17 września 2019

Co zostało nam po okupantach? Społeczne skutki II wojny światowej

(Fot. Zbyszek Kaczmarek, FORUM)

Analizę strat poniesionych przez Polskę w okresie II wojny światowej prowadzi się zwykle na trzech płaszczyznach: strat ludzkich, zniszczeń materialnych i strat terytorialnych. Rzadko badacze pochylają się nad ostatnim aspektem, czyli kosztach moralnych. Dziś wciąż rzadko zdajemy sobie sprawę z tego, jak bardzo ucierpiała polska dusza w okrutnych latach niemieckiej okupacji.

 

Owce bez pasterza

Wesprzyj nas już teraz!

Historia udowadnia w bardzo wielu momentach, że upadek moralny i degeneracja społeczeństwa są praktycznie nieuniknione tam, gdzie zabrakło opieki duszpasterskiej. Dokładnie takim miejscem była okupowana Polska. Jak podaje brytyjski historyk Ian Kershaw, 1 811 polskich księży, zakonników i zakonnic zginęło w obozach koncentracyjnych, a całkowitą liczbę zamordowanych duchownych szacuje on na około 3 tysięcy.

 

Bezprzykładny heroizm świętego Maksymiliana Marii Kolbego w oświęcimskim obozie zagłady jest koroną martyrologii stanu duchownego pod niemiecką okupacją. Jednak większość bohaterów pozostanie bezimienna. Można jedynie starać się przypominać niektóre przykłady, jak pasterzy parafii w Kamieniu Koszyrskim w województwie poleskim (obecnie obwód wołyński na Ukrainie). Tamtejszy ksiądz proboszcz Leopold Aulich oraz ksiądz wikariusz Kazimierz Rybałtowski w sierpniu 1943 roku zostali rozstrzelani przez Niemców przy kościele, w którym posługiwali, za pomoc okazywaną Żydom i współpracę z polskim podziemiem. Parafianie pochowali ich na miejscu śmierci. Przez dwa lata, aż do wysiedleń Polaków z Kresów w 1945 roku katolicy z Kamienia Koszyrskiego nie mieli kapłana, który mógłby w ich kościele odprawić Mszę świętą czy wyspowiadać umierającego!

 

Taki los spotkał w czasie wojny tysiące polskich wsi. W niektórych regionach kraju siatka czynnych kościołów była wówczas słabo rozwinięta, a wskutek masowych aresztowań kapłanów stała się jeszcze rzadsza. Konieczność pokonania kilkudziesięciu kilometrów w jedną stronę do najbliższej świątyni, w której jeszcze odprawiano Msze czy nabożeństwa, była często nie do udźwignięcia dla osób starszych i schorowanych. Brak stałej łączności ze Słowem Bożym głoszonym w kościele, w warunkach powszechnego wówczas na polskiej wsi analfabetyzmu i związanego z tym braku samodzielnego możliwości studiowania Biblii spowodował, że ludzie na długie lata zostali odcięci od zbawczego wpływu Ewangelii. Wzrost przestępczości pospolitej – liczne wówczas jak nigdy przedtem stały się przypadki napadów rabunkowych, pobić, morderstw i podpaleń – pokazuje dobitnie, jaki był tego efekt.

 

Upadek obyczajów

W serialu „Popielec” w reżyserii Ryszarda Bera z 1982 roku, którego akcja rozgrywa się w na głębokiej prowincji gdzieś w okupowanej Polsce, możemy zobaczyć scenę wspólnej kąpieli w rzece grupki dziewczyn z miejscowymi chłopakami. Jeszcze w pokoleniu ich rodziców byłoby to nie do pomyślenia.

 

Okupacyjna rzeczywistość przyniosła oczywiście jeszcze gorsze przejawy kryzysu obyczajowego niż koedukacyjna kąpiel. To właśnie w latach wojny zakorzenił się w Polsce „zwyczaj” wspólnego zamieszkiwania ze sobą par przed ślubem. To, co jeszcze kilka lat wcześniej skutkowałoby ostracyzmem ze strony rodziny i sąsiedztwa, teraz stało się akceptowalne. Młodzi ludzie podejmowali często decyzję o dzieleniu nieślubnego łoża z powodu poczucia niestabilności i kruchości ludzkiego życia. W obliczu śmierci, jaka mogła ich spotkać nawet z błahego powodu, nie chcieli się wiązać na trwałe. Rodzice natomiast nauczyli się tolerować taki stan rzeczy, aby w realiach powszechnej nędzy nie podejmować kolejnych zobowiązań finansowych. „Okupacyjne pary” pobierały się po wojnie, jeśli ich związek przetrwał, ale przyzwyczajenie młodzieży do wspólnego mieszkania przed ślubem pozostało już na dobre. Tylko wzmocniło je tworzenie nowych osiedli na zapewniających anonimowość obrzeżach powojennych miast, do których masowo emigrowali mieszkańcy wsi w latach 40. i 50. Pomimo poprawy warunków materialnych w późniejszych dekadach, społeczne przyzwyczajenia w tym obszarze życia zachowały się do dnia dzisiejszego.

 

Czystość straciła dla ludzi znaczenie w nieustannym poczuciu prawdopodobnej bliskości śmierci oraz związanej z tym chęci zaznania doraźnej przyjemności – może już po raz ostatni. Rozwiązłość szczególnie widoczna była wśród polskich robotników przymusowych w Reichu. Oderwani od rodziny i przyjaciół, pozbawieni wpływu wspólnoty parafialnej, w obcym kraju i poczuciu beznadziei, kilkunastoletni chłopcy przechodzili w Niemczech swoją inicjację seksualną, a starsi mężczyźni zdradzali żony, często z przygodnie spotkanymi partnerkami. Historycznymi dowodami na istnienie tego zjawiska są liczne procesy przed niemieckimi sądami o „zhańbienie rasy aryjskiej”, którego dopuszczały się miejscowe kobiety z Ostarbeiterami. Oczywiście, analizując to zjawisko, musimy zauważać drastyczną różnicę pomiędzy przypadkami dobrowolnego współżycia, a powszechnymi gwałtami dokonywanymi przez niemieckich gospodarzy na polskich robotnicach przymusowych.

 

Najwyższą cenę za zepsucie obyczajów zapłacili bezbronni. Najgorszym ze skutków społecznych okupacji hitlerowskiej stało się bowiem upowszechnienie „przerywania ciąży”. W latach 1943-1945, dekretem gubernatora Hansa Franka, jedyny raz w historii Polski tak zwana aborcja była legalna na życzenie. Trudno dokładnie ustalić liczbę dokonanych wtedy „zabiegów”, bo statystyki w warunkach wojennych prowadzono opieszale i z wieloma błędami, a duża liczba dokumentów zaginęła. Natomiast dość ostrożne szacunki historyków mówią o 100 tysiącach nienarodzonych dzieci zabitych w zgodzie z ówczesnym prawem. To jednak nie wszystko. Na przekór argumentom współczesnych feministek, legalizacja tej zbrodni w Generalnej Guberni wcale nie zlikwidowała aborcyjnego podziemia. Wręcz przeciwnie, osiągnęło ono w latach okupacji rozmiary nieporównywalne do tych sprzed wojny. Liczne ślady usług wszelkiego rodzaju „ciotek” zajmujących się tym procederem zachowały się nawet w literaturze, np. w powieści Włodzimierza Odojewskiego „Zasypie wszystko, zawieje…”.

 

Alkoholizacja

Każdy, kto przyłożył się do czytania szkolnej lektury „Kamienie na szaniec” Aleksandra Kamińskiego, opowieści o warszawskiej konspiracji, wydanej po raz pierwszy jeszcze przed wybuchem powstania, na pewno pamięta scenę, w której „Rudy”, „Alek” i „Zośka” dokonują zniszczenia niemieckiej składnicy alkoholu. Może się to wydawać dziwne, ale takie działania w pierwszej połowie wojny należały do najczęściej przeprowadzanych akcji polskiego podziemia. Opowiada o nich we wspomnieniach prawie każdy weteran Armii Krajowej.

 

Rozpijanie społeczeństwa było odgórnie zaplanowaną kampanią władz okupacyjnych. Cała Generalna Gubernia została skolonizowana przez sieć niemieckich sklepów monopolowych. Alkohol był bardzo tani i dla wielu ludzi stanowił jedyną dostępną formę rozrywki. Dodatkowo, pośród wojennego horroru, regularne upijanie się stanowiło dla niektórych sposób ucieczki od nieznośnej rzeczywistości. Wódkę promowano też w inny sposób, np. płacąc nią za pracę, zamiast pieniędzy.

 

Na efekty nie trzeba było długo czekać. O ile przed wybuchem wojny obywatele polscy spożywali średnio litr czystego alkoholu rocznie, to w czasach okupacji już pięć litrów. Politykę rozpijania w celu łatwiejszego kontrolowania i zniewolenia narodu kontynuowali po wojnie Sowieci oraz rodzimi komuniści.

 

Podsumowanie

Skutki okupacji hitlerowskiej dla polskiego społeczeństwa można wyliczać w nieskończoność. Zamknięto muzea, wywieziono dzieła sztuki (wiele nie powróciło do tej pory), z teatrów zniknęły prawdziwe spektakle a w pijackich lokalach promowano najpodlejsze pokazy „tańca”, upokarzające dla występujących w nich kobiet (często niepełnoletnich). Otwarto wielką sieć domów publicznych, promowano antykoncepcję. Dobre książki zastąpiono nie tylko propagandą, ale i wulgarnymi, bulwarowymi czytadłami oraz pornografią – oficjalnie nielegalną, zaś w praktyce rozpowszechnianą na czarnym rynku.

 

Oczywiście nie wszyscy poddali się okupacyjnej rzeczywistości. Wielu Polaków do końca obroniło swoje człowieczeństwo, czego dowodem jest np. historia rodziny Ulmów z Markowej, którzy oddali życie za swoich żydowskich sąsiadów. Postawy altruistyczne i kultura wysoka przetrwały – ale poniesione straty były druzgocące. Elitę wymordowaną przez Niemców i Sowietów trzeba było mozolnie odbudowywać dziesięcioleciami, a naprawianie zdemoralizowanego, rozpitego i pozbawionego wartości społeczeństwa potrwało jeszcze dłużej. Tak naprawdę, proces ten nie zakończył się do dnia dzisiejszego.

 

Z różnych przyczyn wciąż niewiele się mówi o moralnych skutkach okupacji. W okresie PRL starano się nawet przedstawiać ów czwarty wymiar strat wojennych Polski… jako aspekt pozytywny, czyli „przesunięcie światopoglądu społeczeństwa na lewo”, które rzekomo pozwoliło „oddać władzę w ręce Ludu”. Dziś dla jednych niewyobrażalna jest narracja w kontekście skutków hitlerowskiego panowania o zjawiskach, które sami promują – „wolnej miłości”, aborcji i pseudosztuki – a dla drugich mówienie o tych zagadnieniach nie pasuje do nieskazitelnego obrazu polskiego narodu walczącego z okupantami. Miejmy jednak nadzieję, że nakreślony tutaj problem znajdzie wkrótce większe zainteresowanie nie tylko historyków, ale też socjologów, psychologów i kulturoznawców. To ważne, bo mówimy o najtrwalszym ze skutków II wojny światowej w Polsce, boleśnie odczuwanym do dzisiaj.

 

 

Marcin Więckowski

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij