We Francji miały miejsce kolejne manifestacje ruchu „żółtych kamizelek”, którzy protestują przeciwko polityce fiskalnej Emmanuela Macrona. Na ulice Paryża wyszło ponad tysiąc osób. Francuskie służby zapowiedziały, że sprawdzą czy w zorganizowanych protestach i podsycaniu emocji odgrywa jakąś rolę Federacja Rosyjska.
Kolejny weekend w Paryżu upłynął pod znakiem protestów ruchu „żółtych kamizelek”, który od wielu tygodni sprzeciwia się polityce Emmanuela Macrona oraz wprowadzaniu podwyżki podatków na paliwa. Działania rządu miały dotknąć w szczególny sposób biednych i średnio zamożnych Francuzów, co wywołało potężne protesty. Tym razem na ulicach stolicy Francji było nieco spokojniej, a policja szacuje, że w protestach wzięło udział nieco ponad tysiąc osób.
Wesprzyj nas już teraz!
Rzecznik paryskiej prefektury Johanna Primavert stwierdziła nawet, że zaobserwowano niewielki spadek emocji i „słabszą mobilizację”. W sobotę policja aresztowała jedynie ok. 60 osób (stan na 13.00 – przyp. red.). Warto zwrócić uwagę na to, że jeszcze tydzień temu liczba zatrzymanych wyniosła wówczas 500 osób. Służby bezpieczeństwa były przygotowane na dużą manifestację. Tylko w Paryżu zmobilizowano 8 tys. policjantów. W skali całego kraju było to już 69 tys. funkcjonariuszy.
Ciekawe informacje podaje „Wall Street Journal”, który poinformował, że francuskie służby bezpieczeństwa będą chciały zbadać ewentualny wpływ Federacji Rosyjskiej na podsycanie emocji i nakręcanie protestów w mediach społecznościowych. Redakcja zwraca uwagę, że w Paryżu zaobserwowano metody stosowane w dezinformacji, co może zagrażać prezydenturze Emmanuela Macrona.
Służby bezpieczeństwa stwierdziły, że „zauważyły pewną podejrzaną aktywność”, która może być dowodem na zaangażowanie Rosji w antyrządowe protesty. Dziennikarze powołują się na opinię amerykańskich ekspertów zajmujących się cyber bezpieczeństwem, którzy twierdzą, że część kont społecznościowych zaangażowanych w protesty „żółtych kamizelek” jest kontrolowana przez Moskwę. Sprawie zaprzecza rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow, który podkreślił, że jego kraj nie ma z tym nic wspólnego.
Źródło: polsatnews.pl, rp.pl
WMa