11 lutego 2024

Wściekli na objawienia! Jak wrogowie Kościoła obśmiewali Lourdes

(fot. REUTERS/Regis Duvignau/FORUM)

Objawienia z Lourdes widowiskowo potwierdziły prawdziwość wiary katolickiej. Nie dziwi zatem, że wrogowie Kościoła próbowali i nadal próbują je „zdemitologizować”. Jednak ich argumenty, po bliższym przyjrzeniu się, same okazują się dość łatwymi do obalenia mitami.

Początek drugiej połowy XIX wieku to trudny czas dla chrześcijan. W 1859 roku Karol Darwin opublikował książkę „O pochodzeniu gatunków”. Wbrew woli autora wykorzystano ją do walki z religią. Z kolei trzy lata później ukazało się „Życie Jezusa” Ernsta Renana. Jego autor próbował „dowieść”, jakoby Pan Jezus był zwykłym, acz wyjątkowym człowiekiem. Po upływie kolejnych pięciu lat Karol Marks i Fryderyk Engels wydali „Kapitał”. Pozycję tę niejednokrotnie wykorzystywano do zwalczania religii.

Jakby antycypując te ataki, w 1858 roku w miejscowości Lourdes w południowo-zachodniej Francji Matka Boża objawiła się 14-letniej ubogiej analfabetce Bernadecie Soubirous. Matka Boża w Lourdes, w grocie Massabielle zjawiła się 18 razy. Po raz pierwszy 11 lutego 1858 roku, a ostatni, osiemnasty, 16 lipca 1858 roku. Kulminacyjnym momentem jest objawienie szesnaste. Wówczas to, w Święto Zwiastowania, 25 marca Matka Boża powiedziała „Jestem Niepokalane Poczęcie”. Stało się to 4 lata po ogłoszeniu przez błogosławionego Piusa IX dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Matki Bożej. Jednak Bernadeta, jako pochodząca z ubogiej rodziny analfabetka, nie wiedziała o tej prawdzie wiary. Podczas objawień Matka Boża wezwała też do odkopania źródła, do dziś służącego cudownym uzdrowieniom. Gorąco prosiła także o pokutę za grzeszników, a także ukazywała różaniec.

Wesprzyj nas już teraz!

Oprócz niezwykle istotnej treści tego objawienia, co najmniej równie istotne jest to, że w ogóle się ono wydarzyło. Jak bowiem zauważa Vittorio Messori w książce „Tajemnica Lourdes – Czy Bernadeta nas oszukała”: „jeśli Bernadeta nas nie oszukała, jeśli nie oszukiwała samej siebie, to nie oszukuje siebie też katolik, wierząc w prawdę Ewangelii i kierując się nauką Kościoła, który jest tej prawdy autentycznym gwarantem. (…) Ta grota jest więc punktem oparcia, kołem ratunkowym podarowanym wiernym, by mogli się go uchwycić w dramatycznym momencie zwrotnym współczesnej historii, w którym racjonalizm, pozytywizm, socjalizm, liberalizm i wszelkie inne izmy, wszelkie inne ideologie postchrześcijańskie przypuściły wielki atak na korzenie wiary jako takiej”.

Innymi słowy, jeśli objawienia w Lourdes są fałszywe, to upada tylko jeden z licznych argumentów za prawdziwością wiary. Katolicyzm może i tak być religio vera – religią prawdziwą, choć z innych powodów. Jeśli jednak Lourdes nie jest zmyśleniem, jeśli rzeczywiście zjawiła się tam Matka Boża z różańcem, prosiła o przekazanie informacji katolickim księżom, mówiła o procesji, o budowie kaplicy, o katolickim dogmacie Niepokalanego Poczęcia, to stanowi to dowód prawdziwości Kościoła i wartości katolickiej pobożności.

Kto chce ten może, przy odrobinie dobrej woli, dojść do prawdy na temat Lourdes. Tym bardziej, że praca źródłowa została już wykonana przez ludzi takich jak Vittorio Messori. Mimo to wciąż pojawiają się, nawet w wypowiedziach „uczonych”, twierdzenia dawno już obalone. Powiela się je wyłącznie by walczyć z Kościołem i głoszoną przezeń prawdą. Warto przyjrzeć się bliżej tym kłamliwym tezom.

Rzekome oszustwo rodziców

Zgodnie z jedną z karkołomnych prób „racjonalistycznego” wyjaśnienia objawień w Lourdes, stanowiły one spisek… rodziców dziewczynki. Ci bowiem, wcześniej zamożni, popadli w ruinę. W dodatku cieszyli się złą sławą. Ojciec, ledwie rok przed objawieniami, z powodów humanitarnych został zwolniony z aresztu. Mimo to wiele wskazywało na to, że rzeczywiście był winny zarzucanego mu czynu: kradzieży mąki. Matka natomiast „cieszyła się” złą sławą osoby nader często używającej alkoholu.

„Zważywszy na to” – pisze Messori – „można było zakładać oszustwo zorganizowane przez owych nędzarzy, wykorzystujących najstarszą córkę, żeby zebrać ofiary od naiwnych bigotów i wyjść z nędzy, w którą wpadli po wcześniejszym okresie dobrobytu”.

Prawda jest jednak całkowicie inna, jak precyzuje włoski pisarz. Przecież rodzicom Bernadety wręcz zależało na ukróceniu jej wizji. Niepokoiły ich tłumy ciekawskich chcących zobaczyć córkę. Komisarz policji Dominique Jacomet wmawiał wprawdzie, że rodzice nakłaniali dziewczynkę, by ta chodziła do groty. Posunął się do sfabrykowania zeznań Bernadety, skarżącej się jakoby na tego typu przymus. W rzeczywistości to jednak komisarz (podobnie jak jej ojciec) nakłaniali dziewczynkę do rezygnacji z chodzenia do groty objawień. Ta zaś nie uginała się pod presją. – Nie proszę pana, nie mogę nie pójść. Obiecałam – mówiła do komisarza. 

„Wiarygodności świadectwu Bernadety przydała, może w sposób ostateczny, całkowita obojętność młodej dziewczyny na korzyści oraz jej troska, by to, co się wydarzyło i co się działo, nie przyniosło profitów ani jej samej, ani jej rodzinie. Dzięki temu obalone zostały podejrzenia władzy, które – niechętnie, jak przypuszczam – wreszcie zrezygnowały z tezy o oszustwie w celu ciągnięcia zysków” – podkreśla Messori.

Bernadetta, pomna na słowa Matki Bożej pilnowała, by nie osiągnąć żadnego zysku z objawień. Dlatego też nie przyjmowała podarunków. Zasadę tę rozumiała dosłownie: nie chciała nawet podarowanych jej książek religijnych. Odmówiła też przyjęcia drogocennego różańca od biskupa. Także rodzina nie wzbogaciła się na wizjach Bernadety. Jeśli już, to można mówić o stracie. Wszak ciekawscy przybywający do domu… odrąbywali tynk ze ścian i podniszczali stół.

„Kiedy ktoś przyjeżdżał z Lourdes i przekazywał jej wieści o najbliższych, zawsze mówiła, kręcąc głową: Oby tylko się nie wzbogacili. I rzeczywiście, mimo otwarcia sklepiku Jean Marie ani żadne z Soubirous, nigdy się nie wzbogacił – ani wtedy, ani później” – podkreśla Vittorio Messori.

Rzekome oszustwo księży

Zgodnie z inną pogłoską, Lourdes to wymysł ówczesnego kleru, liczącego bądź na zysk, bądź też na przyciągnięcie ludu do wiary. Jednak i ta pogłoska rozbija się o skałę faktów. Nie wykluczał jej wprawdzie komisarz policji, Dominique Jacomet. Sam wierny katolik, był co najmniej równie wiernym policjantem.   

Wszystko jednak wskazuje przeciwko tej tezie. Kler nie tylko nie promował wizji Bernadety, lecz stanowczo się jej sprzeciwiał. Autor bestsellera poświęconego Lourdes, Henri Lasserre, zarzucał wręcz duchownym ignorowanie ludu, widzącego w objawieniach „palec Boży”. Jest w tym sporo prawdy, choć tak ostra krytyka jest nieuzasadniona. Zdrowy sceptycyzm w odniesieniu do objawień prywatnych stanowi bowiem stałą praktykę Kościoła. Pozwala on na odróżnienie objawień prawdziwych oraz fałszywych.

Właśnie takim racjonalnym podejściem cechował się ówczesny biskup diecezji Tarbes, na terenie której dochodziło do objawień. Rygorystyczny i surowy, popierał jednocześnie postęp naukowy i techniczny. Mawiał, że gdyby nie powołanie kapłańskie zostałby inżynierem. Z pewnością tego spokojnego hierarchy nie da się oskarżyć o wichrzycielstwo czy łatwowierność. „Tego typu człowiek mógł dać się przekonać jedynie faktom, które przeszły próbę konkretnych badań” – zauważa Vittorio Messori.

Co więcej, księża w ogóle nie mogli udawać się do groty objawień z powodu zakazu władz kościelnych. Jedynym duchownym, jaki podczas obowiązywania biskupiego zakazu zobaczył objawienia, okazał się Antoine Desirat. Usprawiedliwiając się, że nie mieszka w Lourdes, dołączył pewnego dnia do świeckich podążających do groty objawień. Stał tuż przy wizjonerce.

Po opuszczeniu groty nie zamierzał swojego pobytu ukrywać. Gdy jednak opowiedział całą historię w seminarium w Saint-Pe w rozmowie z dwoma księżmi „przerwał mu wybuch śmiechu obu duchownych, którzy zaczęli natrząsać się z jego łatwowierności. Niechże, jeśli już musi, poświęci czas na poważne kwestie, teologiczne, biblijne, a nie ugania się za bajkami i duchami z ludowych zabobonów” – mówili. Dobrze odzwierciedla to ówczesne podejście lokalnego kleru do sprawy.

Ktoś jednak może stwierdzić, że duchowieństwo, nie wierząc w objawienia wymyśliło je dla zysku, dla przyciągnięcia pielgrzymów i zwiększenia ich datków. Stosunek Bernadety do korzyści finansowych był, jak już wiemy, całkowicie negatywny. A co z duchowieństwem?

Jak już wspomniano, początkowo sprzeciwiało się ono objawieniom i zniechęcało do dawania wiary rewelacjom Bernadetty. Nawet jednak po uznaniu objawień przez biskupa miejsca i rozpoczęciu budowy sanktuariów, objawienia nie przyczyniły się do wzbogacenia lokalnego kleru ani diecezji. Francuska władza, całkowicie oddzielona od Kościoła, nie wspomagała budowy sanktuariów nad Gave de Pau. Oficjalnej pomocy nie udzielił też Watykan. Wpływały jedynie osobiste datki: papieży i hierarchów, ale przede wszystkim wiernych. Handel w Lourdes, sprzedaż pamiątek religijnych et cetera od razu przekazano „wolnemu rynkowi”. I tak też jest do dzisiaj.

Generalnie, jak zauważa Vittorio Messori „Lourdes nie było interesem, tylko studnią bez dna, przede wszystkim ze względu na konieczność poniesienia olbrzymich wydatków na zakup ziemi, gdyż biskup chciał, aby teren był jak najrozleglejszy, by ochronić nieprzekraczalny święty pas wokół groty”. Budowa i utrzymanie kompleksu także nie należały – i nie należą – do tanich. Co zaś z handlem pamiątkami religijnymi? Otóż „jedną z pierwszych decyzji diecezji w Tarbes było pozostawienie handlu w rękach osób prywatnych”.

Hipoteza o komedii

Twierdzenia o wpływie kleru lub rodziców na Bernadetę okazują się zatem błędne. Walczący z prawdą nie poprzestają jednak na nich. Jedną z najbardziej obraźliwych, jakie wysuwają jest „hipoteza komediantki”. Zgodnie z nią, Bernadeta, nawet jeśli nie działała w imię zysku, chciała po prostu zwrócić na siebie uwagę.

Przeanalizujmy zatem także tę hipotezę. Otóż jej prawdziwości przeczy przede wszystkim charakter wizjonerki. Wszak Bernadeta wszystko czyniła z umiarem „(…) sprowadzała do samej istoty w sposób naturalny, bez cienia pokazowego mistycyzmu. Przychodziła do groty w ostatniej chwili w towarzystwie jedynie paru koleżanek, cicha i zamyślona, często biegła, spiesząc się na spotkanie z cudowną Postacią, z radosną twarzą, bez żadnych oznak udawanej pokory”. W objawieniach brakowało jakiejkolwiek teatralności. Ekstaza trwała krótko, a jedynym jej objawem okazywała się przemiana twarzy dziewczynki podczas wizji” – pisze Mesorri.

Co istotne, dziewczynka nie zgadzała się też spełniać życzeń osób pragnących dotykać jej, niczym relikwii. Przeciwnie, zachowywała całkowitą skromność. Co ciekawe, Bernadeta sprzeciwiała się przedstawianiu Matki Bożej w postaci innej, niż ta, jaką rzeczywiście ujrzała. A więc drobnej dziewczynki. Obstawała przy tym, pomimo, że kłóciło się to z wyobrażeniami dominującymi w ówczesnym Kościele.

Co więcej, objawienia Bernadety wywołały na krótki czas modę wśród okolicznych mieszkanek na udawanie wizjonerek. Zachowanie oszustek, pragnących zwrócić na siebie uwagę i usuwającej się w cień Bernadety okazało się jednak krańcowo inne.

Halucynacje? Żadną miarą!

Hipoteza mniej obraźliwa, a z pozoru naukowa, to twierdzenie o halucynacjach, na jakie rzekomo cierpiała Bernadeta. Z powodu niedożywienia, biedy, wątłego zdrowia uległa ona rzekomo złudzeniom. Zwolennicy tej wersji zachowują prawdę o nieskazitelności charakteru Bernadety, a jednocześnie chronią się przed przyjęciem do wiadomości „zabobonu”. Nie dziwi zatem, że to twierdzenie zyskało sobie popularność wśród inteligencji.

Szkopuł tkwi jednak w tym, że ono także rozmija się z prawdą. Bernadeta była wprawdzie słabo wykształcona, ale zdrowego rozsądku jej nie brakowało. Wręcz przeciwnie. Nie wykazywała żadnych symptomów histerii ani podobnych zaburzeń. Nigdy nie skarżyła się na brak zrozumienia ani na choroby, a jej opowieści cechował wielki realizm.

Ponadto 27 marca 1958 roku trzech lekarzy na polecenie władzy świeckiej miało orzec o zaburzeniach psychicznych wizjonerki. Chodziło o podkładkę służącą umieszczeniu jej w zakładzie dla obłąkanych. Mimo nacisków władzy lekarze, znajdujący się w rzeczywistości pod wrażeniem dziewczynki, wydali salomonowe orzeczenie. Służyło ono oddaleniu groźby umieszczenia Bernadety w przytułku, bez jednoczesnego rozdrażniania władzy.

Gmach wznoszony przez zwolenników racjonalizmu nieskładnie, choć z wielkim mozołem, rozpada się zatem jak domek z kart. Pozostaje prawda o niezwykłych uzdrowieniach, odnowie życia religijnego, o Niepokalanym Poczęciu. Pozostaje prawda katolicka, prawda o Bogu stale wybierającym „właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców (…) to, co niemocne, aby mocnych poniżyć”. Wszak „to bowiem, co jest głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi, a co jest słabe u Boga, przewyższa mocą ludzi.” (1 Kor 25;27). 

Korzystałem z książki Vittorio Messori „Tajemnica Lourdes czy Bernadeta nas oszukała” Wydawnictwo Znak, Kraków 2014.

 

Marcin Jendrzejczak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(21)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 105 295 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram