22 czerwca 2015

O tempora, o mores! Chciałoby się rzec na wieść o tym, iż dożyliśmy czasów, w których prokurator stawia zarzuty jednemu mężczyźnie za to, że drugiemu mężczyźnie wymierzył honorowy policzek. Parlament Europejski uchylił immunitet Janusza Korwin-Mikkego, a prokuratura zagroziła grzywną, a nawet utratą wolności do lat trzech. Czy coś takiego byłoby do pomyślenia w II Rzeczpospolitej?

 

Pan Janusz Korwin-Mikke usłyszał od warszawskiego prokuratora okręgowego zarzut „naruszenia nietykalności osobistej”. Grozi mu za to kara grzywny, ograniczenia wolności lub nawet pozbawienia wolności do lat trzech. O co poszło? Ano o to, że pan Korwin-Mikke w europarlamencie spoliczkował pana Michała Boniego. Za co? Za kłamstwa lustracyjne pana Boniego oraz wyzwiska, jakie ten kierował publicznie pod adresem pana Korwin-Mikkego.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Wobec wzmiankowanego zdarzenia, czy ktoś będzie jeszcze żywił nadzieję, iż nie jesteśmy narodem lubiącym skrajności? Podejście do honoru waha się u nas od junackiej buty, wyciągającej rewolwer bądź szablę z byle powodu – do zasłaniania się państwowym aparatem represji w przypadku, gdy padło się „ofiarą” honorowej kary za własne przewinienia.

 

Dla przykładu, w XIX wieku Polacy byli skłonni pojedynkować się o budzące emocje dzieła literackie. Tak Juliusz Słowacki został wyzwany na pojedynek przez krytyka literackiego Stanisława Ropelewskiego, którego uraziły ustępy Beniowskiego traktujące o wydawcach pisma Młoda Polska. Z kolei w okresie międzywojennym sporą popularnością cieszyła się książeczka autorstwa niejakiego Władysława Boziewicza – Polski Kodeks Honorowy.

 

Abstrahując od moralnej oceny pojedynkowania się, czy też wątpliwej konduity moralnej samego pana Mikkego, nie należy wszakże zamykać oczu na horrendalność komentowanej sytuacji. Otóż państwo postanawia postawić przed wymiarem sprawiedliwości, a w konsekwencji ukarać mężczyznę, który z drugim mężczyzną męską sprawę postanowił załatwić po męsku. Sytuacja, w której w podobnych okolicznościach państwo w ogóle wkracza pomiędzy dwóch zdrowych, pełnosprawnych mężczyzn jest nie do zaakceptowania z punktu widzenia zdrowego rozsądku i zwykłej ludzkiej godności.

 

W tym sojuszu absurdu z jednej strony mamy pana Michała Boniego, który nie miał wstydu publicznie kłamać na temat własnych powiązań z aparatem terroru PRL i kierował obelgi pod adresem innego polityka, z drugiej strony napotykamy tak zwane „państwo opiekuńcze”, które skwapliwie bierze pod swe matczyne skrzydła biednego skrzywdzonego chłopca, a na brutalnego oprawcę nasyła prokuratora.

 

Tchórzostwo jednego, spotęgowane przez „opiekuńczy” cynizm drugiego daje efekt wyjątkowo żałosny. Oto bowiem okazuje się, że to, co pod każdą szerokością geograficzną jeszcze kilkadziesiąt lat temu było całkowicie normalne – to mianowicie, że sprawy męskie są między mężczyznami, a jedynym pośrednikiem może być co najwyżej sekundant – teraz staje się anomalią i przestępstwem ściganym na mocy prawa.

 

Tak wygląda nowy „Kodeks Honorowy” stosowany przez III RP, w którym honor zastąpiły „demokratyczne prawa obywatela”. Efektem stosowania tego osobliwego „kodeksu” jest równie osobliwy terror – taki mianowicie, iż liberalny moloch państwowy narzuca swoim obywatelom jasny przekaz: „Bądźcie słabi!”. Współczesne liberalne totalitaryzmy stawiają jednoznaczne ultimatum: „Bądźcie słabi, nie bierzcie własnych spraw we własne ręce, bo w przeciwnym wypadku spotka was kara i niech wam się nie wydaje, że zachowania waszych zacofanych dziadków ujdą wam na sucho”. Oto postęp! Oto sprawiedliwość dziejowa!

 

Filip Obara

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 127 724 zł cel: 300 000 zł
43%
wybierz kwotę:
Wspieram