Epidemia koronawirusa odsłoniła wszystkie słabości Francji, kryzysy, które narastały nad Sekwaną od dziesięcioleci. Etatyzm, który spętał inicjatywę społeczną, wielokulturowość, która zatomizowała społeczeństwo i zniszczyła wspólne wartości społecznej solidarności, oraz upadek elit, które miotają się od jednej skrajności do drugiej (zapędzanie Francuzów na wybory i wsadzania ich następnego dnia do aresztu domowego). Do tego dochodzi brak przewodników duchowych. Symbolem jest tu zamknięcie sanktuarium w Lourdes. Miejsce uzdrowień uznano za miejsce zarażeń.
Stanowisko episkopatu
Wesprzyj nas już teraz!
Francuski episkopat wydał komunikat w sprawie kryzysu zdrowotnego i znalazły się w nim słowa potępiające „samolubstwo, indywidualizm i pogoń za zyskiem” społeczeństwa. Nie ma w nim ani słowa o zanikaniu we Francji wartości chrześcijańskich.
Tygodnik „Valeur Actuelles” opublikował komentarz swojego publicysty ks. Danzieca. Przypomina on postać Alberta Camusa, którego „Dżuma” stała się ostatnio znowu we Francji bestselerem. W kontekście komunikatu Konferencji Biskupów Francji z środy 18 marca, cytuje on Camusa: „Błędne nazywanie rzeczy to udział w nieszczęściu świata”.
„Jesteśmy dalecy od świętego Bernardyna ze Sieny, „apostoła Włoch” z początku XV wieku, dla którego „klęski żywiołowe zawsze towarzyszyły niewierności i apostazji narodów” – pisze ks. Danziec i dodaje, że tymczasem według biskupów Francji to „samolubstwo, indywidualizm, dążenie do zysku i konsumpcjonizm podważają naszą solidarność”. Biskupi skupiają się też na kryzysie ekologicznym i to on ma „zmienić nasze życie”. Biskupi dziwnie unikają jednak odczytania pewnych znaków w kontekście religijnym. Tak, jakby następcy apostołów nie widzieli bardziej fundamentalnych kryzysów, które nękają chrześcijański Zachód od ponad 50 lat – gorzko puentuje publicysta „VA”.
Stawia problem jasno. Tutaj chodzi o odrzucenie Boga w społeczeństwie, częściową sekularyzację Kościoła, trywializowanie grzechu, destrukcję rodziny, aborcję i cała cywilizację śmierci, potępianą wielokrotnie przez Jana Pawła II.
Pere Danziec jest w swojej ocenie bardzo krytyczny. Francuscy biskupi uważają, że „nie możemy dłużej odkładać koniecznych zmian”, co do naszego stylu życia, jednak…wcale nie mają na myśli głębokiego nawrócenia.
Biskupi wezwali do 10-minutowego bicia w dzwony, zapalenia świec w oknach i modlitwy w dniu 25 marca, w święto Zwiastowania. Akcja ta zalatuje jednak kolejnym happeningiem w rodzaju pojawiania się na ludzi balkonach i bicia brawa służbie zdrowia. „Wygląda na to, że Kościół stał się kolejną organizacją pozarządową, działającą zgodnie z duchem czasów” – podkreśla ks. Pere Danziec.
Przypomina, że w minionych stuleciach Kościół organizował nabożeństwa pokutne, Msze Święte, procesje, które w czasach epidemii, zarazy i nieszczęść miały służyć zadośćuczynieniu. Wszyscy wierzyli i rozumieli, że epidemie to kara boska. „Dzisiaj odmawiamy Bogu miejsca w naszym zdechrystianizowanym społeczeństwie, a nasi biskupi dzwonią dzwonami” – dodaje ks. Danziec i wskazuje, że „modlitwy i pokuta byłyby bardziej przydatne, ale w to trzeba wierzyć”.
Refleksje polityczne
Epidemia koronawirusa wywołuje też refleksje polityczne. Nawet w kręgach rządowych. Minister ekonomii i finansów Bruno Le Maire wieszczy zmiany w światowej gospodarce i odwrót od globalizacji. W związku z epidemią koronawirusa mówi o potrzebie nowej, strategicznej autonomii ekonomicznej Francji. Twierdzi nawet, że nie ma suwerenności politycznej bez suwerenności technologicznej i produkcyjnej. Francja ma skończyć z tanią produkcją w Azji, odbudować swój przemysł u siebie i kooperować z najbliższymi sąsiadami.
Wygląda też na to, że wali się nawet konstrukcja UE. Francja dla wyjścia z kryzysu, oficjalnie chce np. złamać zasady równowagi budżetu i zwiększyć zadłużenie, a jej komisarz Thierry Breton daje już Paryżowi zielone światło. Na miejscu Polski należałoby jak najszybciej wycofać się z unijnych opłat klimatycznych, też tłumacząc to potrzebami walki z kryzysem sanitarnym. Wygląda na to, że wiele traktatów i umów pójdzie po prostu do kosza, więc może warto coś na tym skorzystać?
Koniec idei „nowego, wspaniałego świata”?
Tematem czekających nas zmian zajął się też emerytowany francuski polityk prawicowy Philippe de Villiers. Nie ma on wątpliwości, że „nowy świat umiera z powodu koronawirusa”. Dla niego to koniec mitu „szczęśliwej globalizacji” i „nowego świata”, a intelektualna porażka globalistów jest współmierna do dramatu jaki niesie koronawirus. De Villiers dodaje: „Po upadku muru berlińskiego powiedziano nam, że wkraczamy do nowego świata, który zapoczątkuje nową erę, postmodernistyczną, postnarodową, postmoralną, erę ostatecznego pokoju. Ten nowy świat miał być podwójnie innowacyjny: najpierw uwolniłby nas od suwerenności i państw, ponieważ byłby ahistoryczny i apolityczny. Byłby to definitywny koniec wojen, historii, idei, religii i pojawienie się rynku jako jedynego regulatora ludzkich impulsów i napięć na świecie. Obywatele zamieniają się w konsumentów na globalnym rynku masowym”. Druga innowacja to prymat gospodarki nad polityką i świat wielokulturowej otwartości. Tymczasem „globalistyczna ideologia umiera z powodu koronawirusa”.
Według de Villiersa, powraca „granica”, czyli ochrona, dla której wymyślono państwa. Wraca suwerenność, czyli wolność narodu do podejmowania własnych i szybkich decyzji dostosowanych do wymogów sytuacji. Wraca też rodzina, której w czasie kryzysu nie potrafią zastąpić już np. szkoły. Globalizacja podsyciła „cztery śmiertelne kryzysy”: kryzys zdrowotny, kryzys migracyjny, ukryty kryzys finansowy i kryzys gospodarczy.
Dwie najbardziej spektakularne ofiary śmiertelne koronawirusa, to według De Villiersa „Schengen i Maastricht”. Kiedy słyszymy, że minister Bruno Le Maire mówi o „suwerenności gospodarczej” to mamy już cud. De Villiers kpi z Macrona, który do końca nie chciał zamykać granic i mówił, że to „nacjonalistyczne cofanie się”. Kiedy już w końcu pod naciskiem rzeczywistości granice zamykał była to formalność, bo wcześniej zrobili to niejako za niego wszyscy jego sąsiedzi.
Dezercja UE
Francuski polityk zwraca też uwagę, że kryzys pokazał granice Europy. „W tym kryzysie od samego początku instytucje brukselskie schowały się pod dywan” i to państwa przejęły wszystkie zadania walki z wirusem. „Kiedy znamy wielkie nieszczęście, takie jak ta pandemia, że nasze społeczeństwo znajduje się pomiędzy życiem a śmiercią, indywidualną lub zbiorową, odruchem ludzi nie jest już wołanie o ocaleniu planety, byśmy mogli „razem żyć”, budowa mostów i ponadnarodowych instytucji, ale odruch szukania bezpieczeństwa w instytucjach swojego państwa, a nie Brukseli, OECD, ONZ ani nawet WHO. „Czego sam naród nie robi dla siebie, nikt nigdy nie zrobi dla niego” – de Villiers przypomniał słowa innego polityka prawicy Charlesa Pasqu’y.
Druga naturalna ochrona dla zagrożonych ludzi to tradycyjna rodzina i rodzicielstwo oparte na zasadzie, że starsi pomagają ratować dzieci, a te troszczą się później o rodziców. Nagle odkrywamy, że to rodzina jest naszym pierwszym i najlepszym zabezpieczeniem społecznym, a nie np. jej jednopłciowe hybrydy bawiące się w pozyskiwanie dzieci z PMA i GPA.
Trzeba wyjść ze ślepych zaułków, w które wepchnęły nas elity po rewolcie maja 1968 roku. Według francuskiego polityka oznacza to powrót do produktywnej lokalnej gospodarki, przywrócenie granic, jako ochronnego filtru, powrót do ekologii, ale rozumianej nie ideologicznie, ale jako powrót do przykrojonego do ludzkich rozmiarów rynku i wreszcie uznania wyższości własnej konstytucji nad międzynarodowymi uchwałami, które terroryzują kraje w imię tak zwanej „politycznie poprawnej praworządności”.
Philippe de Villiers dodaje – „niedawny Brexit i dzisiejszy koronawirus spowodowały, że instytucja brukselska już nie żyje. Jest jak drób z obciętym łbem, który ciągle jeszcze biegnie, ale już bez głowy i bez mózgu”.
Francuski polityk odniósł się także do decyzji o zamykaniu w czasie epidemii kościołów, które uznał za „alegoryczne zerwanie” ciągłości cywilizacji, a także „symboliczne odwrócenie wszystkich paradygmatów trwającego dwa tysiąclecia chrześcijaństwa”. W przypadku wielkiego nieszczęścia wszyscy szli chronić się do kościołów. Kapłani chodzili z Najświętszym Sakramentem, błogosławili ulice i chorych, a wezwania do modlitwy były powszechne. Święty Ludwik w Royaumont sam zaniósł jedzenie bratu Ligerowi, który był trędowatym. Religia była w centrum. Teraz jest na peryferiach. De Villiers także odniósł się do komunikatu biskupów, który uznał, że „zdrowie jest najważniejsze”. Znaleźli się nawet biskupi, którzy zakazali osobom w wieku powyżej 70 lat uczestnictwa w pochówkach. Kiedy Lourdes zamyka drzwi, nie ma już cudu. Zamykamy grotę, gasimy świece, zakrywamy przesłanie Bernadetty. Odwracamy perspektywę. Będzie to miało konsekwencje – konkluduje polityk.
Bogdan Dobosz
Polecamy także nasz e-tygodnik.
Aby go pobrać wystarczy kliknąć TUTAJ.