Obchodząc Boże Narodzenie, mamy w myślach betlejemską stajenkę, a w niej Dzieciątko Jezus w otoczeniu Maryi i Józefa. Rzeczywiście było to niezwykłe wydarzenie w historii zbawienia, w którym Syn Boży przyjął ludzką naturę i narodził się jako Bóg-Człowiek. Nie było to jednak Jego pierwsze Narodzenie, ponieważ Syn Boży „z Ojca jest zrodzony przed wszystkimi wiekami”. Ta teologiczna prawda została zawarta w jednej z polskich kolęd, której słowa nazywają Go „dwakroć narodzonym”.
Chodzi tu oczywiście o kolędę pt. „Pójdźmy wszyscy do stajenki”, w której czwartej zwrotce śpiewamy: Witaj Jezu nam zjawiony, witaj, dwakroć narodzony, raz z Ojca przed wieków wiekiem, a teraz z Matki człowiekiem. W tej pięknej polskiej kolędzie zawarta jest głęboka treść teologiczna, nad którą być może nie zastanawiamy się na co dzień.
Wspomniane pierwsze Narodziny Syna Bożego odnoszą się do Jego Narodzin z Ojca przed wszystkimi wiekami. Poszczególne Osoby Trójcy Świętej – Ojciec, Syn i Duch Święty – istnieją od zawsze i przez nikogo nie zostały stworzone. Mają jedną Istotę, a to oznacza, że pełnia Bóstwa jest w każdej z Nich, a jedynym czynnikiem rozróżniającym Je są istniejące między nimi relacje. I tak Ojciec zrodził Syna i dlatego mamy dwie – choć jedne w naturze, to jednak odrębne – Osoby Boskie. Podobnie sprawa ma się z Duchem Świętym, który jest tchnieniem Ojca i Syna, a zatem pochodzi od nich Obu. Oczywiście tych relacji pochodzenia nie można traktować jako następujących po sobie w czasie wydarzeń. Bóg jest poza czasem i nigdy nie było takiego momentu, żeby Ojciec istniał, a Syn lub Duch nie. Wszystkie Osoby Trójcy są współistotne, co tłumaczy Katechizm Kościoła Katolickiego:
Wesprzyj nas już teraz!
Trójca jest jednością. Nie wyznajemy trzech bogów, ale jednego Boga w trzech Osobach: „Trójcę współistotną”. Osoby Boskie nie dzielą między siebie jedynej Boskości, ale każda z nich jest całym Bogiem: „Ojciec jest tym samym, co Syn, Syn tym samym, co Ojciec, Duch Święty tym samym, co Ojciec i Syn, to znaczy jednym Bogiem co do natury”. „Każda z trzech Osób jest tą rzeczywistością, to znaczy substancją, istotą lub naturą Bożą” – wyjaśnia Katechizm (KKK 253).
Jak zatem wyglądało to zrodzenie Syna przez Ojca? Św. Tomasz z Akwinu pisze w swojej „Summie Teologicznej”, że Syn pochodzi z Boskiego intelektu i dlatego nazywany jest „Słowem”, a po grecku „Logos”.
„Słowo” (…) jest właściwą nazwą osoby Syna. Oznacza bowiem pochodzenie z intelektu, a Osoba, która w Bogu pochodzi na sposób emanacji intelektualnej, nazywana jest Synem; i to pochodzenie nazywa się zrodzeniem (…). Stąd wynika, że tylko Syn jest w Bogu właściwie nazywany Słowem – wyjaśnia Doktor Anielski (ST I, q. 34, a. 2, c.).
Rozumiejąc tę prawdę teologiczną, o wiele łatwiejsze stają się słowa, od których rozpoczyna się Ewangelia według św. Jana: Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, [z tego], co się stało. (…) Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas (J 1, 1-3.14).
Jak wyjaśnił św. Tomasz, tym „Słowem” jest Syn Boży, a zatem „na początku był Syn”, czyli nie było takiego momentu, żeby On nie istniał. Ewangelista Jan zaakcentował fakt, że „Syn Boży był Bogiem”, co jest mocną odpowiedzią na zarzuty heretyków odrzucających Jego Bóstwo. Widzimy wreszcie, że „Syn Boży stał się ciałem i zamieszkał wśród nas”, czyli przyjął ludzką naturę, narodził się z Dziewicy, a po 33 latach umarł dla naszego zbawienia.
Z naszego ludzkiego punktu widzenia trudno jest wyjaśnić, w jaki sposób niematerialny Bóg może mieć ludzkie ciało i duszę. Kościół naucza, że w momencie Wcielenia, czyli kiedy Maryja powiedziała do anioła: „Niech mi się stanie według słowa twego” (Łk 1, 38), nastąpiło cielesne poczęcie Syna Bożego. Wtedy to Bóg stworzył jego ludzką naturę – z ciałem i duszą, pozbawioną jednak ludzkiej osoby. Jest to nieco inna sytuacja niż ta, w której począł się każdy z nas, ponieważ zostaliśmy stworzeni jako konkretna osoba, czyli osobnik o ludzkiej naturze. W przypadku Chrystusa (określenie to używa się w odniesieniu do Wcielonego już Syna Bożego), ta stworzona dla Niego ludzka natura pozbawiona osoby została połączona z Drugą Osobą Trójcy Świętej, a to w teologii nazywa się unią hipostatyczną.
Narodzony z Dziewicy Chrystus w jednej Boskiej Osobie łączy więc dwie natury: Boską i ludzką. Jest w pełni Bogiem i w pełni człowiekiem, z dwoma intelektami – Boskim i ludzkim – oraz dwiema wolnymi wolami. Posiada natomiast tylko ludzką duszę, ponieważ Bóg jako byt niepodzielny duszy nie ma. Jego Boska i ludzka natura w żaden sposób się nie zmieszały ani nie podzieliły, co dosadnie tłumaczy Katechizm:
Jedyne i całkowicie wyjątkowe wydarzenie Wcielenia Syna Bożego nie oznacza, że Jezus Chrystus jest częściowo Bogiem i częściowo człowiekiem, ani że jest ono wynikiem niejasnego pomieszania tego, co Boskie, i tego, co ludzkie. Syn Boży stał się prawdziwie człowiekiem, pozostając prawdziwie Bogiem. (…) Kościół musiał bronić tej prawdy wiary i wyjaśniać ją w pierwszych wiekach, odpowiadając na herezje, które ją fałszowały – wyjaśnia Katechizm (KKK 464).
Ten sam dogmat został przepięknie ujęty w jednej z antyfon brewiarzowych przeznaczonych na święto Obrzezania Pańskiego, obchodzone 1 stycznia: Cudowna tajemnica objawiła się dzisiaj: odnowiła się natura, Bóg stał się człowiekiem: czym był – pozostał, czym nie był – to przybrał; nie cierpiąc zmieszania, ani podziału.
Użyta tutaj fraza: „czym był – pozostał” odnosi się oczywiście do Jego Bóstwa. Syn Boży od zawsze był Bogiem, Drugą Osobą Trójcy Świętej, mającym jedną Istotę wraz z Ojcem i Duchem Świętym. Zawsze był niezmienny, nieograniczony, przedwieczny, nieśmiertelny – i takim pozostał również po Wcieleniu. Co zatem przybrał? Ludzką naturę, taką jak inni ludzie – stworzoną, wraz z ciałem podatnym na cierpienie, ból i śmierć. Jak pisał autor Listu do Hebrajczyków, Chrystus jest do nas podobny „we wszystkim z wyjątkiem grzechu” (Hbr 4, 15). Odczuwał zatem chłód (jak choćby w stajence betlejemskiej), głód (kuszenie na pustyni), czy ból (Męka i śmierć). Podobnie ma się rzecz w sferze psychicznej, w której Chrystus doświadczał emocji takich jak inni ludzie. I tak zapłakał nad śmiercią Łazarza, poczuł gniew z powodu kupców bezczeszczących świątynię, a w czasie modlitwy w Ogrojcu ze strachu przed nadchodzącą Męką pocił się krwawym potem, co medycyna klasyfikuje jako oznakę niezwykłego cierpienia.
Ludzka natura Chrystusa należy na własność do Boskiej Osoby Syna Bożego, przez którą została przyjęta. Wszystko to, kim On jest, i to, co czyni w niej, należy do „Jednego z Trójcy”. Syn Boży udziela więc swojemu człowieczeństwu swojego osobowego sposobu istnienia w Trójcy. Zarówno w swojej duszy, jak w swoim ciele Chrystus wyraża więc po ludzku Boskie życie Trójcy: Syn Boży… ludzkimi rękoma pracował, ludzkim myślał umysłem, ludzką działał wolą, ludzkim sercem kochał, urodzony z Maryi Dziewicy, stał się prawdziwie jednym z nas, we wszystkim do nas podobnym oprócz grzechu – czytamy w Katechizmie (KKK 470).
Jedność dwóch natur Chrystusa czyni Go wreszcie najlepszym pośrednikiem między Bogiem i człowiekiem. Św. Paweł podkreślił to kiedy pisał do Tymoteusza: Jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek, Chrystus Jezus (1 Tm 2,5). Dlaczego Apostoł napisał właśnie „człowiek, Chrystus Jezus”? Chrystusowe pośrednictwo stało się bowiem możliwe z chwilą Wcielenia, ponieważ choć zawsze był Bogiem, to dopiero w momencie poczęcia w łonie Maryi stał się również człowiekiem, przyjmując ludzką naturę. Mając tak wiele wspólnego z obiema stronami, jest idealnym pośrednikiem między nimi. Ojcu zanosi nasze modlitwy i ofiary – w tym najdoskonalszą Ofiarę Mszy Świętej; dla ludzi zaś otrzymuje łaski i dary, którymi ich hojnie obdarza.
Na koniec chciałbym wrócić do tematu treści teologicznych obecnych w polskich kolędach, a wiele takich wersów zawiera choćby wspominany wcześniej utwór pt. „Pójdźmy wszyscy do stajenki”. Śpiewamy w nim: Witaj dziecineczko w żłobie, wyznajemy Boga w tobie, a także: Ty łączysz w Boskiej osobie dwie natury różne sobie. Niestety są tam również treści, które stwarzają niebezpieczeństwo nieporozumień, mogących brzmieć niczym herezja. W tym samym utworze znalazły się bowiem słowa: Wyniszczasz swoje Bóstwo, a z kolei w kolędzie pt. „Bóg się rodzi” śpiewamy: Cóż masz, niebo nad ziemiany? Bóg porzucił szczęście twoje, lub co gorsza: Bóg porzucił szczęście swoje. A przecież z chwilą Wcielenia Boska natura w żaden sposób nie uległa zmianie ani umniejszeniu! Cytowane wersy są jedynie figurami stylistycznymi i nie można ich traktować jak dogmat. Śpiewajmy kolędy, ale prawd wiary uczmy się lepiej z Katechizmu.
Adrian Fyda