1 czerwca 2017

Czarnogóra wchodzi do NATO. Co zrobi Putin?

(Premier Czarnogóry Filip Vujanović oraz prezydent Rosji Władimir Putin. FOT.ITAR-TASS/Vladimir Rodionov/FORUM)

Planowane na 5 czerwca wejście Czarnogóry do NATO nie zlikwiduje wewnętrznych podziałów społecznych. Dla Moskwy oddalenie się Podgoricy i utrata potencjalnego sojusznika będzie ciosem – nie tyle militarnym, co propagandowym.

 

Wejście Czarnogóry do NATO jest dla tego państwa konsekwencją drogi, jaką obrało ono w latach 90. ubiegłego wieku, po rozpadzie obozu sowieckiego. Spośród uzyskujących niepodległość narodów Socjalistycznej Federacyjnej Republik Jugosławii, to właśnie Czarnogórcy najdłużej trwali w związku z Belgradem. Do 2003 roku istniała Federalna Republika Jugosławii, później przekształcona w nadal wspólne państwo – Serbię i Czarnogórę. Dopiero w efekcie referendum z 21 maja 2006 roku społeczeństwo zdecydowało o całkowitej samodzielności, choć wyniki trudno uznać za pełen sukces zwolenników secesji. Za odłączeniem się głosowało 55,4 proc. obywateli a w latach późniejszych sentyment za unią z Belgradem był zawsze znaczącym czynnikiem wpływającym na politykę wewnętrzną Prisztiny oraz na posunięcia w dyplomacji.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Takie tendencje wynikały nie tylko z wspólnej w wielu okresach historii – pierwszy raz w skład państwa serbskiego Czarnogóra weszła już w 1170 roku. Wzajemna bliskość wynika także z struktury narodowościowej. W Czarnogórze około 29 proc. mieszkańców stanowią Serbowie. Jeszcze większy jest odsetek deklarujących serbski jako język ojczysty – 43 proc. wobec 37 proc. uznających za taki czarnogórski.

 

Taka struktura narodowościowa zawsze będzie ciążyć na poziomie samodzielności państwa. Jeśli dodać do niej dodatkowo wspólne dziedzictwo historyczne i przeżycie tragedii – takich jak chociażby bombardowań lotnictwa NATO w 1999 roku – łatwo zrozumieć, że więzi nie są łatwe do zerwania.

 

Najpierw niemiecka marka, potem NATO

 

Dobre stosunki obu państw trwają pomimo „miękkiego rozwodu” po referendum 21 maja 2006 roku oraz proklamowania zaraz potem przez parlament w Podgoricy niepodległości. Niemniej, już w federalnym państwie drogi Serbii i Czarnogóry powoli rozchodziły się. W 1999 roku, z powodu szybko postępującej inflacji dinara, ta druga postanowiła przyjąć drugą oficjalną walutę – niemiecką markę, która stała się zaledwie rok później jedynym pieniądzem.

 

Od 2002 roku Czarnogóra przyjęła jako swoją walutę euro, ale nie jest to jedyny przykład prounijego kursu Podgoricy. Starała się ona o bliższe powiązania z zachodnią Europą dzięki osłabieniu anty-natowskiej retoryki w Serbii i kuszenie jej przyszłością w strukturach UE.

 

Reakcja Moskwy (traktującej zachodnie Bałkany jako strefę wpływów swoich i prorosyjskiej Serbii) mogła być tylko jedna. Jak pisała agencja informacyjna „RIA Nowosti” 25 maja 2017 roku, podczas spotkania premiera Czarnogóry Duszko Markovica z wysokim przedstawicielem Unii do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa, Federicą Mogherini szef rządu zadeklarował wolę wstąpienia swojego kraju do Unii Europejskiej.

 

Markovic stwierdził, że integracja z UE jest „kluczowym priorytetem” dla władz w Podgoricy, zaś rozmowy o wstąpieniu do NATO chciałby zakończyć za 4-5 lat. Jak donosi „RIA Nowosti”, pewna już swojego członkostwa w Pakcie Północnoatlantyckim Czarnogóra przyjęła samodzielną strategię w polityce zagranicznej. Na niedawnym spotkaniu w Brukseli premier Markovic podkreślił, że jego rząd ma odmienne niż Serbia podejście do wielu problemów w polityce zagranicznej. Belgrad wobec Sojuszu przyjął strategię neutralności, ale „w każdej chwili podkreślał prawo Czarnogóry do drogi zmierzającej w kierunku NATO”.

 

Poza Rosją Czarnogóra nie ma więc większych zagranicznych przeciwników w kontekście swoich planów dotyczących bezpieczeństwa międzynarodowego. Mniej jednoznacznie przedstawia się sytuacja na krajowej scenie politycznej. Na stronie ukraińskiej „Nowoje Wriemia” 25 maja przypomniano, że decyzję o dołączeniu do Paktu w parlamencie Czarnogóry podjęto (w 2016 roku) niewielką większością – 46 spośród 81 deputowanych (57 procent „za”). Trochę przypominało to rozkład głosów przy secesji z wspólnego z Serbami państwa (55,4 proc. „za”). I to właśnie napięcia wewnętrzne w kraju mogą być największym problemem.

 

Napięcie wyborcze w 2016 roku

 

Czarnogóra należy do tej grupy państw postkomunistycznych, w których po to prowadzi się kampanie wyborcze, licytacje obietnic i tworzy koalicje rządzące, by nic się nie zmieniło. Władzę w kraju od zawsze, czyli od rozpadu Socjalistycznej Federacyjnej Republik Jugosławii, sprawują socjaldemokraci. Dokładniej – socjaldemokraci przemalowani z dawnych komunistów. Ich Demokratyczna Partia Socjalistów Czarnogóry (Demokratska Partija Socialista Crna Gore) od 1991 roku trwa przy władzy już ósmą kadencję.  W tym czasie aż cztery razy delegowała na stanowisko premiera Milo Dukanovica. Po ostatnich wyborach na czele rządu stanął w listopadzie 2016 roku Duszko Markovic, który przejął ster od poprzednika, krytykowanego za brak reform i korupcję w kraju.

 

Partia, zakładana przez postkomunistów, w końcówce lat 90. zmieniła orientację z proserbskiej na niepodległościową i doprowadziła do usamodzielnienia się państwa. Kiedy brakuje jej głosów do utrzymania władzy, szuka koalicjanta – tak jak jesienią zeszłego roku, gdy wsparły ją partie mniejszości narodowych: albańskiej, chorwackiej i bośniackiej.

 

Opozycja ma stosunkowo liczną reprezentację, ale rozbitą i niezdolną do odebrania władzy socjaldemokratom. Największą siłą antyrządową jest liberalny Ruch dla Zmian (Pokret za Promjene). Istnieją słabe ugrupowania antyniepodległościowe oraz stronnictwa mniejszości: serbskiej, albańskiej i bośniackiej.

 

Sięgnięcie po głosy deputowanych z mniejszości narodowych jesienią 2016 roku dokonało się po zaostrzeniu sytuacji wewnątrz kraju. Socjaldemokraci twierdzili, że opozycja – wspierana przez Rosję i jej służby specjalne oraz serbskich nacjonalistów – przygotowywała w dniu wyborów zamach stanu, a nawet plan zabicia ówczesnego premiera, Milo Djukanovica. Międzynarodowy rozgłos tych zarzutów spowodował m.in., że w trudnej sytuacji została postawiona Serbia, z której terenu operowali potencjalni zamachowcy. Kierował nimi Eduard Szyszmakow, mający w swej karierze dyplomatycznej epizod warszawski. Był on w naszej stolicy zastępcą attaché wojskowego Rosji, ale w 2014 roku został wydalony z Polski pod zarzutem szpiegostwa.

 

Cerkiew po stronie opozycji

 

Opozycja anty-natowska ma w Czarnogórze jeszcze jednego sojusznika – tamtejszą cerkiew prawosławną. Rosyjski portal „Regions.ru” w maju relacjonował liturgię, jaką 27 kwietnia tego roku odprawił metropolita Czarnogóry i Primoria, Amfiłochij. W czasie panichidy, na którą przybyli przedstawiciele ugrupowań opozycyjnych oraz przeciwnych wejściu do NATO, wspominano ofiary bombardowań lotnictwa Sojuszu Północnoatlantyckiego w 1999 roku. Celebrujący nabożeństwo porównał bombardowanie Belgradu w trakcie prawosławnej Wielkanocy 1999 roku do nalotów na stolicę Jugosławii w 1941 roku, także podczas Paschy. Porównanie zachowania różnych narodów do „umycia rąk” przez Piłata było odebrane jednoznacznie jako sprzeciw wobec niepamięci o ofiarach z Serbii i Czarnogóry, poległych w wyniku działania tych, którzy w nowych warunkach mają stać się sojusznikami. Nie obyło się też bez wskazywania podobieństw zachowania władzy walczącej z opozycją do zsyłek Czarnogórców do obozów na terenie Chorwacji w czasie II wojny światowej.

 

Doświadczenia minionych lat dzielą więc społeczeństwo na różnych płaszczyznach, także tej religijnej. Cerkiew prawosławna nie zamierza milczeć wobec wyborów, na które czekają zarówno władze, jak i obywatele.

 

Mglista droga wśród podziałów

 

Deklaracje oraz decyzje podjęte przez władze utrwalają podziały społeczne. Mniejszości narodowe po raz kolejny dały szansę powołania rządu socjaldemokratów, co przez w pewnym stopniu uzależnia go od ich własnych deputowanych. Liczne podziały byłyby z pewnością łatwiejsze do zasypania gdyby socjaldemokraci w latach wcześniejszych dokonywali faktycznych reform.

 

W drodze do NATO Czarnogóra nie pozbyła się problemów, jakie narastały od 1991 roku. Będzie więc sojusznikiem bardziej na linii propagandowej niż militarnej. Włączenie nowego członka do Paktu Północnoatlantyckiego będzie mocnym ciosem dla Kremla, który może liczyć na coraz skromniejszy na Bałkanach układ przyjaźnie nastawionych państw. Mały sukces NATO stanie się więc dosyć dotkliwą porażką Moskwy. Po pierwszych sankcjach zastosowanych przez nią wobec Podgoricy wiadomo już, że Rosja tego ruchu Czarnogórze łatwo nie daruje.

 

Jan Bereza




 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij