3 lipca 2015

Antypolskie sprzysiężenie sąsiadów

Z depesz politbiura, w tym Lenina i Stalina widać, że Sowieci ustalali dalszy kierunek działania. Ustalali, że po rozbiciu Polski trzeba sowietyzować Czechosłowację, Węgry, Rumunię. Planowali dojść aż do Austrii i Włoch. Ze wszystkich polskich sąsiadów najgorzej zapisały się wtedy nie Niemcy tylko Czechosłowacja. Na drugim miejscu była Litwa – zauważa prof. Andrzej Nowak.


4 lipca przypada rocznica ofensywy Armii Czerwonej dlatego chciałbym zapytać jak doszło do tego, że 9 maja 1920 roku Polacy defilowali w Kijowie, a w sierpniu Sowieci byli pod Warszawą?

Wesprzyj nas już teraz!

 

Obie strony przygotowywały się do starcia militarnego już od końca 1919. W Moskiewskim Archiwum Wojskowym znalazłem bolszewicki plan ataku na Warszawę, który od stycznia 1920 roku opracowywał Borys Szaposznikow. Plan był później rozwijany w ramach przygotowań frontu. Z kolei Piłsudski chciał zadać uderzenie wyprzedzające na Ukrainie. Liczył, że Ukraińcy poprą wkraczające wojska polskie i ukraińskie oddziały Petlury. Liczył także, że uda mu się pobić w rozstrzygającej bitwie Sowietów broniących Kijowa. Tak się nie stało. Sowieci wycofali się na południu praktycznie bez walki, bez decydującego boju. Ich zdolności operacyjne pozostały nienaruszone. Jednocześnie społeczeństwo ukraińskie okazało się niezdolnie do szybkiego i energicznego poparcia akcji niepodległościowej Petlury. A zatem operacja kijowska, która przyniosła na początku błyskotliwy sukces w postaci zajęcia Kijowa, nie osiągnęła swoich celów strategicznych. Ani nie rozbiła oddziałów Armii Czerwonej na froncie południowo-zachodnim, ani też nie ustabilizowała państwowości ukraińskiej, która mogłaby już sama się bronić. Natomiast bolszewicy, o czym z resztą Piłsudski wiedział, przygotowywali uderzenie na północy. Pierwsza faza tego uderzenia została zatrzymana siłami Wojska Polskiego dowodzonego na odcinku białoruskim przez generała Stanisława Szeptyckiego. Ale potem przyszło dużo mocniejsze drugie uderzenie w wykonaniu wszystkich bolszewickich sił frontu zachodniego pod dowództwem Tuchaczewskiego i jednocześnie potężne kontruderzenie na południu siłami I Armii Konnej ściągniętej z wojny przeciwko „białym”. I te dwa uderzenia w końcu maja i w czerwcu 1920 roku zmieniły zasadniczo sytuację na froncie. Okazało się, że Polska nie jest w stanie utrzymać tej linii, którą osiągnęła na początku maja. Zaczął się odwrót.

 

A jak zachowywali się Sowieci na zajętych terenach? Czy inaczej traktowali Ukraińców, Białorusinów, Litwinów, Żydów a inaczej Polaków?

 

Sowieci zachowywali się w sposób nie odbiegający od ich postępowania w całym dotychczasowym przebiegu wojny domowej. Brutalnie i bezwzględnie likwidowali „wroga klasowego”. Nie wprowadzano tu rozróżnień narodowościowych. Nie było tak, że prześladowano Polaków a Rosjan czy Ukraińców oszczędzano. Jeśli ginęło więcej Polaków to dlatego, że wynikało to ze struktury stanowej czy klasowej. Zabijano „panów”, „pomieszczyków” jak to się po rosyjsku mówiło, zabijano księży, urzędników państwowych. Na froncie dochodziło także do morderstw na jeńcach. To z resztą nie było niestety zjawisko jednostronne. Polacy też mieli tego rodzaju przestępstwa na sumieniu, chociaż w mniejszym stopniu. Zatem zasadniczej różnicy w traktowaniu narodowościowym nie dostrzegam. Jednak ludność żydowska występująca bardzo licznie na terenach ukraińskich i białoruskich była traktowana przez bolszewików jako potencjalny „sojusznik klasowy”. Ale to zależało od tego czy chodzi o młodych, najczęściej wykorzenionych już z tradycji żydowskiej chłopców, którzy garnęli się do ideologii komunistycznej, czy chodziło o nieliczną na tym obszarze grupę zamożnych Żydów-przedsiębiorców, którzy mówiąc najdelikatniej niekoniecznie z entuzjazmem patrzyli na wkraczającą Armię Czerwoną. Generalnie jeśli jakaś grupa była wyróżniana to pewnie byłaby to ludność żydowska ale nie miało to charakteru jakiegoś systemowego, filosemickiego. Było to wypadkową znacznego udziału Żydów wśród „specjalistów” politycznych, służących w oddziałach Armii Czerwonej – przykładem Izaak Babel, najwspanialszy „kronikarz” tej wojny.

 

A czy cierpienie jakiego Polacy doznali wtedy z rąk Sowietów było pamiętane w II Rzeczypospolitej? Czy wykorzystywano to doświadczenie w narracji historycznej i antykomunistycznej?

 

To tragiczne doświadczenie miało dwie fazy. Pierwsza wyprzedzała wojnę polsko-bolszewicką i była opisywana przez Zofię Kossak-Szczucką w „Pożodze”. Ta faza to niszczenie dworów, śladów cywilizacji łacińskiej, którą reprezentowało polskie osadnictwo na Kresach. Miało to charakter z jednej strony żywiołowy, oddolny, chłopski, ale z drugiej strony było pobudzane przez bolszewików. Druga faza wiązała się bezpośrednio z działaniami wojennymi w 1919 i 1920 roku, kiedy chodziło o niszczenie wroga czyli „polskich panów”. Te dwie fazy pozostawiły bardzo wiele tragicznych doświadczeń, jednak z drugiej pozostało mniej bo przyćmiła je opowieść o bohaterskim żołnierzu polskim, który wygrał wojnę. To dominowało nad martyrologią. Skoro wojna była wygrana to bardziej pamiętamy bohaterów, którzy ją wygrali niż ofiary, które nie zostały pomszczone. Myślę, że uzupełnieniem tej pamięci była pamięć o trzeciej Komendzie Naczelnej Polskiej Organizacji Wojskowej, która wyjątkowo bohatersko i tragicznie walczyła na zapleczu frontu. To były setki młodych Polaków o najwyższej ideowości, zaangażowanych w działalność wywiadowczo-dywersyjną na tyłach frontu bolszewickiego, którzy niestety zostali w ogromnej większości wyłapani i rozstrzelani. To byli kilkunastoletni chłopcy i dziewczęta – bo chłopcy i dziewczęta na równi obok siebie wstępowali w szeregi POW. Ta legenda oparta na faktach, na prawdzie bohaterstwa i poświęcenia POW oraz krwawej rozprawy CzeKa z nimi została w pamięci II Rzeczpospolitej.

 

W swojej nowej książce pan Profesor pisze o zdradzie Anglików. Jak zachowały się wobec sytuacji Polski inne kraje naszego regionu?

 

Obok Wielkiej Brytanii i jej rządu, głównych negatywnych bohaterów książki „Pierwsza zdrada zachodu”, najgorzej zachował się rząd i przede wszystkim prezydent Czechosłowacji Tomáš Masaryk. Rozmowy prowadzone przez Masaryka z wysłannikami Lloyd Georga i premiera Milleranda w końcu lipca 1920 roku pokazują bezmiar cynizmu i nienawiści tego człowieka do Polski. Pogardy i całkowitego odczłowieczenia północnych sąsiadów Czechosłowacji w oczach Masaryka. Moim zdaniem obowiązkiem polskiej historiografii jest walka z mitem Masaryka jako humanisty, jako człowieka wyjątkowego formatu. To był jeden z najbardziej cynicznych i podłych zagranicznych polityków w polskiej historii. Czechosłowacja gotowa była z inicjatywy Masaryka otoczyć Polskę kordonem sanitarnym uważając, że z Polski może przyjść tylko tyfus. Władze Czechosłowacji nie zwracały w ogóle uwagi na to, że Armia Czerwona, która idzie na Polskę na pewno się nie zatrzyma na granicy polskiej tylko pójdzie dalej. Z depesz członków politbiura, w tym Lenina i Stalina widać, że Sowieci ustalali dalszy kierunek działania. Ustalali, że po rozbiciu Polski trzeba sowietyzować Czechosłowację, Węgry, Rumunię. Planowali dojść aż do Austrii i Włoch. Nie chodziło tylko o drogę na zachód ale także na południe. Ze wszystkich polskich sąsiadów najgorzej zapisały się wtedy nie Niemcy tylko Czechosłowacja. Na drugim miejscu była Litwa, która zawarła układ sojusznicy z Rosją Sowiecką w lipcu 1920 roku. Na mocy tego porozumienia otrzymała w posiadanie Wilno. Litwinami kierowała wyłącznie skrajna ślepota polityczna. Dla każdego myślącego człowieka oczywistym było, że jeżeli bolszewicy rozważali sowietyzację całej Europy południowo-wschodniej to po niepodległej Litwie nie zostanie nawet gram popiołu jeśli Polska upadnie. Ale zacietrzewienie małego nacjonalizmu litewskiego, tak jak zacietrzewienie małego nacjonalizmu czeskiego powodowało taką reakcję tych dwóch naszych sąsiadów. Zupełnie inaczej wyglądała postawa Węgier, Łotwy, Finlandii czy Rumunii.

 

Jednak najgorzej wobec Polski zachowała się wtedy Czechosłowacja, która miała z resztą na sumieniu atak na nas w styczniu 1919 roku i ludobójcze praktyki na terenie Śląska Cieszyńskiego. Blisko 100 osób zginęło tam w masowych mordach zorganizowanych przez czeskich najeźdźców. O tym nie pamiętamy, ale nie ma powodu żeby teraz o tym nie przypominać.

 

Dziękuję za rozmowę.

 


Rozmawiał Michał Wałach




 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij