20 stycznia 2016

Co Majdan dał Ukrainie?

(By Sasha Maksymenko (Flickr: Anti-government protests in Kiev) [CC BY 2.0 (http://creativecommons.org/licenses/by/2.0)], via Wikimedia Commons)

Kijowski Majdan rozbudził nadzieje. Szczególnie, że jego sukces oznaczać miał większe otwarcie na Zachód, a w tym Ukraińcy upatrywali szans na poprawę własnej sytuacji. W końcu nieprzypadkowo mówiło się o „Euromajdanie” – iskrą zapalną wielotygodniowego protestu było bowiem odrzucenie przez byłego prezydenta Wiktora Janukowycza, propozycji umowy stowarzyszeniowej z UE.

 

Zamiast spodziewanych korzyści, Ukrainę spotkały jednak potężne problemy. Kraj wpadł w potężny kryzys gospodarczy, z którego jak na razie się nie wydobył. Zbliżenie z Zachodem umożliwiło dostęp do pomocy finansowej, ale – paradoksalnie – jej ceną było m.in. pogorszenie sytuacji społeczno-ekonomicznej. Nowy rząd został faktycznie zmuszony, by zalecać obywatelom zaciskanie zębów i pasa. Ukraińców zamiast oczekiwanego dostępu do zachodniego dobrobytu spotkał wyczerpujący konflikt na wschodzie kraju oraz kryzys.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Ukraina pod bacznym okiem

Kłopoty gospodarcze to jednak nie tylko wyrzeczenia. Kraj w okresie pomajdanowym w zasadzie stał się uzależniony od zagranicznej pomocy, szczególnie w wymiarze finansowym. Znaczne kwoty trafiają na Ukrainę poprzez działania pomocowe Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Ten jednak oczekiwał (i oczekuje) w zamian konkretnych kroków ze strony władz w Kijowie. Warunkiem kontynuowania pomocy przez MFW było uchwalenie przez ukraiński parlament budżetu w wyznaczonym terminie. Główne założenia planu dochodów i wydatków państwa musiały zostać przez Fundusz zaakceptowane. Minister finansów Natalia Jaresko zapowiedziała przy tym wprost, że jeśli projekt budżetu nie zyska aprobaty MFW, ustawa o finansach państwa w 2016 roku zostanie zmieniona.

 

W tym kontekście ważna jest prywatyzacja realizowana przez rząd Arsenija Jaceniuka. Na sprzedaż wystawiono liczne przedsiębiorstwa państwowe – w tym o znaczeniu strategicznym. Obawy budzi fakt, że za tymi transakcjami może stać Rosja. Rząd liczy na zysk rzędu 710 mln dolarów, a także dalsze kredyty z MFW.

 

Jednocześnie Zachód daje Ukrainie do zrozumienia, że nie zamierza dłużej udzielać pomocy bez widocznego postępu reform w tym kraju. Dotyczy to zarówno kwestii walki z korupcją, jak i – według głosów niekoniecznie wyrażanych wprost – decentralizacji państwa. Ta ostatnia kwestia jest również ważnym elementem debaty publicznej. Przeciwko jakimjkolwiek zmianom w tej kwestii optują głównie partie odwołujące się w różnym stopniu do ukraińskiego nacjonalizmu. Intensywność sporu może ilustrować krwawy incydent w trakcie ubiegłorocznych protestów przed gmachem Rady Najwyższej. W czasie głosowania nad projektem zmian w prawie umożliwiających decentralizację eksplodował granat rzucony w stronę sił porządkowych. Z kolei w starciach z policją brali czynny udział m.in. politycy neobanderowskiej Swobody, która ponownie zyskuje poparcie na zachodzie Ukrainy.

 

Jednak zwykłych mieszkańców najbardziej dotyka odczuwana na codzień sytuacja społeczno-gospodarcza w ich kraju. Ta zaś pogorszyła się znacząco od czasu Euromajdanu. W ciągu ostatniego roku  hrywna straciła na wartości aż 97 procent! Jednocześnie w wyniku działań wymuszonych na rządzie znacznie wzrosły opłaty za usługi publiczne. Przede wszystkim za gaz, z czym związane były podwyżki opłat za elektryczność i wodę. Do tego doszła potężna inflacja, która na koniec 2015 roku sięgnęła 45 proc. Wzrost kosztów utrzymania przy jednoczesnym spadku dochodów spowodował, że statystycznie co trzecią rodzinę w kraju należałoby uznać za znajdującą się poniżej progu wypłacalności. Według najnowszego sondażu przeprowadzonego przez ukraiński „Rejtynh” na zlecenie International Republican Institute (IRI), ponad 80 procent badanych uważa obecnie, że w ciągu minionego roku sytuacja gospodarcza w kraju uległa pogorszeniu. Niewiele mniej twierdzi, że gorzej wygląda też kondycja ich gospodarstw domowych. Ukraińcy nie patrzą również zbyt optymistycznie w przyszłość. Ponad połowa z nich jest zdania, że w ciągu tego roku sytuacja jeszcze się pogorszy.

 

Koniec karnawału

Jak wskazują badania, w skali całego kraju obecne nastroje w zasadzie odpowiadają tym sprzed Majdanu. Obecnie 65 proc. Ukraińców uważa, że sprawy ich kraju idą w złym kierunku. Przeciwnego zdania jest 15 proc. obywateli. Niemal analogiczne nastroje panowały na Ukrainie w latach poprzedzających Majdan, który przyniósł jedynie chwilową (i wcale nie tak dużą) poprawę nastrojów. Według IRI, od czterech lat nie zdarzyło się, by na Ukrainie przeważały osoby optymistycznie patrzące na przyszłość swojej ojczyzny.

 

W trakcie Majdanu jedną z kluczowych kwestii dla Ukraińców była zmiana ludzi na szczytach władzy. Polityków uznanych przez znaczną społeczeństwa za skompromitowanych mieli zastąpić nowi, w tym również ci, którzy nie byli bezpośrednio zaangażowani w politykę. To właśnie Majdan miał wyłonić nowych liderów, którzy mieli kontynuować dzieło zmiany.

 

Skończyło się jednak inaczej. Po początkowej euforii okazało się, że nie doszło do żadnej radykalnej wymiany starych elit na nowe, ale raczej do roszad na szczycie. Najważniejsze funkcje objęły osoby już wcześniej znane, które jednak na fali protestów zdołały ugrać dla siebie większe poparcie. Ponadto, musiało dojść do dealu z szeregiem frakcji politycznych – w tym również z oligarchami, bez których, jak się okazało, żaden trwały układ polityczny nie ma szans na przetrwanie.

 

Najbardziej widocznymi symbolami tej „zmiany” są osoby pełniące w Kijowie najwyższe urzędy: oligarcha – prezydent Petro Poroszenko i bankier – premier Arsenij Jaceniuk. Jednak niespełna 2 lata wystarczyły, by ci, którzy mieli zmienić Ukrainę, sami stali się potencjalnymi kandydatami do zmiany. Przede wszystkim dotyczy to premiera Jaceniuka. Jako twarz polityki rządu niemal całkowicie stracił wcześniejszą popularność. Według badań IRI, jest on jednym z najmniej popularnych i najgorzej ocenianych polityków w kraju. Z kolei jego rząd, który początkowo w różnym stopniu popierało około połowy ogółu obywateli Ukrainy, pod koniec 2015 roku miał już zdecydowanych przeciwników wśród 2/3 społeczeństwa. Pozytywnie o pracach gabinetu wypowiadało się zaledwie 5 proc. ankietowanych ośrodka IRI! W tym kontekście incydent z grudnia, gdy poseł koalicyjnego Bloku Poroszenki próbował siłą oderwać Jaceniuka od mównicy parlamentarnej, nabiera wymownego, symbolicznego znaczenia.

 

Jeszcze mniejszym poparciem może się pochwalić ukraiński parlament. Złożony w znacznej części z ugrupowań, mówiąc generalnie, postmajdanowych i tych, które w trakcie protestów reprezentowały głos opozycji względem prezydenta Janukowycza. O ile początkowo pracę deputowanych pozytywnie oceniało blisko 40 proc. Ukraińców, o tyle już jesienią 2014 roku poparcie znacząco spadło. Od lata 2015 roku było ono niższe niż w czasie protestów na Majdanie. Obecnie pozytywnie o pracach Werchownej Rady wypowiada się zaledwie około 10 proc. społeczeństwa.

 

Idzie kolejna zmiana?

Jedynie Petrowi Poroszence udaje się jeszcze utrzymać względnie wysokie poparcie. Jednak i on z czasem stopniowo je traci. Pozytywnie ocenia go łącznie ponad 25 proc. społeczeństwa. Jednocześnie co trzeci mieszkaniec Ukrainy jest zdecydowanie negatywnie nastawiony do jego osoby. W zasadzie jego obecną popularność można porównać do tej, którą cieszył się obalony prezydent Wiktor Janukowycz w okresie poprzedzającym Majdan. Dodajmy, że Poroszenko jest wrogiem nie tylko części oligarchów (głownie Rinata Achmetowa i Ihora Kołomojskiego), ale również dla ukraińskich nacjonalistów – szczególne z Prawego Sektora – którzy wprost wzywali do jego obalenia.

 

Półtora roku po wyborach parlamentarnych na Ukrainie coraz bardziej staje się oczywiste, że na dłuższą metę utrzymanie się pomajdanowego rządu Jaceniuka przy władzy jest niemożliwe. Mimo, że pierwotnie był on owocem szerokiej koalicji „majdanowej opozycji”, to obecnie jest to faktycznie gabinet mniejszościowy. Do tego z niepopularnym i słabo ocenianym liderem. Stąd na Ukrainie coraz częściej i coraz bardziej otwarcie mówi się o przyspieszonych wyborach. Trudno podejrzewać, że tego rodzaju sytuacji spodziewali się protestujący na przełomie 2013 i 2014 roku Ukraińcy.

 

Potencjalnie, beneficjentami nowego rozdania mogą być Andrij Sadowy i jego Samopomoc, a także Batkiwszczyna byłej premier Julii Tymoszenko. Na poparcie może liczyć również ugrupowanie Petra Poroszenki, na czele którego stoi obecnie cieszący się względnie dużą popularnością mer Kijowa, Witalij Kliczko. Czarnym koniem może zaś okazać się „nowa twarz” na scenie politycznej, czyli były prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili. Jeśli rzeczywiście zdecyduje się na wejście do krajowej polityki, nie bez poparcia i wsparcia ze strony prezydenta Poroszenki, może znacząco wykorzystać swój wizerunek „szeryfa”, walczącego z korupcją i oligarchami, a przy tym atakującego rząd Jaceniuka.

 

Tożsamość budowana na banderyzmie

Warto zwrócić szczególną uwagę na zasadniczą zmianę, która zaszła na Ukrainie po Majdanie. Chodzi tu o problem banderyzacji kraju. Kwestia nie ogranicza się on bowiem, jak chcieliby tego niektórzy, do partii Swoboda, Prawego Sektora i paru radykałów z ugrupowania Laszki. Problem jest bowiem znacznie szerszy i głębszy. Otóż jeszcze w czasie Majdanu protestujący w różnym stopniu odwoływali się do symboliki i tradycji banderyzmu. Widoczne były zarówno czerwono-czarne flagi zbrodniczej OUN-UPA, jak i portrety Stepana Bandery. Jednak najbardziej dobitnym przykładem jest hasło, które od czasy zimowych protestów weszło na stałe do ukraińskiego słownika patriotycznego: Sława Ukrajini, Herojam Sława!, a także pokrewne Sława nacji, smiert woroham. Zawołanie bojowników OUN stało się elementem identyfikującym majdanową opozycję. „Śmierć wrogom” nabrała również dosłownego znaczenia m.in. w kontekście tajemniczych zgonów. Dosięgnęły one polityków Partii Regionów czy zamordowanego, krytycznego względem Majdanu Ołesia Buzyny. Dane adresowe tego ostatniego ujawniono niedługo przed śmiercią na wspieranym przez doradcę szefa MSW portalu z listą „wrogów Ukrainy”.

 

Zmiany sięgnęły jeszcze dalej. Podczas wizyty byłego prezydenta Komorowskiego doszło do skandalu, gdy wśród przyjętych wówczas przez Radę Najwyższą ustaw znalazł się akt prawny gloryfikujący OUN-UPA jako bojowników o wolność Ukrainy. Nowe prawo objęło penalizacją osoby, które publicznie podważałyby ten szczególny status ugrupowania. Piewcy OUN zajmują również eksponowane stanowiska. Przykładem jest choćby Wołodymyr Wiatrowycz, szef ukraińskiego IPN, który usprawiedliwia, a wręcz neguje ludobójstwo na Polakach. Do dziedzictwa OUN otwarcie odwołuje się również prezydent Petro Poroszenko, a także tacy politycy jak np. Ołeksandr Turczynow. Zresztą retoryką skrajnego nacjonalizmu posługują się dziś wszystkie większe partie na Ukrainie.

 

Zanim znów wybuchnie frustracja

Z pewnością znaczną zmianą jest również widoczne odwrócenie się dużej części społeczeństwa od Rosji. Wbrew ogólnym opiniom, nie dotyczy to jednak całego kraju w jednakowym, czy nawet mniej więcej równym stopniu. Zdecydowanie antyrosyjskie nastroje panują za zachodzie Ukrainy oraz w jej centralnej części. Jednak na południu i na wschodzie kraju sytuacja przedstawia się już inaczej.

 

Podział na część zachodnią i centralną oraz na południową i wschodnią widoczny jest również w innych kwestiach. Zdecydowanie sprzyja Zachodowi bliższa mu część Ukrainy. Według sondażu IRI, niemal 90 proc. mieszkańców tej części kraju opowiada się za wstąpieniem do UE, a ponad ¾ za członkostwem w NATO. Nieco mniejszy entuzjazm względem Zachodu panuje w centrum kraju. Zdecydowanie inaczej jest na południu. Tam za wstąpieniem do Unii jest połowa mieszkańców, zaś do NATO – co trzeci. Nie ma tam zarazem wiele więcej oponentów tych propozycji. Jeszcze wyraźniej jest to widoczne na wschodzie, gdzie odsetek zwolenników i przeciwników przystąpienia Ukrainy do UE i NATO jest podobny, przeważają zaś niezdecydowani.

 

Ostatnią kwestią jest jeden z efektów Majdanu – konflikt na wschodzie kraju. Półtora roku po tym, jak rozpoczęły się tam walki, można stwierdzić, że społecznie region ten w zasadzie jest już dla Ukrainy stracony. Większość tamtejszych mieszkańców nie wyobraża sobie przyszłości na dawnych zasadach. Podobnie myśli również część Ukraińców z głębi kraju, choć tam, a szczególnie na zachodzie znacznie częściej spotkać można opinie o tym, że zbrojną walkę o odzyskanie Donbasu należy kontynuować do ostatecznego zwycięstwa. Jednocześnie, nawet tam sięga już kryzys mobilizacyjny. O ile bowiem kilka miesięcy po Majdanie masy ochotników zgłaszały chęć do walki za ojczyznę w Donbasie, o tyle w trakcie ostatniej mobilizacji dezerterowały czasem całe wsie. Problemem są również weterani wracający ze wschodu. Część z nich nielegalnie wywozi ze strefy walk uzbrojenie, którego dalszy los w wielu przypadkach jest nieznany. Część z niego trafia z pewnością za granicę. Dowodem tego była m.in. niedawna sytuacja, gdy w autokarze jadącym do Wrocławia znaleziono kilkadziesiąt wyrzutni granatów.

 

Coraz mniej ludzi gotowych jest znosić dalsze wyrzeczenia w imię przyszłej poprawy – nawet na proeuropejskim zachodzie Ukrainy. Jej mieszkańcy są również coraz bardziej zmęczeni konfliktem w Donbasie. Mają dość obecnej władzy, polityków, a w dużej części również wojny na wschodzie. Chcieliby, żeby to wreszcie się skończyło. Jednak nadzieje, które dwa lata temu dawał im Majdan, w dużej części już przepadły. Ludzie upatrują nadziei jeszcze w zacieśnieniu związków z Zachodem. Czy tak się jednak stanie? Pewne jest, że jeśli rozczarowanie będzie rosło, dojdzie do kolejnych wybuchów niezadowolenia. Czy będzie więc „trzeci Majdan”? Tego nie wiadomo. Można jednak przypuszczać, że jeśli do niego dojdzie, to nie tyle z powodu idei, ale ich utraty.

 

Marek Trojan

Autor jest redaktorem portalu Kresy.pl

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij