6 czerwca 2012

Państwowa edukacja psuje gospodarkę

(fot.igoghost/sxc.hu)

Do takiego wniosku można dojść, analizując tezy napisanej w 2004 roku przez Lanta Pritchetta pracy. W „Where Has All the Education Gone?” ekonomista z uniwersytetu Harvarda przeanalizował dane z lat 1960–1987 z kilkudziesięciu rozwijających się oraz rozwiniętych krajów. Odkrył, że  nie ma żadnej pozytywnej zależności między ilością formalnej edukacji jaką otrzymują obywatele kraju, a wzrostem gospodarczym. Co więcej, w wielu przypadkach ta zależność jest negatywna!


Od 1960 r. odsetek dzieci uczęszczających do szkół podstawowych, w krajach objętych badaniem, wzrósł z 66 do 100%. Do szkół ponadpodstawowych – z 14 do 40%. W tym samym okresie średni wzrost gospodarczy spadł z 3% w latach 60. do 2,5%. w latach 70. i 0,48% w latach 80. W latach 90. także nie był dużo wyższy.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Jak wiadomo, powszechny obowiązek szkolny wywodzi się z XIX-wiecznych Prus. Murray Rothbard w książce „Education: Free and Compulsory” tłumaczy, że przymus szkolny w tym państwie to skutek przegranej z Napoleonem bitwy pod Jeną. Król Fryderyk Wilhelm I pragnął zbudować nowe, niepokonane Prusy i oprzeć siłę nowego państwa na bezwzględnie posłusznych żołnierzach i urzędnikach.

 

John Gatto w książce „The Underground  History of American Education” napisał, że jeszcze w połowie lat 30. XX w. w USA  było wśród osób powołanych do wojska tylko 2% funkcjonalnych analfabetów (czyli takich, którzy nie potrafili zrozumieć prostego rozkazu na piśmie). W czasie II wojny światowej było to 4%, podczas wojny w Korei – 19%, a w 1970 r. (w czasie wojny w Wietnamie) już 27%! Tymczasem na przykład w 1840 r., czyli w czasie kiedy nie było w USA obowiązku szkolnego, w stanie Connecticut tylko 1 na 579 obywateli nie potrafił czytać i pisać (dane ze spisu powszechnego).

 

Negatywny wpływ państwowej edukacji na kreatywność jednostki oraz błędne założenia, które legły u podstaw państwowego kształcenia opisał również laureat Nagrody Nobla z ekonomii, Friedrich August von Hayek. W swej „Drodze do zniewolenia” napisał: „Życie intelektualne polega na wzajemnym oddziaływaniu jednostek posiadających odmienną władzę i różne poglądy. Rozwój rozumu jest procesem społecznym opartym na istnieniu takich właśnie różnic. Z samej swej istoty rezultaty tego procesu nie są możliwe do przewidzenia. Tak więc nie możemy uzyskać wiedzy o tym, które poglądy będą sprzyjały temu rozwojowi, a które nie. Mówiąc krótko, wzrostem tym nie mogą rządzić, bez jednoczesnego ograniczania go, żadne poglądy, którym dziś hołdujemy. “Planowanie” czy “organizowanie” rozwoju rozumu, a co za tym idzie, postępu w ogóle, zawiera w sobie sprzeczność,. Pogląd, że umysł ludzki powinien “świadomie” kontrolować swój własny rozwój, myli rozum indywidualny, który jako jedyny może cokolwiek “świadomie kontrolować”, z międzyosobniczym procesem, dzięki któremu rozwój ten zachodzi. Próbując poddać ten proces kontroli, stawiamy jedynie bariery dla jego rozwoju, co wcześniej czy później musi spowodować stagnację i upadek rozumu.”


Wielu nie wyobraża sobie sytuacji, gdy państwo nie zapewnia edukacji publicznej. Takie rozwiązanie jest jednak jak najbardziej możliwe, i to nie w biednym i nierozwiniętym kraju, ale w jednym z najbogatszych państw na świecie, Szwajcarii, gdzie kształcenie przekazano w ręce kantonów. Nie istnieje tam Ministerstwo Edukacji. Konkurencja systemów edukacyjnych sprawiła, że odsetek bezrobotnych wśród absolwentów szkół należy tam do najniższych w Europie.

 

Bardzo ciekawą tezę wysunął ostatnio Josh Kaufman, były menedżer z firmy Procter&Gamble. W książce „Personal MBA” stwierdził, że studia wyższe z ekonomii w USA, szczególnie MBA (Master of Business Administration), nie mają ekonomicznego uzasadnienia. Przykładowo, wszystkie koszty kształcenia w ramach MBA na Uniwersytecie Harvarda to 350 tysięcy dolarów. Jeżeli student bierze kredyt, to razem z odsetkami przez 30 lat zapłaci 821 tysięcy dolarów (2200 miesięcznie). Zdaniem Kaufmana jedyny powód, by skończyć MBA, to chęć pracy w prestiżowym banku inwestycyjnym albo firmie konsultingowej, które używają MBA na znanej uczelni, by odsiać kandydatów do pracy. Problem polega na tym, że firmy takie jak Goldman Sachs czy McKinsey&Co zatrudniają nie więcej, niż 5 – 10 tysięcy osób rocznie, a studia MBA na całym świecie kończy 200 tysięcy osób rocznie.

 

Być może wycofanie się państwa z dziedziny edukacji odniesie podobny skutek, jak jego nieobecność w gospodarce po 1989 roku? Wówczas półki przestały świecić pustkami, a dzięki tzw. ustawie Wilczka, krótki okres prawdziwej wolności gospodarczej dał miejsca pracy kilku milionom ludzi, powstały też tysiące prywatnych przedsiębiorstw.

 

 

Tomasz Tokarski

Źródło: www.forsal.pl

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 132 803 zł cel: 300 000 zł
44%
wybierz kwotę:
Wspieram