global Affairs a zarazem ambasador USA przy NATO w latach 2009-2013 oraz James M. Lindsay – szef wpływowego think tanku założonego przez Rockefellerów (Council of Foreign Relations), w eseju opublikowanym na stronie „Foreign Affairs” przekonują o konieczności zachowania ustanowionego przez Trumana porządku światowego. Miałyby to zrobić państwa z grupy G-9.

 

Autorzy eseju, który opublikowano 30 września, wspólnie piszą książkę pt. „The Empty Throne: America’s Abdication of Global Leadership” (p. Pusty tron: amerykańska rezygnacja z globalnego przywództwa). Ma się ona ukazać jeszcze w tym roku. Autorzy nawiązują do dyskusji, jaka toczy się od co najmniej połowy lat 80. XX wieku, a dotyczącej roli, jaką Stany Zjednoczone powinny odgrywać na arenie międzynarodowej: czy mają być zaangażowane i pełnić funkcję „policjanta” światowego ładu, czy też powinny wycofać się, by uporządkować sprawy wewnętrzne.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Daadler i Lindsay uważają, że ład, który porządkował politykę międzynarodową po II wojnie światowej rozpada się. Winę za to ponoszą różne państwa, w tym „siły rewizjonistyczne”, takie jak Chiny i Rosja, które chcą zmienić ład na swoją korzyść.

 

Również tzw. wschodzące mocarstwa, takie jak Brazylia i Indie, czy „reakcjonistyczne mocarstwa” takie jak Iran i Korea Północna, przeciwstawiają się regułom ustanowionym po drugiej wojnie światowej. Z kolei międzynarodowe instytucje, to jest agendy ONZ, które miały strzec tego ładu, nie nadążają z rozwiazywaniem mnożących się problemów – diagnozują analitycy.

 

Jednak, ich zdaniem, największą winę za obecny chaos ponosi administracja Donalda Trumpa. Siedemdziesiąt lat po tym, jak prezydent Harry Truman naszkicował plan międzynarodowego porządku, mającego zapobiegać geopolitycznej rywalizacji między państwami, która doprowadziła do wybuchu II wojny światowej, nowy prezydent USA Donald Trump postanowił zakwestionować rolę Waszyngtonu wobec swoich sojuszników. Podważył podstawy globalnego ładu handlowego, „zrezygnował z promowania wolności i demokracji jako cech definiujących amerykańską politykę zagraniczną i zrzekł się globalnego przywództwa” – czytamy na łamach „Foreign Affairs”.

 

I dalej: „Wrogość Trumpa wobec geopolitycznego wynalazku Stanów Zjednoczonych zaszokowała wielu przyjaciół i sojuszników Waszyngtonu. Ich wczesne nadzieje na porzucenie retoryki z okresu kampanii wyborczej po objęciu urzędu i przyjęcie bardziej tradycyjnej polityki zagranicznej, zostały zniszczone”.

 

Trump porzucił stare sposoby prowadzenia interesów, co sprawiło, że sojusznicy początkowo mieli jedynie żal, potem trudno im było uwierzyć w to, co się dzieje, aż wreszcie poirytowani zmuszeni zostali targować się z amerykańskim liderem.

 

Daadler i Lindsay mają jednak dla nich radę. „Historia nie musi skończyć się w ten sposób” – piszą sugerując, by główni sojusznicy Stanów Zjednoczonych wykorzystali swoją zbiorową siłę gospodarczą i militarną, aby ocalić liberalny porządek światowy.

 

Francja, Niemcy, Włochy, Wielka Brytania i pozostałe kraje UE w Europie, Australia, Japonia i Korea Południowa w Azji oraz Kanada w Ameryce Północnej mogą przejąć role przywódcze. Razem reprezentując największą potęgę gospodarczą i militarną na świecie – zdaniem autorów – powinny utrzymać porządek demoliberalny w nadziei, że następca Trumpa zaakceptuje rolę globalnego przywódcy. Grupa G-9, jak określają autorzy te podmioty, powinna zinstytucjonalizować swoja działalność w celu zachowania zasad demoliberalnych i porządku powojennego.

 

Analitycy sugerują, że ten swoisty „holding” będzie musiał wziąć na siebie więcej globalnych obowiązków. Kluczową rolę odgrywać będzie współpraca gospodarcza między nimi, zwłaszcza tworzenie alternatywnych umów handlowych.

 

Kraje te będą musiały zwiększyć współpracę wojskową i wydatki na obronę, a także przejąć rolę USA jako „obrońcy i propagatora demokracji, wolności i praw człowieka na całym świecie”.

 

Jeśli kraje G-9 wykorzystają szansę, jaka się przed nimi rysuje, „nie tylko spowolnią erozję porządku, który służył im i całemu światu przez dziesięciolecia, ale także umożliwią powrót tego rodzaju przywództwa amerykańskiego, którego oczekują”.

 

Zdaniem autorów eseju, ład stworzony przez ekipę prezydenta Trumana, oparty na zbiorowym bezpieczeństwie, otwartych rynkach i demokracji, był dobry i zapobiegał rywalizacji między państwami, przedkładając współpracę nad konkurencję. Dlatego kraje, które chciały podążać za przykładem Stanów Zjednoczonych, rozkwitały.

 

Jednakże po upadku ZSRR i liberalizacji rynków, pojawiły się nowe napięcia. „Szybki wzrost przepływu towarów, pieniędzy, ludzi i idei ponad granicami w miarę, jak coraz więcej krajów przyłączyło się do porządku opartego na tych regułach, spowodowały nowe problemy, takie jak zmiana klimatu i masowa migracja, z którymi rządy krajowe z trudem sobie radzą. Siła gospodarcza i polityczna rozproszyła się, gdy kraje takie jak: Brazylia, Chiny i Indie zdominowały otwarte rynki, komplikując wysiłki zmierzające do znalezienia wspólnej płaszczyzny w sprawach handlu, terroryzmu i wielu innych kwestii” – czytamy.

 

Również Iran i Rosja oburzyły się, gdy USA wkroczyły w ich tradycyjne sfery wpływów. Inwazja USA na Irak w 2003 roku oraz globalny kryzys finansowy w latach 2007-2008 wzbudziły wątpliwości, co do jakości i kierunku przywództwa USA.

 

Daadler i Lindsay przypominają, że prezydent USA Barack Obama, który odszedł z urzędu w 2017 roku, wezwał swojego następcę do przyjęcia niezbędnego przywództwa, by „utrzymać porządek międzynarodowy, który stale się rozwija od zakończenia Zimnej Wojny, od którego zależą nasze własne bogactwo i bezpieczeństwo” – miał napisać w notatce, którą zostawił w Gabinecie Owalnym.

 

Trump przyjął odmienne podejście, uważając – co podkreślał w trakcie kampanii wyborczej – że globalne przywództwo było źródłem problemów Stanów Zjednoczonych. Twierdził, że przyjaciele i sprzymierzeńcy uważali Waszyngton za „frajera”, korzystając z przewagi militarnej USA i wielostronnych umów handlowych, aby „kraść” amerykańskie miejsca pracy.

 

Autorzy eseju starają się dowodzić, że porządek powojenny był sukcesem i gdy na początku kadencji Trump wybrał gen. Jamesa Mattisa jako sekretarza obrony i Rexa Tillersona jako sekretarza stanu, pojawiły się nadzieje w kraju i za granicą, że nie będzie zdeterminowany realizować swojego programu „America first”.

 

Jednak wycofanie z się z umowy TPP, zapowiedź wycofania z porozumienia paryskiego w sprawie zmian klimatu i irańskiej umowy JCPOA, przyjęcie merkantylistycznej polityki handlowej i podważanie wartości NATO, potwierdziły, że zamierza robić, to co zapowiadał. Amerykański prezydent wskazuje, że dotychczasowi sojusznicy są wrogami, których zamierza pokonać. Trump zdaje się myśleć, że USA będą radziły sobie lepiej niż inne kraje w świecie, jeśli będą silne.

 

Daadler i Lindsay zarzucają Trumpowi, że wskutek obranej przez jego administrację polityki, Stany Zjednoczone tracą korzyści, jakie czerpały z demoliberalnego porządku, to jest wsparcie silnych sojuszników, podziw i zaufanie, a nade wszystko zdolność do kształtowania globalnych reguł na swoją korzyść.

 

Jednocześnie umożliwiają Chinom zmianę reguł porządku globalnego. Pekin ustanowił się obrońcą globalnego systemu handlu, polityki klimatycznej i prawa międzynarodowego, chociaż łamie zasady handlu, buduje więcej elektrowni węglowych i rozszerza swoją kontrolę na Morzu Południowochińskim.

 

Autorzy ubolewają, że próby udobruchania Trumpa podjęte przez sojuszników okazały się bezskuteczne. Dlatego postulują, by kraje G-9 przestały zmierzać do kompromisu i by działały bardziej ambitnie bez Trumpa.

 

Przywołują oni słowa szefa niemieckiej dyplomacji Heiko Maasa, który w lipcu w Tokio mówił, że: „jeśli połączymy nasze siły możemy stać się czymś w stylu regulatorów reguł, określających i rządzących międzynarodowym porządkiem, którego świat pilnie potrzebuje”.

 

Państwa te – zdaniem analityków – powinny szybko sfinalizować nowe umowy o strefach wolnego handlu, otwierając rynki dla korporacji międzynarodowych. Powinny dążyć do zreformowania Światowej Organizacji Handlu i przebudować proces rozstrzygania sporów. Państwa muszą też bardziej uniezależnić się od USA pod względem obrony, poprawiając zdolności wojskowe, wykorzystując nowe fundusze na wzmocnienie współpracy i łączności między siłami zbrojnymi.

 

Kraje europejskie miałyby zacieśnić współpracę militarną z państwami azjatyckimi z grupy G-9 w celu zapewnienia swobody przepływu towarów w całym regionie Azji i Pacyfiku oraz utrzymania równowagi sił. „Wzmocnienie więzi obronnych między Europą i Azją będzie kluczowe dla zrównoważenia wzrostu Chin” – wskazują autorzy eseju.

 

Taką koncepcję realizuje francuski prezydent Emmanuel Macron, który podczas wizyty w Sydney w maju 2018 wezwał do zawarcia sojuszu między Australią, Francją i Indiami, mówiąc: Jeśli chcemy być postrzegani i szanowani przez Chiny jako równy, musimy się zorganizować.

 

Państwa G-9 winny rzucić wyzwanie Chinom i innym autorytarnym krajom kwestionującym liberalny porządek, tolerancję i różnorodność – wskazują analitycy. Grupa G-9 miałaby walczyć z tymi państwami za pośrednictwem agend oenzetowskich, obejmując w nich przywództwo w miejsce USA.

 

Państwa G-9 miałyby wydawać więcej na pomoc rozwojową dla krajów rozwijających się, uzależniając dotacje od przestrzegania i promowania demokracji, wolności oraz praw człowieka. Czynią tak m.in. Francja i Wielka Brytania. Oba kraje – pod pozorem zapobiegania kryzysom humanitarnym – prowadzą interwencje wojskowe, głównie w północnej i zachodniej Afryce.

 

W czerwcu 2018 Brytyjczycy i Francuzi wraz z siedmioma innymi sojusznikami UE zgodzili się ustanowić wspólną siłę militarną, by interweniować w czasach kryzysu.

 

Daadler i Lindsay postulują zinstytucjonalizowanie współpracy grupy państw G-9. Co roku powinny odbywać się spotkania na szczycie szefów dyplomacji, ministrów obrony i liderów innych resortów, aby nadać grupie wagę i znaczenie. G-9 może również tworzyć nieformalny klub w instytucjach międzynarodowych, takich jak ONZ, Światowa Organizacja Handlu i G-20.

 

Wzmacniając formalne więzi i współpracę, G-9 nie powinno być „klubem” zamkniętym, lecz zawsze z zadowoleniem przyjmować kraje o podobnych poglądach. Wszystko po to, by podtrzymać istniejący porządek.

 

Autorzy obawiają się jednak, że przeszkodą do formalizacji współpracy państw G-9 może być brak woli politycznej, by wzmocnić i zabezpieczyć porządek światowy. Sojusznicy wciąż bowiem mają nadzieję, że jak tylko zakończą się rządy Trumpa, wszystko powróci na stare tory.

 

Analitycy jednak przestrzegają, że pierwsze 20 miesięcy urzędowania Trumpa sugeruje, że jego nacjonalistyczna, unilateralna i merkantylistyczna polityka spowoduje nieodwracalne zmiany i następny prezydent USA będzie miał wielkie problemy, by przywrócić globalną rolę Stanów Zjednoczonych, zwłaszcza, że przybywa w USA zwolenników polityki izolacjonistycznej.

 

Straszą, że upadek ładu liberalnego odczują nie tylko USA, ale w większym stopniu ich sojusznicy z powodu rosnącej rywalizacji handlowej.

 

 

Źródło: foreignaffairs.com

AS

 

   

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 128 057 zł cel: 300 000 zł
43%
wybierz kwotę:
Wspieram