15 czerwca 2020

Marks i „człowiek ekologiczny”. Jak rewolucja zatoczyła koło

(Fot. Pixabay)

Działająca w Nowym Jorku przez wsparciu rządu niemieckiego „postępowa” Fundacja Róży Luksemburg, której zadaniem jest m.in. edukacja obywatelska i międzynarodowa współpraca na rzecz upowszechniania progresywnej myśli i demokracji, opublikowała w maju obszerny artykuł Jamie Tyberg zatytułowany: Unlearning: from degrowth to decolonization. Tekst odnosi się do coraz bardziej popularyzowanej koncepcji post-wzrostowej gospodarki i zerowego wzrostu gospodarczego. Autorka łączy ten pomysł z dekolonizacją i nowym zielonym ładem.

 

Tyberg to działaczka ruchu na rzecz klimatu, związana z Fundacją Róży Luksemburg. Przypomina ona wygłoszone w 2018 roku przez oenzetowski Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC) twierdzenie, że bez radykalnej transformacji systemów: energetycznego, transportowego i rolniczego w ciągu najbliższych 12 lat świat znajdzie się na drodze do wzrostu temperatury powyżej 1,5 stopnia Celsjusza. To więcej niż założono w programach nakreślonych do 2030 r. By do tego nie dopuścić, konieczne jest ograniczenie w ciągu najbliższej dekady emisji dwutlenku węgla do poziomu wynoszącego aż o 45 procent poniżej poziomu z 2010 r. Docelowo do 2050 roku świat winien osiągnąć tzw. neutralność klimatyczną, czyli całkowicie zdekarbonizować się.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Transformacja według Marksa

Mieszkająca w Stanach Zjednoczonych analityk koreańskiego pochodzenia wskazuje, że osiągnięcie tego celu nie będzie możliwe bez globalnej współpracy. Obecnie USA od 1960 roku zużywa najwięcej energii na jednego mieszkańca. Ma także najniższy na świecie udział energii elektrycznej pozyskiwanej ze źródeł odnawialnych. Sama armia amerykańska ma emitować więcej gazów cieplarnianych niż 140 krajów łącznie.

 

Potomkini „skolonizowanego ludu Korei” – jak pisze o sobie Tyberg – uważa, że remedium na wszystkie dzisiejsze problemy społeczne i ekonomiczne jest ruch degrowth, czyli propagujący zerowy wzrost gospodarczy. Często określany on jest mianem post-wzrostowego i opiera się na ekonomii ekologicznej oraz antykapitalistycznych ideach.

 

To ruch postindustrialny, który – zdaniem autorki – miałby poradzić sobie z problemem nierównomiernego rozłożenia bogactwa i konfliktów rasowych. To także antidotum na „kolonializm” i „imperializm na całym świecie”. Tyberg uważa, że jej obowiązkiem jako przybysza do USA jest „intelektualne i polityczne pobudzanie do dekolonizacji”.

 

Działaczka przywołuje opinie historyka rozwoju Timothée Parrique, który sugeruje, że ruch wywrotowy „zaczął się od troski o środowisko naturalne w celu zmniejszenia zużycia zasobów, by następnie stać się liderem ruchów emancypacyjnych przeciwko rozwojowi, kapitalizmowi i wzrostowi gospodarczemu”. Z biegiem czasu inicjatywa degrowth stała się czymś więcej niż krytyką obecnego społeczeństwa rozwijającego się. To pełnoprawna alternatywa dla tego społeczeństwa – dodaje analityk Fundacji Róży Luksemburg.

 

Wyjaśnia ona, że „postęp mówi nam, abyśmy dbali o system ziemski, o ludzi i redystrybuowali wszelkie nadwyżki z powrotem na ziemię i ludzi”. Lektura prac rdzennych i czarnych myślicieli na temat ruchu degrowth takich, jak np. opracowanie Tiffany Lethabo King pod tytułem: The Black Shoals: Offshore Formations of Black and Native Studies, pozwala wykorzystać ruch degrowth w służbie dekolonizacji.

 

W upowszechnieniu koncepcji post-wzrostu pomaga ekosocjalistyczna międzynarodówka: First Ecosocialist International. Około 100 osób z 19 krajów na pięciu kontynentach, w tym 12 przedstawicieli rdzennej ludności Ameryki opracowało program transformacji zgodnej z założeniami myśli ekologicznej Karola Marksa, by zasklepiać marksistowską „szczelinę metaboliczną” między ludźmi a Ziemią.

 

Ruch degrowth obejmuje troskę, autonomię i samowystarczalność. Według jego założeń, należy dbać o osoby słabsze i być przygotowanym na ponoszenie osobistych kosztów. Promuje się solidarność i interpersonalną opiekę, polegającą na odrzuceniu zachodnich, binarnych skutków pracy opiekuńczej.

 

Innymi słowy, opieka nie powinna mieć charakteru męskiego czy kobiecego. Ma za to polegać na psychicznym, fizycznym i relacyjnym wspieraniu integralności każdego człowieka i naszych ekosystemów. Inaczej także traktuje się pracę. Jej wartość mierzona jest czasem poświęconym sobie samemu, rodzinie, przyjaciołom i działaniom dla ludzkości.

 

Autonomia – tłumaczy Tyberg – to zdolność do nadawania sobie samemu praw i zasad. Nikt nie ma prawa narzucać ich innym zbiorowo. Autonomia dopuszcza samoograniczenia, zbiorowe powstrzymanie się od dążenia do wszystkiego. Miałaby ona polegać na życiu w pewnych granicach natury i projektowaniu wszystkiego w każdej warstwie społeczeństwa w taki sposób, by dążyć do „zrównoważonego ekologicznie i wrażliwego na kulturę procesu, mającego na celu zapewnienie przyszłym pokoleniom czystego powietrza, wody i gleby”.

 

Zasada autonomii przemawia również przeciwko technologicznym rozwiązaniom obecnych kryzysów, by odciągnąć nas od eko-apartheidu.

 

W stronę „zrównoważonego świata” i trybalizmu

Poza opieką i autonomią potrzebna jest nam jeszcze samowystarczalność. To coś w rodzaju „zasady sprawiedliwości (…), zgodnie z którą każdy dziś i jutro powinien mieć wystarczająco dużo zasobów, aby zaspokoić swoje podstawowe ludzkie potrzeby i nikt nie powinien mieć zbyt wiele w stosunku do granic planety”. Innymi słowy, samowystarczalność nie byłaby możliwa bez samoograniczenia wymaganego przez „autonomię” czy „kulturę opieki”, która sprzyja tym ograniczeniom.

 

Tyberg pisze, że zasada samowystarczalności przypomina zasadę siódmego pokolenia, starożytnej filozofii Irokezów, która uczy, że podejmowane dziś decyzje powinny doprowadzić do pojawienia się zrównoważonego świata i pokolenia w przyszłości. Jest to możliwe dzięki dépense, które odnosi się do społeczeństwa wykorzystującego swoją nadwyżkę energii w taki sposób, aby wszyscy obywatele w każdym wieku i o różnych umiejętnościach mogli znaleźć nowe, nieszkodliwe sposoby budowania wspólnotowego, zbiorowego życia. Nasze obecne społeczeństwo przemysłowe rzekomo pozbawia społeczności możliwości zarządzania nadwyżką energii, którą wytwarzają wspólnoty wskutek stawiania jednostki ponad kolektywem.

 

Tyberg wzywa de facto do powrotu do trybalizmu, „suwerenności tubylczej” oraz „procesu” budowania wszystkiego na nowo. Ruch degrowth nie być jedynie deklaracją, ale zbiorem praktyk, które mają umożliwić zmianę warunków i dopasowanie całego naszego życia do nowych wymogów budowy nowego społeczeństwa trybalistycznego. To ma być – według marksistki – nasz wymarzony świat. W jego urzeczywistnieniu pomoże nam program nowego zielonego ładu.

 

W następstwie podjętych działań przestaną istnieć „rasistowskie państwa”, „instytucje, które niesprawiedliwie atakują i więzią ludy tubylcze, i wszystkie uciskane ludy”. Powstanie ekonomia, która stworzy „warunki do rozwoju” i ustąpi „okropna przemoc przeciwko naszym krewnym, nie będących istotami ludzkimi”. Rdzenne kobiety znajdą się w centrum zainteresowania. W tej walce o „wyzwolenie” ludności rdzennej i innych społeczności ma pomóc ruch LGBTQ2+. Docelowo ziemia ma wrócić do rdzennej ludności itp.

 

Ojcowie komunizmu wiecznie żywi

Tyberg nawiązuje do myśli Karola Marksa i Fryderyka Engelsa, będących pod wpływem dziewiętnastowiecznych naukowców: Matthiasa Schleidena, Carla Frassa i Justusa von Liebiga, piszących o regionalnych zmianach klimatu, wyjałowieniu gleby i dewastacji środowiska przez ludzi.

 

Marks w latach 60. XIX wieku głosił w swoim głównym dziele – „Kapitale”, że „zamiast świadomego i racjonalnego traktowania ziemi jako trwałej własności komunalnej, jako niezbywalnego warunku istnienia i reprodukcji łańcucha ludzkich pokoleń”, kapitalizm doprowadził do „wyzysku i trwonienia mocy ziemi”. „Rezultatem był nieodwracalny rozdźwięk we współzależnym procesie społecznego metabolizmu” między człowiekiem a naturą.

 

Ideolog komunizmu omawiał ekologiczną sprzeczność między funkcjono­waniem przyrody a społeczeństwem kapitalistycznym jako „lukę nie do zasklepienia w opartym na wzajemnych zależnościach procesie społecznego metabolizmu”.

 

Tę lukę można, jego zdaniem, przezwyciężyć (charakterystyczne heglowskie sprzeczności) poprzez „racjonalne uregulowanie procesu pracy przez zrzeszonych producentów w zgodzie z potrzebami przyszłych pokoleń”. „Proces pracy” autor opisał jako „stosunek metaboliczny występujący między ludźmi a przyrodą”.

 

Przewidział również, iż w społeczeństwie o wyższej formie socjalizmu „związani z nim producenci” będą „regulować ludzki metabolizm przyrody w sposób racjonalny (…), osiągając go przy jak najmniejszym wydatku energii i w warunkach najbardziej godnych i odpowiednich dla ich ludzkiej natury”.

 

Marks i Engels zajęli się w swoich pismach większością problemów, którymi straszą dzisiaj zwolennicy teorii globalnego ocieplenia: zmianą klimatu (wówczas postrzeganą jako zjawisko regionalne), degradacją gleby, zanieczyszczeniem powietrza i wody, nadmierną eksploatacją zasobów naturalnych, „przeludnieniem”, wylesieniem, pustynnieniem, przemysłowymi odpadami i toksynami, wymieraniem gatunków itp..

 

Fryderyk Engels w „Dialektyce przyrody”, w eseju zatytułowanym „Rola pracy w procesie uczłowieczenia małpy” pisze: „I tak każdy nasz krok przypomina nam, że bynajmniej nie panujemy nad przyrodą (…), ale że przynależymy do niej ciałem, krwią i mózgiem, że znajdujemy się wewnątrz niej i że całe nasze panowanie nad nią na tym polega, iż (…) możemy poznawać jej prawa i w sposób właściwy je stosować”.

 

Dalej: „I rzeczywiście z każdym dniem uczymy się coraz lepszego rozumienia tych praw (…), tym bardziej ludzie nie tylko czują, ale i uświadamiają sobie swoją jedność z przyrodą, tym bardziej staje się niemożliwy do utrzymania ów niedorzeczny i przeciwny naturze pogląd o przeciwieństwie ducha i materii, człowieka i przyrody, duszy i ciała, który po upadku klasycznej starożytności zapanował w Europie, a szczytowy punkt osiągnął w chrześcijaństwie”.

 

Engels dodał, że w celu naprawienia tego, co człowiek „zepsuł” w „stosunkach społecznych” poprzez ingerencję w przyrodę, „konieczne jest całkowite przekształcenie dotychczasowego sposobu produkcji, a wraz z nim i całego obecnego ustroju społecznego”.

 

Marksiści od dawna mówią o potrzebie stworzenia „nowego człowieka” – „integralnego”, „ekologicznego”, a także o konieczności ustanowienia „nowej cywilizacji ekologicznej”.

 

Ekologiczny Smok

Także motor napędowy zrównoważonego rozwoju – Chiny, którymi fascynowali się tacy promotorzy tej koncepcji jak Rockefellerowie, Maurice Strong, a obecnie Bill Gates czy… nasz premier Mateusz Morawiecki – uwiecznił w swoich programach partyjnych konieczność budowania „cywilizacji ekologicznej”.

 

Na 17. Kongresie Komunistycznej Partii Chin w 2007 r. wprowadzono pojęcie „cywilizacji ekologicznej”, to jest tworzącej bardziej trwałe relacje między produkcją, konsumpcją, dystrybucją i wzrostem gospodarczym (wypisz wymaluj, główne założenie Agendy 21 i obecnej Agendy 2030). Te idee odzwierciedlono później w planie pięcioletnim (2011-2015).

 

Program przewidywał m.in.: ukierunkowane ograniczenie wzrostu gospodarczego uzasadnione wzrostem bardziej zrównoważonym środowiskowo, promocję technologii słonecznej i wiatrowej; zwiększanie w gospodarce udziału paliw niekopalnych, usunięcie do 2014 roku z dróg sześciu milionów pojazdów zanieczyszczających środowisko, 700-procentowy wzrost produkcji elektrycznych aut, zainicjowanie rządowej kampanii na rzecz oszczędnego stylu życia i eliminację ekstrawaganckiej konsumpcji, dezawuowanie wskaźnika PKB – głównego miernika wzrostu gospodarki oraz zobowiązanie do zmniejszenia emisji CO2 o 40-45procent do 2020 r. w stosunku do poziomu z 2005 r., nałożenie nowego podatku węglowego.

 

Jedną z nadrzędnych zasad zrównoważonego rozwoju jest „redukcja lub eliminacja niezrównoważonych systemów produkcji i konsumpcji oraz promocja odpowiedniej polityki demograficznej” (walka z rzekomym przeludnieniem).

 

 

Od indywidualizmu do humanizmu-kolektywizmu

Bruksela w swojej strategii zrównoważonego rozwoju przyjętej w 2006 roku zaznaczyła, że celem polityki państw UE jest „ciągła poprawa jakości życia obywateli z poszanowaniem zasad zrównoważonego rozwoju”, możliwa wskutek wprowadzania „innowacji ekologicznych i społecznych”, które mają zapewnić „dobrobyt, ochronę środowiska i spójność społeczną”.

 

W eseju prominentnego socjalisty amerykańskiego – wydawcy Socialist Monthly Review, prof. Johna Bellamy Fostera z listopada 2008 roku, pt. „Ekologia i przejście od kapitalizmu do socjalizmu” autor podkreśla, że ekologia od samego początku była zasadniczym elementem projektu socjalistycznego, pomimo „licznych późniejszych niedociągnięć społeczeństw typu sowieckiego”. Foster tłumaczył, że „przejście od kapitalizmu do socjalizmu jest walką o zrównoważony rozwój ludzkości”.

 

W wywiadzie udzielonym później hiszpańskiemu pismu „En Lucha” o ekologii Marksa, socjolog zaznaczył, że dokonująca się „rewolucja ekologiczna” stworzy warunki do ustanowienia społeczeństwa postulowanego przez twórcę marksizmu. Jednocześnie przypomniał słowa Fidela Castro, wypowiedziane po nieudanej konferencji w Kopenhadze na temat „zmian klimatu”.

 

„Castro mówił wówczas – komentował Foster – iż uważaliśmy, że walczymy tylko o określone społeczeństwo przyszłości, ale teraz wiemy, że toczymy walkę o przetrwanie. Osiągnęliśmy punkt, w którym historyczni materialiści obejmują globalne przywództwo w definiowaniu ekologicznych potrzeb ludzkości”.

 

„Zmiany klimatyczne i planetarny kryzys ekologiczny jako całości, stanowi największe materialne zagrożenie” – według Fostera – dla całej ludzkości i dla większości dzisiejszych żyjących gatunków.

 

Nowy „proletariat środowiskowy” doprowadzi jednak „do znacznie bardziej rewolucyjnych przemian niż można to sobie wyobrazić”, do urzeczywistnienia „sprawiedliwości środowiskowej”. Nawiązując do dzieł Engelsa autor tłumaczył, że jedynym realnym rozwiązaniem obecnych problemów jest pozbycie się kapitalizmu i ustanowienie „egalitarnego, zrównoważonego społeczeństwa”.

 

Ponieważ „zmiany klimatu przyspieszają” i chodzi o „przetrwanie” ludzkości oraz większości gatunków na ziemi”, czas, w którym należy podjąć działania „w celu drastycznej zmiany kursu jest niezwykle krótki, obejmujący zaledwie pokolenie”. W tych okolicznościach – jak mówi Foster – potrzebujemy zarówno „krótkoterminowych reakcji radykalnych”, jak i „długoterminowej rewolucji ekologicznej”. Te pierwsze muszą stworzyć warunki dla „rewolucji ekologicznej”.

 

„Krótkookresowe reakcje” mają przestawić gospodarki na nowe tory. „Nowe społeczeństwo”, które wyłoni się z tej transformacji, nie będzie się już koncentrować na akumulacji bogactwa ani wzroście gospodarczym jako takim, lecz na zrównoważonym rozwoju ludzkości (notabene, w licznych raportach Banku Światowego właśnie wskazuje się na konieczność odchodzenia od wskaźnika PKB na rzecz wskaźniku HDI – rozwoju ludzkiego).

 

Foster wie, że nie można całkowicie zrezygnować z kapitalizmu, dlatego mówi, iż konieczna jest jego „ekologiczna modernizacja”. Wyjaśnia, iż „wewnątrz kapitalizmu próbuje się stworzyć infrastrukturę dla innego rodzaju społeczeństwa”, spowalniając produkcję i rozwój gospodarek (idee zerowego wzrostu PKB, które propagują degrowth movements, Klub Rzymski, różne agendy oenzetowskie).

 

Zmniejszenie skali ekonomicznej produkcji na poziomie globalnym przyczyni się do zrównoważonego rozwoju ludzkiego, przechodząc od „zaborczego indywidualizmu do nie-zaborczego humanizmu-kolektywizmu”. Wymaga to jednak socjalistycznej, „demokratycznie planowanej gospodarki”.

 

 

Foster przywołał esej Paula Burketta, który wykazał w artykule na temat „wizji Marksa o zrównoważonym rozwoju ludzkości”, że pojęcie komunizmu według klasyka oznaczało „trwały rozwój człowieka” (to określenie często jest przywoływane przez technokratów unijnych i naszych polityków), i w rzeczywistości chodziło Marksowi o stworzenie społeczeństwa swobodnie kojarzonych producentów, pozostających w ścisłym metabolizmie z naturą (dzisiejsza koncepcja gospodarki o obiegu zamkniętym).

 

By móc przeprowadzić „rewolucję ekologiczną” konieczny jest „człowiek ekologiczny”. Dokument Agenda 21 przyjęty podczas Szczytu Ziemi w Rio de Janeiro w 1992 r. szczególny nacisk kładł na ukształtowanie „nowego człowieka” – właśnie ekologicznego, integralnego, tworzącego jedność z przyrodą.

 

Ekolodzy do opisania człowieka ekologicznego chętnie wykorzystują metaforę Deana Ornisha, znanego amerykańskiego kardiochirurga. Stwierdził on, że ludzie chorzy najbardziej potrzebują by-passów emocjonalnych, dających głębokie połączenie z sobą samym oraz ze środowiskiem zewnętrznym. Człowiek ekologiczny (integralny) nie może powstrzymywać popędów, a jeśli zbyt dużo myśli, szkodzi sobie, innym i „Matce Ziemi”. Nie może tłumić w sobie „dzikości” ani identyfikować się z intelektem i rozumem, bo to już jest uważane za „stan nierównowagi”, groźny dla samego człowieka, jak i dla świata. „Człowiek integralny” to człowiek plemienny, który tworzy jedność z innymi obiektami środowiska i staje w ich obronie, tak samo jakby stawał w obronie samego siebie (jaźń ekologiczna, „transpersonalny poziom świadomości” itp.). Co jednak najważniejsze – to panteista. „W sytuacji, gdy nawiązujemy głęboki kontakt z tymi elementami, stajemy się faktycznie pełną osobą, stajemy się człowiekiem ekologicznym wewnętrznie zintegrowanym, z poczuciem przynależności do świata i wyższej siły. Aby osiągnąć ową pełnię, potrzebujemy Ziemi, którą możemy odkryć w nas, wokół nas i ponad nami. Potrzebujemy Ziemi, ale w zamian możemy dać jej siebie: zdrowych, pełnych ludzi, powracających do wielkiego kręgu wszystkich istot”.

 

Odrzucona szansa

W dokumencie De cura animarum pro Christianis communismo infectis (w wolnym tłumaczeniu: „W trosce o dusze chrześcijan zainfekowanych komunizmem”), przygotowanym przez Komisję ds. Biskupów i Nadzoru Diecezjalnego a który – niestety – nie został zaakceptowany przez Sobór Watykański II, wskazano na konieczność zwalczania wpływów komunizmu. Autorzy powołali się na słowa Piusa XI, określającego ów system jako „perwersyjny w pseudo-mistyczny sposób, z pewną fałszywą ideą sprawiedliwości, równości i braterstwa”, która zwodzi masy fałszywymi obietnicami i „oferuje fałszywe pojęcie odkupienia”, „fałszywą religię bez Boga”, funkcjonującą jak „nowa ewangelia i jak forma zbawczego odkupienia”. Konserwatyści ostrzegali, że komunizm zniewala człowieka, profanuje ludzkie życie i niszczy godność, a także pozbawia autorytetu rodziców wychowujących swoje dzieci.

 

Strategia przedstawiona w De cura animarum… zakładała powołanie międzynarodowej komisji biskupów i świeckich ekspertów, którzy nadzorowaliby globalną walkę w celu „obrony i wyzwolenia ludzkości z błędów ateizmu oraz komunizmu”, a także promowali i koordynowali badania, prace, wydawanie pism, osłabiających komunizm i „pozbawiających [go] zuchwałości”.

 

Dokument zalecił również wdrożenie programów, mających na celu kształcenie wiernych w zakresie doktryny Kościoła Katolickiego odnośnie sprawiedliwości społecznej, systematyczną reakcję na komunistyczną propagandę i rozpoczęcie ewangelicznego wysiłku na rzecz nawrócenia komunistów. Wszystko to miało służyć chrystianizacji współczesnego społeczeństwa i rozpaleniu w kapłanach pragnienia „ustanowienia chrześcijańskiego porządku społecznego”.

 

 Co ważne, De cura animarum… wyraźnie wskazywała, że katolicy, którzy angażują się w progresywizm i opierają się walce Kościoła z komunizmem, muszą być „publicznie uciszani przez władzę kościelną”.

 

Ostatecznie podczas prac Vaticanum II zrezygnowano z idei potępienia komunizmu. Znaczna liczba biskupów wyraziła rozczarowanie z powodu tego zaniedbania i starała się wielokrotnie interweniować, by naprawić błąd.

 

 

Źródło: theecologist.org, PCh24.pl

AS

 

 

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 104 160 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram