Bóg uczy Polaków cierpienia. Od wielu pokoleń szkoli nas w tej trudnej sztuce. Nie powinniśmy się przeciw temu buntować, ani naszym zwątpieniem obrażać Bożej Mądrości. Albowiem posiadłszy umiejętność cierpienia doskonałego – będziemy niezwyciężeni.
Świętemu Andrzejowi Boboli wyrwano język przez otwór wycięty w karku. Jego oprawców irytowało wzywanie przezeń Jezusa i Maryi, gdy mu wybijali zęby i wyrywali paznokcie, gdy mu na kształt tonsury i ornatu zdzierali skórę z głowy i pleców, gdy mu wybijali oko, odcinali nos i uszy, gdy go przypalali żywym ogniem. A przecież z ich szyj zwisały krzyże – drewniane, srebrne, nawet złote, zdejmowane ze szlacheckich karków razem z głowami – kołysały się nad umęczoną twarzą, gdy pochylali się nad nim, by szydzić z jego poniżenia. I zdarzało się, że rzeźbiony Zbawiciel musnął rozedrgane ciało, a on czuł wówczas nie chłodny dotyk metalu, lecz ciepło przyjaznej dłoni niosące pokrzepienie:
Wesprzyj nas już teraz!
– Wytrzymaj, już niedługo. Wiem, co mówię. Znam to.
Wtedy bezgłośnie powtarzał za Mistrzem, którego wszak nade wszystko i we wszystkim pragnął naśladować:
– Przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią.
Zaiste, nie wiedzieli Kozacy, co czynią, kiedy dziewięć lat wcześniej wnieśli w granice Rzeczypospolitej ogień i miecz. Jaki dur ich opętał, że wespół z poganami zaczęli szerzyć w spokojnych krainach krzywdę i gwałt, zniszczenie i śmierć? Skąd wzięli się 16 maja 1657 roku w Janowie Poleskim – tysiąc bez mała kilometrów od Zaporoża? „Nienawiść wrosła w serca i zatruła krew pobratymczą”.
A przecież zaledwie trzy i pół dekady wcześniej, pod Chocimiem, gdy „husaria pod Lubomirskim szła do ataku na janczarów, to mołojcy w swoim okopie rzucali czapki w górę i krzyczeli do Sahajdacznego aż ziemia drżała: „Puskaj bat’ku z Lachami umiraty!” Cóż to jest trzydzieści sześć lat? W gronie katów Andrzeja Boboli mogli znaleźć się uczestnicy tamtych wydarzeń…
Lepiej wierzyć, że ich tam nie było. Że polegli w szlachetniejszych bojach: czy to własnymi piersiami zastawiając islamowi drogę do cywilizowanego świata, czy na poły bandycko świecąc pożogą pod murami Carogrodu, czy choćby nawet na beresteckim polu. A Janów Poleski najechała dzika banda, jakich wiele generuje długotrwała wojna. Samozwańczy obrońcy prawosławia przynieśli prawosławiu tylko wstyd i hańbę.
„Cóż to za rany masz na twoim ciele? (…) Tak mnie pobito w domu moich najmilszych” (Za 13, 6). Choć przyszedł na świat w odległej Strachocinie, nieopodal Sanoka, pokochał ziemię pińską, jak swoją, tym bardziej więc rozpalało go pragnienie, by zamieszkujący ją lud przywieść do jedności ze świętym, apostolskim Kościołem katolickim. Za każdą cenę – gdy przyszło płacić, nie targował się…
Aż trzech z pięciorga patronów Polski było męczennikami. To daje do myślenia. Święty patron bowiem – jak uczy Katechizm Kościoła Katolickiego – „jest wzorem miłości i zapewnia wstawiennictwo u Boga” (KKK 2156). Za jego przykładem mamy podążać śladami Chrystusa, a jego charyzmat ma nam pomagać w uświęceniu. Czyżby więc nasza ojczyzna miała z Bożego nadania kroczyć drogą męczeństwa? Miałżeby to być plan Opatrzności dla narodu polskiego? A przecież nie tego zgoła sobie życzymy. Stanowczo wolelibyśmy, aby nas „otaczał blaskiem potęgi i chwały”. A Rzeczpospolitą „ochraniał tarczą swej opieki od nieszczęść, które pognębić ją miały”. Czy nie dość się nacierpieliśmy? Od dwóch i pół stulecia nic innego nie robimy…
A jednak Pan tak właśnie traktuje swoich przyjaciół – co osobiście wyjaśnił świętej Teresie z Avili, przez całe życie dręczonej rozlicznymi dolegliwościami. Krewka Hiszpanka nie powstrzymała się wówczas od ciętej riposty:
– Teraz rozumiem, dlaczego masz ich tak niewielu!
Zaiste nieliczne jest grono przyjaciół Pańskich – zawsze zresztą takie było. Bo przyjaźń Jezusowa, choć darmo dana, nie jest bezwarunkowa. „Jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję” (J 15, 14).
„Kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa” (Łk 9, 23-24).
A jeżeli jesteśmy ostatnimi z przyjaciół Pana? Czy poskąpimy mu przyjaźni?
Jerzy Wolak