22 maja 2021

Bogdan Dobosz: Międzynarodowy Dzień Praw Zwierząt. Do czego dążą wegańscy totaliści?

Eurodeputowana Spurek przypomniała w sobotę 22 maja, że tego dnia przypadał Dzień Praw Zwierząt. Tego typu „święta” służą jak zwykle za pretekst propagowania bardziej lub mniej obłędnych teorii progresywizmu. W tym przypadki ideologii walczącej z „dyskryminacją gatunkową”, czyli tzw. „anty-specyzmu”. Określenie to zostało utworzone na zasadzie analogii do rasizmu i seksizmu przez zwolenników tzw. praw zwierząt.

Jak przystało na jeden z kierunków progresywizmu, uwagę zwraca bojowy, niemal militarny charakter tego określenia, wzorowany właśnie na walce z rasizmem czy bojach toczonych przez feministki. „Specyzm” to dla aktywistów „praw zwierząt” niemal rasizm gatunkowy. Chcą więc przełamać granicę między gatunkami, pomiędzy „ludzkimi zwierzętami” a „innymi zwierzętami”. Istotnym kryterium moralnym nie jest tu przynależność do gatunku, ale np. zdolność do cierpienia, „wrażliwość”, „czucie”. Wspiera to często zabieg antropomorfizacji zwierząt w mediach społecznościowych, sympatyczne filmiki z udziałem kotów, czy psów, czy w drugą stronę nakręcane ukrytymi kamerami filmy w konwencji horrorów ze scenami np. z ubojni zwierząt.

W ramach takiej ofensywy „obrońców praw zwierząt” można potraktować wpis z 22 maja eurodeputowanej Sylwii Spurek, która we właściwej sobie konwencji oznajmiła niemal ex cathedra: „Świnie, krowy, kury, dziki, karpie, inne zwierzęta – nie są rzeczami, żyją dla siebie, nie dla ludzi. Przyrodzona, niezbywalna, powszechna, nienaruszalna godność powinna być źródłem ich praw. W Dniu Praw Zwierząt popatrzcie na swoje talerze i włączcie myślenie! Go Vegan”.

Wesprzyj nas już teraz!

O ile rozmaite ruchy anty-specystów swoimi filmikami starają się w mięsożercach wywołać odruch wymiotny, to Spurek wzywa „naprzód”! Jednak ta międzygatunkowa „Międzynarodówka” trzyma się na dość kruchych podstawach. Trochę jak w wierszu Brzechwy: „kiedy to ryby buntują się tylko na niby, żaby na aby-aby, a rak byle jak”.…

Kiedy we Francji powiedzieli „sprawdzam” okazało się, że poparcie dla idei weganizmu deklaruje tam zaledwie 2% społeczeństwa, które przecież tradycyjnie bardzo lubi zwierzęta. Na tym tle natrętność propagandy ideologicznej „animalistów” okazuje się nieproporcjonalna do jej rzeczywistych zasięgów. Według francuskiego instytutu statystyki INSEE 89% Francuzów twierdzi, że lubi mięso, 90% uważa, że ​​można jeść mięso i zarazem szanować dobrostan zwierząt, a 79% uważa nawet, że ​​jedzenie mięsa jest niezbędne dla dobrego zdrowia.

W okolicach Dnia Praw Zwierząt we francuskim dzienniku „L’Opinion” ukazał się też artykuł, który trochę wyjaśnia skąd antyfuterkowe lobby bierze pieniądze na swoją głośną działalność? Na przykład sponsorem francuskiego stowarzyszenia L214 zajmującego się „obroną praw zwierząt” jest „Otwarty Projekt Filantropii” (OPP) z USA. „Otwarta Filantropia” zainwestowała we francuskie stowarzyszenie „praw zwierząt” 1,14 mln euro i praktycznie sfinansowała jego założenie i powołanie struktur. Od tego czasu wspiera je kolejnymi dotacjami. W listopadzie ub. roku dostali np. czek na 1,22 mln euro celem „profesjonalizacji działań”. Założyciele L214 zaczynali od walki z foie gras, czyli produkcją pasztetów z gęsich wątróbek. Teraz walczą już z nie tylko o dobrostan, ale o „prawa zwierząt”. Stowarzyszenie zasłynęło filmami kręconymi w rzeźniach i hodowlach. Jego nazwa z artykułu L214 francuskiego kodeksu wiejskiego, w którym określa się zwierzęta jako „wrażliwe istoty”.

Amerykańskie OPP, które stoi za L214 to jednak prywatna firma założona przez Dustina Moskovitza, współzałożyciela… Facebooka. Moskovitz angażuje się we wszystkie „progresywne” działania na świecie. W tym przypadku chodzi także o lobbing nowej gałęzi przemysłu produkcji „sztucznego mięsa” i projekty Good Food Institute. OPP i Moskovitz są zaangażowani na rzecz takiej produkcji i wspierania perspektywicznej gałęzi nowego przemysłu, z czego mogą czerpać w przyszłości kolejne miliardy. Przeszkodą jest tu tradycyjna produkcja mięsa, którą chcieliby po prostu zohydzić. Hojne dotacje dla „obrońców praw zwierząt” to nie „filantropia”, ale bezwzględna walka o nowy biznes i miliardowe zyski w przyszłości.

Wracając do Spurek, to można jej bajdurzenie potraktować jak aktywność tzw. „użytecznych idiotów” w czasach ekspansji komunizmu. Jednak wpis o „nienaruszalnej godności” dzików i karpi, to także fałszywa filozofia. Na ten temat ukazał się z okazji Dnia Zwierząt wywiad w „Famille Chretienne” z eseistą Paulem Sugy’m, autorem książki o filozofii „antyspecystów”. Już tytuł tej rozmowy mówi wszystko – „nie, zwierzęta nie są osobami”.

Sugy przyznaje, że złe traktowanie zwierząt jest czymś skandalicznym i nie mieście się w kategoriach naszej odpowiedzialności za świat. Jednak dyskurs aktywistów walczących z rzekomą „dyskryminacją gatunkową” mówi więcej o nich samych, niż o zwierzętach. Sugy przypomina, że twórca tej teorii Peter Singer przyznawał, że wcale za zwierzętami… nie przepada.

Antygatunkowcy to jednak nie jakiś mały ruch utopijny, czy czysto akademicki. Sugy wskazuje, że w najnowszej historii ruchy uniwersyteckie rozprzestrzeniały się szybko na działania społeczeństwa obywatelskiego. Przykładem były tu np. gender studies, które zaraziły całe pokolenie i elity kulturalne, intelektualne i medialne, a później zaczęły promować nowe prawa „społeczne”. Stawia tezę, że antyspecyści są jeszcze w początkowej fazie rozwoju. Przytacza opinię Fondapol (fundacja na rzecz innowacji politycznych), która dostrzega rozwój zainteresowania tym ruchem w internecie. I nie chodzi tu już tylko o wpływy anglosaskie, zwłaszcza zza oceanu. Sugy przytacza jako przykład książki publicysty i telewizyjnego celebryty, Francuza Aymerica Carona, który założył nawet w 2018 roku partię Ekologiczna Rewolucja dla Żywych.

Sugy przypomina też sukces Partii Animalistów, która zdobyła pół miliona głosów w wyborach europejskich w 2019 r. Tam na plakatach, zamiast wizerunków polityków, pojawiały się miłe pieski i kotki. Wyborcy zostali „kupieni”. Takie partie i organizacje wykorzystują wrażliwość ludzką na los zwierząt. Równie niebezpieczni są zideologizowani politycy wprowadzający poprawki do różnych dokumentów o „prawach zwierząt”. Od 2015 r są one definiowane we Francji jako „istoty czujące”. To duży krok ku… przepaści. I nie chodzi tylko o zasady filozofii i antropologii. Nie można stwierdzić, że „zwierzę jest osobą”, choćby z tego względu, że wtedy powinno też mieć… obowiązki. Niektóre kraje jednak podążają w tym kierunku, nie bacząc na prawne konsekwencje.

Od cierpienia zwierząt dochodzi się do tez o ich godności. Antyspecyści nie widzą różnic z człowiekiem, bo patrzą wyłącznie z punktu widzenia biologii. Nikt jednak nie twierdził, że różnice między ludźmi i zwierzętami są tylko biologiczne – wskazuje Sugy. Na sukces tez tych aktywistów przygotowały społeczeństwo lata intelektualnej dekonstrukcji. Znosi się różnice pomiędzy kobietą a mężczyzną, wkrótce zniesie pomiędzy człowiekiem a zwierzęciem. „Dekonstruowaliśmy narody, płcie, a teraz gatunki” – dodaje eseista.

To przy tym idea z tendencjami totalitarnymi. Dotyczy praktyki codziennego życia – jedzenia, ubierania się, itp. Widać też odniesienie do rewolucji, a w książce takich autorów jak Sue Donaldson i Willa Kymlicka pojawia się postulat „wyzwolenia zwierząt”, nadania obywatelstwa zwierzętom domowy, czy stworzenie niezależnych obszarów (państw) dzikim zwierzętom.

Wydawałoby się, że to bzdury, a takie teorie nie powinny znaleźć żadnej recepcji społecznej. Sugy potwierdza, że najlepszym antidotum jest tu zdrowy rozsądek, ale ten towar jest coraz częściej deficytowy. Antyspecyści mają problem, by wmówić właścicielowi kota, że ma on tyle samo godności, co jego pan, który zresztą panem być nie może, bo zwierzęta wyjmuje się spod prawa własności. Mają problem, by wmówić, że mięso jest złe, skoro jest dla znacznej większości smaczne i zdrowe. Liczy się jednak dekonstrukcja społeczna, a dla sponsorów być może interes, choćby na „sztucznym mięsie”.

Sugy przyznaje jednak, że na rzecz tego ruchu pracują „farmy fabryczne”, masowa produkcja, w której zwierzęta są traktowane jak rzeczy, a co Bernanos nazwał „cywilizacją maszyn”. Dają one ideologom „antyspecyzmu” narzędzia do krytyki. Ale nie dlatego, że zwierzęta mają jakieś prawa, ale dlatego, że ludzie mają wobec nich obowiązki, a człowiek ponosi część odpowiedzialności za żyjące istoty, o czym czasami zapomina.

Bogdan Dobosz

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(7)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 132 803 zł cel: 300 000 zł
44%
wybierz kwotę:
Wspieram