„Już drugie zagraniczne laboratorium potwierdza, że na wraku samolotu Tu-154M, który rozbił się 11 lat temu w Smoleńsku, znajdowały się materiały wybuchowe” – pisze tygodnik „Sieci” i podkreśla, że „zbliżamy się do prawdy o przyczynach tragedii narodowej z kwietnia 2010 r.”.
W sobotę minie 11 lat od katastrofy smoleńskiej, w której zginęli najważniejsi przedstawiciele państwa polskiego, udający się na obchody poświęcone zbrodni katyńskiej.
Wesprzyj nas już teraz!
Tygodnik „Sieci” poinformował o najnowszych ustaleniach ekspertów z włoskiego laboratorium, którzy na zlecenie polskich śledczych zajmowali się wyjaśnianiem katastrofy.
„Z naszych informacji wynika, że włoskie Laboratorium Kryminalistyczne Korpusu Karabinierów, do którego przesłano próbki do badań, wykryło na nich materiały wybuchowe. Ekspertom z Rzymu przekazano do analizy ślady zabezpieczone podczas sekcji zwłok i pochodzące z foteli polskiego tupolewa. Po badaniach w Rzymie wiadomo, że są na nich ślady trotylu oraz RDX (heksogenu). To potwierdzenie badań brytyjskich prowadzonych w Forensic Explosives Laboratory (FEL) w Kent” – czytamy.
W artykule dziennikarze zauważają, że materiały wybuchowe znaleziono wyłącznie na fragmentach pochodzących z rozbitej maszyny.
„Do włoskiego laboratorium przekazano również próbki gleby z okolicy wrakowiska. Chodziło o to, by się upewnić, czy znalezione na fragmentach samolotu materiały wybuchowe nie pochodzą z ziemi, na którą upadł. Zwracano uwagę, że to możliwe, bo w pobliżu położone są lotnisko i jednostka wojskowa. W badanej glebie ze Smoleńska niczego jednak nie było” – napisano.
W kolejnej części artykułu autorzy piszą też o pracach specjalnej podkomisji, która miała wyjaśnić kulisy tej niewyobrażalnej tragedii.
„Ostatnie doniesienia mówią o tym, że na kolejną rocznicę pojawi się kolejny raport, ale wciąż nie ten „ostateczny”. Ma być to „raport techniczny 2.0”. W licznych wypowiedziach publicznych Antoni Macierewicz twierdził, że finalnego dokumentu nie da się sporządzić, bo zagraniczni eksperci z powodu epidemii nie mogą się zjawić w Polsce i złożyć podpisów pod dokumentem. Tylko że nie ma czego podpisywać. Nie tylko dlatego, że część analiz nie jest skończona (m.in. te prowadzone w USA przez instytut NIAR), lecz także z powodu braku zgody w podkomisji co do niektórych okoliczności katastrofy. Gdyby miała ona kończyć prace dziś, mielibyśmy dwa albo trzy sprzeczne z sobą raporty” – czytamy.
Źródło: wPolityce.pl, tygodnik „SIECI”
TK