Pojawiające się informację o przyjęciu przed śmiercią przez Wojciecha Jaruzelskiego świętych sakramentów, nie dotyczą już ziemskiej rzeczywistości. Zmarły stanął przed Sądem Bożym. Uniknął jednak odpowiedzenia za swoje czyny przed ludzkim wymiarem sprawiedliwości.
Proces Jaruzelskiego toczył się latami. Gdy pojawiała się szansa na postawienie go przed sądem, stan zdrowia generała pogarszał się w zawrotnym tempie. Podobnie rzecz miała się każdego kolejnego 13. grudnia. Protestujący nie mogli „zastać” generała w jego wilii. Czy zmarły dyktator bał się sądu? Tego nie wiemy. Z jego wypowiedzi emanowało przekonanie o własnej niewinności. Zaprzyjaźnione z Jaruzelskim media skutecznie ocieplały jego wizerunek: starego, schorowanego człowieka, żegnającego się z tym światem.
Wesprzyj nas już teraz!
Praktycznie od 2011 roku – gdy Jaruzelskiego wyłączono z procesów o stan wojenny i masakrę z 1970 roku – nadzieje na osądzenie generała były już prawie zerowe. Kiedy pośród swoich „towarzyszy” świętował hucznie 90. urodziny, pytania o rzeczywisty stan zdrowia Jaruzelskiego stały się jeszcze bardziej zasadne. Jednak generał i tym razem uniknął procesu.
Pisanie o Jaruzelskim per „generał” przychodzi z trudem. Jego szybki awans w strukturach komunistycznego wojska dowodził nie tylko jego kompetencji, ale może przede wszystkim wierności sowieckim mocodawcom. Sowieci mieli bowiem w nim pewnego i sprawdzonego wykonawcę swoich pomysłów. Najlepszą ilustracją tej zależności jest inwazja wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację w 1968 roku.
Czy generalska szarża Jaruzelskiego nie jest także obelgą rzuconą w twarz zamordowanym polskim oficerom przez komunistycznych oprawców? Jak ustawić w jednym szeregu bohaterskich generałów walczących o wolną Polskę z podejrzewanym o współpracę z Informacją Wojskową Jaruzelskim?
W pośmiertnych materiałach poświęconych Jaruzelskiemu widoczna jest – nienowa wszak – linia obrony. Można ją streścić krótko: „ofiar mogło być więcej, gdyby nie Jaruzelski”. Doprawdy ponury to żart. Bronienie w ten sposób osoby, wypowiadającej wojnę własnemu narodowi zasługuje na najwyższą pogardę.
Twórca stanu wojennego nie zaistnieje na kartach podręcznika jako „skazany”. Będzie tam obecny jako postać kontrowersyjna, niejednoznaczna. Fakt ten umocni – i tak przecież silną – tendencję do niuansowania ocen sytemu komunistycznego. Kolejne pokolenia Polaków będą musiały same wyrabiać sobie zdanie o tych czasach. Szkoda, że w tej dyskusji zabraknie głosu polskiego wymiaru sprawiedliwości.
Łukasz Karpiel