7 lutego 2019

Czy katolik może jeść mięso? Szymon Hołownia wie swoje

(fot. Maciej Biedrzycki/FORUM )

Uchodzący za celebrytę Szymon Hołownia ogłosił jakiś czas temu, że jest wegetarianinem. Zrobił to przy okazji wydania swojej najnowszej książki „Boskie zwierzęta”, która ma nas przekonać do tak niezwykle oryginalnych postulatów, jak choćby ten, że zjedzenie steka to bestialstwo, a pies w budzie to… akt przemocy.

 

Hołownia uchodzi nie tyle za celebrytę, ile „katocelebrytę”, który chętnie przyznaje się do wiary usiłując zarazem pogodzić z nią świat showbiznesu. Jest więc tym „fajniejszym katolikiem”, co to nie epatuje tematami grzechu czy walki duchowej, ale pogłaska po główce, skrytykuje ojca Rydzyka i okaże się całkiem miłym, a przy tym niespecjalnie wymagającym człowiekiem. Ot, twór medialny na użytek wielkomiejski, gdzie wymaganie określonych postaw etycznych nie jest specjalnie w modzie.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Wegetarianizm i walka o prawa zwierząt stały się najwyraźniej nowym elementem wizerunkowych rozgrywek Szymona Hołowni. Jego wielki „oburz” na ubojnie, złe traktowanie zwierząt i w ogóle ich generalną poniewierkę, uczynił z tego – inteligentnego skądinąd publicysty – infantylnego gadułę, plotącego cokolwiek mu ślina na język przyniesie. Życiu zwierząt zdążył nawet nadać eschatologiczny wymiar, opowiadając synkretyczne dyrdymały o jakiejś tęczy i tym podobnych głupotach, które zwierzątka mają zobaczyć – czy też przekroczyć – po swojej śmierci. Przyjąwszy jego punkt widzenia, należałoby od razu założyć, że każdy, kto w niedzielę wsunął kotleta lub na śniadanie połknął kanapkę z szynką, miał na talerzu… kawałek męczennika. Absurd? No pewnie.

 

Dzik i cyklista

Szymon Hołownia z pewnością jest szczęśliwym człowiekiem, skoro ma czas i ochotę zajmować się pośmiertnym losem zwierząt. Obficie cytuje przy tym formułki ze świętych Kościoła, chełpiąc się, że odkrywa coś nowego, gdy tymczasem jedynie powtarza to, co Kościół głosił od dawna: że zwierzęta są stworzeniem Bożym.

 

Nie chodzi o to, żeby bagatelizować alarm, jaki Hołownia podnosi w kwestii znęcania się nad zwierzętami. Jeżeli w jakiejś ubojni czy gospodarstwie domowym zwierzęta są dręczone, to rzecz jasna sadyści zasługują na karę. Musimy jednak dostrzec różnicę między wypowiadaniem tej „oczywistej oczywistości” (osobiście nigdy nie słyszałem, by ktokolwiek publicznie chwalił dręczenie zwierząt i cieszył się przy tym poparciem opinii publicznej), a pisaniem książek i udzielaniem wywiadów na temat tego, jak to biedne i nieszczęśliwe stworzonka przerabiane są na parówki.

 

Trudno przy tym nie zauważyć, że Hołownia nigdy nie był tak zacięty i waleczny w innych, bardziej istotnych sprawach. Czy ktoś przypomina sobie, by prowadził on równie intensywne działania medialne chociażby w obronie nienarodzonych dzieci, których bestialskie zabijanie jest, przez wiele osób z celebryckiego środowiska Hołowni, nazywane „prawem kobiet”? Żeby była jasność: nikt tutaj nie twierdzi, iż Hołownia pochwala aborcję. Nie sposób jednak zapomnieć, iż wiele uwagi poświęca on walce o prawa zwierząt, pomijając przy tym kwestię pogardy, z jaką współczesny świat traktuje kilku czy kilkunastotygodniowego małego człowieka.

 

Pewnie, ktoś zaraz powie, nie sposób zajmować się wszystkimi tematami. A i owszem – padnie odpowiedź – ale jednak łatwiej ogłosić się wegetarianinem i cieszyć się poklaskiem celebryckiego środowiska, które uwielbia podobne deklaracje, niż przypomnieć o pladze rozwodów wśród ludzi znanych z tego, że są znani czy o prawach nienarodzonych do życia, zwłaszcza w okresie, gdy prolajferzy biją się z „konserwatywną” władzą o zakaz aborcji. Łatwiej jest, przyznają Państwo, w środowisku w jakim obraca się Hołownia, przepraszać dzika za polski rząd, niż temu rządowi wypowiedzieć wojnę o życie nienarodzonych dzieci. Wielkomiejski „wegetarianin i cyklista” z radością oklaskuje już zapewne Hołownię za jego odważne poglądy i podejmowanie trudnych tematów walki o życie dzika. Tylko pogratulować, nieprawdaż?

 

Namieszać w głowie

Inna sprawa, że Hołownia ma także innego odbiorcę – tego, który wiarę traktuje serio. I takiemu, niestety, jego heroiczna obrona zwierzątek solidnie namiesza w głowie. Publicysta nie ukrywa bowiem, że po śmierci spotkamy w niebie nasze pieski, chomiczki i inne krówki.

 

Hołownia usiłuje udowodnić swoim odbiorcom, iż człowiek nie jest istotą wyższą, wyrastającą ponad naturę, lecz stanowi jej element, dokładnie taki sam, jak piesek, pszczółka czy inne stworzenie. Zaznacza jednocześnie, że miłość człowieka do zwierząt wyśmiewają głównie nieczuli na takie sprawy „prawicowi publicyści”. Kimkolwiek są ci, których Hołownia lokuje po stronie swoich przeciwników, warto nadmienić, iż wcale nie trzeba być żadnym „prawicowym publicystą”, by dostrzec iż tezy Hołowni wpisują się w nurt animal studies – pseudonauki i ideologii, postulującej de facto konieczność emancypowania zwierząt spod władzy człowieka. Ci, którym bliska jest owa ideologia, właśnie w katolikach – podobnie jak Szymon Hołownia w „prawicowych publicystach” – dostrzegają nierzadko „kłopotliwy element” zakłócający pożądany przez nich, wykoślawiony model relacji człowiek-zwierzę.

 

A przecież wystarczy sięgnąć do klasyki, czyli św. Tomasza z Akwinu, by przekonać się, iż katolik – co do „prawicowych publicystów” niżej podpisany nie wypowiada się – nie powinien w żaden sposób gardzić zwierzętami, ani znęcać się nad nimi. To grzech, wszak są one, ponad wszelką wątpliwość, stworzeniami Bożymi. Jednak, i tu niezawodne okazują się Tomaszowe uporządkowanie i zamiłowanie do gradacji wszystkiego i wszystkich, są to – podobnie jaka cała natura – istoty niższe niż człowiek, a w związku z tym poddane jego władzy. W swoim wywodzie Doktor Anielski dzieli duszę na rozumną, instynktowną i wegetatywną. Jak można się domyślić, tę pierwszą posiada człowiek i tylko ona może zostać zbawiona. Instynktowna, którą posiadają zwierzęta, umiera wraz z nimi, podobnie wegetatywna. Jako istota wyższa, człowiek może zatem wykorzystać zwierzę do swoich celów, o ile nie są to cele grzeszne, jak chociażby sadystyczna satysfakcja.

 

Wszyscy, którzy z pasją zaczytują się w mądrościach Hołowni na temat zwierząt, powinni zatem nieco ochłonąć. Ów „katocelebryta” nie odkrywa niczego nowego – Kościół na temat zwierząt od dawna ma określone stanowisko. I jest to po prostu zdroworozsądkowe spojrzenie, zakładające właściwy porządek natury. Z tego punktu widzenia, prawdę mówiąc, to mało istotne co je, a czego nie je Szymon Hołownia. Nie dajmy sobie jednak wmówić, że rozważanie kwestii jedzenia mięsa stanowi, z katolickiego punktu widzenia, jakąś ważną zagwozdkę moralną. Prawdę mówiąc, są to sprawy kompletnie nieistotne. Dlatego sztućce w dłoń i do mięsa! Współczesny świat stawia nam bowiem znacznie poważniejsze wyzwania moralne niż kawałek steka.

 

Tomasz Figura

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij