29 marca 2019

Samorządy kiedyś broniły normalności, dziś budują przyczółki homodeprawacji

Półtora dekady temu samorząd w Polsce próbował – niekiedy z powodzeniem – oprzeć się ofensywie wpieranego przez postkomunistyczny rząd homolobby na rzecz „tolerancji”. Dziś zaś próbuje się go przemienić w swoisty by-pass dla znajdującej się w rękach „nienawistników” władzy państwowej, który ustanowi w wielkich miastach przyczółki homodeprawacji, by przygotować grunt pod przyszłą homodyktaturę. Wszczepić jednak te by-passy próbują śliniący się i niecierpliwie przebierający nogami dewianci, można mieć więc nadzieję graniczącą z pewnością, że operacja przez nich prowadzona, po pozornym sukcesie zakończy się fiaskiem.

 

W ostatnich dniach mieliśmy do czynienia z debatami w samorządach dwóch najważniejszych polskich miast – byłej i obecnej stolicy – pokazujących zaangażowanie samorządowców w planową demoralizację młodzieży, dokonującą się pod pozorem edukacji seksualnej i walki z „mową nienawiści”. Rada Warszawy przegłosowała tzw. kartę LGBT+ tandemu Trzaskowski – Rabiej, zakładającą wprowadzenie do szkół samorządowych edukacji seksualnej według skandalicznych standardów Światowej Organizacji Zdrowia. Pragnący wziąć udział w debacie członkowie Warszawskiego Protestu Rodziców byli uciszani i obrzucani inwektywami przez lewackich aktywistów.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Z kolei w Krakowie debatowano nad (ostatecznie nie przyjętą) rezolucją „w sprawie wyeliminowania mowy nienawiści z systemu oświaty” uderzającej w małopolską kurator oświaty Barbarę Nowak, która zdecydowanie zabrała głos w obronie dzieci zagrożonych demoralizacją ze strony seksedukatorów. Usunięcie z sali obrad Rady Miasta Krakowa Magdaleny Czarnik ze stowarzyszenia Rodzice Chronią Dzieci usiłującej przypomnieć (lub uświadomić) radnym jak ohydne i deformujące młodą psychikę treści propagują organizacje homoseksualne i genderowi edukatorzy wpuszczani do szkół pod pozorem lekcji tolerancji, jest dla mnie aktem symbolicznym.

 

Przed kilkunastu laty byłem bowiem w Radzie Miasta Krakowa uczestnikiem zażartych dyskusji i debat sprowokowanych wtargnięciem do naszego kraju homolobby wraz z jego destrukcyjną ideologią. Jakże inne były jednak wówczas warunki. Nikt nie usuwał z sali obrad RMK rodziców zatroskanych zagrożeniami niesionymi przez rewolucję obyczajową dla ich pociech – przeciwnie, zaproszono ich na odbywającą się właśnie w tej sali konferencję, którą według dzisiejszych standardów nazwano by z pewnością „homofobiczną”. Ale po kolei.

 

Prowokacja – „rozpoznanie bojem”

Dokładnie 15 lat temu gruchnęła wieść, że w Krakowie mają zostać zorganizowane tak zwane Dni Kultury Lesbijsko-Gejowskiej, w ramach których w dniu procesji z relikwiami św. Stanisława na Skałkę miał się odbyć przemarsz działaczy gejowskich i lesbijskich pod Wawel. Prowokacyjny i konfrontacyjny wobec polskiej kultury i chrześcijańskiej tożsamości charakter tej imprezy był oczywisty od samego początku, ale organizatorzy – Kampania Przeciw Homofobii – zapewniali przewrotnie, że chodzi wyłącznie o demonstrację na rzecz tolerancji i praw człowieka, które rzekomo miały wówczas być naruszane w naszym kraju.

 

Wielka akcja zbierania podpisów pod protestami przeciwko organizacji imprezy przeprowadzona przez Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. ks. Piotra Skargi sprawiła, że w ciągu dwóch tygodni do rektora UJ i prezydenta Miasta spłynęło (sic!) ponad 30 tysięcy protestów. Stowarzyszenie zorganizowało również w sali obrad krakowskiego magistratu konferencję nt. zagrożeń związanych z legalizacją związków homoseksualnych. Protestowały też inne organizacje katolickie, a metropolita krakowski ksiądz kardynał Franciszek Macharski wydał oświadczenie, które, choć sformułowane w sposób dość oględny, to jednak przypominało naukę Kościoła w sprawie homoseksualizmu i wzywało władze miasta do wyciągnięcia wniosków z protestów.

 

Będąc wówczas krakowskim rajcą, zwróciłem się wraz z kolegami do prezydenta Miasta Krakowa Jacka Majchrowskiego z apelem o natychmiastowe wydanie zakazu organizacji w miejskich instytucjach kultury imprez zboczeńców, a także zabronienie manifestacji. Wskazaliśmy na prowokacyjny charakter imprezy i podkreśliliśmy, że w programie „Dni” przewidziano również zajęcia poświęcone „uświadamianiu” młodzieży szkół średnich, czyli programowej demoralizacji młodych ludzi. W odpowiedzi staliśmy się obiektem wściekłego ataku… oczywiście „Gazety Wyborczej” i rozsianych po rozmaitych redakcjach michnikoidów, którzy przeciwnie – zaklinali prezydenta, by nie ważył się wydawać takiego zakazu.

 

Fotel prezydenta miasta zajmował wówczas nie kto inny, jak związany z postkomunistycznym SLD Jacek Majchrowski, do dziś nieprzerwanie urzędujący w krakowskim Pałacu Wielopolskich. Co prawda nie podjął on decyzji o zakazie manifestacji, jednak próbował jakoś się od niej zdystansować, zalecił więc wycofanie się miejskich instytucji kultury ze współorganizacji imprez związanych z „Dniami”.

 

Oczywiste było więc, że marsz musi zakończyć się konfrontacją, pomimo, że organizatorzy w ostatniej chwili zmienili jego termin. Kiedy chroniona przez szczelny kordon policji manifestacja homoseksualistów, wspieranych przez lewackich aktywistów, maszerowała Plantami, a później ul. Grodzką w kierunku Wawelu, naprzeciw niej stanęła kilkusetosobowa grupa krakowian. Dołączyły do nich także grupy kibiców zwaśnionych na co dzień klubów sportowych. Kontrmanifestanci usiedli na ziemi, a że było ich zbyt wielu, by mogli zostać usunięci przez policję (niezbyt zresztą się do tego garnącą), uniemożliwili dalsze kontynuowanie marszu. Doszło do przepychanek, a po rozwiązaniu marszu, nawet do poturbowania kilku jego aktywistów. „Brunatna plama na mapie Polski”, „Polowanie na homoseksualistów w Krakowie” – takimi nagłówkami krzyczały niemieckie i francuskie gazety.

 

W 2004 roku mieliśmy więc do czynienia z czymś, co w terminologii wojskowej nazywa się „rozpoznaniem bojem”. Eksperyment ten pokazał, że Polacy jeszcze nie dość są spacyfikowani przez liberalną propagandę i że imprezy promujące zboczenia napotykać mogą wciąż na opór. Wkrótce zresztą zakaz podobnego marszu – Parady Równości, planowanej w stolicy kraju, wydał Lech Kaczyński, ówczesny prezydent Warszawy.

 

Wobec projektu legalizacji związków

Ale homoseksualiści nie poprzestali na maszerowaniu. Do sejmu trafił projekt ustawy o rejestrowanych związkach partnerskich, przygotowany przez grupę działaczy postkomunistycznej lewicy, próbujących wykorzystać ostatni rok rządów swojej coraz bardziej skompromitowanej kolejnymi aferami partii do przyspieszenia rewolucji obyczajowej. W całym kraju aż huczało, protestowały rozmaite środowiska katolickie. Znów największą i najbardziej spektakularną akcję protestu zorganizowało SKCh im. Księdza Piotra Skargi, któremu próbował zamknąć usta eseldowski rząd poprzez wywarcie nacisku na Pocztę Polską, by ta uniemożliwiła prowadzenie wysyłki protestacyjnej. Urzędnicy stanu cywilnego, narażając się na zwolnienie z pracy, masowo oświadczali, iż nie będą wykonywać prawa godzącego w ich system moralno-etyczny.

 

I wówczas ponownie krakowska rada miejska okazała się wyjątkowo niewdzięcznym dla homoaktywistów terenem, uchwaliła bowiem odezwę do Sejmu RP o jak najszybsze odrzucenie projektu ustawy, na dodatek solidaryzując się z protestującymi urzędnikami stanu cywilnego. „Rada Miasta Krakowa pragnie wyrazić protest przeciwko tej próbie wprowadzenia do polskiego systemu prawnego regulacji degradujących rodzinę przez zrównanie z nią związków o nieuporządkowanej, a nawet – zdaniem przytłaczającej większości polskiego społeczeństwa – dewiacyjnej naturze” głosił tekst rezolucji, notabene autorstwa piszącego te słowa. Uchwałę poparła znacząca większość rajców, głównie członków Ligi Polskich Rodzin, Prawa i Sprawiedliwości i… Platformy Obywatelskiej. (Tak, tak – w czasach, kiedy Rafał Trzaskowski spijał francuskie cytaty z ust profesora Geremka, nawet w szeregach jego dzisiejszej partii znaleźć można było sprawiedliwych, nielicznych co prawda, ale jednak). Nasza rezolucja stała się wzorem dla wielu innych polskich samorządów, które formułowały podobne apele do parlamentarzystów.

 

Być może nie były one decydujące, ale z pewnością miały swój udział w tym, że próba legalizacji związków homoseksualnych zakończyła się całkowitą klapą. Śmierć Ojca Świętego Jana Pawła II wpłynęła na zmianę klimatu politycznego w kraju, co sprawiło, że homoseksualiści musieli pożegnać się na wiele lat z marzeniami o legalnych homozwiązkach.

 

Wpadka – obrzydliwe ulotki „Lambdy”

Nie znaczy to, że zaprzestali swojej działalności, co to, to nie. W Krakowie dali o sobie znać kilka miesięcy później. Przy okazji warsztatów nt. AIDS homoseksualiści ze stowarzyszenia „Lambda” rozdawali młodzieży ulotki tak ohydne i obsceniczne, że wprawiły one w osłupienie nawet polityków lewicy. To właśnie m.in. cytatów z tych ulotek nie mogli znieść rajcy AD 2019, którzy przed kilkoma dniami wyrzucili panią Magdalenę Czarnik z sali obrad. Ulotki zawierały szczegółowe opisy dewiacyjnych stosunków seksualnych, nie dość, że homoseksualnych, to jeszcze zawierających elementy sadyzmu, masochizmu, koprofagii…  Po ostrych protestach radnych, krakowski magistrat odciął się w końcu od „Lambdy”, a prezydent Jacek Majchrowski ogłosił, że zrywa współpracę z tym stowarzyszeniem.

 

Dopiero wówczas dotarło przynajmniej do części opinii publicznej, że przecież w ogóle absurdem było zapraszanie setek młodych ludzi przez Urząd Miasta Krakowa na warsztaty nt. AIDS prowadzone przez homoseksualistów zamiast przez wykwalifikowanych lekarzy. To tak, jakby o prowadzenie uniwersyteckich wykładów z prawa karnego prosić przestępców, którzy istotnie stanowią grupę mocno narażoną na skutki działania tegoż prawa. Zauważono wreszcie, że skandaliczny był również sam fakt współpracy władzy samorządowej z organizacją, która jako jeden z głównych celów postawiła sobie promowanie obrzydliwych dewiacji.

 

Bo przecież nadrzędnym celem wszystkich organizacji lesbijsko-gejowskich jest destrukcja moralna młodych Polaków. Tylko bowiem na gruzach tradycyjnej moralności możliwa jest budowa nowego, supertolerancyjnego społeczeństwa bez wartości, akceptującego każdą dewiację. Społeczeństwa, w którym dewiacyjne związki traktowane będą w taki sam sposób jak małżeństwa, a nawet cieszyć się będą wyjątkowymi prawami, jak prawo do adopcji i wychowywania dzieci.

 

W pewnym wystąpieniu przy okazji tamtego skandalu pozwoliłem sobie zauważyć, że chociaż cała agenda homoseksualna wprowadzana jest w naszym kraju systematycznie i z wyjątkową konsekwencją, to jednak poszczególnym działaczom tego nurtu zdarzają się wpadki, które można określić jako systemowe. Cierpliwość nie jest bowiem cnotą, która mogą się oni poszczycić, co wynika z faktu, że żyją stosunkowo krótko. Jest to następstwo ich stylu życia, będącego właściwie niekończącym się pasmem występków przeciw naturze. Muszą się więc spieszyć i w tym pośpiechu popełniają błędy.

 

Wydaje się, że ostatnie wydarzenia w krakowskim, a przede wszystkim warszawskim samorządzie, pokazują, że stwierdzenie to jest nadal aktualne. Zbyt nagłe i gwałtowne forsowanie przez tandem Trzaskowski-Rabiej pakietu LGBT+ i genderowej edukacji, połączone jeszcze z enuncjacjami na temat adopcji dzieci przez pary homoseksualne to taka właśnie wpadka, która – miejmy nadzieję – pokaże opinii publicznej w naszym kraju, jak ohydne są cele homolobby, sięgającego brudnymi łapskami po nasze dzieci, i scementuje determinację obrońców normalności w Polsce.

 

Piotr Doerre

 

ZOBACZ TEŻ Raport PCh24.pl na temat działań podejmowanych przez homolobby
w krakowskim samorządzie!

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij