Dziennikarz „Le Monde Afrique” (dodatku do „Le Monde”) wziął w obronę deputowaną Danielę Obono z lewicowej Francji Nieuległej przed rzekomymi „rasistowskimi atakami” ze strony prawicy i zabrnął tak daleko, że oświadczył swoim adwersarzom, aby pogodzili się z nową sytuacją, zgodnie z którą „białej i chrześcijańskiej Francji już nie będzie”. Co gorsza, może mieć rację.
Kim jest Daniela Obono, której postać wywołała tak żywe reakcje nad Sekwaną? Przy definiowaniu jej poglądów pojawiają się nawet takie określenia jak bolszewizm, trockizm i marksizm. Daniela Obono uznaje się przy tym za antyislamofobkę, antyimperialistkę, antyrasistkę, afrofeministkę, antyliberała, internacjonalistkę i panafrykankę, cokolwiek te określenia miałby znaczyć. Jest niemal ikoną „postępowości”, w którą brnie od kilkunastu lat Francja. W swojej karierze politycznej współpracowała z Komunistyczną Ligą Rewolucyjną (trockiści), Nową Partią Antykapitalistyczną i Frontem Lewicy. W tym roku została deputowaną France Insoumise (Francja Nieuległa lub Zbuntowana), skrajnie lewicowej partii założonej przez Jeana-Luca Melenchona. Wybrano ją z okręgu XVII dzielnicy Paryża.
Wesprzyj nas już teraz!
Obono ma 37 lat, przed wyborami była bibliotekarką i aktywistką lewackich stowarzyszeń. Urodziła się w Gabonie, do Francji przyjechała jako 11-latka i dopiero w 2011 roku uzyskała obywatelstwo tego kraju. Występując w parlamencie podkreśla swoje afrykańskie pochodzenie m.in. sposobem ubierania się. Jednak to nie strój i pochodzenie stały się przyczyną rzekomego ataku rasistowskiego, którego miał się dopuścić wobec deputowanej tygodnik „Minute”.
O posłance Obono zrobiło się głośno w czerwcu po jej występie w programie telewizyjnym i radiowym RMC. Prowadzący program dziennikarz nawiązał do podpisanej przez nią 5 lat temu petycji w obronie zespołu raperów ZEP (Strefa Ludowej Ekspresji). ZEP stał się wówczas przedmiotem zainteresowania wymiaru sprawiedliwości po nagraniu piosenki „Nique la France” (co w wulgarny sposób oznacza lekceważenie dla Francji). Świeżo upieczona Francuzka Obono podpisała wówczas razem z grupą aktywistów lewicowych list w obronie „wolności ekspresji artystycznej”. W studiu TV dziennikarz wyraził zdziwienie, że urodzona w Gabonie deputowana, którą Francja i jej „republikańska szkoła zaprowadziła tam, gdzie jest” nie oburza się treścią i tytułem piosenki i zapytał, czy zamiast hasła z utworu mogłaby wznieść hasło – „Vive la France”? Odpowiedź była szokująca: ”Ale dlaczego? Tak, mogę powiedzieć niech żyje Francja, ale po co? Czy to 14 lipca?”. Łatwiej więc pani podpisać się pod hasłem przeciw Francji, niż powiedzieć „niech żyje Francja” – replikował prowadzący, na co deputowana zareagowała: „Chcesz żebym stanęła na podium i śpiewała Marsyliankę?”.
Popis deputowanej Obono wywołał ostrą krytykę. Głos zabierali także politycy. Po stronie Obono stanął szef jej partii Melenchon i lewicowi publicyści (od „Liberation” po „Le Monde”). Kolejne wypowiedzi Obono, m.in. rozgrzeszające radykalnych islamistów, wywoływały jednak coraz dalej idącą krytykę. Wreszcie w październiku zabrał głos dziennikarz Hamidou Anne, który stanął w obronie Obono przed atakami rzekomego rasizmu – rzekomego, bowiem kolor skóry staje się tarczą ochronną pozwalającą wygadywać głupstwa. W podsumowaniu artykułu Anne, niczym wytrawny marksista-leninista, podsumował całą sprawę tezą o tym, że takie są prawa historii („marsz historii”), a polityków w rodzaju Obono będzie przybywać i pojawią się oni we wszystkich instytucjach państwa, rządzie, czy parlamencie. Bowiem „Francja biała, chrześcijańska, jest już skończona”. „To koniec” – dorzucił publicysta.
Bogdan Dobosz