Polska jest ważna dla katolików w Europie – tych, którzy chcą żyć Ewangelią. Zdałem sobie sprawę z wielkiej odpowiedzialności, jaką Pan Bóg złożył na nasze barki. Nie możemy zawieść Pana Jezusa, nie możemy zdradzić Ewangelii, ale też nie możemy zawieść tych ludzi, którzy cały czas patrzą w naszym kierunku – mówi w rozmowie z PCh24.pl ksiądz kanonik Andrzej Ziombra, proboszcz parafii pod wezwaniem świętego Jacka w Legnicy.
Ponad pięć lat temu w kościele pw. Świętego Jacka doszło do cudu eucharystycznego. W jaki sposób tamte wydarzenia zapisały się w Księdza pamięci?
Wesprzyj nas już teraz!
Takie zdarzenie przemieniają człowieka, zaczyna zadawać sobie pytania: dlaczego tutaj, dlaczego akurat teraz? Jak to w ogóle możliwe? Człowiek wierzący może porównać tę sytuację z położeniem, w jakim znaleźli się w pewnym momencie Apostołowie. Wierzyli w Pana Jezusa, chodzili za Nim, widzieli cuda, jakie czynił, ale dopiero fakt Zmartwychwstania był dla ich postawy rzeczywistym momentem zwrotnym. Przykładowo, święty Jan „ujrzał i uwierzył” (J 20, 8). Bez wątpienia to wydarzenie bardzo, bardzo umocniło wiarę.
Jak zmieniło życie parafii?
Widać wyraźną zmianę, która nie jest gwałtowna, lecz dokonuje się na przestrzeni dłuższego okresu. Bez wątpienia większe jest zaangażowanie parafian, rozumienie przez nich pewnych istotnych kwestii związanych z naszą wiarą.
Nasza parafia funkcjonuje samodzielnie od ponad 50 lat. Na Mszach świętych i nabożeństwach notowaliśmy dosyć słabą frekwencję. Na tym terenie żyje stosunkowo dużo rodzin dysfunkcyjnych. Odczuwalne wyraźnie są problemy alkoholizmu i narkomanii. Wiele jest tutaj nietrwałych związków, sporo dzieci wychowuje się bez ojców. Nagle to miejsce stało się celem pielgrzymek z całego świata. Sądzę, że do wielu naszych mieszkańców świadomość tego, co się tutaj wydarzyło, wciąż jeszcze nie dotarła, jednak pewne fakty są wyraźnie widoczne, niezaprzeczalne. Na przykład, o ponad 100 procent wzrosła u nas frekwencja na Mszy świętej w dni powszednie, na co ma oczywiście wpływ także obecność osób spoza parafii. Mamy świadomość, że trudno tu o nagłą poprawę społecznej mentalności. Pewne zmiany dotykające umysłu człowieka „odkręcać” trzeba przez wiele lat. To pewien proces, chociaż moje wyobrażenie na ten temat było początkowo trochę inne. Być może nieco naiwnie myślałem, że cud, który się tutaj dokonał, spowoduje szybką, radykalną zmianę.
Wspomniał Ksiądz o frekwencji w dni powszednie, a czy także w niedzielę przychodzi na Mszę więcej ludzi niż dawniej?
Również tutaj zaznaczył się wzrost frekwencji, o kilka procent. W naszej parafii już od dziesięciu lat odbywa się całodzienne wystawienie Najświętszego Sakramentu, natomiast później udało nam się zorganizować adorację wieczystą, czyli nieustanną. Jest to, jak się okazuje, jedno spośród zaledwie kilkunastu takich miejsc w całej Polsce. Przy pomocy argentyńskiego księdza stworzyliśmy strukturę osób, które zechciały włączyć się poprzez stałe zobowiązanie do adoracji, przynajmniej przez godzinę w ciągu tygodnia. Proszę sobie wyobrazić, że kiedy do tego namawialiśmy podczas niedzielnych Mszy, taką chęć zgłosił co piąty uczestnik Najświętszej Ofiary! Myślę, że to liczba, która sama w sobie świadczy o poruszeniu obecnym pośród tutejszych wiernych. Ogółem zapisało się ponad 300 osób. Uważam, iż to dla naszej wspólnoty wielka sprawa, wyraźna odpowiedź na cud, który wydarzył się w tym kościele.
Czy parafia notuje liczbę pielgrzymów przybywających do świątyni?
Ze sprawozdania, które przedstawiłem księdzu biskupowi wynika, że dotychczas odwiedziło nas około 750 zarejestrowanych grup pielgrzymkowych, w tym około 100 zagranicznych. Kilkanaście ze Stanów Zjednoczonych, w trakcie Światowych Dni Młodzieży z Brazylii, Peru, Argentyny, Australii, Kanady. Odwiedziła nas też praktycznie „cała Europa”, z wyjątkiem zaledwie kilku państw. Informacja o cudzie eucharystycznym w Legnicy dotarła do wielu, nawet egzotycznych krajów. Przykładowo, udało mi się znaleźć taką na kanale You Tube w języku wietnamskim. To świadczy o tym, że iskra, która stąd wyszła, rozprzestrzeniła się bardzo szybko i daleko.
Czy docierają do Księdza doniesienia o nadzwyczajnych wydarzeniach, cudach, które dokonują się tutaj pośród wiernych?
Tak, jestem zobowiązany do przekazywania takich informacji watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary, za pośrednictwem biskupa Zbigniewa Kiernikowskiego. W marcu 2016 roku, w Wielkim Tygodniu kongregacja odpowiedziała nam, że nie widzi zastrzeżeń aby informacja o cudzie została opublikowana. Moim obowiązkiem jako proboszcza miejsca jest rejestrowanie tego typu faktów. Dotarły do mnie także informacje związane z nawróceniami, z cudownymi uzdrowieniami, które dopiero czekają na pisemne sformalizowanie. Podejrzewam też, że jest wiele podobnych sytuacji, o których oficjalnie parafia nie wie, a ja dowiaduję się z różnych nieformalnych źródeł.
Najbardziej zaskakują mnie niezwykłe nawrócenia. Wiem o dwóch, jakie dokonały się u osób, które tego zupełnie nie oczekiwały, nie miały zamiaru zmienić swojego życia. Wielka radość tych ludzi, ich fascynacja były bardzo poruszające.
Jeden z tych przypadków dotyczy pani, która mieszka na terenie naszej parafii od wielu lat, ale jej związek z Kościołem ograniczał się tylko do chrztu. Trudniła się nielegalnymi zajęciami w rodzaju podrabiania dokumentów. Miała z tego powodu problemy z prawem. Pewnego razu gdy przebywała w domu, doznała łaski nawrócenia. Przez kilka dni w ogóle nie mogła się pozbierać, nie wiedziała, co się z nią dzieje. Po ponad 50 latach przystąpiła do spowiedzi świętej, do pierwszej Komunii Świętej. Była tak szczęśliwa, że przestała leczyć nowotwór z przerzutami, na który cierpiała. Po pewnym czasie okazało się, że obdarzając łaską wiary, Pan Bóg zabrał jej tę chorobę. To było spektakularne, niezwykłe doświadczenie. Ta pani nie wypuszcza teraz z dłoni różańca. Cieszy się wiarą i omadla sprawy, które dotykają jej bliskich. Stała się mocnym ewangelizatorem pośród swoich znajomych, którzy do niedawna uważali ją za osobę niewierzącą.
Jaką atmosferę wokół legnickiego cudu wytworzyły media, często przecież nieprzychylne wobec Kościoła?
W kwietniu 2016 roku, kiedy ogłaszaliśmy komunikat dotyczący cudu, byliśmy zaskoczeni liczbą mediów, które tu przyjechały. Pojawiły się wszystkie najważniejsze stacje telewizyjne i radiowe, gazety o zasięgu ogólnopolskim i regionalnym. Wbrew pozorom, to zainteresowanie odebraliśmy bardzo pozytywnie, nawet ze strony mediów uważanych za liberalne. Dzięki tej reakcji wiele osób mogło się dowiedzieć o tutejszym wydarzeniu. Jedna z telewizji, raczej odległa profilem od Kościoła, wyemitowała kilkunastominutowy materiał w swoim całodobowym serwisie informacyjnym.
Zainteresowanie środków przekazu tym tematem wciąż się utrzymuje. Stale przyjeżdżają, podpytują, czy wydarzyło się coś nowego. Nie mogę powiedzieć, że panuje jakaś blokada informacyjna. Jestem wręcz miło zaskoczony.
Jak Ksiądz już na wstępie zaznaczył, zadawał sobie pytania: dlaczego to miejsce? Co Pan Bóg chciał powiedzieć przez to wydarzenie? No właśnie, jak może brzmieć odpowiedź?
Dlaczego w Legnicy, nie mam naprawdę pojęcia. Nie próbuję się nad tym zastanawiać, tylko odpowiedzieć Panu Bogu na to wezwanie, bo w taki sposób traktuję cud. Czuję się raczej odpowiedzialny niż wyróżniony. Jeżeli Pan Bóg czyni takie rzeczy, łamie prawa natury, to znaczy, że być może chce zwrócić naszą uwagę na coś, co przeoczamy, czego może nie chcemy zauważyć. Trochę mnie niepokoi, martwi, iż kolejny raz świat usłyszał, że w Hostii odnaleziono fragmenty tkanki konającego serca. Pan Bóg znowu powtarza ten sam znak, bo być może to, co chce nam przekazać, wciąż nie trafiło do naszej świadomości. To, że zdarzyło się to akurat w miejscu, gdzie praktyki religijne nie były rzeczą powszechną, jest zapewne elementem Bożej pedagogiki. Nasz Ojciec mocniej pochyla się właśnie nad bardziej pogrążonymi, słabymi.
Przez długi czas wydawało mi się, że ten znak dany jest przede wszystkim ludziom wątpiącym, niewierzącym. Po kilku miesiącach uświadomiłem sobie, że ten znak jest w pierwszym rzędzie dany mnie i innym osobom wierzącym. Myślę, że być może to taka Boża strategia. Panu Jezusowi pozostaliśmy my – osoby, które praktykują, wierzą. Na pewno chce naszą wiarę jeszcze wzmocnić abyśmy z jeszcze większą siłą, determinacją głosili Ewangelię, tak jak w Kościele pierwszych wieków. Ówcześni chrześcijanie żyli w klimacie typowo pogańskim. Jednak poganie nawracali się dlatego, że byli zachwyceni stylem życia chrześcijan. Nie mieli żadnych struktur, nie mieli Caritas, organizacji, którymi dysponujemy dzisiaj. Oni żyli Ewangelią i ten sposób życia pociągał innych.
To, że mamy do czynienia w ostatnich latach z dwoma podobnymi wydarzeniami – w Sokółce i Legnicy – może oznaczać, że Polska znalazła się na zakręcie i Pan Bóg dopomina się o nią.
Jestem zapraszany na różne konferencje odbywające się w krajach zachodniej Europy – we Francji, Anglii, Niemczech. Tamtejsi katolicy patrzą na Polskę jako na ostatnią wyspę, ostatni kraj, w którym jest jeszcze trochę powietrza katolickiego. Jeżeli my się poddamy, odejdziemy od Ewangelii, oni w pewnym sensie stracą nadzieję.
Tam zrozumiałem, jak Polska jest ważna dla katolików w Europie – tych, którzy chcą żyć Ewangelią. Zdałem sobie sprawę z wielkiej odpowiedzialności, jaką Pan Bóg złożył na nasze barki. Nie możemy zawieść Pana Jezusa, nie możemy zdradzić Ewangelii, ale też nie możemy zawieść tych ludzi, którzy cały czas patrzą w naszym kierunku.
Tym znakiem Pan Bóg potwierdza, że realnie istnieje w Komunii Świętej. To, że ukazuje się nam w postaci tkanki serca będącego w nieustannej agonii przypomina, iż Msza Święta jest Ofiarą. Poprzez ten znak podkreśla moment konania, Męki, Ofiary.
Pytam pielgrzymów: z jakiego powodu Pan Jezus umarł na Krzyżu? – Z powodu moich i twoich grzechów. Bardzo trafne jest w moim przekonaniu stwierdzenie papieża Franciszka, że zatraciliśmy poczucie grzechu. Powtarzamy, że Pan Jezus jest Miłością, że oddał za nas swoje życie. To wszystko prawda, ale pytanie brzmi: co ja w zamian ofiarowuję Panu Bogu? Czy nie mamy, w pewnym uproszczeniu, mentalności konsumentów: tylko przychodzimy do kościoła czerpać z Bożej miłości. Myślę nieraz: spada liczba powołań kapłańskich, rozpadają się małżeństwa, bo kto dzisiaj chce się ofiarować? Kto chce Panu Bogu złożyć swoje życie w darze? Kto chce dać się Jemu w całości, choćby poprzez budowanie z wielką determinacją swojego związku małżeńskiego, na który kiedyś się zdecydował? Kto rezygnuje z kariery, ze światowego powodzenia na rzecz życia zakonnego czy kapłańskiego, sprawowanie Mszy świętej i innych sakramentów? Także spadek narodzin jest kwestią mentalności.
Patrzę na eucharystyczne wydarzenie w Legnicy jako na artyleryjski wystrzał Pana Boga, krzyk przyzywający nas, byśmy się przebudzili.
Rozmawiał Roman Motoła