9 sierpnia 2016

Wybory prezydenckie w USA: niespodzianki w sondażach i polityczny coming-out brata Obamy

(fot. © Mark Cornelison/TNS via ZUMA Wire / FORUM)

Koniec wewnętrznych podziałów wśród Republikanów w sprawie kandydatury Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA. Konwencja GOP stała pod znakiem mobilizacji i pokazu siły jego zwolenników, co zaowocowało objęciem przez Trumpa prowadzenia niemal we wszystkich sondażach. Minął tydzień i swoją konwencję zorganizowali Demokraci, odwracając niekorzystny trend w sondażach. Co czeka nas teraz, po zdumiewającej deklaracji brata Baracka Obamy?

 

Siłę oddziaływania społecznego nowojorskiego miliardera mogliśmy poznać w trakcie republikańskiej konwencji, podczas której w cuglach otrzymał nominację i poparcie kolejnych osobistości establishmentu tej partii, takich jak John McCain i Paul Ryan. Twitter i Facebook zapełniły się pochlebnymi komentarzami, uwagę zwracano także na zaangażowanie rodziny Trumpa, w tym jego urokliwą córkę. Sukces konwencji dobitnie potwierdziło samodzielne wystąpienie Teda Cruza, który nie wyraziwszy poparcia dotychczasowemu kontrkandydatowi, usłyszał z widowni falę gwizdów.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Konwencja Grand Old Party przyczyniła się do długo wyczekiwanego przesunięcia wahadła opinii publicznej na stronę kandydata prawicy. Kolejne sondaże ogólnokrajowe, publikowane od poniedziałku 25 lipca zwiastowały zwycięstwo Trumpa: od 1-procentowej przewagi w badaniach zlecanych przez CBS i Rasmussen Reports po 5-procentową różnicę w badaniu CNN/ORC. Tylko The Economist konsekwentnie wskazywał na niewielką przewagę Hillary Clinton. O przełamaniu lipcowych sondaży była już mowa na łamach pch24.pl w artykule „Donald Trump w przedwyborczych sondażach wychodzi na prowadzenie”.

 

Minął tydzień i do boju ruszył główny amerykański obóz rewolucji. Konwencja Partii Demokratycznej przepełniona była frazesami o równości, tolerancji i poszanowaniu dla mniejszości. Część przemówień wygłoszona została tylko w języku hiszpańskim – w ten sposób stratedzy Clinton liczą na przejęcie całego latynoamerykańskiego elektoratu. Nowe sondaże poparcia, publikowane po 2 sierpnia przyniosły żonie byłego prezydenta USA upragniony oddech. Clinton wróciła na prowadzenie we wszystkich sondażach z przewagą od 1 do nawet 14 procent!

 

Jak widać, wahadło polityczne w USA puszczone zostało z dużą mocą i w coraz krótszych odstępach czasu przynosi radykalne zwroty w rywalizacji na słupki procentowe. Sztab Trumpa nie zasypia gruszek w popiele, stworzył kolejnego „newsa” i – standardowo w tego typu sytuacjach – stara się zbudować dla niego jak największy zasięg. Cały świat przeto obiegła informacja o poparciu wyrażonym kandydatowi Republikanów przez przyrodniego brata Baracka Obamy. O ile rodzina ustępującego prezydenta do tej pory pozostawała w tle, o tyle sam Obama mocno zaangażował się w kampanię Hillary Clinton. Teraz być może będzie musiał zmienić strategię, bowiem mieszkający w Kenii Malik Obama stwierdził w brytyjskiej telewizji, iż gwiazdorski styl jego brata żenuje go.

 

„Powracając do kampanii sprzed czterech lat, on złożył tak wiele obietnic… Właściwie wygrał na obietnicy i nadziei. Było to tak ekscytujące, że myśleliśmy wszyscy, iż on osiągnie wiele. Ale popatrzcie na dzisiejszy Bliski Wschód. To chaos. Ludzie giną niemal wszędzie, w Berlinie, na Florydzie, we Francji, w Brukseli. Przyjrzyjcie się obecnej sytuacji w Iraku” – w ten sposób Malik Obama wypunktował w programie „Good Morning Britain” porażki swojego przyrodniego brata, jeśli chodzi o politykę zagraniczną Stanów Zjednoczonych. Na tym jednak nie poprzestał – otwarcie zadeklarował, iż odda swój głos na Donalda Trumpa.

 

Można się spodziewać, że Demokraci nie pozostawią tego „newsa” bez stosownej odpowiedzi. Walka o sondaże, w których wygrana daje wczesną jesienią przyczółki do ataku w trakcie głównych debat telewizyjnych, będzie trwać dalej. Dodatkowy koloryt sprawie prezydentury może zapewnić jeszcze dwóch dżentelmenów. Pierwszy z nich to były gubernator Nowego Meksyku, który w tym roku startuje w wyborach jako kandydat Partii Libertariańskiej. Mowa o Garym Johnsonie, ubiegającym się już o najwyższy urząd w państwie cztery lata temu. Milion głosów oddany wówczas na niego nie wpłynął na wynik głównego starcia, ale tym razem może być inaczej. W sondażach Johnson uzyskuje coraz lepsze wyniki, przekraczając często próg 10 procent. Jeśli średnia wyników dobije do 15 procent, wówczas zostanie on jako trzeci dopuszczony do udziału w debatach, które oglądać będzie cała głosująca Ameryka.

 

Drugie potencjalne zaskoczenie to Evan McMullin, którego niemal „rzutem na taśmę” do wyborczego wyścigu wystawili konserwatyści z Partii Republikańskiej, którzy nie pogodzili się z nominacją partyjną dla Donalda Trumpa. McMullin w błyskawicznym tempie gromadzi fanów na kanałach społecznościowych, a w wywiadach prezentuje siebie jako lidera dla prawicy i zarazem „godną” kandydaturę dla wszystkich zawiedzionych partyjnymi nominacjami. Jego popularność sondażowa pozostaje na razie jedną wielką zagadką.

 

Benedykt Witkowski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 132 148 zł cel: 300 000 zł
44%
wybierz kwotę:
Wspieram