We Franci trwa legislacja ustawy o „konsolidacji zasad republikańskich”. Ma ona zwalczać zjawisko tzw. „separatyzmu islamistycznego”, ale okazuje się po prostu uderzać we wszystkie religie. Nic dziwnego, że przewodniczący francuskiego episkopatu, abp Eric de Moulins-Beaufort mówi, że rząd „walcząc z islamizmem”, ogranicza prawa wszystkich ludzi wierzących i rzuca podejrzenie na wszystkie religie. Abp de Moulins-Beaufort, że rządowa ustawa sugeruje wręcz, że osoby wierzące są „obywatelami, którzy powinni być nadzorowani”. To stygmatyzacja wierzących.
Przypadek 1. Welon ślubny a islamska zasłona twarzy
Wesprzyj nas już teraz!
O tym, że legislatorom wcale nie chodzi o islam, świadczą dwa incydenty z sali obrad parlamentu. Pierwszy dotyczył dyskusji o poprawce, która zakazywałaby noszenia islamskich strojów na uniwersytetach przez studentki. Deputowany lewicowej Zbuntowanej Francji (LFI) z departamentu Seine-Saint-Denis, Eric Coquerel, który sam jest zwolennikiem tzw. islamogoszyzmu, wyróżnił się wyjątkowym wystąpieniem. Przyrównał islamskie stroje kobiet do… noszenia welonu podczas chrześcijańskich ceremonii ślubnych. Dodał, że welon „oznacza podporządkowanie się kobiety mężowi” i skrytykował „małżeństwa religijne”, które jego zdaniem też naruszają równość kobiet i mężczyzn.
Co prawda groteskowy charakter tego porównania spotkał się z wykpieniem w mediach społecznościowych, ale pokazuje to meandry myślenia francuskiej lewicy i jej rzeczywiste cele. Z jednej strony nie chcą „stygmatyzować” islamu, który jest dla niej sojusznikiem we wprowadzaniu „postępowej” rewolucji, a z drugiej są gotowi stygmatyzować korzenie własnej cywilizacji, czyli chrześcijaństwa.
Przekreślanie dorobku 1500 lat chrześcijaństwa
Deputowany Zjednoczenia Narodowego (RN) Jordan Bardella ripostował, że tutaj nie ma żadnej analogii, a Coquerel w roli „eksperta” od liturgii katolickiej po prostu się ośmiesza. Welon panny młodej zostaje podniesiony przez męża po wzajemnej zgodzie małżonków i ten gest jest przeciwieństwem zniewolenia kobiety w islamie. Francję i chrześcijaństwo łączy 1500 lat historii, a proces ten widać w każdym elemencie kultury popularnej. Lewica dla własnych celów brnie tymczasem w ojkofobię. Strategia dekonstrukcji własnej tożsamości, wspierania wiktymizacji historii Francji, zaprzeczenie swoim korzeniom cywilizacyjnym i jednocześnie wieloaspektowe mielenie oskarżeń o tzw. „islamofobię”, to prosta droga doprowadzenia do upadku własnej cywilizacji.
Przykład 2. Myślenie rodem z przełomu XIX i XX wieku
Drugi przykład dziwnego myślenia polityków francuskich dotyczy ataku (przy omawianiu tej samej ustawy) wyprowadzonego przez deputowanego prezydenckiej partii Republika w Drodze (LREM) François de Rugy. Ten przy dyskusji o wpływach islamu na szkoły, czy kluby sportowe, znalazł analogie do chrześcijaństwa i krytycznie przypominał, że podobne wpływy miał we Francji… Kościół katolicki. Tylko, że Kościół francuskie szkolnictwo stworzył, a do czasu, kiedy lewica nie wypchnęła go z przestrzeni publicznej i nie skonfiskowała majątku, księża zakładali dla młodzieży kluby sportowe, prowadzili opiekę społeczną, sieci pierwszych kin, świetlice kulturalne.
De Rugy, który jest sprawozdawcą ustawy o „konsolidacji zasad republikańskich”, jest też zwolennikiem wizji laicyzmu wojującego, skrajnie antyklerykalnego. Dlatego tym bardziej można się obawiać, że wśród motywów ustawodawców nie jest tylko walka z „separatyzmem islamistycznym”, ale po prostu z każdą religią. Biskup Bruno Valentin z Wersalu mówi wprost, że w czasie parlamentarnych prac nad tą ustawą unosi się nie zasada neutralności państwa, ale specyficzny duch dość skrajnej wersji laicyzmu rodem z masońskich czasów Republiki z końca XIX i początków XX wieku.
Z tym, że islam ma obecnie swoich obrońców na lewicy, a także w krajach islamskich, które bacznie obserwują kształt francuskiej ustawy i nie wahają się tu wywierać nacisków, nawet ekonomicznych. Pojęcia krajów katolickich już nie istnieje, więc Paryż protestów w obronie praw wiernych Kościoła katolickiego raczej się nie obawia.
Bogdan Dobosz