8 listopada 2012

Wybory prezydenckie w USA za nami, tymczasem w Chinach właśnie dokonuje się zmiana warty. Miejsce obecnego szefa Partii Komunistycznej i zarazem prezydenta Hu Jintao zajmie Xi Jinping. Świat zastanawia się, czy będzie on gotowy na zerwanie z przeszłością, by móc zmienić kraj. Sami zaś Chińczycy zadają pytanie, co zrobi, aby zniwelować narastające nierówności społeczne i korupcję, które są przyczyną coraz gwałtowniejszych protestów. 


Gdyby zadać pytanie Chińczykom, czy po dziesięciu latach rządów odchodzącego Hu jest lepiej, odpowiedź padłaby, że nie. A przecież Chiny w ostatniej dekadzie przeżyły niewiarygodny boom gospodarczy i stały się obiektem zachwytu polityków z wielu państw, zarówno tzw. wschodzących gospodarek, jak i tych rozwiniętych, przeżywających jednak stagnację.

Wesprzyj nas już teraz!

Problem jednak  w tym, że równolegle z szybką industrializacją kraju rosła korupcja urzędników i tworzyła się coraz większa przepaść między władzą a zwykłymi obywatelami.

Od kilku lat politycy chińscy są pod silną presją oddolnych żądań. Ludzie chcą równości społecznej, swobód obywatelskich, czystego środowiska, łatwiejszego dostępu do służby zdrowia itp. Partia broni status quo. Hu i jego premier, Wen Jiabao przekazują władzę nowej grupie. Środowisko partyjne jest obecnie nawet bardziej skorumpowane niż było na początku lat 90., gdy rozpoczynała się epoka para liberalnych przemian gospodarczych.

W ciągu ostatnich lat rola rządu w gospodarce wzrosła jeszcze bardziej. Ci, którzy teraz przejmą władzę polityczną,prawdopodobnie będą chcieli wykorzystać stanowiska do wzbogacenia się. Tymczasem zdecydowana większość Chińczyków widzi, że ich możliwości ekonomiczne wyraźnie się kurczą. Środki zaś pozyskane z eksportu płyną szerokim strumieniem w stronę klasy politycznej.

Hu i Wen przyczynili się do gwałtownego rozwoju gospodarczego kraju, ale tylko w niewielkim stopniu poprawili dobrobyt obywateli. PKB Chin w 2002 r. wynosiło1,5 bln dolarów. W 2011 wzrosło do 7,3 bln dolarów. Dochody roczne ludności wzrosły głównie w miastach i osiągnęły średni poziom 3,5 tys. dol. w 2011 r. W 2002 roku wynosiły one około 1 tys. dol. Dochody mieszkańców wsi utrzymują się na poziomie około 300 dol. rocznie.

Po przystąpieniu Chin w grudniu 2001 r. do Światowej Organizacji Handlu chiński eksport dosłownie eksplodował. Ale ten ogromny wzrost nie odbył się bez kosztów. Gospodarka jest skrajnie uzależniona od popytu zagranicznego. W 2011 r. Chiny miały ponad 155 mld dol nadwyżki. Wzrost gospodarczy dokonał się kosztem wewnętrznej konsumpcji. 

O ile na początku lat 90. nastąpiła pewna liberalizacja polityki gospodarczej, to w ostatnich latach udział państwa w polityce gospodarczej gwałtownie się zwiększył. Chińska gospodarka jest uzależniona od inwestycji wewnętrznych. Gdy w latach 2008-2009 kryzys finansowy przeniósł się z Manhattanu do Szanghaju i załamał się eksport, przedsiębiorcy chińscy ponaglali Pekin, by szybko uruchomił pakiet stymulacyjny w wysokości 600 mld dol w celu ratowania gospodarki. Skorzystały na nim niektóre regiony. Sporo jednak Chińczyków prawie w ogóle nie odczuło poprawy swojej sytuacji. Widzą oni za to, że pogłębiły się wcześniej istniejące nierówności. 

Chińska gospodarka jest także niesłychanie energochłonna, nawet bardziej niż amerykańska. Opiera się ona w przeważającej mierze na węglu. Całkowita konsumpcja energii w Chinach wzrosła ponad dwukrotnie w ciągu dziesięciu lat z około 1,6 mld ton ekwiwalentu węgla standardowego w 2002 do 3,5 mld ton w 2011 roku. Zużycie węgla w strukturze energetycznej Chin utrzymuje się na zadziwiająco wysokim poziomie – 70 proc. obecnie konsumowanej energii – pomimo wzrostu wykorzystania gazu i źródeł odnawialnych.

Powoduje to gwałtowne zanieczyszczenie kraju i przyczynia się do wzrostu liczby śmiertelnych wypadków w kopalniach. W 2002 roku odnotowano aż 7 tys. zgonów. Administracja Hu pod wpływem oddolnych żądań ludzi podjęła działania, by zwiększyć bezpieczeństwo górników. Obecnie ich śmiertelność wynosi około 2 tys. rocznie.

Chiński apetyt na energię powoduje ogromne zaniepokojenie światowych przywódców. Chiny są coraz aktywniejsze pod względem militarnym w Azji. Zagraniczni politycy nie bez powodu obawiają się destabilizacji w regionie. Do tego dochodzi niezrównoważona nierówność społeczna. Stała się ona tak ważnym przedmiotem troski Pekinu, że zaprzestano publikacji oficjalnego współczynnika Giniego, stosowanego do pomiaru nierówności dochodowych. Ostatnio jednak Li Shi, naukowiec z Pekinu, oszacował, że już w tej chwili osiągnął on wyższy poziom niż ten, który według ekspertów jest społecznie destabilizujący.

Pekin ukrywa liczbę tak zwanych masowych incydentów – niejasno zdefiniowanych jako lokalne protesty, rozruchy i inne brutalne działania z udziałem co najmniej 100 osób. Dostępne statystyki z 2005 r. informowały o ponad 90 tys. takich aktów, zarejestrowanych przez służby bezpieczeństwa. Choć Pekin oficjalnie milczy w tej sprawie, pewien socjolog z Uniwersytetu Tsinghua niedawno mówił, że w latach 2005 i 2010 miały miejsce także „incydenty zbiorowe.” Tuszowanie danych jedynie potęguje podejrzenia, że napięcie społeczne wzrasta, a same „incydenty” stają się częstsze i bardziej intensywne, jak np. wrześniowe zamieszki w fabryce Foxconn, produkującej części do iPhonów.

Brak dostępu do dóbr publicznych, takich jak np. ochrona zdrowia, jest również istotnym elementem pogłębienia niezadowolenia społecznego. Mimo boomu gospodarczego, wydatki państwa na służbę zdrowia nie wzrosły.

Chińscy decydenci przyprawiają o ból głowy zachodnich przywódców także swoją polityką wobec Japonii i innych sąsiadów. To m.in. skłoniło Stany Zjednoczone do przeniesienia priorytetów strategicznych do Azji. Pozornie stabilne bezpieczeństwo budowane od dziesięciu lat jest bliskie załamania.

Hu i Wen opuszczają stanowiska w momencie wyraźnego spowolnienia gospodarczego i nasilenia protestów społecznych. O wpływy w partii walczyć będą skorumpowani politycy. W ostatnich latach stała się ona jeszcze bardziej elitarną organizacją polityczną, która czerpie korzyści z boomu gospodarczego. Chińscy urzędnicy zgromadzili ogromne bogactwa. Majątek „dobrodusznego i skromnego” Wena szacuje się, że może wynosić około 2,7 mld dol.

Analitycy nie mają złudzeń. Jeśli nowa władza chce utrzymać swoją dominację, będzie musiała wprowadzić zmiany polityczne i społeczne. Co zrobi, czas pokaże.

Źródło: FA, The Economist, Agnieszka Stelmach

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 125 224 zł cel: 300 000 zł
42%
wybierz kwotę:
Wspieram