4 listopada 2019

Najpierw futra, potem mięso. Rząd stanie po stronie animalsów?

(fot. Facebook.com / Extinction Rebellion Polska)

Tuż po wyborach rzecznik PiS zapowiedział kontynuację starań o likwidację przemysłu futrzarskiego, rządowa reprezentacja na konferencji w Helsinkach stała ramię w ramię z bredzącymi o „prawach zwierząt” i wpływie europejskiego rolnictwa na zmiany klimatyczne, a w październiku do Polski dotarły pierwsze kontyngenty „prozwierzęcej” międzynarodówki. Z drugiej strony, polscy rolnicy zawiązują międzynarodowe sojusze i powołują własny zespół parlamentarny. W przededniu kolejnej wojny o nasze rolnictwo pozostaje zapytać czy uświadamiamy sobie o jak wielką stawkę toczy się gra?

 

„To jest sprawa kierunku, w którym idzie lewicowo zideologizowana Unia Europejska. Problem, z którym dziś muszą radzić sobie Holendrzy, przyjdzie w ciągu kilku lat do Polski (…) dyktatu lewicowych ekologów dosyć mają nie tylko Holendrzy, Niemcy i Francuzi. Dlatego jeździmy po Europie i rozmawiamy” – mówił Szczepan Wójcik, prezes Instytutu Gospodarki Rolnej i Fundacji Polska Ziemia. O czym mówił przedsiębiorca? Co takiego dzieje się w Holandii, przed czym obronę już dzisiaj zapowiadają polscy rolnicy?

Wesprzyj nas już teraz!

 

Holenderski poligon doświadczalny

Nie zazdroszczę rolnikom z Niderlandów. Rządowe plany zmniejszenia o połowę przemysłowej produkcji mięsa zmusiły ich do wyjścia na ulice i wielogodzinnych protestów w całym kraju. Jak sami przyznają, problem nie rozpoczął się wczoraj. Już od 2012 r. wprowadzano stopniowe zakazy i ograniczenia, aż w końcu przyszedł czas na propozycję – jak zaznacza Wójcik – praktycznej likwidacji hodowli.

 

Znaczną część postulatów argumentuje się hasłami o ochronie planety, rzekomym wpływie tamtejszego rolnictwa na zmiany klimatyczne czy konieczności wyznaczenia nowych paradygmatów w stosunkach ludzi do zwierząt. Koalicja rządowa – szantażowana przez partię Zielona Lewica i przez pseudoekologicznych aktywistów – w ramach „polityki klimatycznej” wprowadza drastyczne ograniczenia.

 

Okazuje się, że metody zwalczania tamtejszego rolnictwa nie odbiegają od tych stosowanych nad Wisłą. „Pracujących na roli nazywa się mordercami, barbarzyńcami, trucicielami i w ogóle odsądza od czci i wiary. Gdy farmerzy usłyszeli ponadto, że ich ciężka praca ma rzekomo wpływać na topnienie lodowców na Arktyce, wsiedli w swoje traktory i zablokowali Hagę” – podkreślał Wójcik. Jednocześnie przestrzegał, że do podobnej sytuacji może dojść także w naszym kraju.

 

Oskórować branżę futrzarską

Słowa Jarosława Kaczyńskiego o potrzebie okazania „serca i litości” zwierzętom można odczytać jako zapowiedź kolejnej próby likwidacji branży futerkowej. Plany rządu potwierdził zastępca rzecznika PiS, Radosław Fogiel. – Kierownictwo Prawa i Sprawiedliwości jest w dalszym ciągu zarówno za rezygnacją z tego rodzaju działalności, jak i wszelkich innych, opierających się na założeniu, że Polska jest krajem, w którym ochrona różnych praw, w tym praw zwierząt miała by stać na niższym poziomie niż w krajach Europy Zachodniej – mówił.

 

Pomijając ideologiczne frazesy o „prawach zwierząt” (sytuujących PiS po tej samej stronie co plotąca androny o gwałconych krowach Sylwia Spurek) warto zapytać jakie europejskie standardy ma na myśli Fogiel? Bo jeżeli chodzi o przemysł futrzarski w krajach UE, to standardem wcale nie jest wprowadzenie restrykcji i odpowiednich ograniczeń, ale praktyczna likwidacja całej branży.

 

W 2000 r. jako pierwsza w Europie hodowlę futerkową całkowicie zlikwidowała Wielka Brytania. Cztery lata później dołączyła do niej Austria. Potem już z górki – Luksemburg, Czechy, Słowenia, Bośnia, Chorwacja, Macedonia Północna. Na skutek wprowadzenia niezwykle ostrych regulacji, przemysł futrzarski w najbliższych latach zniknie również z Niemiec, Hiszpanii, Bośni i Hercegowiny, Belgii, Holandii i Norwegii. Hodowla, ale w znacznie ograniczonej formie będzie nadal funkcjonować w Szwecji, Danii i Szwajcarii.  

 

Oczy „obrońców zwierząt” z całej Europy skierowane są na Polskę. Czy partia rządząca zdradzi rodzimą branżę, która jako druga w Europie (za Danią) i trzecia na świecie daje nie tylko gwarancję zatrudnienia w regionie, znaczne wpływy do budżetu, ale w wielu przypadkach stanowi integralną część lokalnej wspólnoty? – Według zebranych danych, hodowcy najczęściej finansowali lokalne kluby sportowe, remonty dróg, imprezy kulturalno-oświatowe, szczepienia bezdomnych zwierząt, wyjazdy wakacyjne dzieci z ubogich rodzin, obiekty rekreacyjne, a nawet nagrody za wyniki w nauce dla najzdolniejszych uczniów – podaje portal topagrar.pl.

 

Z takim poglądem nie zgadza się prorządowa „Gazeta Polska Codziennie”, która przekonuje, że wpływy do budżetu w ostatnich latach spadły, a korzyści dla lokalnych społeczności to „propaganda mediów założonych przez futrzarskich baronów”. Warto jednak zastanowić się, czy przypadkiem za ostatni spadek zatrudnienia i – co się z tym wiąże – dochodów nie odpowiada jednak zeszłoroczna antyfutrzarska kampania? Aż 66 proc. zatrudnionych w branży obawia się o swoją przyszłość w związku z ciągłym zagrożeniem likwidacji całej gałęzi rolnictwa za pomocą jednej ustawy. Poza tym, czy czasowy spadek koniunktury jest wystarczającym powodem do „zarżnięcia” całego sektora? 

 

„Rewolucja zwierząt” nad Wisłą

Polskiemu rolnikowi zagraża nie tylko kierownictwo PiS, ale przede wszystkim przeróżne organizacje „prozwierzęce”. 4 października 2019 pod gmachem Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi w Warszawie miał miejsce happening polskiego oddziału międzynarodowej organizacji Animal Rebellion. Przebrani w rzeźnicze kitle i rozlewając na betonie substancję imitującą krew animalsi domagali się rezygnacji z „opresyjnego wobec zwierząt” i „pogarszającego zmiany klimatyczne” sposobu żywienia, czyli po prostu – rezygnacji z mięsa. AR to część globalnej siatki ekologistycznej Extinction Rebellion, która odpowiada za zorganizowanie protestów o ogromnym zasięgu w wielu miejscach na świecie. Do naszych mediów przebiły się migawki z największych manifestacji odbywających się w Londynie.

 

Animal Rebellion to co prawda najnowsza kreacja prozwierzęcej międzynarodówki, ale w Polsce od wielu lat działają organizacje walczące z hodowlą klatkową czy przemysłową produkcją mięsa. Viva!, Greenpeace czy Otwarte Klatki to przedstawiciele nurtu ideowego, który kiedy odrzeć z rzekomo szlachetnych haseł o współczuciu wobec zwierząt, to w sferze konkretów sprowadzi się do jednego – ograniczenia, lub nawet likwidacji rolnictwa w obecnej formie. Pytanie jednak na ile jest to rodzimy i oddolny sprzeciw „obrońców zwierząt”?

 

„Na początku trzeba powiedzieć, że największe z tych organizacji, które są prawdziwymi przedsiębiorstwami są albo zagranicznymi filami swoich mocodawców z Niemiec i Wielkiej Brytanii, albo są sowicie finansowane z zagranicy” – tłumaczy Monika Przeworska z Instytutu Gospodarki Rolnej. „Fundacja Viva! wykazuje rocznie kilkunastu milionowe przychody, a jest organizacją, która swoją centralę ma w Wielkiej Brytanii (…) Otwarte Klatki natomiast są sowicie finansowane z za granicy. W ubiegłym roku stowarzyszenie otrzymało grant z tak zwanej Doliny Krzemowej z USA w wysokości pół miliona dolarów” – dodaje.

 

W sieci krąży już słynne nagranie z ukrytej kamery, na którym jedna z prominentnych działaczek pewnej prozwierzęcej organizacji przyznaje się do sojuszu z przedstawicielami przemysłu utylizacyjnego. Dodajmy, że mająca interes w likwidacji polskich futrzaków firma jest przedstawicielem branży w 90 proc. należącej do Niemiec. Niedawny protest ekologów przeciwko przekopowi Mierzei Wiślanej okazał się powiązany z belgijskim ugrupowaniem, które w tej sprawie chce zgłosić skargę do Komisji Europejskiej. Warto wspomnieć o polskim oddziale Greenpeace, w zarządzie którego do niedawna nie było ani jednego Polaka, za to nadreprezentacja Niemców. Jak na dłoni widać, że tzw. organizacje ekologiczne i prozwierzęce stają się doskonałym narzędziem do prowadzenia brudnej gry, wymierzonej ostatecznie nie tylko w bezpieczeństwo żywieniowe kraju, ale i strategiczne inwestycje. Gra toczy się o miliardy złotych.

 

Dokąd to wszystko zmierza?

A gdzie w tym wszystkim los zwierząt? Nie łudźmy się, likwidacja branży futerkowej czy ograniczanie przemysłowej produkcji mięsa wcale nie spowoduje jego poprawy. Sama organizacja Otwarte Klatki przyznaje, że do 2050 r. globalne zapotrzebowanie na mięso spowoduje wzrost jego produkcji o 70 proc. Jeżeli UE mocno ograniczy rodzime rolnictwo, produkcja przeniesie się po prostu poza jej granice.

 

Identyczna sytuacja już ma miejsce w przypadku branży futerkowej. Do gry wraca Rosja, która jeszcze jako ZSRR była w tej dziedzinie światowym liderem, a dziś czuje już na plecach oddech Ukrainy. Palmę pierwszeństwa dzierżą obecnie Chiny sprzedające na eksport 20 mln sztuk rocznie. Warto przypomnieć, że nie obowiązują tam europejskie standardy „humanitarnego” traktowania zwierząt. Działanie animalsów paradoksalnie przyczyni się więc do pogorszenia losu lisów, norek amerykańskich czy gronostajów. Ale „czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal”.

 

W grę wchodzi jeszcze jeden istotny argument. Organizacje ekologiczne i prozwierzęce nie zatrzymają się na wprowadzeniu zakazu hodowli zwierząt na futra. Będzie wręcz przeciwnie; likwidacja tej branży tylko doleje oliwy do już i tak roznieconego ognia. Wtedy pozostanie pytanie nie o to czy, ale kiedy Warszawę zablokują zatroskani o zmiany klimatu i dobrostan zwierząt aktywiści. Zaraz za likwidacją hodowlanych klatek pójdą postulaty domagające się przymusowej rezygnacji z mięsa i wprowadzenia obowiązkowego weganizmu. Przesadzam? Nie sądzę – identyczne kwestie podnoszono podczas niedawnych protestów ekologiczno-wegańskiej międzynarodówki w Londynie. To już dzieje się na naszych oczach.

 

W końcu i nad Wisłą powstanie realna siła polityczna pragnąca wprowadzić zieloną agendę do porządku prawnego. Holenderski przykład pokazuje, że podobne pomysły należy ucinać w zarodku. W przeciwnym razie obudzimy się za późno.

 

Piotr Relich

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij