21 września 2021

Bogdan Dobosz: Kryzys relacji transatlantyckich zapowiedzią erozji NATO?     

(fot. nara.getarchive.net)

Francja jest wściekła na Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię. Paryż zamierzał zrobić znakomity interes sprzedając Australii swoje łodzie, ale Canberra wybrała jednak ofertę Waszyngtonu i Londynu. Nad Sekwaną mówi się o nadużyciu zaufania i grozi poważnymi reperkusjami dla przyszłości Sojuszu Północnoatlantyckiego.

Wszystko zaczęło się od tego, że Australia zawarła 15 września strategiczne partnerstwo ze Stanami Zjednoczonymi i Wielką Brytanią. Układ AUKUS przewiduje też współpracę zbrojeniową. Canberra otrzymuje dostęp do amerykańsko-brytyjskiej technologii łodzi atomowych, w związku z czym anulowała kontrakt na dostawę konwencjonalnych okrętów podwodnych z Francji. 

Francja podpisała jeszcze w 2016 roku kontrakt warty 90 miliardów dolarów australijskich (56 miliardów euro) na dostawę do Australii 12 okrętów podwodnych z napędem diesla, nazwany „kontraktem stulecia”.

Wesprzyj nas już teraz!

Premier Australii Scott Morrison tłumaczył teraz swoją decyzję tym, że „potrzebowaliśmy łodzi podwodnych o napędzie atomowym i przyjrzeliśmy się naszym możliwościom. Francuzi mieli wersję, która nie była lepsza od techniki stosowanej przez USA i Wielką Brytanię. Ostatecznie nasza decyzja była oparta na najlepszym interesie naszego kraju i bezpieczeństwie narodowym”.

Niektórzy wskazywali także na opóźnienie kontraktu z Paryżem i jego ciągle rosnące koszty.

Francuska furia

Wywołało to jednak kryzys wśród sojuszników NATO, jakiego dawno nie widziano. Francja wpadła niemal w amok. Anulowanie kontraktu to problemy dla francuskiej grupy stoczni marynarki wojennej. Paryż ma tu nawet kolejny dowód na poparcie swojego dość tradycyjnego „antyamerykanizmu”, chociaż akurat w przypadku prezydentury Joe Bidena liczyli na nowe i korzystne dla siebie relacje transatlantyckie. Teraz oskarżają Waszyngton, że „marginalizuje Europę i Francję w kluczowym w XXI wieku regionie”.

Francja wezwała do siebie na konsultacje ambasadorów z Australii i USA ze względu na „wyjątkowej wagi” kryzys. MSZ Jean-Yves Le Drian potępił „poważne naruszenie zaufania”, potępiał „dwulicowość” partnerów i „naruszenia zaufania” ze strony sojuszników. Odwołanie ambasadora z Waszyngtonu jest pierwszym takim posunięciem w historii relacji dyplomatycznych Paryża i Waszyngtonu. Le Drian przyznał, że to krok „symboliczny”, który ma pokazać „bardzo mocne  niezadowolenie”.

Na stanowisku pozostawiono ambasadora w Londynie, ale i tu Le Drian pozwolił sobie na uszczypliwość i stwierdził, że Francja zna ich „oportunizm”, a „Wielka Brytania w tej sprawie jest trochę piątym kołem u wozu”. Dalej poszedł minister ds. europejskich Clement Beaune, który mówił że Londyn po brexicie wrócił do roli „amerykańskiego wasala”. Francuski minister spraw zagranicznych odniósł się też do współpracy w ramach NATO. Jego zdaniem ten kryzys „zaciąży na określeniu  nowej koncepcji strategicznej NATO”, co ma być tematem szczytu w Madrycie. Le Drian przypomniał, że to Francja będzie odpowiedzialna w pierwszej połowie 2022 roku za prezydencję UE, a jego zdaniem „po nieudanym wycofaniu się Amerykanów z Afganistanu bez konsultacji z sojusznikami” i obecnej kwestii okrętów podwodnych, „Europejczycy, aby pozostać w historii, muszą się zjednoczyć i wspólnie bronić własnych interesów”.

Paradoksalnie ten konflikt francusko-amerykański może się okazać ciekawy z polskiego punktu widzenia. Prezydentura Joe Bidena wyglądała na klęskę naszej polityki zagranicznej opartej o Waszyngton. Po kadencji Donalda Trumpa, Biden powrócił bowiem do koncepcji uznania „przewodniej roli” w UE Berlina i Paryża. Teraz może się to zmienić. Demokratyczny prezydent z apriorycznego sprzymierzeńca Zachodniej Europy staje się adwersarzem Macrona, który wraca do idei budowy alternatywnego wobec NATO systemu „obronności europejskiej”.

MSZ Francji Jean-Yves Le Drian mówił m.in. o zadanym przez USA „ciosie w plecy”. Rozczarowanie wyrażała też minister obrony Florance Parly, a media nad Sekwaną pisały o „nowym Trafalgarze na Indo-Pacyfiku” i o tym, że Biden „storpedował” ofertę Francji.

Odwołano nie tylko ambasadorów, ale francuska dyplomacja w „odwecie” anulowała zaplanowane np. zaplanowane w swojej ambasadzie w Waszyngtonie przyjęcie, które miało uczcić rocznicę decydującej bitwy morskiej w czasie wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych, zakończonej zwycięstwem floty francuskiej nad flotą brytyjską z 5 września 1781 r.

Francuski sekretarz stanu ds. europejskich Clément Beaune w  obszernym wywiadzie dla France 24 kokietował Berlin. Jego zdaniem, kiedy „silny tandem francusko-niemiecki w UE, przejmuje inicjatywę, wszystko działa”. Wskazał tu na walkę a pandemią, ale też na… europejską obronność. Beaune zapowiedział, że już na szczycie dotyczącym obrony w Tuluzie, zaplanowanym na początku francuskiej prezydencji w Unii Europejskiej, dojdzie do próby tworzenia autonomicznej  „europejskiej obronności”. Ma wesprzeć tworzenie „suwerenności europejskiej”. Dodał jednak, że zdaje sobie sprawę z „rozbieżnych interesów państw członkowskich, zwłaszcza państw bałtyckich”, które są do NATO bardzo przywiązane. Pod adresem Londynu mówił: „nasi brytyjscy sąsiedzi, opuszczając Unię Europejską, wrócili do amerykańskiej owczarni i przyjęli formy wasalizacji”.

Paryż zirytował Canberrę

Reakcja Francji chyba trochę zaskoczyła partnerów. Brytyjski premier Boris Johnson 19 września podkreślił, że Wielka Brytania i Francja mają „bardzo przyjazne stosunki” o „ogromnym znaczeniu”. Podobne zapewnienia przyjaźni wystosował Joe Biden. Okazuje się jednak, że od słów znacznie ważniejsze są konkretne pieniądze… Macron zabiega obecnie o spotkanie z Bidenem, a zaplanowane na ten tydzień spotkanie francuskiej minister sił zbrojnych Florence Parly i jej brytyjskiego odpowiednika Bena Wallace’a zostało odwołane na prośbę Paryża.

Francuska furia w końcu niektórych zirytowała. Wicepremier Australii delikatnie przypomniał Francuzom o kontyngentach australijskich, które broniły tego kraju i pomagały go wyzwalać podczas dwóch wojen światowych. Odpowiadając na zarzuty o nielojalności i dwulicowości, 20 września australijski wicepremier stwierdził: „Australia nie musi udowadniać swojego przywiązania i przyjaźni. (…) Dziesiątki tysięcy Australijczyków zginęło na ziemi francuskiej lub zginęło w obronie terytorium francuskiego podczas I wojny światowej i II”.

Konflikt nie wygasa, a Paryż wydaje się mieć sporą chęć „wybicia się” na niezależność obronną ciągnąc za sobą Europę. Stwarza to nowe perspektywy także dla polskiej dyplomacji. Kryzys relacji transatlantyckich nie leży w naszym interesie. Urażony prezydent Macron, który już wiele miesięcy temu mówił o „śmierci mózgowej NATO”, zareagował bardzo gwałtownie. Zirytował Australijczyków, ale teraz wszystko zależy i tak od Waszyngtonu, który w tej rozgrywce ma chyba jednak znacznie lepsze karty…

Francuska opozycja opowiada się za deeskalacją konfliktu. Pojawiły się głosy, że to po części wina Paryża, który opóźniał terminy. Jednak już np. Fabien Roussel, krajowy sekretarz Komunistycznej Partii Francji (PCF) stwierdził, że „Francja powinna dziś wysłać silny sygnał, jakim byłoby opuszczenie dowództwa sił zbrojnych NATO, co pokazałoby, że odzyskuje głos i swoją niezależność w sprawach obronności i polityki zagranicznej.”

Bogdan Dobosz

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(5)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 132 803 zł cel: 300 000 zł
44%
wybierz kwotę:
Wspieram