Jak to jest, że człowiek, który zdaje się kochać wolność ponad wszystko, nagle może dać się zupełnie zniewolić? Jak daleko jest więc od swawoli do niewoli! A może już w samej swawoli zawiera się niewola?
Maga była chyba najbardziej wyzwolona, anarchiczna, zbuntowana z całej mojej grupy. Z zasady nie zgadzała się z nikim, kwestionowała wszystko, źle znosiła wszelkie ograniczenia. Ale przy tym miała jednak tak wiele uroku, że można było ją jakoś z tym znosić, czekając aż z tego wyrośnie.
Wesprzyj nas już teraz!
Dziś, gdy przyszła, nie mogłem jej poznać. W spojrzeniu, w twarzy, w każdym geście… miała jakby coś z lunatyka. Jakby duszę w niej ktoś sparaliżował. Siadła na brzegu krzesła (zwykle kładła się na podłodze) i utkwiła wzrok w podłodze. – Zabrali mnie stamtąd – powiedziała bezbarwnie – i mówią, że uratowali… Ale ja nie wiem, po co… Tej dawnej mnie już we mnie nie ma… a nowej też nie… Takie „zombi” ze mnie teraz, wiesz…
Wiedziałem, że była w pewnej sekcie przez dwa miesiące… Usiadłem na podłodze, by patrzeć jej w oczy, jak mówi… Zaczęła opowiadać: „Byłam na Woodstocku i spotkałam fajnych ludzi, a oni mnie pokochali. Obiecali totalne wyzwolenie od wszystkiego. Poszłam z nimi. Pomogli mi odkryć, że wszystko przedtem w moim życiu, wierze, wiedzy, miłości… to totalne NIC, że to zły sen, mara, że ja się muszę przebudzić… Ale najpierw to muszę znienawidzić… rodzinę, Boga, przyjaciół, swoje maskoty, muzykę, obrazki… I wiesz – znienawidziłam! I poczułam się też strasznie winna, zła, chora, żadna, najgorsza z nich wszystkich…
Byłam gotowa na wszystko, żeby mi tylko przebaczyli… A oni powtarzali setki razy: jesteś jeszcze brudna, chora, ogłupiona wiarą… A ja byłam tam wciąż głodna, otumaniona jakby czymś… Nigdy i nigdzie sama, nawet w toalecie… Takie medytacje z mantrowaniem trwały czasem po kilkanaście godzin… Byłam już na granicy… I wtedy przyszło… Wiesz, takie pstryk w mózgu… Wszystko zostało ze mnie jakby wykasowane… Byłam gotowa na wszystko… z każdym… Byłam nowa… TABULA RASA dla każdego… NIC się już nie liczyło… A teraz nie wiem, czy to nie był początek piekła… Nie wiem… Nie wiem… ja teraz nic nie wiem!”
Nagle zaczęła wpatrywać mi się z napięciem w oczy, jakbym to ja miał to określić… coś absolutnie… Zamiast niej bo jej w niej jakby nie było…
***
Zombi, to w kulcie voodoo człowiek pół-trup… w stanie głębokiej hipnozy czy katalepsji wykonujący bezwiednie i bezwolnie to, co mu każe szaman… Nawet zbrodnie. Kiedy uważnie śledzę znamiona tzw. kultury młodzieżowej, to trudno nie zauważyć podobieństwa w założeniach i rytuałach do tej czy innej sekty lub do masowej hodowli zombich. Psycho-socjotechniki, narkotyki, transy, magia, przekreślenie wszystkiego, co dawne, nienawiść… No i powszechne TABU wokół takiego czy innego guru, który na swych zombich robi pieniądz, popularność i nową religię zniewolenia poprzez „wyzwolenie” się z wiary i z sumienia.
Br. Tadeusz Ruciński