Dzisiaj

Matka Boża. Jedyny „nadczłowiek” w historii

(Dziewica Maryja z aniołami, obraz W.-A. Bouguereau z roku 1900. FOT.:William-Adolphe Bouguereau [CC BY 2.0 (https://creativecommons.org/licenses/by/2.0)])

Jakiś czas temu przedmiotem kpin w lewicowej bańce społecznościowej stał się wpis Krzysztofa Bosaka, w którym Marszałek Sejmu za najwybitniejszą kobietę w historii uznał Matkę Bożą. Nic dziwnego – skoro nie da się zaprzeczyć, że Maryja z Nazaretu w nieporównywalny sposób zmieniła bieg historii, pozostaje uciekanie się do prymitywnego humoru.

Nawet niewierzący przyzna, że rzadko która (o ile jakaś) kobieta cieszy się podobną popularnością dwa tysiące lat po swoim odejściu. Żadnej innej kobiety nie nosiło w sercu tak wielu ludzi na przestrzeni wieków. O żadnej innej kobiecie nie napisano tylu książek, nie ułożono tylu pieśni, modlitw i kazań, nie wznoszono na ich cześć kapliczek i świątyń. Żadnej nie uwieczniono w tylu arcydziełach kultury. I nie mówimy tutaj o istocie boskiej, ale postaci historycznej, człowieku z krwi i kości. A w dodatku kobiecie.

Ale mówiąc o Matce Najświętszej, w zasadzie opisujemy pewien rodzaj nadczłowieka – istotę ponad wszelką wątpliwość przekraczającą swoje naturalne ograniczenia. O wyjątkowym statusie Matki Bożej niemal od początku przekonany był Kościół, który patrząc na organiczny rozwój pobożności maryjnej, utrwalał wiedzę o Niej w formie dogmatów. W tym kontekście szczególnie poruszająco brzmi dogmat o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny, uznany przez Kościół w 1854 r.

Wesprzyj nas już teraz!

Otóż w czasach kiedy upadały kolejne monarchie, a świat bezwzględnie dryfował w kierunku egalitaryzmu, Kościół postanowił uznać bezprecedensowe dzieło wywyższenia jednej istoty ludzkiej ponad wszystkie inne. Jak stwierdzał w bulli Ineffabilis Deus św. Pius IX, Maryja została „bardziej niż wszelkie duchy anielskie oraz wszystkich świętych” obdarzona „bogactwem wszelakich niebieskich darów, zaczerpniętych ze skarbca Boskości”. Ze względu na to zaskakujące wybranie, Matka Boża pozostaje „zawsze całkowicie wolna od wszelkiej zmazy grzechu oraz cała piękna i doskonała odznacza się taką pełnią niewinności i świętości”, którą może ogarnąć wyłącznie sam Pan Bóg.

Cztery lata później, jakby na potwierdzenie tych słów Maryja ukazuje się w grocie Massabielskiej niepiśmiennej, schorowanej 11-letniej Bernadetcie. Przedstawia się:  Que soy era Immaculada Councepciou, czyli „Jestem Niepokalane Poczęcie”. Tym samym potwierdzając swój wyjątkowy status wśród całego stworzenia. Do dzisiaj Lourdes pozostaje jednym z najpopularniejszych miejsc pielgrzymek, słynąc z cudów i uzdrowień niewytłumaczalnych przez współczesną naukę.     

Marzenie o wielkości

Pragnienie doświadczenia czegoś „poza”, wyrwania się z nieubłagalnego cyklu narodzin i śmierci, towarzyszy człowiekowi od zawsze. W niektórych przypadkach przybiera formę marzenia o nadczłowieku; kimś, kogo nie obowiązują już te same reguły co wcześniej, kto potrafi zerwać kajdany nałożone na niego przez naturę i moralność na drodze do doskonałości. To pragnienie szczególnie mocno podzielają ci, którzy nie zgodzili się na drogę zaproponowaną człowiekowi przez jego własnego Stworzyciela.

Choć owe marzenia przybierały w przeszłości przeróżne formy – mitu prometejskiego, legendy o Świętym Graalu czy kamieniu filozoficznym, wszystkie wyrażały to samo przekonanie; zbawienie (rozumiane jako życie wieczne, pełnię szczęścia i mądrości) można osiągnąć dzięki „pracy rąk ludzkich” i potędze umysłu. Dzisiaj to pragnienie uosabia idea transhumanizmu, czyli chęć przekroczenia natury za pomocą środków technicznych. Choć narzędzia się zmieniły – alchemię i magię zastąpiły technologie informacyjne i bioinżynieria – wciąż chcą oferować rozwiązania problemów egzystencjalnych.

Transhumanizm zaraz obok posthumanizmu, wyrasta na nową wielką narrację ideologiczną Zachodu. Powstając na zgliszczach skompromitowanego liberalizmu i humanizmu, chce poszukiwać lekarstw na problemy człowieka gdzieś poza nim samym. Współczesność bowiem obnażyła zaklęcia niepoprawnych optymistów, przekonanych o konsekwentnym podążaniu ludzkości w stronę dobra. Nieustanne wojny, globalne kryzysy, broń masowej zagłady, zbrodnie dokonywane na oczach całego świata – to wszystko podważa wiarę w człowieka. Coraz bardziej nienawidzimy własnej natury; eksperymentujemy z płcią, wypowiadamy wojnę temu co stałe i niezmienne. Z zachodniej kultury już dawno zniknął optymizm, ustępując smutnej refleksji na temat bezsensu ludzkiej egzystencji. Powoli uchodzi z nas witalność. A najlepszym dowodem na odrzucenie daru życia jest powszechna niechęć do przekazywania go dalej.

Jednocześnie wciąż pragniemy czegoś, kogoś, zestawu formuł, idei, która w końcu wyciągnie nas z tego bagna. Z pomocą przychodzi więc trashumanizm. Wymykając się klasycznym podziałom politycznym, przyznaje uniwersalną smutną prawdę: człowiek w obecnej formie nie jest w stanie uratować się przed sobą samym. Ale w przeciwieństwie do doktryny katolickiej, w której nieszczęścia spadające na ludzkość są efektem grzechu pierworodnego, transhumanizm przekonuje, że człowiek jako zakładnik swojej kalekiej wyobraźni, wyłącznie uroił sobie, że jest kimś więcej niż mówiącym zwierzęciem. Dlatego „małpa człekokształtna homo sapiens” – jak lubi mówić o nas Harari – powinna złożyć swoje wszelkie nadzieje w rozwoju technologicznym, ufając, że dopiero postęp uratuje nas od demonów przeszłości. A te dostrzega przede wszystkim w tradycyjnych religiach, wyznaczających standardy moralności.

Sami będąc wyłącznie zbiorem danych, powinniśmy zdaniem transhumanistów zaufać w rozwój pozaludzkiej, sztucznej inteligencji, potrafiącej zrobić z informacji dużo lepszy pożytek. Dopóki jednak jej nie stworzymy – Raymond Kurzweil mówił wręcz o „budowaniu Boga” – nie ma co liczyć na wyrwanie się z nieubłagalnych, okrutnych prawideł ewolucji. Zarazem wyrazicielami jej woli ma być nowa kasta inżynierów-kapłanów, niczym w „Państwie” Platona prowadząca maluczkich przez mrok i roztaczająca wiarę we wszechmoc nauki.

Nie trudno domyślić się, jakie zagrożenia stanowi przyjęcie perspektywy, w której człowiek jest zaledwie strumieniem przesyłu danych, „maszynką do doświadczania” (Jacek Dukaj), pozbawionym sensu i celu wiecznym „homo ludens” (łac. człowiek bawiący się) na usługach algorytmów. Zwłaszcza poddanym totalitarnej władzy ludzi uważających, że jako wybrani pozostają poza jakąkolwiek siłą orzekającą o Dobru i Złu.

Wielkość w pokorze

Jednak jak transhumanizm jest zagrożeniem dla świata XXI wieku, tak Maryja jest dla niego ratunkiem. Podczas gdy swoim „fiat”, stała się narzędziem boskiego planu Odkupienia ludzkości, transhumanizm, ufając kłamstwu Lucyfera o „staniu się niczym bogowie”, prowadzi tę ludzkość w Otchłań. Diabelskie „non serviam” Matka Boża przeciwstawiła wzorem posłuszeństwa. Będą Przeczystą Dziewicą, pokazała na czym polega wolność od grzechu, w odróżnieniu od propozycji nieustannego grzeszenia na oczach innych, jako sposobu na oczyszczenie sumienia (dataizm).

Podczas gdy darwinistyczny nadczłowiek chce osiągnąć wielkość w postaci przewagi – w XX w. pragnąc kontrolować dobór naturalny, a dzisiaj informację – Matka Boża osiągnęła to wszystko pokornym podążaniem za głosem Pana Boga. Kiedy Ona umożliwiła narodzenie wcielonej Prawdy, zrodzony z kłamstwa transhumanizm karze wierzyć w bajki. I ostatecznie, Najświętsza Dziewica, związana z Nim [Jezusem Chrystusem – red.] ścisłym i nierozerwalnym węzłem, wraz z Nim i przez Niego realizując odwieczną nieprzyjaźń wobec jadowitego węża i odnosząc nad nim pełne zwycięstwo, starła jego głowę niepokalaną stopą. [Pius IX, 8 XII 1854].

Piotr Relich

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie