20 października 2021

Tomasz A. Żak: Byłem w kinie na „Fatimie”

Każde stulecie, każda epoka ma swoje punkty odniesienia, takie soczewki, w których dojrzeć można to co jest i to, co zdarzyć się może. Wieki starożytne miały swoich wróżów, jakieś delfickie wyrocznie ale też proroków. W zrozumieniu czasów nowożytnych, czyli tych po narodzeniu Chrystusa, azymut ludzkiej egzystencji wspomagają objawienia. Na przykład to, które miało miejsce w roku 1917 w portugalskim dystrykcie Santarém, w okolicach miejscowości Fátima.

 Kłamią, bo im za to płacą

Są wydarzenia, które pojawiają się, wzbudzają emocje, gromadzą tłumy i… znikają z radarów zainteresowania tzw. społecznej opinii. Co najwyżej hołubione są przez historyków tematu lub pasjonatów, których często zwie się „nawiedzeńcami” albo i „wyznawcami teorii spiskowych”, a bywa, że wręcz „burzycielami spokoju” (to wtedy, kiedy to „nawiedzenie” zaczyna mieć – mówiąc językiem mediów – oglądalność). Odwołując się do najnowszej historii naszego państwa: czy ktoś pamięta jak to sam siebie zabił wicepremier Andrzej Lepper? A było to przecież zaledwie 10 lat temu. Podobna odległość czasowa dzieli nas od dwóch wydarzeń związanych z Hostią Świętą upuszczoną na ziemię podczas sakramentu Eucharystii, co miało miejsce w Sokółce i w Legnicy. Zdarzenia te, szczególnie teraz, w czas coviodowej polityki władz świeckich i kościelnych (Komunia na rękę), a co gorsza covidowego wypłukiwania wiary w ludziach, byłyby cudownym (dosłownie!) argumentem w publicznej debacie.  

Wesprzyj nas już teraz!

Znamy również wszyscy takie historie, które nie znikają ani z celownika – i to jest dobre określenie – mediów, ani z ludzkiej pamięci. Czy to ta pamięć stymuluje przekaz medialny, czy może jest odwrotnie, mniejsza o to. Istotnym jest, że wciąż „pamiętamy” o Wołyniu, Jedwabnem, Smoleńsku. Wciąż wokół tych, przykładowo tutaj przywołanych znaków czasu, „organizowana jest” emocja społeczna. I wciąż, zamiast budować wiedzę i zrozumienie, dzieli i gangrenuje.

Czasami pojawiają się okazje, aby te jątrzące rany zaleczyć, bo – znów odwołajmy się do znaków czasu – przydarza się rocznica odzyskania Niepodległości, bo beatyfikacja Prymasa Wyszyńskiego, bo Norwid, bo Chopin… Ale oczekiwany cud się nie zdarza, a to co mogło wyleczyć jest użyte na opak, wbrew. Cudem, tak po ludzku, nazywamy tutaj naprawę tego co złe, posklejaniem tego co potłuczone, powrotem do dobra i piękna, także do prawdy, która z tym się łączy nierozerwalnie. A jeżeli zdarza się taki cud prawdziwy jak w Fatimie; jeżeli Niebo „schodzi na ziemię”, aby poprzez objawienie Najświętszej Panny Maryi powiedzieć nam jak jest i jak ma być, to co wtedy?

 

Przemysł rozrywkowy

Niektórzy twierdzą – i słusznie, że wyjątkowymi kronikarzami, ale i „przewidywaczami” dziejów są artyści, a konkretnie ich dzieła. Z tego wynika, że artyści mogą być najlepszymi „lekarzami”, gdy chodzi o ludzkie i narodowe traumy. Ojciec Święty, Pius XI, już w roku 1936 w encyklice „Vigilanti cura” (łac. Czujna opieka) pisał:

Jest rzeczą nie podlegająca dyskusji, iż w okresie ostatnich lat film osiągnął wszechwładne znaczenie jako jedna z nowoczesnych form rozrywki.

I dopowiadał dalej, że to „wszechwładne znaczenie” zostało wykorzystane, jak to nazwałem wyżej – na opak:

Jest zatem rzeczą bezsprzeczną, którą łatwo sprawdzić, iż im wspanialszy był postęp sztuki i przemysłu filmowego, tym szkodliwszy okazał się on dla moralności, religii, a nawet dla podstawowych zasad przyzwoitości w społeczności ludzkiej.

I faktycznie, po prawie 100 latach odm ukazania się tej encykliki, możemy to po wielokroć potwierdzić, że artystyczni „lekarze” nader często stają dzisiaj po stronie zła i nie „leczą”, a swoje talenty używają na szkodę bliźnich. Bo sztuka, a szczególnie kino, ma ogromny wpływ na „rozmazywanie” dobra i schlebianie złu. To, jaką siłą jest kino; to, że „jest najważniejszą ze sztuk”, bardzo szybko zrozumieli komuniści sowieccy i po rewolucji bolszewickiej 1917 r. konsekwentnie wprowadzili w życie. Fizyczne ofiary komunizmu idą w dziesiątki milionów, ale te duchowe (homo sovieticus) możemy liczyć w setki milionów, a liczba eksterminowanych umysłów wciąż rośnie. Fabryki antykultury pracują pełną parą, a wykładnią ich metody działania od dawna nie jest staroświecka cenzura, czyli fakt niemożności mówienia prawdy, ale obowiązek kłamania. Można by rzec, że kłamstwo jest częścią umowy o pracę, takim „normalnym” zawodowym obowiązkiem.

Co więc robią pracownicy tak sformatowanego systemu, kiedy muszą zająć się historią, której nie dało się zabić, zakłamać ani przemilczeć? Co robią z pokoleniem Kolumbów, z Żołnierzami Wyklętymi, co robią z „Solidarnością”, co robią z wiarą w Boga, co robią z Fatimą? Państwo znacie odpowiedź na te pytania, choć nie jest ona przyjemna, wymaga bowiem od nas przyznania się do własnej głupoty, do błędu nierozeznania rzeczywistości, nie rozpoznania wilków w owczych skórach. Odwołanie do św. Mateusza jest tutaj jak najbardziej zasadne, szczególnie, gdy do tej często powtarzanej frazy o owcach i wilkach dodamy, że w ten przypowieściowy sposób Ewangelista po prostu definiował wszelkiej maści fałszywych proroków. Przemysł rozrywkowy i powiązana z nim polityka „lepi” dzisiaj z tzw. celebrytów (najczęściej właśnie artystów) współczesnych „proroków” i czyni to w sposób jak najbardziej wyrachowany. Powinno to być dla każdego dzwonkiem alarmowym, ba – dzwonem na trwogę, ale z powodu zrelatywizowanej skali wartości niestety nie jest.

 

Pokój, bezpieczeństwo, zdrowie

Pius XI, w cytowanej już encyklice dotyczącej kina, bardzo dokładnie opisuje sedno tworzenia dobra i zła przez filmowych twórców. Ja bym powiedział, że w ogóle przez artystów, bo przecież rozważania Papieża dotyczyć mogą każdej aktywności artystycznej, każdej ze sztuk.

Podczas gdy przedstawienie tematów o prawdziwej wartości artystycznej i zobrazowanie trudności, na jakie narażona jest cnota ludzka wymaga artystycznego wysiłku, starań, zdolności i nieraz poważnych nakładów pieniężnych, stosunkowo łatwo jest zainteresować pewien typ człowieka i pewne klasy ludności kinem, które wyświetla filmy nakręcone z myślą o podnieceniu namiętności i niskich instynktów, drzemiących w ludzkim sercu.

Mam swoją teorię co do przyczyn upadku etycznego i moralnego sztuki współczesnej i widzę dwie tegoż podstawowe przyczyny. Pierwszą wskazuje cytowane wyżej magisterium Kościoła katolickiego, a więc chodzi o łatwość docierania ze złem do skażonej grzechem pierworodnym ludzkiej duszy. To zdaje się być oczywiste, a jest wspierane przecież jeszcze coraz większymi pieniędzmi, które stoją za wszystkim Hollywoodami świata. Przyczyna druga, to „dobre chęci”, którymi – jak wiadomo – jest wybrukowane piekło. Zostawmy w tych rozważaniach na boku świadome czynienie zła, a zastanówmy się nad owym pozornym „tworzeniem dobra”.  

Wszystkie wyższe uczucia (miłość rodzinna, patriotyzm, wiara w Boga) potrzebują rozumowego uzasadnienia i łaski Opatrzności. Gdy opierają się na emocjach (jak w filmowym romansie) lub na sentymentalizmie (jak w serialach), są neoficko zapalczywe , ale trwają krótko i nierzadko kończą się swą przeciwnością („od miłości do nienawiści jeden krok”). W ostatnich dziesięcioleciach wskazać możemy kilka powtarzających się wątków-chwytów, które mają sterować emocjami widza. Abstrahując od dwóch stałych czynników – seksualizmu i przemocy, są trendy główne: „walka o pokój na świecie”, „bezpieczeństwo naszej planety” oraz „przede wszystkim zdrowie”. I dokładnie według takiego przepisu wyprodukowano w ubiegłym roku portugalsko-amerykański film „Fatima” w reżyserii Włocha Marco Pontecorvo, znanego dotąd raczej z pracy operatorskiej, m.in. przy serialu „Gra o tron”, czy w filmie „Casanova po przejściach”.

Kupcie sobie różaniec          

W jednym z udzielonych po premierze filmu wywiadów Pontecorvo, będący także współautorem scenariusza, definiuje swoje (podkreślam: swoje!) widzenie fatimskich objawień, jako antidotum na wojnę i biedę. W Łucji, jednej z trójki dzieci, którym objawiła się Matka Boża, uczynionej główną bohaterką filmy, reżyser postrzega małą dziewczynkę, która chce „zjednoczyć ludzi, modląc się o pokój dla całego świata”. Naprawdę nie trzeba daleko szukać, aby wiedzieć, że takie założenia scenariuszowe niewiele wspólnego mają z prawdą. Wiedza o Fatimie to dziesiątki metrów bibliotecznych półek lub – jak kto woli – setki gigabajtów. Faktycznie, trochę trzeba się wysilić, aby ziarno oddzielić od plew, ale przecież to winno być obowiązkiem każdego scenarzysty, reżysera, który konstruując jakąś fabułę odwołuje się do wydarzeń, które miały miejsce w rzeczywistości. A w przypadku objawień w Fatimie mamy przecież do czynienia z jednym z najważniejszych znaków/faktów XX wieku i to wciąż aktualnym.

Wyobraźmy sobie, odwołując się do dziejów naszego kraju, że ktoś realizując film, którego akcja dzieje się w roku 1410, przed, w trakcie i po bitwie pod Grunwaldem, założył by, że powodem ówczesnego konfliktu było porwanie i zniewolenie córki króla Władysława Jagiełły przez wielkiego mistrza zakonu Krzyżackiego, Ulricha von Jungingena. Konsekwencje scenariuszowe byłby tak groteskowe jak w filmach grupy Monty Pythona i raczej nie byłoby to dla Polaków śmieszne. Podobnie jest w filmie „Fatima”, choć nie o głupkowate nabijanie się z historii tutaj chodzi, a o wiarę katolicką i o zbawienie.

W gęstwie izmów i poprawności, które rządzą sztuką współczesną niczym przysłowiowy ogon merdający psem, na czoło wysuwa się pacyfizm. Ta ideologia tak dalece zdominowała narrację obrazu filmowego „Fatima”, że to nie te najistotniejsze dla opowiadanej historii kolejne widzenia Matki Bożej (Pięknej Pani) przez Łucję, Hiacyntę i Franciszka są osią wydarzeń, ale odczytywana na rynku miasteczka lista poległych na frontach I wojny światowej. W konsekwencji zmyślono wątek żołnierski brata Łucji, Manuela, co ma wypaczający wpływ na pokazane emocjonalne motywacje rodziców Łucji, Marii i Antonia, w czasie kolejnych objawień, które ma ich córka. Również sama Łucja swe przeżycia kojarzy z ewentualnym nieszczęściem wojennym mogącym dotknąć jej brata. W konsekwencji tego wszystkiego wizja piekła ukazana trójce dzieci przez Maryję, zostaje obrazowo zredukowana do piekła doczesnego kojarzonego z takimi czy innym wydarzeniami wojennymi, łącznie z grzybem atomowym nad Hiroszimą. Nawrócenie grzeszników, które jest istotą zalecanego w objawieniach fatimskich pokutowania za grzechy, powiązane m.in. z codziennie odmawianą modlitwą różańcową, rozmazuje się, znika. Zupełnie nieobecnym jest zalecenie Pana Boga o ustanowieniu nabożeństwa do Niepokalanego Serca Maryi, dzięki czemu może być zbawionych wiele dusz. Pokój i ewentualne zakończenie wojny są niejako dodatkiem do tych spraw zasadniczych.

 Papież Pius XI w swej encyklice poświęconej sztuce filmowej tak uzasadnił podjęcie przez głowę Kościoła św. tego tematu:

Jest bowiem, w istocie, rzeczą najbardziej konieczną, aby i w tej dziedzinie również postęp sztuki, nauk, ludzkiej techniki i przemysłu, które są darami Boskimi, użytkowany był w rozprzestrzenianiu Królestwa Bożego na ziemi.

To prawda, że konstrukcja filmu może wzruszać, ale jest to wzruszanie bardzo płytkie, dalekie od duchowości. Odwołanie się do emocji nierozumianego, a więc krzywdzonego dziecka/dziewczynki jest książkowo skuteczne, ale tylko ludzkie. Ten sentymentalizm w połączeniu z modernistycznym fraternizowaniem się z Niebem, co reprezentuje infantylna postać Anioła oraz jeszcze bardziej zbanalizowana żurnalowo postać Niepokalanej Panny Maryi), oddalają widza od wiary, od absolutu. A kiedy w końcu dochodzi do kulminacyjnego dla objawień „cudu słońca”, to jest on zraniony boleśnie powtarzającą się sceną z postacią wulgarnego chłopca handlującego różańcami.

 

Tajemnica utraty wiary

Objawienia Fatimskie, co już zostało powiedziane, należą do tych znaków czasu, które nie dają się odesłać do muzeum. Obraz upowszechniany w Polsce przez Monolith Films i Rafael Film jest tego kolejnym dowodem. Świat wciąż trwa w sporze o to, czy zalecenia Drugiej Tajemnicy Fatimskiej zostały wykonane zgodnie z tym, co pastuszkom z Fatimy przekazała Matka Boża oraz czy Trzecia Tajemnica Fatimska została naprawdę ujawniona. Co ciekawe, film przemilcza zupełnie sprawę poświęcenia Rosji Niepokalanemu Sercu Maryi i to pod specjalnymi warunkami, jako jedyny sposób na nastanie pokoju. Bo jeżeli nie, jak zostało to powiedziane, to Rosja „rozpowszechni swe błędy po świecie, wywołując wojny i prześladowania Kościoła świętego”. I przecież tak się stało i tak trwa do dzisiaj. Warto pamiętać, że Druga Tajemnica została powierzona fatimskim dzieciom na trzy miesiące przed wybuchem rewolucji bolszewickiej. 

Natomiast, gdy chodzi o Trzecią Tajemnicę, to realizatorzy „Fatimy” proponują widzom obrazy firmujące krytykowaną i podważaną przez wiele autorytetów wersję Watykanu z roku 2000, przechodząc w finale filmu z narracji fabularno-ilustracyjnej na czysto publicystyczną.

Biorąc pod uwagę to wszystko, co niesie z sobą ten film, a co – jakby nie było – jest kontynuacją takich działań w sztuce, które prostą drogą prowadzą do zeświecczenia, więcej niż ze zdziwieniem odbieram intensywny ruch promocyjny wokół filmu „Fatima”. Te szkolne seanse, zapisy na darmowe pokazy dla katechetów, artykuły promujące w prasie katolickiej ale też np. na Onecie, patronat Sanktuarium Fatimskiego w Zakopanem, specjalnie wydany i upowszechniany w kinach konspekt lekcji religii opartych na tym filmie… Dużo tego.

W jednej z polecających film recenzji napisano, że „Fatima” to nie tylko kolejna religijna produkcja”. I ja również tak myślę.

Tomasz A. Żak

Apostolat Fatimy – wspólnota na trudne czasy. Także dla Ciebie!

Apostolat Fatimy – wspólnota na trudne czasy. Także dla Ciebie!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(9)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 105 295 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram