Był dość przeciętnym doradcą jednego z najsłabszych prezydentów USA, ale TVN i tak nakręcił o nim film. Dla jednych autorytetem moralnym, dla innych wręcz demonicznym demiurgiem ogólnoświatowego spisku elit. Kim jest naprawdę profesor Zbigniew Brzeziński?
Dość przeciętny doradca jednego z najsłabszych prezydentów USA, Jimmiego Cartera. W jego publikacjach i wywiadach znaleźć można bardzo trafne osądy, świadczące o dużej przenikliwości, zwłaszcza w kwestiach rosyjskich. Można jednak i natrafić na brzmiące dziś śmiesznie, czy wręcz kompromitująco, jak choćby uznanie rozpadu Związku Sowieckiego za mało prawdopodobne przynajmniej do 2017 r. (opinia wyrażona w 1988), bądź w jeszcze większym stopniu, zbagatelizowanie zagrożenia islamskim fundamentalizmem niemal w przededniu wypowiedzenia Zachodowi „świętej wojny” przez Osamę bin Ladena. Dodajmy, że tego samego bin Ladena, którego fotoreporter ujął na wspólnym zdjęciu z profesorem Brzezińskim podczas wojny w Afganistanie.
Wesprzyj nas już teraz!
Ten zdumiewający kontrast ma też odzwierciedlenie w opiniach Polaków o Brzezińskim. Dla jednych jest autorytetem moralnym (cokolwiek to oznacza), dla innych wręcz demonicznym demiurgiem ogólnoświatowego spisku elit. Kim zatem jest profesor Zbigniew Brzeziński?
Niejednoznaczny
Intuicja podpowiada, że ani jednym, ani drugim, ale by spróbować naszkicować wizerunek tej postaci, warto zatrzymać się nad pytaniem, skąd wzięły się tak rozbieżne opinie. Mnie osobiście nigdy „najsławniejszy Polak amerykańskiego establishmentu” nie ekscytował. Jego kariera, pomieszanie polskości i służby obcemu mocarstwu, zawsze kojarzyły się z osobą doradcy premiera Sikorskiego, masona i agenta wielu wywiadów – Józefa Retingera.
Dla autorów większości wyrażanych w Polsce opinii o profesorze, kluczowe znaczenie ma wywiad, jakiego udzielił dla TVN24 w listopadzie 2012, w którym nawet specjalnie niezachęcany, zdecydował się włożyć „kij w mrowisko” i ocenić aspiracje części narodu do pełnego wyjaśnienia sprawy katastrofy smoleńskiej. Brzeziński mówił wówczas: Te ciągłe nieodpowiedzialne bzdury o jakimś zamachu smoleńskim, bez wskazania, kto jest za ten zamach odpowiedzialny, ale sugerując, że to jest prawdopodobnie rząd polski, a może i sowieci, może i razem. To jest coś tak wstrętnego i szkodliwego, że, mam nadzieję, osoby bardziej odpowiedzialne w opozycji rządowej jakoś inaczej odniosą się do tego. To jest strasznie wredna robota robiona widocznie przez parę osób cierpiących na jakieś psychologiczne trudności, które, być może, z punktu widzenia ludzkiego są zrozumiałe, ale dla których nie ma miejscu w życiu politycznym.
Nagromadzenie słów wyrażających emocje i to spiętrzone do poziomu sprawiającego, że bystry w końcu politolog myli Rosjan z sowietami mogą wprawdzie świadczyć o wytłumaczalnej wiekiem lekkiej sklerozie, ale dla wielu stają się elementem nieodwołalnie lokującym Brzezińskiego po jednej ze stron sporu. Stąd też nie dziwi zalew artykułów i miejsc na okładkach w związanych z obozem rządzącym mediach, czyniących z Brzezińskiego ikonę „nowoczesnej i otwartej Polski”. Ten jeden wywiad przekreślił zatem wiele wcześniejszych wypowiedzi, sytuujących Brzezińskiego raczej bliżej Kaczyńskiego i PiS niż Agory. Przecież jeszcze parę lat przed przytaczaną wyżej rozmową, w 2007 r. ostro skrytykował on rządy Busha za uległość wobec Rosji w kwestii tarczy antyrakietowej: Putin od roku pluje w twarz Stanom Zjednoczonym, a w odpowiedzi dostaje zaproszenie na rodzinne spotkanie – mówił wówczas. Podobnie zbliżył się do polskiej prawicy lobbując w ostatniej dekadzie minionego wieku, wespół z Janem Nowakiem Jeziorańskim, za przyznaniem płk. Kuklińskiemu orderu Orła Białego. Zapomnieć też nie można, że w amerykańskich kołach politycznych był zawsze odbierany, jako „jastrząb” polityki wschodniej. Nowa lewica w USA znienawidziła go za poparcie wojny w Wietnamie, która dla Brzezińskiego była klasyczną proxy war, mającą osłabić ZSRS. Tak się nie stało, lecz wina za to spada na barki ówczesnych adwersarzy Brzezińskiego, nie samego politologa.
Wrogowie to jego specjalność
Obsesja pokonania „Imperium zła”, w której, jeśli pominąć tę jedną wpadkę z błędną oceną trwałości komunizmu, Brzeziński wykazywał się sporym wyczuciem i zdolnością przewidywania, zastąpiona została po 1989 inną obsesją – doprowadzenia do pokoju na Bliskim Wschodzie. Tu już osiągnięcia profesora nie są tak oczywiste. W 1998, w wywiadzie dla francuskiego „Le Nouvel Observateur”, Brzeziński całkowicie zbagatelizował zagrożenia wynikające z objawiającego się właśnie światu, islamskiego fundamentalizmu, nazywając talibów „lekko wzburzonymi muzułmanami”. Wiele lat wcześniej, doradzając prezydentowi Carterowi podczas kryzysu związanego z zakładnikami uwięzionymi w amerykańskiej ambasadzie w Teheranie, Brzeziński był przeciwnikiem militarnych posunięć, ścierając się na tym tle z ówczesnym sekretarzem stanu Cyrusem Vance. Z tego konfliktu zwycięsko wyszedł Brzeziński, Vance odszedł z urzędu, ale być może właśnie w tym braku jednomyślności szukać należy najgłębszych przyczyn katastrofy Operacji „Orli Szpon”, podjętej w celu odbicia zakładników.
Przy okazji warto zauważyć, że Zbigniew Brzeziński odznacza się wyjątkową łatwością w pozyskiwaniu wrogów, co po części wynika z formułowania bardzo jasnych sądów, po części zaś z typowo amerykańskiego poczucia wyższości. Nienawidził go Kreml i amerykańska lewica, prawica nie mogła nigdy zapomnieć o słowach uznania wobec marksizmu, skłócił się z Vancem, Kissinger nazwał go „zupełną dziwką”, Polakom podpadł arogancką wypowiedzią o Smoleńsku, a na domiar tego jadowitą nienawiścią darzą go Żydzi, dla których jest „przyjacielem Arabów”. W Waszyngtonie Brzezińskiemu już dawno przyklejono etykietkę wroga Izraela, a pozbyć się takiego stygmatu niełatwo. Zasłużył na nią ciągłym wytykaniem państwu żydowskiemu błędnej polityki i nie liczenia się z realiami. Andrzej Lubowski, autor książki Zbig, człowiek, który podminował Kreml, cytuje jedną z jego opinii: Moja wyprawa na Wzgórza Golan i podróże po kraju przekonały mnie o jałowości szukania bezpieczeństwa drogą przejmowania terytorium. Stało się jasne, że Izrael nigdy nie zdobędzie wystarczająco dużo ziemi, aby zrekompensować wrogość Arabów. Może to niewinne zdanie, ale dobrze wyraża ono przekonanie Brzezińskiego, że droga do pokoju na Bliskim Wschodzie prowadzi przez obustronne wyrzeczenia, międzynarodowy arbitraż i nadzór wojsk ONZ. Jeśli do tego dodać otwarte groźby pod adresem Izraela planującego atak wyprzedzający na Iran, w których posunął się nawet do zasugerowania Izraelowi „rewanżu za Liberty”, niechęć lobby żydowskiego staje się bardziej zrozumiała.
Budowniczy New World Order
Dotychczasowy portret osoby profesora Brzezińskiego można by uznać za w miarę zbilansowany, gdyby nie jeszcze jeden aspekt jego działalności wyraźnie przechylający szalę na korzyść „ciemnej strony”. Pisałem na wstępie o swych skojarzeniach z Retingerem, który po burzliwej i pełnej znaków zapytania karierze wojennej poświęcił się całkowicie idei globalizmu i rządu światowego, będąc jednym z założycieli osławionej grupy Bilderberg. Należy do niej również Zbigniew Brzeziński, który w idee globalnej władzy wniósł własny wkład, stając się mózgiem i rzeczywistym architektem, założonej w 1973 przez Dawida Rockefellera Komisji Trójstronnej. Według amerykańskiego senatora Barry’ego Goldwatera, Trilateral ma za zadanie koordynować wysiłki Europy, Ameryki i Azji na rzecz konsolidacji czterech centrów władzy (finansowej, intelektualnej, religijnej i politycznej) w jednym ręku. Narzędziem temu służącym ma być promowanie „obfitego materializmu”, który pokona istniejące różnice w polityce światowej. Twórcy tego ładu, opartego na powszechnym zadowoleniu i zaspokojeniu potrzeb, będą mogli rządzić przyszłością, jako jednolity światowy rząd. Być może brzmi to fantastycznie, ale wyjaśnieniu prawdziwych celów Komisji na pewno nie służy utajnienie obrad jej członków, skądinąd doskonale znane z corocznych spotkań grupy Bilderberg. Najbardziej wymownym podsumowaniem tego tematu, może być przytoczenie choćby kilku nazwisk aktualnych i byłych członków Trilateral, obywateli naszego kraju: Belka, Olechowski, Rapaczyńska z Agory, Palikot czy też ojciec Maciej Zięba – czy to nie wybitnie jednostronny dobór osób?
Doskonała intuicja i kompletnie nietrafione sądy; doradztwo najsłabszym w historii prezydentom USA, Carterowi i Obamie, wreszcie arogancja i poczucie wyższości w wyrażaniu opinii – to wszystko nie usprawiedliwia czynienia z naszego rodaka w USA postaci wybitnej. Coś, co może pozwolić Brzezińskiemu zapisać się w historii, odbywa się za zamkniętymi drzwiami tak podejrzanych stowarzyszeń jak Grupa Bilderberg, Komisja Trójstronna czy również związana z Rockefellerami i kojarzona z masonerią CFR – Rada Stosunków Międzynarodowych. W tym przypadku jednak żaden Polak, chrześcijanin, ani nawet ateista szanujący wolność nie powinien Brzezińskiemu życzyć sukcesów.
Piotr Górka