30 marca 2021

Kard. Dominik Duka: Obecna sekularyzacja to nie nowość, to tylko jedna z jej mutacji

(Kard. Dominik Duka/fot. YT/SlanyTV)

Z pewnością jesteśmy również świadkami takich wymiarów globalizacji, które znamy z czasów panowania ideologii totalitarnych, i trzeba przyznać, że niektóre ruchy w dzisiejszym świecie w olbrzymim stopniu wykorzystują okazję, aby realizować swoje ideologiczne cele – mówi kard. Dominik Duka w rozmowie z portalem christianitas.sk.

 

Eminencjo, może to zabrzmi trywialnie, ale wydaje się, że żyjemy bardzo trudnych czasach, zwłaszcza dla chrześcijan, którzy starają się żyć zgodnie z nauką Kościoła. Jakie, według Księdza Kardynała, są perspektywy na przyszłość? Jakie jeszcze straty możemy ponieść i jak daleko posunie się sekularyzacja Europy i świata?

Wesprzyj nas już teraz!

– Proces sekularyzacji, obserwowany zwłaszcza w Europie, nie obejmuje w pełni całego kontynentu. Istnieją obszary, które są silnie zsekularyzowane, istnieją też obszary, na których toczy się zaciekła walka o dokończenie tego procesu, oraz miejsca, gdzie prowadzona jest obrona przed sekularyzacją. Ale to pojęcie jest wielowymiarowe, ponieważ znamy też pojęcie „duchowieństwo świeckie”, które oznacza księży diecezjalnych. Z pewnością mówimy również o klerykalizacji Kościoła i możemy zaobserwować dwie interpretacje, które są merytorycznie związane z tym terminem. Jedna dotyczy bezpośredniej i nieadekwatnej ingerencji Kościoła lub duchowieństwa w życie polityczne, kiedy to Kościół jest traktowany jako jedna z partii politycznych, co jest sprzeczne nie tylko z historią, ale także z samą eklezjologią. Z drugiej strony, gdy papież Franciszek mówi o klerykalizacji, ma na myśli tak zwaną „fałszywą kolegialność” kapłanów, co stanowi prawdziwy problem, ale wiemy, że w różnych częściach świata i różnych częściach Kościoła nie wszystkie terminy są jednoznaczne i postrzegane jednakowo.

 

Jeśli mamy odpowiedzieć na pytanie, jak daleko może zajść proces sekularyzacji, to przypuszczam, że w niektórych obszarach dotarliśmy na samo dno i nie udało nam się jeszcze odbić Kościoła od tego dna. Wspomnę na przykład o Belgii i Holandii. Ale nie twierdzę, że to wyczerpuje listę. Inne kraje poradziły sobie w walce z sekularyzacją i potrafiły się jej przeciwstawić. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że są to Francja czy Wielka Brytania. Widzimy, że walka toczy się również we Włoszech lub w Hiszpanii. Niektóre państwa radzą sobie z tym zupełnie inaczej, tych nie trzeba wymieniać. Tam, gdzie brakuje osobowości wśród kleru i episkopatu, proces sekularyzacji jest łatwiejszy.

Jednak sekularyzacja, taka jaką znamy tradycyjnie, jest wiązana z wrogim oddzieleniem państwa od Kościoła, jest to znane hasło wolności od religii, które oznaczało też utratę wolności wyznania, a nawet terror. Przypomnijmy sobie walkę kulturową prowadzoną w czasach Bismarcka w Niemczech, kiedy to znaczna część hierarchów została uwięziona lub internowana. Przypomnijmy sobie jakobińskie fale rewolucji francuskiej, to, co działo się w XIX wieku w Hiszpanii – w jaki sposób Kościół był eliminowany, klasztory zamykane, a duchowni więzieni. Obecna sekularyzacja to nie nowość, to tylko jedna z jej mutacji, ponieważ wciąż obowiązują słowa Jezusa „A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata”, a także, że „Bramy piekielne go nie przemogą”. Nie jestem więc defetystą i nie postrzegam sytuacji tak, że Kościół miałby się usunąć w cień.

 

Spędził Ksiądz Kardynał 40 lat życia w reżimie socjalistycznym, był w tajnym nowicjacie u dominikanów, komuniści odebrali Eminencji pozwolenie na pełnienie funkcji kapłańskich, był nawet Ksiądz więziony. Dla tych, którzy tego doświadczyli, komunizm oznaczał przede wszystkim cenzurę i tłumienie naturalnej różnorodności poglądów w życiu społecznym. Jak Ksiądz Kardynał ocenia fakt, że tymczasowo zablokowano mu dostęp do Twittera? Czy czasem nie wraca jakaś forma praktyk totalitarnych?

– Moje doświadczenia z lat poprzednich i obecne, z wielokrotnym blokowaniem dostępu do Twittera, nie są dla mnie zaskoczeniem. Tak zwana poprawność polityczna jest jedną z form cenzury, ponieważ w konsekwencji tworzy autocenzurę. Fakt, że niektórzy autorzy nie mogą publikować ponieważ są odrzucani przez wielu redaktorów i wydawców, również nie jest niczym nowym. Musimy sobie z tym poradzić i musimy liczyć się z tym, że w przyszłości nadal tak będzie. Nie są to jednak zarzuty kierowane wyłącznie względem mediów publicznych, które ze swej natury nie powinny tak postępować. Spotykamy się z tym również w mediach prywatnych i kościelnych, zgodnie ze znanym stwierdzeniem: „atak jest najlepszą obroną”. Wysiłek dialogu i porozumienia zastępujemy „inkwizycją”, czyli medialnym linczem i próbą odebrania głosu niektórym osobom. Jako chrześcijanie wiemy na ten temat swoje, z niektórymi naszymi poglądami nie da się już wejść do debaty bez wywołania hałasu. Myślę na przykład o obronie rodziny w sensie wyłącznego związku mężczyzny i kobiety oraz dziecka.

 

Bolączką dzisiejszej debaty jest teza, że prawda nie istnieje, to znaczy poza prawdą tych, którzy uważają, że kto nie tańczy, jak mu zagrają, powinien być uciszony, bo nie może mieć racji. Następnie otrzymuje etykietkę, aby było jasne, że nie należy rozmawiać z osobami o takich poglądach. Jednocześnie ma to być ostrzeżeniem dla innych. W tym kontekście koncentrację władzy medialnej w rękach kilku firm technologicznych postrzegam jako pewne zagrożenie. W efekcie przestaniemy szukać prawdy, bo zostanie ona nam dana, jednak nie jako wynik Objawienia, spotkania Boga z człowiekiem i długich stuleci kontemplacji i dyskusji nad jej treścią, ale jako nierozważna decyzja zarządu korporacji, z którą zresztą nikt nie będzie śmiał dyskutować. Cenzura nie przysłużyła się zbytnio władzy komunistycznej, podobnie i nam nie będzie służyć jej odpowiednik w postaci wymuszonej „poprawności”.

 

Współczesnym trendem politycznym, kulturowym i społecznym jest globalizacja. Światowi liderzy nie ukrywają już tej orientacji, wręcz przeciwnie, energicznie ją promują. Wielu katolików uznaje ten trend za urzeczywistnienie chrześcijańskiego uniwersalizmu. Czy zdaniem Księdza Kardynała globalizacja jest rzeczywiście tylko modyfikacją chrześcijańskiego uniwersalizmu czy raczej jego świeckim odchyleniem?

– Pytanie o globalizację do pewnego stopnia jest również odpowiedzią. Kościół zmierzający w kierunku uniwersalności jest częścią procesów globalizacji. Musimy się do tego dostosować, nie można udawać, że kultura skończyła się w XVIII wieku. Ale to nie znaczy, że powinniśmy wyprzedawać wartości, które posiadamy i na których wyrośliśmy jako cywilizacja. Jednocześnie musimy zdać sobie sprawę z tego, że Kościół nigdy – lub tylko w rzadkich przypadkach – nie przeprowadził dekulturalizacji, tylko w danym środowisku zawsze starał się przeprowadzać inkulturację Ewangelii. Jeśli weźmiemy pod uwagę rozwój teologii i filozofii, samego życia i sztuki Kościoła, to pokazuje nam to, jak urzeczywistnia się ta uniwersalność. W państwach Ameryki Południowej obserwujemy świętych od początku ery kolonialnej, mają oni swoje postaci i reprezentują swoje rasy. Znajdziemy tam anioły o czarnych twarzach, niektóre postacie mają rysy indiańskie lub całkowicie hiszpańskie. Przypomnijmy sobie szkołę z Cuzco, czyli peruwiańską, która stworzyła charakterystyczną niezależną teologię i potrafiła tą drogą podążać. Z pewnością jednak jesteśmy również świadkami takich wymiarów globalizacji, które znamy z czasów panowania ideologii totalitarnych, i trzeba przyznać, że niektóre ruchy w dzisiejszym świecie – gdy świat staje się jedną wioską – w olbrzymim stopniu wykorzystują okazję, aby realizować swoje ideologiczne cele i zasady. Dlatego sprzeciw wobec takich ideologii jest nie tylko uzasadniony, ale także bezwzględnie istotny.

 

W tym roku katolicy w Czechach i na Morawach, ale także na Słowacji i w innych krajach Europy, zwłaszcza Europy Środkowej, obchodzić będą 300. rocznicę beatyfikacji św. Jana Nepomucena. Jak postrzega Ksiądz Kardynał w tym kontekście tajemnicę spowiedzi i obecne wysiłki niektórych polityków, by kwestionować ten kapłański obowiązek? Jak chrześcijanie powinni rozumieć te dążenia w kontekście aktualnych wydarzeń?

– W naszych przygotowaniach do obchodów 300. rocznicy beatyfikacji Jana Nepomucena kierujemy się nie tyle kwestią tajemnicy spowiedzi, ile raczej naturą ogólnej tajemnicy zawodowej. Święty Jan Nepomucen stał się patronem tajemnicy spowiedzi dopiero na podstawie procesu kanonizacyjnego, w przeciwieństwie np. do męczennika tajemnicy spowiedzi św. Jana Sarkandra, który stał się wzorem dla postaci św. Jana Nepomucena i Jana Husa. Nie wiem, jak Jan Hus bronił swojej tajemnicy zawodowej, ale w przypadku św. Jana Nepomucena chodziło o poufną rozmowę, może nawet spowiedź. Sprawa dotyczyła małżeństwa, niewierności, ale też próby rozwodu Wacława IV, który chciał poślubić nową żonę, księżniczkę z Aragonii, ponieważ jego kasa świeciła pustkami. W tym względzie należy bronić nie tylko kwestii tajemnicy spowiedzi, ale także tajemnicy zawodowej, która dotyczy szeregu zawodów i jest zagrożona nie tylko przez różne akty prawne i ustawodawcze. To przede wszystkim media często nie szanują żadnej tajemnicy. Podobnie: z czasów totalitaryzmu znamy przypadek nadużycia instytucji spowiedzi, kiedy w konfesjonale zainstalowano urządzenie podsłuchowe, jak to się stało w miejscu urodzenia św. Jana Neumanna.

 

Od prawie roku doświadczamy bezprecedensowej fali działań wobec Kościoła usprawiedliwianych wskazaniem na COVID-19. Publiczne Msze święte są ograniczane pod względem liczby wiernych lub całkowicie odwoływane. Życie Kościoła jest w stanie, można powiedzieć, hibernacji. Czy – według Jego Eminencji – te środki są adekwatne? Jaki – w opinii Księdza Kardynała – będzie wpływ tych miesięcy na przyszłość Kościoła w Europie Środkowej i na świecie?

– Walka z koronawirusem, który rozprzestrzenił się z Chińskiej Republiki Ludowej, to poważna sytuacja, w której nie można kwestionować zasadności niektórych działań przeciwepidemicznych. Ukrywanie tej choroby, a nawet ukrywanie jej konsekwencji w początkowej fazie jej pierwotnego występowania spowodowało, że środowisko lekarskie było bardzo ostrożne. Widzimy, że przyjęte przepisy higieniczne i przeciwepidemiczne są w znacznym stopniu powiązane z aspektami politycznymi i ekonomicznymi, gdzie – jak widać – z politycznego punktu widzenia obywatele stają się zakładnikami, a środowiska polityczne często prowadzą z nimi nie do końca uczciwą grę. Mam tu na myśli brak informacji, niewłaściwe jest też ciągłe krytykowanie, a nawet karanie opinii publicznej. Powinniśmy zdawać sobie sprawę, że obywatel jest już dorosły i że ani on, ani jego zdrowie nie są własnością społeczną i że musi istnieć praworządny dialog między obywatelem a instytucjami rządowymi. Wiemy również, że do pewnego stopnia działania te zostały także wykorzystane do niektórych brutalnych działań sekularyzacyjnych i nagle zauważamy, że konferencje episkopatów we wspomnianej Belgii, Francji, Wielkiej Brytanii i Włoszech w końcu obudziły się, by bronić swoich praw.

 

W Czechach kościoły były otwarte przez cały okres epidemii. Uczestnictwo w nabożeństwach i udzielanie sakramentów były możliwe w ograniczonym stopniu. Te ograniczenia narzucone przez przepisy były wynikiem poszukiwania kompromisu na drodze dialogu rządu z przedstawicielami Kościoła. Z tego punktu widzenia potwierdza się, że nie jesteśmy najbardziej ateistycznym państwem w Europie, a wręcz przeciwnie, zasługujemy na to, by być traktowani jako pewien przykład postępowania w takiej sytuacji. Wiele kwestii, które napotykamy i które są krytykowane, nie opiera się na tych przepisach, ale na skrupulatnej interpretacji środków wprowadzanych przez rząd. Ale to już idzie na karb tych, którzy są odpowiedzialni za życie duchowe i liturgiczne w kraju.

 

Jak Ksiądz Kardynał postrzega nowo wybranego prezydenta Stanów Zjednoczonych Joe Bidena, drugiego katolika na tym urzędzie? Czy, biorąc pod uwagę jego bardzo lewicowe poglądy, odpowiednie władze kościelne nie powinny wydać oświadczenia wyjaśniającego sytuację, skoro wielu katolików jest oburzonych, a jego działania są sprzeczne z nauką Kościoła?

– Uważam, że wybór nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych jest przede wszystkim kwestią polityczną, a nie religijną. Jednak jego podejście do katolicyzmu i wiary katolickiej nie pozwala mi powiedzieć, że chcę go uważać za przedstawiciela katolików w Stanach Zjednoczonych. Uważam tak na podstawie jego przychylności względem aborcji, o której papież Franciszek mówi jako o „zabójstwie na zlecenie”, lub z uwagi na poparcie dla ideologii gender, której destruktywność papież porównuje do „skutków broni nuklearnej”. Świadczą o tym również wypowiedzi amerykańskich biskupów. Nie wszystkie kroki można zmierzyć naszymi katolickimi skalami, ponieważ polityka jest sztuką tego, co możliwe, a więc również sztuką kompromisów, ale poglądy obecnego amerykańskiego prezydenta na te kwestie są radykalnie sprzeczne z moralnością katolicką i dlatego mogą skłonić mnie do zadania pytania o szczerość jego katolicyzmu.

 

Biorąc pod uwagę presję wywieraną przez świat zachodni na wojnę kulturową: czy nie warto byłoby co najmniej zastanowić się nad teorią silnej Europy Środkowej, która znacznie ściślej współpracowałaby i była w stanie uchronić własną ludność przede wszystkim przed niszczycielskim upadkiem wiary?

– Odpowiadam w momencie, w którym obchodzimy 30. rocznicę powstania Grupy Wyszehradzkiej, której nazwa przywołuje wspomnienie o spotkaniu trzech władców trzech królestw. Gdy powstawała Grupa Wyszehradzka, w jej skład wchodziły trzy państwa, ale po podziale Czechosłowacji mamy już do czynienia z „czwórką wyszehradzką”. Wspólnota nawiązała kontakty robocze z Austrią, Słowenią, a także z krajami Bałkanów Zachodnich. Historycznie można powiedzieć, że jest to obszar misji św. Wojciecha. Z tego powodu Wyszehrad może być dla nas sposobem na znalezienie duchowej tożsamości, która oznacza zwycięstwo osobowości nad kolektywizmem, ale też nieokiełznanym i często samolubnym indywidualizmem. W dzisiejszych czasach głębokiej anarchii politycznej i kulturowej, wraz z utratą wizji i perspektyw, Wyszehrad i racjonalna współpraca „czwórki” może stać się wyraźnym wyzwaniem na przyszłość. Mówimy o czterech krajach, które historycznie czerpią ze spuścizny św. Wojciecha i które dziś różnią się od swoich sąsiadów na Zachodzie doświadczeniem życia pod rządami ideologii totalitarnej. W dzisiejszych czasach pełzających ideologii możemy zauważyć, że jest to doświadczenie fundamentalne i niezastąpione.

 

W czasie gdy różne ruchy lewicowe w USA i Europie Zachodniej obalają posągi i pomniki, które wiążą nas ze spuścizną naszych przodków, Kolumna Mariacka, obalona przez podobnie myślących wandali w 1918 roku, powróciła w Pradze na Rynek Starego Miasta. Jak Ksiądz Kardynał wyjaśni to zjawisko – w państwie, które jest uważane za najmniej religijne w UE?

– Jak już wspomniałem, wzniesienie Kolumny Mariackiej nie jest totalną anomalią, ponieważ w Republice Czeskiej w ciągu 30 lat zbudowano ponad pięćdziesiąt nowych kościołów i kaplic. Niedawno poświęciliśmy nowy kościół pw. Chrystusa Zbawiciela w Pradze, a teraz otwieramy zbiórkę na nowy kościół w Neratovicach, przemysłowym mieście, które reżim komunistyczny celowo wzniósł bez kościoła. Pewne stereotypy na temat ateistycznej i antyreligijnej polityki naszego państwa, które niestety często są powtarzane także w obrębie Kościoła katolickiego, nie są w tym kontekście do końca prawdziwe. Należy też zdać sobie sprawę, że po listopadzie 1989 r. nie rządzi u nas wojujący ateistyczny i antyklerykalny reżim, lecz jesteśmy państwem demokratycznym, które szanuje wolność religijną i daje Kościołowi niezbędną przestrzeń w świeckiej edukacji, opiece zdrowotnej, wojsku i więziennictwie.

 

Jeśli mówimy o pandemii wandalizmu, która poprzedziła budowę republiki po I wojnie światowej, to trzeba też z wyrozumiałością przyjąć, że podobna reakcja zachodzi za każdym razem, gdy społeczeństwo znajdzie się w pewnym punkcie zwrotnym. Pierwsza wojna światowa nie była też tylko wojną, co naprawdę rozumiał T. G. Masaryk, nazywając ją rewolucją światową. Prawdą są również słowa W. Churchilla, który powiedział, że do zniesienia konsekwencji I wojny światowej nie starczy stu lat.

 

W Czechach, podobnie jak na Słowacji, odbędzie się w tym roku spis ludności. Topnieje skłonność do potwierdzania przynależności do Kościoła katolickiego i wiary zarówno w naszym kraju, jak i w Czechach. Jakie są oczekiwania Jego Eminencji odnośnie do wyników spisu i jaką formę ewangelizacji powinien realizować Kościół?

– Spis powszechny odbywa się zawsze w ciągu jednego roku, raz na dziesięć lat, zarówno w Czechach, jak i na Słowacji. Różnica polega na tym, że w Czechach podczas ostatniego spisu ludności w 2011 r. dobrowolne pytania dotyczące narodowości i religii znalazły się w nieistotnym punkcie, a prawie połowa osób nie odpowiedziała na te pytania lub odpowiadała na nie żartobliwie. W związku z tym czeski urząd statystyczny zgodził się, aby podczas tegorocznego spisu ludności te pytania nie zostały zadane. W efekcie poszczególne Kościoły przeprowadzą spis ludności na podstawie swoich zasad, a każdy z nich doda do niego własną legendę.

 

Według międzynarodowego rocznego raportu statystycznego za wiernego uważa się osobę ochrzczoną. Przygotowaliśmy broszurę, która opiera się na statystycznie kwalifikowanych szacunkach. Posiadamy dane o liczbie chrztów z ksiąg parafialnych, ale nie posiadamy statystyk dotyczących zgonów, ponieważ obecnie nie prowadzimy tych danych, więc nie wiemy kto został pochowany i jak. Uważam jednak, że nasze szacunki są dokładniejsze niż ostatni spis powszechny. Krótko mówiąc, mniej więcej połowa obywateli jest ochrzczona, z czego prawie 4 miliony należą do Kościoła rzymskokatolickiego. Jeśli chodzi o praktykujących, musimy rozróżnić między osobami regularnie uczęszczającymi na niedzielną Mszę, tak zwanymi dominicantes, których według badań jest około pół miliona – z tendencją spadkową, gdyż odchodzi starsze pokolenie. Nieregularnie uczęszczających jest około 1 milion. Więcej jest z kolei tych, którzy mają kontakt ze swoim kościołem w duchu słów papieża Benedykta XVI – wiedzą o kościele, sympatyzują z nim, czasem chodzą na nabożeństwa, wspierają go. To około 2,5 miliona ludzi. Są też osoby, które zostały ochrzczone głównie w czasach komunistycznych i nie przeszły przez żadną formację religijną, a wiele z nich często musi się upewnić, czy zostały ochrzczone. Co do wystąpień z Kościoła, dotyczy to kilkudziesięciu osób rocznie. Kwestii stopnia wiary nie można dobrze ująć statystycznie. Jednak to, co mnie cieszy w tych statystykach, to fakt, że średni wiek uczęszczających na nabożeństwa w diecezji praskiej spada i wynosi nieco ponad czterdzieści lat. Radość sprawiły mi również wnioski z niedawnego badania o postrzeganiu niedzieli, mówiące że dla większej części narodu to czas dla innych, czas odpoczynku, a więc Dzień Pański w formie świeckiej. Dużym problemem w naszym kraju pozostaje ciągłe wyludnianie się wsi, chociaż ostatnio zauważyliśmy pewien odpływ ludzi z miast na wieś, co jest trendem, który koronawirus prawdopodobnie przyśpieszy.

 

Jeśli chodzi o sposób ewangelizacji, naszym głównym zadaniem była i pozostaje działalność duszpasterska. Tutaj również powinniśmy mieć świadomość, że społeczeństwo jest w ciągłym ruchu i że musimy nasze działania dostosować tak, aby być na czasie. Nie możemy oferować współczesnemu człowiekowi recepty: musimy prowadzić ewangelizację w duchu głębokiej pokory i zaproszenia do dialogu. Dyskutujmy, rozmawiajmy, szukajmy. Zasady Ewangelii, które głosimy, są również zasadami naszej cywilizacji, która wyrosła ze starożytnego dziedzictwa żydowskiego, ale została też wzbogacona dziedzictwem germańskim, celtyckim i słowiańskim. Nowe technologie – mikrofony, głośniki, telewizja, Internet i inne oferowane przez dzisiejsze czasy – należy wykorzystywać, ale z rozwagą. Nie narzucajmy propagandy i ostatecznych sądów. Nowość to nie istota, ale podejście. Krótko mówiąc: nie bójmy się tradycji i nie bójmy się elementów, które mogą ją wzbogacić.

 

 

Dziękuję za rozmowę!

Rozmawiał Mário Vadás

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(2)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 127 724 zł cel: 300 000 zł
43%
wybierz kwotę:
Wspieram