28 października 2021

Watykan: kard. Brandmüller proponuje reformę sposobu wyboru papieża

(Kard. Walter Brandmüller. Źródło: YouTube/EWTN katholisches TV)
Doświadczenie przynajmniej pięciu lat pracy w Kurii Rzymskiej, wymagane od kandydata na papieża, to jeden z postulatów zgłoszonych przez emerytowanego przewodniczącego Papieskiego Komitetu Nauk Historycznych, 92-letniego kard. Waltera Brandmüllera. Na łamach blogu Settimo Cielo prowadzonego przez doświadczonego watykanistę Sandro Magistra ukazał się jego artykuł: „Wybór papieża w napięciu między centrum a peryferiami. Pewna propozycja”.

Publikujemy tłumaczenie artykułu.

W Kościele, który będąc katolickim obejmuje cały świat, napięcie między rzymskim centrum a peryferiami geograficznymi ma miejsce zwłaszcza wówczas, gdy ma zostać wybrany papież. Dzieje się tak dlatego, że jako następca Piotra, papież jest zarówno biskupem Rzymu, jak i najwyższym pasterzem Kościoła powszechnego.

Po tym, jak za czasów Mikołaja II w 1059 r. wybór papieża został zastrzeżony dla kardynałów rzymskich, do tytułu kardynała a tym samym elektora wynoszono często opatów i biskupów z ważnych stolic europejskich. Taka była sytuacja również po wielkiej ekspansji misyjnej w Nowym Świecie, która rozpoczęła się w XV wieku, aż do czasu, gdy Pius IX i Leon XIII nadali purpurę kardynalską w 1875 roku arcybiskupowi Johnowi McCloskey z Nowego Jorku i w 1905 roku arcybiskupowi Joaquimowi Arcoverde de Albuquerque Cavalcanti z Rio de Janeiro.

Wesprzyj nas już teraz!

Te dwie nominacje zapoczątkowały proces, który doprowadził do znacznego zwiększenia liczby kardynałów, ustalonej wcześniej przez Sykstusa V na 70 osób. Faktycznie zapoczątkowały one umiędzynarodowienie świętego kolegium, które wraz z papieżem Franciszkiem jeszcze bardziej zbliżyło się do peryferii Kościoła, do tego stopnia, że obecnie liczy trzydziestu kardynałów z Azji i Oceanii. Z drugiej strony, biskupi tradycyjnych europejskich stolic kardynalskich, takich jak Mediolan, Turyn, Wenecja, Neapol, Palermo i Paryż, pozostali bez purpury. Warto byłoby przyjrzeć się bliżej – również ze względów eklezjologicznych – motywacjom i intencjom widocznego tu manewru antyeuropejskiego.

Liczba kardynałów z prawem głosu w konklawe została zwiększona do 120 przez Jana Pawła II [faktycznie uczynił to 5 listopada 1973 Paweł VI, ustalając, że liczba kardynałów z prawem wyboru Papieża nie może przekroczyć 120 – przyp. KAI]. Takie zwiększenie liczby miało i ma na celu pokazanie rozprzestrzenienia geograficznego Kościoła, także poprzez liczbę i kraje pochodzenia kardynałów-elektorów. Jednym ze skutków jest jednak to, że 120 elektorów, o ile pochodzą z peryferii, często spotyka się po raz pierwszy na konsystorzach poprzedzających konklawe i dlatego niewiele lub nic nie wiedzą o Kolegium Kardynalskim, a więc i o kandydatach, nie spełniając w ten sposób podstawowego warunku odpowiedzialnego głosowania na konklawe.

Do tego dochodzi oczywiste napięcie między rzymskim centrum, czyli Kurią papieską, a Kościołami lokalnymi, które jest niekiedy przeżywane w sposób bardzo emocjonalny i ma pewien wpływ na głosowanie.

Te spostrzeżenia rodzą szereg pytań dotyczących pojęcia i struktury Kolegium Kardynalskiego, które dotyczą także elektorów i osób uprawnionych do wyboru na papieża. Spróbuję teraz udzielić odpowiedzi na te pytania, przyglądając się historii.

I

Kolegium Kardynalskie wywodziło się z duchowieństwa miasta Rzymu, które składało się z biskupów sąsiednich diecezji podrzymskich, prezbiterów „tituli” rzymskich i diakonów diakonii miejskich. Po zawirowaniach „saeculum obscurum”, to papież Mikołaj II w bulli „In nomine Domini” z 1059 r. po raz pierwszy ustanowił prawne zasady wyboru papieża. Zgodnie z tymi przepisami biskupi kardynałowie, po zasięgnięciu opinii kardynałów prezbiterów i kardynałów diakonów, wybierali papieża, po czym reszta duchowieństwa zatwierdzała go wraz z ludem przez aklamację.

Fakt, że posługa papieska jest związana z biskupstwem Rzymu, wynika z tego, że pierwszy z apostołów poniósł śmierć męczeńską i został pochowany w tym mieście. Ale fakt, że Piotr pracował w Rzymie, tu poniósł męczeństwo i tutaj został pochowany, nie jest jedynie wynikiem przypadku. Wierzące oko dostrzega w tym rękę Bożej Opatrzności. W każdym razie męczeństwo Piotra i jego pochówek w Rzymie mają konstytutywne znaczenie teologiczne. Był o tym przekonany już biskup męczennik Ignacy z Antiochii, który w swoim szeroko dyskutowanym i kontrowersyjnym liście do Kościoła rzymskiego z przełomu I i II wieku pisał, że Kościół rzymski przewodniczy „agápe”, które to słowo powinno być poprawnie tłumaczone jako „Kościół”, o czym świadczy użycie tego samego słowa w innych listach Ignacego, kiedy na przykład pisze: „Pozdrawia was 'agápe’ z…”, po czym następuje nazwa miasta. Tutaj natomiast „agápe” jest napisane bez nazwy miasta, określając w ten sposób Kościół w ogóle, któremu przewodniczy wspólnota rzymska.

Podobnie św. Ireneusz z Lyonu, około roku 200, przypisywał Kościołowi rzymskiemu, jako że został założony przez Piotra i Pawła, „potentior principalitas”, tzn. silne pierwszeństwo. Krótko mówiąc: związek między posługą Piotrową a miastem grobu apostołów – a nie stolicą cesarstwa – jest pierwotnym przekonaniem Kościoła i aż do XVI wieku nigdy nie był kwestionowany.

Kolegium Kardynalskie wywodzi się więc z duchowieństwa miasta Rzymu i dlatego od czasów Mikołaja II wybiera biskupa Rzymu, który jest jednocześnie najwyższym pasterzem całego Kościoła.

Aż po dzień dzisiejszy papieże starają się zawsze odpowiadać tym historycznym przepisom, przydzielając nowym kardynałom z różnych kontynentów rzymski kościół tytularny i w ten sposób inkardynując ich do duchowieństwa miasta Rzymu. W ten sposób ważne ośrodki episkopalne na całym świecie są ściślej związane z centrum. Chociaż w tym celu nie byłby w ogóle potrzebny wymysł rytualny, gdyż już samo nałożenie paliusza przez papieża na metropolitów na całym świecie wystarczająco wyraża związek z Rzymem i jedność Kościoła powszechnego.

II

Chodzi więc o to, aby w sposób przemyślany zharmonizować dwa aspekty posługi Piotrowej, dla Kościoła lokalnego i dla Kościoła powszechnego, także w sposobie wyboru papieża. Punktem wyjścia dla takich rozważań mogłoby być stwierdzenie, że prawo do głosowania i prawo wybieralności, tj. prawo do głosowania i kandydowania w wyborach, niekoniecznie idą w parze.

Zgodnie z obowiązującymi obecnie przepisami, kardynałowie tracą czynne prawo wyborcze po ukończeniu 80 roku życia, ale, co dziwne, nie tracą prawa biernego. Co więcej, do tej pory prawie nigdy nie zdarzyło się, aby ktoś, kto nie jest kardynałem, został wybrany na papieża. Po raz ostatni miało to miejsce w 1378 roku, wraz z wyborem arcybiskupa Bari Bartolomeo Prignano, który wybrał imię Urban VI.

Musimy zatem zapytać, w jaki sposób napięcie między centrum a peryferiami może zostać odpowiednio rozwiązane w sposobie wyboru papieża.

Po pierwsze, należy pamiętać, że papież nie jest „również” biskupem Rzymu, ale jest odwrotnie: biskup Rzymu jest również papieżem. Kiedy więc zostaje wybrany, zostaje wybrany następca Piotra na stolicy rzymskiej. A to oznacza, że wybór jest pierwotnie obowiązkiem duchowieństwa i ludu Rzymu.

III

Jednak wybór papieża dotyczy także całego Kościoła. Jest rzeczą oczywistą, że w powszechnej świadomości, przed i w czasie konklawe, powszechny charakter posługi Piotrowej ma większe znaczenie, niż potrzeby i interesy lokalnego Kościoła rzymskiego. Wynika z tego, że papieże uważają swoje obowiązki jako biskupów Rzymu za niemal drugorzędne, delegując do wykonywania swoich obowiązków biskupich kardynała wikariusza, czyli tego, który posiada tytuł bazyliki św. Jana na Lateranie – katedry papieża.

Aby w szczególny sposób odzwierciedlić uniwersalny aspekt posługi Piotrowej, zaproponowano przyznanie prawa głosu na konklawe przewodniczącym krajowych konferencji biskupich. Należy jednak z całą mocą powtórzyć, że Konferencje Episkopatów nie są w żadnym wypadku elementem strukturalnym Kościoła i że takie rozwiązanie nie odpowiadałoby wymogom więzi między Stolicą Piotrową a Rzymem. Rozwiązania problemu nie można zatem szukać w jakimkolwiek poszerzeniu prawa do głosowania na konklawe.

Natomiast można by je znaleźć poprzez rozdzielenie czynnego i biernego prawa wyborczego, jak już wspomniano, w praktyce zastrzegając prawo głosu dla znacznie sprawniejszego i prawdziwie rzymskiego Kolegium Kardynalskiego, a jednocześnie poszerzając krąg tych, którzy mogliby zostać wybrani na Kościół powszechny. Metoda ta miałaby również tę zaletę, że papieżowi nie byłoby już tak łatwo wpływać na wybór swojego następcy poprzez celowe kreowanie kardynałów.

Oczywiście, krąg uprawnionych kandydatów nie powinien obejmować wszystkich biskupów. Konieczne byłoby sformułowanie obiektywnych, instytucjonalnych kryteriów kwalifikowalności, tak aby w rozsądny sposób ograniczyć krąg uprawnionych. Jednym z tych kryteriów powinno być to, że kandydat musi piastować wysokie stanowisko w Kurii Rzymskiej przez co najmniej pięć lat. Gwarantowałoby to wyborcom wcześniejszą znajomość kandydatów dzięki osobistym relacjom, a kandydatom bezpośrednie doświadczenie struktur, procedur i problemów Kurii Rzymskiej. Ograniczyłoby to krąg kandydatów, ale jednocześnie uwzględniło uniwersalny aspekt prymatu Piotrowego. Konieczność posiadania nie tylko powierzchownej wiedzy i doświadczenia w Kurii Rzymskiej jest oczywista, jeśli weźmie się pod uwagę zadania kardynałów wskazane w kanonach 349, 353 i 356 Kodeksu Prawa Kanonicznego, a mianowicie wspomaganie papieża, czy to samodzielnie, czy w konsystorzu, słowem i czynem.

Jeśli chodzi o liczbę elektorów, to nie byłoby trudno ją zmniejszyć, ponieważ nie musieliby oni już być szeroką reprezentacją Kościoła powszechnego, co gwarantowałoby już postanowienie dotyczące uprawnionych. Z łatwością można by zejść poniżej liczby 70 elektorów ustalonej przez Sykstusa V.

Faktycznie jest aż nazbyt oczywiste, że obecna liczba 120 kardynałów-elektorów, z których wielu, jeśli nie większość, nie ma żadnego doświadczenia z Rzymem, stwarza różne problemy. Dla kolegium, które preferuje kardynałów z diecezji peryferyjnych, praktycznie niemożliwe jest odpowiednie wykonywanie wyżej wymienionych zadań, nawet w warunkach, na jakie pozwalają współczesne techniki komunikacyjne.

Trzeba również wziąć pod uwagę fakt, że w pewnych okolicznościach podróż do Rzymu może być trudna lub wręcz niemożliwa dla niektórych wyborców. Trudności podobne do tych, które utrudniały udział biskupów z krajów komunistycznych w Soborze Watykańskim II, mogą uniemożliwić udział kardynałów w przyszłym konklawe. Również klęski żywiołowe, takie jak wybuchy wulkanów, tsunami, epidemie, a także zawirowania polityczne czy wojny mogą uniemożliwić terminowe przybycie do Rzymu kardynałów z „peryferii”. Z tych i podobnych powodów, biorąc pod uwagę dużą liczbę kardynałów uprawnionych do głosowania i jednocześnie zobowiązanych do uczestnictwa, wybór przez „niepełne” kolegium mógłby zostać zakwestionowany, co wiązałoby się z poważnym niebezpieczeństwem dla jedności Kościoła.

Jeśli tak miałoby się stać, należałoby przynajmniej podnieść i zdefiniować kwestię ewentualnego „kworum” niezbędnego dla ważnego głosowania. Gdyby natomiast elektorzy byli już na miejscu, bo byli częścią prawdziwie rzymskiego kolegium, nie trzeba by się było obawiać takiego scenariusza.

Krótko mówiąc, przy obecnym składzie Kolegium Kardynalskiego, w którym znaczna część elektorów jest rozproszona geograficznie, nie zna się nawzajem, a tym bardziej nie zna rzeczywistych wymogów posługi Piotrowej, brakuje zasadniczego warunku odpowiedzialnego głosowania. Ma to bardzo zdradliwe konsekwencje.

W takim kolegium wyborczym wszystko zależy od tych liderów opinii, wewnętrznych i zewnętrznych, którzy zdołają sprawić, by wybrany przez nich kandydat stał się znany osobom mniej poinformowanym i zmobilizować ich poparcie. Prowadzi to do tworzenia się bloków, w których indywidualne głosy są niczym puste pełnomocnictwa przyznawane przedsiębiorczym „wielkim wyborcom”. Zachowania te wynikają z reguł i mechanizmów badanych w socjologii. Natomiast wybór papieża, następcy apostoła Piotra, głównego pasterza Kościoła Bożego, jest wydarzeniem religijnym, dla którego powinny obowiązywać właściwe mu zasady.

Fakt, że w tym kontekście mniej lub bardziej obfite pieniądze płyną z bogatej Europy do biedniejszych części świata, tak że ich kardynałowie elektorzy na konklawe czują się zobowiązani wobec darczyńcy, jest dobrze znany, nawet jeśli moralnie naganny. Być może właśnie takie względy skłoniły Jana Pawła II do utrzymania w mocy ekskomuniki na te nowoczesne formy symonii. Równocześnie jednak tenże papież ogłosił, że wybory dokonane w ten sposób są również ważne, aby zagwarantować pewność prawa, a tym samym jedność Kościoła („Universi dominici gregis”, n. 78).

*

Przedstawione tu refleksje mają na celu wyraźniejsze ukazanie, także w sposobie dokonywania wyboru, sakralnego charakteru posługi papieskiej, która jest konstytutywnie ustanowiona w Kościele Jezusa Chrystusa, który nie może zapominać, że jest „w” świecie, ale nie „ze” świata.

Kardynał Walter Brandmüller

 

Źródło: KAI

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(13)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 104 515 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram