Po ponad dwustuletnich doświadczeniach z liberalizmem można dojść do wniosku, że zastosowanie tej świeckiej ideologii prowadzi do interesującego zjawiska: prawdziwa wolność i niezależność zanikają, zamiast się poszerzać, zgodnie z obietnicą. Im więcej mówi się o wolności, im chętniej jest ona głoszona przez deklaracje i uchwały, tym bardziej faktycznie się kurczy.
Oczywiście nie mam na myśli „wolności” w znaczeniu wybrania się od czasu do czasu do lokalu wyborczego by wrzucić do urny arkusz z oddanym głosem. Mam na myśli prawdziwą wolność, a nie abstrakcję, skonstruowaną w mózgach intelektualistów i oświeconych. Wolność nieposyłania dzieci do szkoły, a nawet do przedszkola, wolność niepłacenia ubezpieczenia, swoboda nie zapinania się w samochodzie pasami bezpieczeństwa pod karą grzywny, wolność nazywania mężczyzny mężczyzną, nawet, jeśli jest po „zmianie płci“, wolność, aby nie wpuszczać do miasta czy wsi nikogo, kto mógłby nas skrzywdzić, wolność w dyscyplinowaniu własnych dzieci itp. To tylko ułamek swobód, które chrześcijanie powoli zdobywali w ciągu dwóch tysiącleci i które zaczynają zanikać znacznie szybciej.
Wesprzyj nas już teraz!
Dlaczego tak się dzieje? Przede wszystkim dlatego, że tracimy wiarę chrześcijańską, to oczywiste. Problemem zapewne będzie również fakt, że nowoczesne ideologie starają się „rozdzielić“ wolność równo pomiędzy wszystkich. Za każdym razem przyrzekają to ich prekursorzy. Jednak przecież nic w świecie nie jest przyznane po równo, dla każdego. Ktoś ma więcej, ktoś ma mniej – piękna, szyku, mądrości, pieniędzy, władzy itp.
Realna wolność, jak wszystko, co naturalne na tym świecie, jest hierarchiczna. Temu faktowi nie da się zaprzeczyć, a kto próbuje tak czynić w praktyce, prowadzi do katastrofy.
Czym jest „hierarchiczna wolność“ w potocznym języku? Może oznaczać tylko jedno: niektórzy będą mieli więcej wolności, inni mniej, a większość najmniej. Taka jest rzeczywistość tego świata i nie można jej oszukać. Idea, że wszyscy będą cieszyć się taką samą wolnością, ostatecznie niszczy samo to pojęcie i kończy się na systemie, w którym rządzą władcy i zakładnicy egalitarnego szaleństwa. Pocieszeniem dla naiwnych konsumentów ideologii może być to, że takie szaleństwo nie potrwa długo. W następnej kolejności swoich praw dochodzi prawdziwy realizm – powstaje reżim niewolników.
Tak jak hierarchia króluje we własności, w podziale talentów, tak jak hierarchia rządzi pięknem czy dobrem, musi też koniecznie panować również w sferze wolności. W przeciwnym razie wolności nie będzie wcale. Zrównywanie własności nie tylko niszczy bogatych, ale i samo bogactwo jako takie, a ostatecznie także własność prywatną. Sztuczne zrównanie talentów niszczy duchową arystokrację, lecz również duchowość jako taką, ostatecznie prowadząc do wulgarnego materializmu i prymitywizmu.
Wyrównanie piękna nie tylko zniszczy ludzkie piękno albo sztukę piękną, ale zniszczy samą koncepcję piękna. Pozostaną tylko getta pełne wynaturzeń, paskudnej architektury i obrzydzenia. Wyrównanie dobra, niemożność rozróżnienia dobra według hierarchii prowadzi nie tylko do zniszczenia moralności, ale także do zniszczenia samego dobra i kończy się okrucieństwem oraz głupotą. To samo dotyczy wolności. Tam, gdzie wszyscy chcą tej samej wolności, ostatecznie jej nie będzie, a społeczeństwo popadnie w totalitarne szaleństwo.
Rozwój hierarchicznej wolności w historii
Stosunek jednostki do społeczeństwa ewoluował – od całkowitej zależności w czasach prehistorycznych i starożytnych do pewnej autonomii jednostki wobec społeczeństwa w średniowieczu i epoce nowożytnej. Nie jest trudno ustalić, co stanowiło ramy dla realizacji autonomii osoby ludzkiej. To było chrześcijaństwo. Ale ta autonomia była i zawsze będzie ograniczona faktem natury stworzonej i grzechu dziedzicznego. Choćby jednak człowiek stawał na głowie, dalej niż forma niezależności społecznej nie dojdzie. Jeśli chce to nazwać wolnością – proszę bardzo.
Barierą, którą przekroczyło chrześcijaństwo, była granica grzechu pierworodnego, a nie natury. Piramida wolności, niezależnie od tego, czy chodzi o ten czy inny stopień indywidualnej autonomii na poszczególnych piętrach, musi pozostać piramidą.
To są nasze granice, których nigdy nie przekroczymy. Klasy usytuowane powyżej nas zawsze będą miały więcej swobody niż te poniżej. Każdy, kto nie może tego zaakceptować, skończy jak ćma, która bez końca leci do świecy, dopóki w końcu nie spłonie. Żyjąc w reżimie liberalno-demokratycznym, codziennie będzie bez końca otwierać gazety, aby dziwić się jak małe dziecko, że „panowie” mają inne prawa niż lud, wciąż oczekując „prawdziwej” demokracji, a ona wciąż nie będzie nadchodzić i ostatecznie zatraci się nawet ta mała prawdziwa autonomia jednostki, którą cywilizacja europejska zdołała zbudować w ciągu 2 000 lat chrześcijaństwa. Proste prawdy znane dziesiątkom pokoleń naszych przodków będą go codziennie zaskakiwać. Ale czy to jego wina? Na pewno nie. Był ofiarą fałszywych ideologii, wyssanych z palca oświeconej nauki.
Fałszywa idea liberalizmu (a socjalizm i komunizm są jego dziećmi, ponieważ głoszą również wolność człowieka; tylko ich praktyka jest tak oczywistym nonsensem, że liberalizm już ich nie potwierdza; był jednak czas, kiedy John Stuart Mill nie był tak nietykalny) w praktyce nigdy nie ujrzą drogi między dwiema rzeczywistymi formami społeczeństwa: niewolnikiem (poganinem) i chrześcijaninem. Te dwie formy znają wszyscy.
Wszyscy, którzy tego chcieli, zobaczyli, że jedynym społeczeństwem potępiającym niewolnictwo i faktycznie je zwalczającym było to chrześcijańskie. Ale wiedziało ono, że możliwy jest tylko pewien stopień indywidualnej wolności. To udało się w społeczności chrześcijańskiej w przeciwieństwie do pogańskiej, w której wolność dotyczyła tylko elit rządzących niższymi warstwami. Ta koncepcja ograniczonego, ale maksymalnie możliwego rozprzestrzeniania się indywidualnej wolności w chrześcijaństwie działała, pod warunkiem, że hierarchia nie była zagrożona.
W zależności od grzechu dziedzicznego i hierarchii naturalnej społeczeństwa chrześcijańskiego, było to pojmowane naturalnie – hierarchicznie, aby każdy uzyskał maksymalną możliwą swobodę. Idea wolności w społeczeństwie chrześcijańskim była ograniczona. Władcy podlegali odziedziczonemu grzechowi, podobnie jak ostatni chłop, i świadomi byli hierarchii i podległości. Nikt nie był od tego zwolniony, ale każdy miał także pewien stopień osobistej wolności. Wzrastał on z upływem stuleci.
Zwróćmy uwagę, że dążenie do indywidualnej autonomii jednostki było dążeniem chrześcijaństwa. Tak więc jest to pewna długoterminowa tendencja. Wysiłki trwały całe wieki, ponieważ w przeciwnym razie efekt nie byłby możliwy. Była to walka nie tylko z warunkami społecznymi, jak wierzą marksiści i pozytywiści, ale i z pogańskim człowiekiem w każdym z nas. Walka nie zakończyła się, ale wręcz przeciwnie, trwa nadal, ze szkodą dla chrześcijaństwa.
Po wielu stuleciach chrześcijaństwu udało się wreszcie stworzyć złożoną sieć „przywilejów” różnych państw, cechów, korporacji, parlamentów, miast, wolnych wspólnot itp., w których prawdziwa wolność osiągnęła maksymalny możliwy poziom w odniesieniu do ludzkiego obciążenia grzechem dziedzicznym i ograniczeniami. To oczywiste, że żaden wieśniak nie miał tego samego stopnia wolności i nie znaczył tyle co mieszczanin czy szlachcic, ale była to maksymalna możliwa i osiągalna wolność, pod warunkiem, że powinna być trwała i nieprzemijająca. Oczywiście możliwe jest osiągnięcie większej „wolności” jednostki, jak widzimy dzisiaj, ale kosztem upadku społeczeństwa i powrotu do pogańskiej społeczności niewolników, która już do nas macha. Nie ma trzeciej drogi między społeczeństwem niewolników pogan a społeczeństwem chrześcijańskim.
Powrót pogańskiego społeczeństwa niewolników
Dlatego dzisiaj doświadczamy paradoksu między głoszeniem uniwersalnej, równej wolności a jej zanikaniem. Jesteśmy już na odnowionym, pogańskim etapie społeczeństwa. Poszukiwanie wolności jest całkowicie bezużyteczne, jeśli porzucimy chrześcijaństwo. Te dwa warunki są powiązane. Kto niszczy chrześcijaństwo, ostatecznie zniszczy wolność. Bez chrześcijaństwa możemy wybierać tylko między różnymi wariantami pogańskiego społeczeństwa.
By zostać dobrze zrozumianym, najprościej jest stwierdzić, że w niedalekiej przyszłości zapadnie decyzja: będziemy obywatelami wielokulturowego, totalitarnego, pogańskiego państwa niewolniczego czy rasowego, totalitarnego państwa niewolniczego. W końcu wyrosną elity, które nie będą miały żadnego chrześcijańskiego sentymentu do swoich niewolników. I nie muszą to być ludzie skorumpowani ani nieprzyzwoici. Tyle, że będą oni poganami.
Geneza destrukcji prawdziwej wolności
Jaka więc jest geneza destrukcji realnej chrześcijańskiej wolności hierarchicznej?
– najpierw będzie kwestionowana spójność społeczeństwa, to, co je łączy – religia chrześcijańska;
– później kwestionowana będzie naturalna hierarchia, która utrzymuje społeczeństwo w jedności;
– zostanie ogłoszona atrakcyjna idea równej wolności dla wszystkich;
– okres „wolności”, krótki w porównaniu z historią świata (większość państw europejskich została zliberalizowana dopiero po 1918 r., a nawet po stu latach, które minęły od tego czasu; następna jest era pogańskich niewolników, która była słyszalna wystarczająco donośnie);
– następnie moralna i społeczna anarchia z równoległymi zjawiskami zwyrodnieniowymi;
– zniszczenie społeczeństwa generuje coraz więcej problemów niemożliwych do opanowania w tzw. wolnym społeczeństwie;
– zdenerwowane elity przestaną grać w nierealistyczną wolność i wprowadzą hierarchię, aby ocalić siebie i swoją władzę (obecny etap);
– drastycznie ograniczona zostanie wolność jednostki w zakresie porządku;
– nowa hierarchia musi być utrzymywana w spoistości przez jakiś metafizyczny „klej” (chrześcijaństwo nie jest już akceptowane przez elity lub lud), wyłącznie pogański (wybór bóstw świeckich lub demonicznych jest ogromny, wystarczy wybrać);
– pogaństwo przyniesie niewolnictwo;
– pogańskie argumenty za niewolnictwem: jest ono skuteczne, jak już wiedział Arystoteles, chrześcijańska miłość bliźniego z kolei nieefektywna pod względem ekonomicznym; zdrowa ekonomia = zdrowy stan (formuły, których słuchamy od 200 lat z różnych współczesnych „izmów”);
– zdrowe państwo – wszyscy będą lepsi, nawet niewolnicy;
– przywrócona zostanie naturalna hierarchia, ale bez prawdziwej chrześcijańskiej wolności dla wszystkich;
– wolność będzie hierarchicznie podzielona, ale tylko pomiędzy elity, które w czasach starożytnych nazywane są zwykle „wolnymi”; tak zwany lud; w rzeczywistości najniższe klasy władców, będą reprezentować to, co wszyscy ludzie reprezentują w państwie chrześcijańskim i będą mieli tyle wolności; reszta ludzi nie będzie miała jej w ogóle.
Kto skorzystał z liberalizmu?
Jeśli więc stworzenie społeczeństwa, w którym każdy ma ten sam poziom wolności – ale nie papierowej wolności ale realnej – wydaje się niemożliwe, komu to przyniosło korzyści? Paradoksalnie to „panowie” wymyślili liberalizm, ponieważ chcieli być wolni od obowiązku wobec Boga i ludzi. Odłóżmy na bok frazy i ideologie, i spójrzmy na sprawę bez uprzedzeń.
Nie tylko zwykły obywatel – nieudacznik, pragnący nieodpowiedzialnej i anarchicznej wolności. Nawet „panowie” to ci sami ludzie, którymi jesteśmy. Rządzenie na przykład w monarchii chrześcijańskiej daje władcy dużą swobodę. Arystokrata związany obowiązkami: religijnym, rodzinnym, państwowym, zawodowym, nieustannie kształcony i kierowany – nawet on chce osiodłać swoje hobby – „konika” i jechać na nim w świat, kochać…
Kiedy Cesarstwo Wschodniorzymskie upadło w VI-VII wieku, cesarz musiał siłą i obowiązkiem dziedziczenia zmusić potomków szlachty oraz urzędników do służby. Niemniej jednak utworzono dziedziczne autorytety – brutalnie i z niesmakiem. Zalety żadne, wszędzie bałagan, dużo zmartwień i brak zabawy, więc co to za szlachectwo?
Idea liberalizmu posłużyła panom a nie poddanym. Tak jak herezje zawsze służyły kapłanom a nie świeckim. Zwykły człowiek nie miał na to ani ochoty ani czasu. Tylko ten, kto doświadczył choć trochę anarchicznego i niesfornego grzesznego wyzwolenia, pragnie większych korzyści. A szlachta XVIII wieku naprawdę cieszyła się wolnością.
Więc jaki był cel liberalnej arystokracji, która była autorem liberalizmu? Więcej wolności dla wszystkich? Może buzowało im to w głowach, gdy wychodzili z orgii seksualnych i alkoholowych, i z obżarstwa. Ale przede wszystkim: więcej swobody dla nas samych. Oznacza to: mniej odpowiedzialności, mniejszy honor, obowiązek wojskowy, krótko mówiąc, z „wystrojem” i więcej darmowej rozpusty (lub nawet jeszcze więcej), więcej wolnego handlu; nie trzeba zmieniać kształtu i chodzić do kościoła ani na wojnę – wszyscy pójdą na wojnę, a nie tylko szlachta, najemnicy itp.
Ale z drugiej strony – swoboda pozostaje. Jeszcze się zwiększy, własność pozostanie (lub przynajmniej swobodnie się przetasuje), a problem ludzi, którymi trzeba będzie się zająć (po dobrej lub złej stronie) będzie z głowy, a przede wszystkim: ludzie sami będą odpowiedzialni za wszystko!
Znasz zwroty: masz to, co wybierasz; jak naród, taki parlament…? Jakby na powierzchni nie było żadnej elity rządzącej… Wszędzie jest piękna, równa wolność dla wszystkich. Ale nagle widzisz, że ktoś kradnie miliardy i nie jest karany, a ty kradniesz kilka centów i gonią cię do upadłego; i czekasz (i ideologią szczerze się żywisz) na nadejście „prawdziwej” wymarzonej demokracji. Dam ci dobrą radę: lepiej kop w ogrodzie, pomaluj ogrodzenie, nie marnuj czasu. Nic nie przychodzi i nie przyjdzie.
Nie można jednak uniknąć odpowiedzialności. Ludzie są odpowiedzialni za wszystko, ponieważ rządzą także sobą i są źródłem władzy w państwie! Co może być piękniejszego: władza pozostała w rękach elity, a jednocześnie została zwolniona z odpowiedzialności. Mamy ogromną „wolność”, gdzie elity nie posiadają już władzy z dziedziczenia. W rzeczywistości tak, ale z możliwością wyrzucenia nas w dowolnym momencie, w przeciwieństwie do elit chrześcijańskich. Nie są związani ani moralnością chrześcijańską, ani świadomością swojego obowiązku wobec prawdziwego „dziedzictwa” swoich przodków. Jesteśmy jedynie narzędziem hedonizmu, a nie obowiązkiem.
Dwa rodzaje panów
Mamy więc dwa rodzaje władców. Niektórzy walczą o wolność, a zwłaszcza o swoją wolność. Chcą uwolnić się od obowiązku posłuszeństwa Bogu i Jego przykazaniom, martwienia się o ziemię i powierzonych ludzi, reprezentowania, godnego zachowania i tak dalej. Jednocześnie chcą zachować wszystkie zalety uprzywilejowanej pozycji bogatych i potężnych ludzi. Co oni robią? Dają wszystkim „wolność”. W rzeczywistości przenoszą odpowiedzialność za zarządzanie państwem (oczywiście nie rzeczywistą władzę) na tzw. obywateli. Odtąd ludzie są winni. Ludzie są źródłem władzy, ludzie decydują, ludzie ponoszą odpowiedzialność.
Wybiera się jednego z dziesięciu oferowanych łotrzyków; jak nie, przecież trzeba kogoś wybrać (w końcu, jeśli i tak nikogo się nie wybierze, to i tak kogoś tam wsadzą, wepchną na pozycję władzy). A potem, gdy narzeka, mówi się mu: kogokolwiek wybierzesz, masz go. I zaoferuje się mu kolejnych dziesięciu łotrzyków. Proszę, wybierz.
Nikt nie dba o to, aby społeczeństwo, w którym moralność chrześcijańska jest systematycznie relatywizowana, prawie nigdy nie mogło wybrać osoby, która jest moralnie ustabilizowana, a gdyby to ona stworzyła takiego kandydata i był on chrześcijaninem, uniemożliwiłaby mu realizację moralności chrześcijańskiej. Wybrałeś, zaoferowaliśmy ci, masz obowiązek.
Drugi rodzaj władcy był przywiązany do swojego ludu, tak jak lud do niego. Relacje były prawie rodzinne, a ograniczoną swobodę rekompensowała patriarchalna pewność. Gdy nie było za co płacić podatków, czekało się. Zamiast pieniędzy, których nie było, pan przyjął dobra naturalne. Władcy szli na wojnę i władcy ginęli. Przejście do dworu oznaczało pracę pańszczyźnianą. Kto faktycznie kontrolował „wydajność” pracy, tak jak w dzisiejszym okresie swobód – obecność na czas, czy ktoś pracuje zamiast się obijać? Nieokreśleni? Ale oni muszą być odżywieni, ubrani, wszystko kosztuje pieniądze i nie jest możliwe pilnowanie każdego z osobna.
Takie są możliwości nowoczesnego „wolnego” państwa. Godne uwagi jest czytanie prawdziwej relacji z życia chłopów w sposób, zdaniem liberałów, zacofanemu państwu, jak Rosja w XVIII wieku, u Aksakowa, który wspomina swoje dzieciństwo. Kiedy słońce zbyt mocno świeciło, wszyscy – panowie i rolnicy – szli do cienia. I spali słodko. Spróbuj dziś przejść do cienia w fabryce samochodów. W tym czasie ludzie jakoś się kręcili, jakoś funkcjonowali, bez wybitnych wyników ekonomicznych i ze słabą kontrolą.
Jednak wiecznym ciężarem dla panów była lojalność wobec odziedziczonej własności i ludzi. To wieczne życie problemami poddanych. Kawiarniany liberał wyobraża sobie radosne, opresyjne uczucia pana i nawet nie wie, jakie świadectwo daje swoich uczuć. Tak chciałby dowodzić…
Jednak troska o ludzi, dowodzenie nimi i pozostawanie chrześcijanami jest trudne. Jasne, i tu znaleźli się sadyści, jak wszędzie i zawsze. Ale Damoklesowy miecz obowiązku i honoru wisiał nad panem, zmuszając go do kontemplacji: jak znieść odziedziczone, jak nie hańbić pamięci swego ojca i przodków, a Piekło na horyzoncie również nie jest przyjemne.
W każdą niedzielę, a nawet w każdy dzień, słuchać w kościele o możliwym potępieniu za złe uczynki. Aby sprawdzić nieobecność służących, wysłuchać ich próśb, wesprzeć małżeństwa lub zawracać sobie głowę utalentowanymi chłopskim dziećmi, aby wysłać je do szkoły, ponieważ ksiądz zawsze się z tym zwraca, i tak dalej, i w kółko. Czy wolność nie byłaby lepsza? I stało się. Nam się udało.
Kiedyś była to odpowiedzialność całego państwa. Ludzie są winni – zwykli mawiać. Teraz: wszyscy i nikt. Bo ludzie są teraz mistrzami! Od niego pochodzi cała moc w państwie! Tak mówi Konstytucja.
Ten szalony pomysł jest sprzeczny z rażącą rzeczywistością społeczeństwa, które wciąż ma kształt piramidy, ale wciska się nam, że absolutnie nie, że wszyscy jesteśmy równi. To rażące kłamstwo ma następujące konsekwencje: ci, którzy naprawdę posiadają moc, nie muszą już być pociągnięci do odpowiedzialności przed nikim! Wszystko pasuje do tego najmniejszego w państwie – jest rzekomym władcą! Farsa, powód do płaczu. Nie muszą odpowiadać przed Bogiem, ponieważ nie wierzą w Niego, ani w lud, ponieważ ludzie rządzą tylko na papierze.
Bądźmy jednak szczerzy, to nie do końca prawda. Jednemu bóstwu muszą odpowiadać: abstrakcyjnej i skonstruowanej bogini Wolności. Oczywiście tylko ze względu na to, że nie istnieje żadne realne bóstwo temu podobne. Jednak tym bardziej się kłaniają.
Liberalna pseudo-wiara
Jak widzimy różnice, które liberalizm przyniósł nam z upływem dni i lat, dobrze jest jeszcze raz spojrzeć krótko na podstawową ideę liberalizmu – złudzenie, które wywołało obecny chaos.
Liberalizm to świecka quasi-religijna ideologia, w której idea ludzkiej wolności, wolności jednostki, stanowi przedmiot kultu. W religii liberalizmu wolność ludzka jest najwyższą wartością, której podlegają wszystkie inne wartości, w tym religia. Jakakolwiek wartość, która zagrażałaby ludzkiej wolności, jest zatem dla liberała nie do przyjęcia.
Zgodnie z tą definicją bardzo łatwo jest rozpoznać, że wszyscy, którzy akceptują zasadę Wolności nad innymi wartościami, są liberalni, nawet jeśli nie zdają sobie z tego sprawy. Ludzie, którzy twierdzą, że uprzywilejowanie religii przez społeczeństwo jest złem, są liberałami, ponieważ podnieśli ideę wolności do rangi prawdy, porządku, moralności itp. – pomimo że są również chrześcijanami. Liberalizm rozciąga się na wyznania i narody. Tak jak chrześcijanin wielbi Boga – Istotę absolutną, tak samo liberał wielbi Wolność.
Możesz łatwo zidentyfikować liberała. Staraj się w jakikolwiek sposób ograniczać czyjąś wolność (oczywiście z wyjątkiem tych, którzy są wrogami wolności; tym ograniczy), a liberał zacznie krzyczeć. Wolność odgrywa rolę w jego świecie, myśli jak Fatum w starożytnej religii greckiej. Bogowie również zostali mu poddani. Liberał rozumie, że muszą istnieć także religie, bogowie, ale mają one bezosobowe przeznaczenie panujące nad nimi – Wolność. Bądź wierzący, mówi liberał, ale najpierw pokłoń się Wolności, a potem Bogu.
Pomysł ten przyjęli także modernistyczni chrześcijanie. Doskonale opanowali zasady tej liberalnej gry, więc za każdym razem, gdy mają realizować chrześcijański porządek społeczny, jak nakazują encykliki papieży od Grzegorza XVI do Piusa XI, najpierw zastanawiają się, czy nie zagroziłoby to Wolności. A groziło. Wybór jest oczywisty – precz z encyklikami! Wolność jest bóstwem wyższym od panowania Chrystusa Króla.
Chrześcijański liberał czci Boga, jakże by inaczej, ale jeszcze bardziej czci wolność człowieka. Dlatego dla niego cała licząca sobie 2 tysiące lat praktyka chrześcijaństwa jest w rzeczywistości błędem i herezją. Kiedy konieczne będzie podjęcie decyzji, wybór między Bogiem a Wolnością, będzie wolał i będzie wybierał Wolność.
„Ale nie ma różnicy”, krzyczy chrześcijański liberał, oburzony tak wielką ignorancją: „ten, kto zaprzecza Bogu i wolności człowieka, jest głupcem!”
Naprawdę? Czy Bóg posłał Mojżesza z góry Synaj z Deklaracją Praw Człowieka czy z Dziesięcioma Przykazaniami? Czym są przykazania, jeśli nie ograniczeniem wolności? Zapytaj fałszywych liberałów, oni to potwierdzą. Bóg ogranicza wolność człowieka. Bóg wie, że wolność osoby obciążonej dziedzicznym grzechem jest szkodliwa. W rękach człowieka dotkniętego grzechem absolutna wolność oznacza wolność czynienia zła.
Liberałowie jednak nie zdają sobie sprawy z tego, co istotne: Bóg ogranicza wolność czynienia zła wszystkim ludziom, nawet „panom”. Tylko dlatego, że „panowie” byli posłuszni przykazaniom Boga, powstała prawdziwa autonomia jednostki, jego godność i nienaruszalność jego osoby jako stworzenia Bożego. Prawdziwa wolność, którą prawdopodobnie stracimy na zawsze.
Branislav Michalka