Oblicza architektury, czyli piękno sztuki kontra wstydliwa brzydota

Na co dzień rzadko zastanawiamy się, dlaczego rodzinne miasto dzielimy jakby na dwie „strefy”. Pierwsza stanowi tło relaksujących spacerów i spotkań ze znajomymi. Z dumą pokazujemy ją zagranicznym gościom jako świadectwo naszej kultury; stanowi ona temat przewodni lokalnych pocztówek i przesądza o odwiecznej tożsamości miejsca. Na myśl o tej okolicy pamięć wzbiera obrazami zdobień, pnących się niespiesznie po ceglanych ścianach; arkadowań, kuszących perspektywą dyskretnej przechadzki; wdzięcznej linii, którą na tle wieczornego nieba rysują się gzymsy, attyki i dachy. Tutaj każdy szczegół nosi mistrzowski ślad ludzkiej ręki, który sprawia, że do „strefy” pragniemy powracać. Druga „strefa” stanowi jakby zło konieczne.