Był awanturnikiem wielkiego kalibru i niespokojnym duchem. Podczas wojny trzydziestoletniej w Niemczech walczył przeciw katolikom jako najemnik. Potem spiskował wespół z wrogami Rzeczypospolitej. Podawał się za potomka polskiego króla, zaś w PRL komunistyczni propagandyści uczynili zeń ikonę walki o sprawiedliwość społeczną.
Jego życie pełne było kłamstw i fałszywych legend, właściwych dla ludzi żyjących w świecie mroku. Nie mamy pewności nawet co do jego prawdziwego imienia i nazwiska. Przyjęło się wspominać go jako Aleksandra Kostkę-Napierskiego, jednak ów jegomość podpisywał się i przedstawiał rozmaicie, jako: Aleksander Leon ze Sztemberku, Aleksander Leo (Lew) ze Sztemberku Kostka, Aleksander Leon Napierski, Wojciech Stanisław Bzowski…
Wesprzyj nas już teraz!
Urodził się około 1620 roku. Jako młodzieniec powąchał prochu na polach bitew wojny trzydziestoletniej pustoszącej Niemcy. Rzeczpospolita oficjalnie nie wzięła udziału w tych zmaganiach, choć polski monarcha wysłał tamtejszym katolikom w sukurs chorągwie lisowczyków. Po obu stronach walczyli natomiast sarmaccy wolontariusze i kondotierzy. Znalazł się tam również Kostka-Napierski, jako oficer w służbie Szwedów, będących wtedy główną siłą uderzeniową rewolucji protestanckiej. Podobno pod koniec wojny Kostka-Napierski pozostawał w kontaktach korespondencyjnych z feldmarszałkiem Gustawem Karolem Wranglem, naczelnym dowódcą armii szwedzkiej w Niemczech, co świadczyłoby o jego nietuzinkowej pozycji.
Dywersja
Rok 1648 przyniósł koniec krwawej hekatomby w Niemczech, natomiast państwo polskie rozdarła wówczas straszliwa rebelia Bohdana Chmielnickiego, która zapoczątkowała powolne konanie Rzeczypospolitej Obojga Narodów.
Zawarta w następnym roku ugoda zborowska tylko na krótko wstrzymała rozlew krwi. Obie strony gromadziły siły do ostatecznej rozgrywki. Rychło sejm w Warszawie uchwalił nowe podatki, które miały pozwolić na wystawienie 50-tysięcznej armii.
Z kolei Chmielnicki prowadził ożywioną działalność dyplomatyczną, nawiązując kontakt m.in. z protestanckim władcą Siedmiogrodu Jerzym II Rakoczym. Emisariusze hetmana zaporoskiego próbowali werbować najemników na Śląsku. Inni wysłannicy przedostali się do Polski centralnej, usiłując zainicjować tam rozruchy.
Prawdopodobnie jednym z takich tajnych agentów był Kostka-Napierski. Pojawił się on na Podhalu na wiosnę 1651 r. Podawał się za pułkownika wojsk koronnych werbującego ochotników pod sztandary jego królewskiej mości. Posługiwał się sfałszowanymi dokumentami upoważniającymi go do prowadzenia zaciągu. Pozyskał jako współpracownika niejakiego Marcina Radockiego z Pcimia – niedoszłego księdza, następnie kościelnego („klechy”) i długoletniego nauczyciela pcimskiej szkoły parafialnej, który jak się wydaje zwrócił się w stronę arianizmu.
Radocki łączył żarliwość sekciarza z radykalnymi ideami społecznymi, jakby antycypując XX-wieczną teologię wyzwolenia. „Pułkownika” Napierskiego powitał jako wysłannika Niebios, który na drodze rewolucji zaprowadzi sprawiedliwość i pokój na ziemi… Radocki był człowiekiem biegłym w piśmie; prawdopodobnie to on spreparował dokumenty, jakimi posługiwał się Kostka.
Werbunek do „powstańczego” oddziału szedł opornie, więc Kostka zasilał swe szeregi zwykłymi opryszkami. Jednymi z pierwszych byli dwaj zbóje rusińscy, Wasyl Czepiec i Jędrzej Sawka, których egzekucja miała właśnie odbyć się w Nowym Targu. „Pułkownik” Kostka wyjednał ich uwolnienie w zamian za wcielenie do jego chorągwi, po oficjalnie złożonej przysiędze wiernej służby Rzeczypospolitej. Skazańcom zdjęto łańcuchy, a na pożegnanie kat, jak nakazywał obyczaj, pokazał obu świeżo upieczonym obrońcom Ojczyzny swój nagi miecz, a następnie podetknął im pod nosy misę z rozgrzaną siarką ze słowami: Pamiętaj, jak to pachnie!
Wypada żałować, że tą szczególna wonią nie zainteresował się wtedy sam „pułkownik” Napierski…
Wystąpienie
Kostka wszedł w przymierze ze Stanisławem z Łętowni (Łętowskim), zwanym „Marszałkiem”, sołtysem z Czarnego Dunajca, jak go przedstawia dziejopis: „pierwszą powagą wśród wszystkich zbójców, hersztem wszystkich buntów w górach” (istotnie, granica między antyszlacheckim buntem a zwykłym zbójectwem bywała dość płynna). Wkrótce miał już pod rozkazami parę tuzinów zabijaków, wprawdzie „ludzi hultajskich, przywykłych tylko do rozboju”, którzy wszakże, jak mniemał, byli zdolni do zainicjowania rebelii.
Tymczasem wypadki nabrały gwałtownego tempa. 6 maja 1651 r. król Jan Kazimierz, na wieść o nadciągającej wielkiej armii Chmielnickiego posiłkowanej przez ordę tatarską, ruszył z wojskiem na ziemie ukrainne na spotkanie wrogowi. Zrozumiałe zaniepokojenie monarchy wywołało przechwycenie listu Chmielnickiego do księcia siedmiogrodzkiego Jerzego II Rakoczego, w którym hetman kozacki namawiał swego alianta do najazdu na ogołoconą z wojska południową granicę Korony. Król zlecił niełatwe zadanie obrony tych ziem biskupowi krakowskiemu Piotrowi Gembickiemu. Nie upłynęło wiele czasu, a ów hierarcha zmuszony został do wykazania się kunsztem militarnym.
14 czerwca 1651 r. oddział Kostki-Napierskiego i Stanisława Łętowskiego zajął zamek w Czorsztynie, opuszczony przez załogę (która wymaszerowała na wojnę z Chmielnickim). Twierdza, umiejscowiona na rozwidleniu szlaków handlowych, pozwalała kontrolować ważną strategicznie drogę na Węgry. W przypadku wkroczenia wojsk Rakoczego mogła zapewnić im osłonę i otworzyć przejście w głąb kraju.
Kostka rozpoczął rozpowszechnianie odezw do chłopów, wzywając do wystąpień przeciw „panom”. Oprócz szermowania hasłami wolnościowymi (obietnica zniesienia wszelkich ciężarów, poddaństwa, anulowania długów, podziału ziem i lasów szlacheckich) nie zapomniał o bardziej przyziemnych motywacjach, namawiając do rabowania dworów. Jako mistrz dezinformacji, przedstawiał się jako obrońca… króla jegomości, rzekomo zagrożonego zdradzieckim rokoszem szlachty. Nie przeszkadzało mu to zapowiadać swym zwolennikom rychłego nadejścia posiłków od Chmielnickiego.
Kontratak
Już po czterech dniach starosta dobczycki Michał Jordan próbował odbić zamek. Jednak siły jakimi rozporządzał – 60 pieszych pikinierów i 25 dragonów – okazały się niewystarczające do wykurzenia rebeliantów ukrytych za solidnymi murami. Po gęstej palbie z broni ręcznej oddział pana starosty ustąpił.
Zdaje się, że czorsztyński „Lew” był lepszym rymopisem niż strategiem. Następne dni spędził beztrosko w zamku, jakby nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji. 22 czerwca pod twierdzę podeszły znaczne siły przysłane przez biskupa Gembickiego – blisko tysiąc żołnierzy pod pułkownikiem Wilhelmem Jarockim, z kilkoma armatami.
Tym razem zaczęło się regularne oblężenie. Już w pierwszym dniu siły biskupie zdobyły tzw. dolny zamek z jedyną studnią. Wprawdzie zamek górny, wciąż pozostający w rękach rebeliantów, zaopatrzony był w dużą cysternę, jednak „Lew Czorsztyna” zapomniał napełnić ją wodą…
Obleganym rychło zrzedły miny. Już 24 czerwca rozbroili swych hersztów, a następnie przesłali propozycję kapitulacji, w zamian za amnestię i wydanie swych przywódców. Pułkownik Jarocki przystał na ten warunek. Po otrzymaniu takiego zapewnienia, „powstańcy” niezwłocznie otwarli bramę, wydając w ręce żołnierzy związanych powrozami Kostkę-Napierskiego i Stanisława Łętowskiego.
Pułkownik Jarocki dotrzymał słowa. Szeregowych buntowników puścił wolno, sam zaś powrócił do Krakowa, prowadząc dwóch zatrzymanych wodzów rebelii. Wkrótce dołączył do nich aresztowany Marcin Radocki z Pcimia, wojujący arianin.
Siarka i pal
Kostka i jego wspólnicy stanęli przed krakowskim sądem grodzkim. Przedstawiono dowody w postaci znalezionych przy rebeliantach dokumentów (w tym uniwersału Bohdana Chmielnickiego) oraz zeznań świadków. Kostka, zgodnie z ówczesną procedurą śledczą został wzięty na męki (wyrywano mu ręce i nogi ze stawów, przypalano boki pochodniami, wreszcie polewano pierś roztopioną siarką). Nie zdradził wspólników, choć usiłował bronić się do końca. Oświadczył, że jest… synem z nieprawego łoża zmarłego przed trzema laty króla Władysława IV (przyrodniego brata panującego aktualnie Jana Kazimierza). Przyznał, że jego zamiarem było wywołanie powszechnej rewolty i zaatakowanie Krakowa i innych miast, złupienie i spalenie kościołów, klasztorów i dworów szlacheckich, że liczył na pomoc ze strony Chmielnickiego i Rakoczego.
W piątek 18 lipca 1651 r. na wzgórzu Krzemionki wykonano wyrok sądu. Stanisław „Marszałek” Łętowski i Marcin Radoski zostali ścięci. Zwłoki „Marszałka” poćwiartowano, zaś głowę Radockiego przybito do szubienicy.
Kostkę-Napierskiego wbito na pal. Nieszczęsny buntownik poszedł na śmierć odważnie, z krucyfiksem w ręku. Partactwo krakowskiego kata Szymka sprawiło, że przywódcę rewolty dopiero za dziesiątym razem przykładnie nadziano na sosnowe ostrze.
Imć Wespazjan Kochowski skomentował rzecz z iście czarnym humorem:
Nie wiem, co to za nowy kucharz się pojawił,
Miasto pieczeni, Kostkę nam na rożen wprawił.
Beresteczko
Bunt Kostki-Napierskiego na polskim zapleczu, również działania innych agentów m.in. w Wielkopolsce, wiele nie pomogły Chmielnickiemu. Jego siedmiogrodzki sprzymierzeniec, książę Jerzy II Rakoczy również nie odważył się na akcję militarną przeciw Rzeczypospolitej.
W dniach od 28 do 30 czerwca 1651 r., kiedy Kostka-Napierski i jego wspólnicy znajdowali się już pod kluczem, pod Beresteczkiem na Wołyniu rozegrała się wielka bitwa.
Siedemdziesięciotysięczna armia polska króla Jana Kazimierza odniosła tam świetne zwycięstwo, gromiąc znacznie liczniejsze (110-130 tysięcy) siły kozacko-tatarskie Bohdana Chmielnickiego i chana Islama Gireja.
O dziwo, sroga kaźń Kostki-Napierskiego wywołała pewne niezadowolenie wśród szlacheckiej braci. Litowano się nad jego strasznym losem, popełnione zbrodnie tłumacząc (nieco naiwnie) rzekomą „lekkomyślnością” wynikającą ponoć z młodego wieku… Dały się słyszeć głosy, że zamiast Kostki należało „egzekwować” głównego winowajcę, to jest Bohdana Chmielnickiego.
Idol komunistów
Po wielu latach Kostka stanie się bohaterem utworów Kazimierza Przerwy-Tetmajera, Władysława Orkana i Jana Kasprowicza. W okresie PRL władze komunistyczne usiłowały wypromować kult postaci Napierskiego, kreując go na przywódcę wielkiego powstania chłopskiego. Jego imieniem nazwano wiele ulic, zaś rzekome przewagi „chłopskiego rewolucjonisty” opiewał film fabularny „Podhale w ogniu” (1956).
Trudno dociec intencji czerwonych propagandystów, dlaczego ich wybór padł właśnie na tę postać. Przecież w Rzeczypospolitej szlacheckiej nie brakło autentycznych buntów chłopskich o znacznie szerszym zasięgu. Tymczasem Kostka był obcym agentem; zdołał zaś zwerbować wedle różnych źródeł zaledwie od 27 do 55 ludzi, w znacznej mierze pospolitych opryszków zwabionych obietnicą łupów; jego wystąpienie skończyło się niesławnie już po 11 dniach, z których ledwie 4 spędził w boju.
Inna rzecz, że działania Kostki do pewnego stopnia przypominają modus operandi Gwardii Ludowej PPR w czasie II wojny światowej, zarówno jeśli chodzi o tzw. „zagospodarowanie elementu bandziorskiego”, jak i agenturalność dowódców. Być może z tych właśnie względów Kostka jawił się komunistom jako wzór cnót i zalet…
Andrzej Solak