14 października 2020

Kard. Zen: „zjednoczenie”, czyli marszem do „Kościoła” schizmatyckiego!

(fot. REUTERS/Bobby Yip/File Photo)

Emerytowany biskup Hongkongu kardynał Joseph Zen Ze-kiun odniósł się do wystąpienia watykańskiego sekretarza stanu, kardynała Pietro Parolina. „Nie ma żadnej ciągłości między Benedyktem, mówiącym Ostpolitik „nie”, a Franciszkiem mówiącym jej „tak”. Istnieje ciągłość polityki realizowanej przez kardynała Parolina: przedtem nie realizował linii Benedyka, dziś jego politykę realizuje Franciszek” – ocenia chiński kardynał.

 

Chiński purpurat odniósł się do wystąpienia kardynała Pietro Parolina z 3 października, poświęconego relacjom Stolicy Apostolskiej z Chinami. Jak ocenił kard. Zen, wystąpienie to nie było dowodem naiwności ani ignorancji, opierało się na serii wystudiowanych kłamstw. Najobrzydliwszą rzeczą była zniewaga wymierzona Benedyktowi XVI poprzez słowa, jakoby miał popierać porozumienie zawarte dwa lata temu przez Stolicę Apostolską. Wiemy, że słodki, łagodny Benedykt z pewnością nie zaprzeczy temu publicznie – czytamy. Parolin wie, że kłamie. Wie, że ja wiem, że kłamie. Wie, że będę wszystkim mówić o tym, że jest kłamcą. Jest nie tylko bezwstydny, ale i odważny. Czego by się nie odważył dokonać teraz? Myślę, że nie boi się nawet swojego sumienia. Obawiam się, że nie posiada wiary. Takie odniosłem wrażenie obserwując, jak sekretarz stanu Parolin w przemówieniu upamiętniającym kardynała Casaroliego chwalił jego sukces polegający na ustanowieniu hierarchii kościelnej w komunistycznych krajach Europy. Mówił wówczas tak: „kiedy spoglądamy na biskupów, nie szukamy gladiatorów, którzy systematycznie opieraliby się rządom i lubili popisy na scenie politycznej”. Napisałem do niego wówczas z pytaniem, czy zamierzał w taki sposób opisać kardynała Wyszyńskiego, kardynała Mindszenty’ego i kardynała Berana. Odpowiedział temu nie przecząc. Napisał jedynie, że jeśli jestem niezadowolony z jego przemówienia, to przeprasza. Jednakże kto gardzi bohaterami wiary, ten sam wiary nie posiada!

Wesprzyj nas już teraz!

 

Następnie kardynał Zen zauważa, że kard. Parolin ma rację twierdząc, że próby dialogu Watykanu z Chinami zostały zarzucone w trakcie pontyfikatu Piusa XII. Wbrew jednak temu, co zostało zasugerowane przez sekretarza stanu, to nie „porzucenie dialogu” było prawdziwą przyczyną „wzajemnej nieufności, naznaczającej późniejszą historię”. Czy historię można w ten sposób upraszczać? Co z wydaleniem wszystkich misjonarzy, po tym jak osądzono ich jako imperialistów, ciemiężycieli narodu chińskiego, a nawet jako morderców? Wydalono także przedstawiciela papieża, jak i wielu biskupów, którzy przedtem lata spędzili w więzieniu. Po wypędzeniu „imperialistycznych ciemiężycieli” zaczęli karać uciemiężonych, chińskie duchowieństwo i wiernych, winnych tego, że nie chcieli wyrzec się religii przyjętej od tych ciemiężycieli! Połowa Kościoła trafiła do więzień i obozów pracy przymusowej. Pomyślcie tylko o młodych członkach Legionu Maryi, którzy trafili do więzień jako nastolatkowie, a opuścili je mając po 40 lat (oczywiście, za wyjątkiem tych, którzy w więzieniach zmarli…). Druga połowa także trafiła do więzień, ale dopiero po torturach przeprowadzanych przez czerwonych strażników rewolucji kulturalnej. Po tym nastało 10 lat milczenia. Niektórzy powiedzą tak: czy nie jesteś w stanie zapomnieć o cierpieniach przeszłości? Sam osobiście nie doświadczyłem cierpień (od 1948 r. przebywałem na terenie Hongkongu), ale moja rodzina i bracia w wierze ich doświadczyli. Oczyszczenie pamięci? Przebaczyć? Tak, ale czy zapomnieć o historii? Historia jest przecież nauczycielką życia!

 

Kardynał Parolin – kontynuuje kard. Zen – wspomniał w trakcie swego wystąpienia kard. Rogera Etchegaray’a, który rozpocząć miał nowy rozdział w relacjach watykańsko-chińskich. Kard. Etchegaray, „niereformowalny optymista” zakochany w Chinach, spotkał się ze strony przedstawicieli komunistycznego Pekinu z festiwalem obelg w ramach kampanii przeciwko kanonizacji chińskich męczenników za wiarę. Z kolei arcybiskup Claudio Maria Celli, który pełnił rolę watykańskiego negocjatora przed kard. Parolinem, narzekał, że rozmowy z chińskimi komunistami w żadnym stopniu nie przypominają negocjacji. Strona chińska niczego nie negocjowała, powtarzała jedynie słowa „Podpiszcie porozumienie”, jakby odtwarzała je z taśmy. Dziś arcybiskup Celli ma dla niezależnego Kościoła w Chinach tylko jedno słowo: współczucie. Jednakże prawdziwe współczucie służyć powinno uwolnieniu niewolników od noszonych kajdan, a nie zachęcaniu ich do bycia dobrymi niewolnikami.

 

Nie istnieje żadna ciągłość „wschodniej” polityki Watykanu. Nie było takiej ciągłości między staraniami podejmowanymi w trakcie pontyfikatu Pawła VI a strategią realizowaną przez Jana Pawła II, nie mówiąc już o kolejnych pontyfikatach. W rzeczywistości, nie ma kontynuacji łączącej Benedykta i Franciszka, jest tylko ciągłość osoby Parolina. W mojej książce „For Love of My People I Will Not Remain Silent” opowiedziałem historię potężnej grupy w Watykanie, która nie zamierzała podążać za linią Benedykta w kwestii rozwiązania problemów z rządem w Pekinie. Nasuwa się pytanie: czy papież znany ze swej twardości (niektórzy nadawali mu przezwisko „Rottweilera Pana Boga”) by to tolerował? Tak. Papież Benedykt, będący najłagodniejszym i najbardziej nieśmiałym człowiekiem na świecie, posiadał wielką niechęć do sprawowania władzy. Pewnego dnia ja, będąc wielkim grzesznikiem, nadąsałem się na niego i powiedziałem: „Mówisz mi, że chcesz mojej pomocy w sprawie Kościoła w Chinach. Inni nie realizują Twojej linii i na to nie reagujesz. Co ja miałbym zrobić? Bertone i mi nie pomaga”. Odpowiedział: „Czasem nie chcesz kogoś obrazić”. Miał na myśli kardynała Diasa, ówczesnego prefekta Kongregacji ds. Ewangelizacji Narodów, który – razem z negocjatorem ze strony Stolicy Apostolskiej, kardynałem Parolinem – entuzjastycznie podchodził do tej Ostpolitik. Ktoś mógłby powiedzieć, że ujawniam rzeczy wypowiedziane w trakcie prywatnej rozmowy i które mogłyby wprawić zainteresowaną osobę w zakłopotanie. Tak, ale myślę, że lepiej uczynić tak niż pozwolić na to, by osoba ta wzięła na siebie odpowiedzialność za przyjęcie złego porozumienia.

 

Rozmowy z Pekinem układały się różnie. Kiedy kierował nimi kard. Tomko, w Watykanie odbywały się regularne, choć niejawne, spotkania poświęcone tej kwestii. Kiedy z kolei w trakcie pontyfikatu Benedykta XVI powołano oficjalną Komisję, sytuacja uległa zmianie. W końcu, w roku 2010 pojawiły się pogłoski świadczące o tym, że porozumienie zostało oficjalnie przygotowane i czeka na zatwierdzenie papieża. Później zapadła… cisza. Parolin został nuncjuszem w Wenezueli, do watykańskich kongregacji weszli Savio Hon oraz arcybiskup Ettore Balestrero. Pozwala to wnioskować nam – kontynuuje emerytowany biskup Hong Kongu – że Benedykt XVI odrzucił przygotowaną propozycję porozumienia.

 

Kiedy papież Franciszek wezwał kardynała Parolina z Wenezueli i uczynił go sekretarzem stanu, to jedną z pierwszych rzeczy, jaką uczynił, było odesłanie po cichu do historii Komisji ds. Kościoła w Chinach. Wkrótce już nic nie stało na przeszkodzie Ostpolitik względem Chin. Dialog z wrogiem? Tak. Ale już dialog między nami? Nie! Co oczywiste, papież Franciszek złożył Chiny w ręce swego sekretarza stanu. (…) Będę pytany: czy masz na myśli to, że Parolin manipuluje Ojcem Świętym? Tak, nie wiem dlaczego papież pozwala sobie na to, aby być manipulowanym, ale mam powody pozwalające mi w to wierzyć, przez co krytyka Stolicy Apostolskiej staje się dla mnie rzeczą mniej obrzydłą i bolesną. Kard. Zen sugeruje, że rozmowy między Stolicą Apostolską a Pekinem odbywały się poza wiedzą papieża, który był zaskoczony ich rezultatem, ale ostatecznie zgodził się przyjąć porozumienie lub je tolerował.

 

Tajność porozumienia wciąż prowokuje zasadnicze pytania. Jak faktycznie wyglądać ma procedura nominowania biskupów? Jak wiele do powiedzenie będzie mieć w niej Stolica Apostolska? Kogo chińscy komuniści będą wybierać na „swoich” biskupów? Czy będą to ludzie spełniający minimalne choć oczekiwania? Jaki komunikat wysyła „legalizacja” reżimowych hierarchów? Obecnie przesłanie, jakie wysyłają chińskim katolikom, streszcza się w bardzo prostych słowach: mieliśmy rację trzymając z rządem…

 

Szczególnie obrzydliwie potraktowano dwóch prawowitych biskupów, którzy zostali zmuszeni do ustąpienia biskupom ekskomunikowanym. Huang Bingzhang, obecnie legalny biskup Shantou, po swoim „zwycięstwie” nad biskupem Zhuangiem Jianjianem zorganizował wielkie uroczystości w katedrze. Przybyło na nie jego duchowieństwo i jego wierni, duchowni i wierni lojalni wobec biskupa pozbawionego katedry nie zostali wpuszczeni – policja pilnowała właściwego porządku. Chcieli, aby Jianjian dołączył do koncelebry, chcieli go upokorzyć. Starszy już biskup cieszy się jasnym umysłem, odparł tak: „Kiedy się żenisz, to się to świętuje. Kiedy jednak zostałem zmuszony do rozwodu z moją diecezją, to co tu świętować?”. Następnie odszedł. Biskup Guo Xijin z Mindong, kierujący wspólnotą nieoficjalną, ale o wiele liczniejszą od tej, którą kieruje jego rywal, podporządkował się decyzji Watykanu. Zrzekł się swojej pozycji na rzecz biskupa ekskomunikowanego i zgodził się zostać jego biskupem pomocniczym. Wszyscy jednak widzą, że tak utrudniano mu życie, że pozostało mu tylko złożenie rezygnacji (to informacja z ostatnich dni).

 

Kardynał Joseph Zen stawia sprawę jasno. Czy Kościół w Chinach został ostatecznie zjednoczony? Czy doszło do zbliżenia między obydwoma wspólnotami? Czy tylko dlatego, że w tej nieszczęsnej sytuacji papież udzielił błogosławieństwa zwycięzcom, to doszło normalizacji życia kościelnego? Czy rzeczą tak dobrą jest to, aby w obiektywnie schizmatyckim Kościele wszyscy biskupi byli legalni? Na czym polega tu postęp? Jaką w ten sposób rozpoczęto podróż? Eminencja Parolin zdaje się pokornie twierdzić, że efekty porozumienia nie dały szczególnych powodów do ekscytacji. To jednak oczywiście mało powiedziane, sam bym stwierdził, że te efekty były zwyczajnie katastrofalne.

 

W czerwcu zeszłego roku Watykan wydał oficjalne – choć wymownie anonimowe – rekomendacje dla chińskiego duchowieństwa. Każdy prezbiter został „zaproszony” do przyłączenia się do oficjalnego Stowarzyszenia Patriotycznego, do niedawna będącego „równoległym”, bo „oficjalnym Kościołem” kontrolowanym przez komunistów. Nie był to nakaz, ale… co pozostaje tym, którzy nie zdecydują się skorzystać z tego zaproszenia? Jeśli dołączą do Stowarzyszenia, sprzeniewierzą się wierności kierującej ich poprzednimi decyzjami, będą traktowani jako duchowni drugiej kategorii. Jeśli nie zdecydują się na ten krok, nie będą mieć kościołów, w których mogą celebrować liturgię, zostanie im życie w katakumbach i… czekanie. Równocześnie, od czasu podpisania tajnego porozumienia sytuacja chińskich katolików się jeszcze pogorszyła. Nasiliły się prześladowania, zwłaszcza grup „podziemnych”. „Sinizacja” nie jest inkulturacją. To religia wyznawana przez partię komunistyczną, jej najważniejszymi bóstwami są kraj, partia i przywódca partyjny – pisze kard. Zen. Jak się okazało, to „porozumienie” objęło także i… Hongkong. W końcu Pekin objął tę metropolię swoimi prawami dotyczącymi bezpieczeństwa narodowego, zaprowadził swój reżim na całym jej terytorium. Teraz już oficjalnie mówi się, że kolejny biskup Hongkongu obejmie katedrę tylko wówczas, kiedy… zaakceptują go chińscy komuniści.

 

Źródło: oldyosef.hkdavc.com

 

mat

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 127 784 zł cel: 300 000 zł
43%
wybierz kwotę:
Wspieram