Wrzesień w powszechnej świadomości Polaków kojarzy się niewesoło, bo przede wszystkim z tragedią klęski z rąk nazistowsko-bolszewickiego sojuszu w roku 1939. Można jednak – i trzeba – rozproszyć smutny nastrój wrześniowy, sięgając głębiej do ojczystych dziejów po ewidentny powód do radości i chwały: znakomitą wiktorię wiedeńską Jana III Sobieskiego.
Wesprzyj nas już teraz!
12 września 1683 władca Rzeczypospolitej wezwany na odsiecz zagrożonego Cesarstwa spojrzał z górującego nad Wiedniem Kahlenbergu, wydał kilka rozkazów i wkrótce mógł ze spokojem napisać do Marysieńki: Przybyliśmy, zobaczyliśmy, Bóg zwyciężył.
Świetne zwycięstwo antytureckiej koalicji pod wodzą polskiego monarchy miało przełomowe znaczenie nie tylko dla Rzeczypospolitej Obojga Narodów, ale całej Europy. To przecież dzięki Rzeczypospolitej trzymającej straż na wschodniej rubieży Europy mógł Zachód przez całe stulecia żyć spokojnie z dala od realnych zagrożeń płynących ze Wschodu: najpierw ze strony walczącego islamu, później zaś – zbrodniczego komunizmu. Antemurale christianitatis – takie miejsce przeznaczone było naszej Ojczyźnie. Polska stanowiła przedmurze chrześcijańskiego świata nie szczędząc krwi i kosztów dla powstrzymania azjatyckiego parcia na zachód. A trzeba pamiętać, że z nie byle jakim przeciwnikiem mieliśmy do czynienia. W XIII wieku był nim Batu Chan, później (w latach 1499-1686) tureccy sułtani, w dwudziestym stuleciu – Lenin.
Szaniec Europy
Dawna Europa zdawała sobie sprawę ze śmiertelnie niebezpiecznego sąsiedztwa Imperium Osmańskiego, które krok po kroku, na kształt piekielnego smoka pożerało chrześcijańskie kraje: Grecję, Bułgarię, Serbię, Bośnię, Albanię, Mołdawię, Wołoszczyznę, Węgry…
W źródłach zachodnich znajdziemy mnóstwo dowodów na istnienie tej świadomości – przytoczmy chociażby inskrypcję wyrytą na łuku triumfalnym wzniesionym w Paryżu w roku 1573 dla upamiętnienia elekcji Henryka Walezego na tron polski. Głosi ona: Poloniae, totius Europae adversus barbarorum nationum firmissimo propugnaculo (Polsce, najsilniejszej fortecy całej Europy przeciwko ludom barbarzyńskim). Warto też wspomnieć, iż żyjący na przełomie XVI i XVII stulecia marszałek Francji, bliski doradca Henryka IV i Ludwika XIII, książę Maximilien de Béthune de Sully zwykł był określać Polskę mianem boulevart et rempart czyli wału obronnego i szańca Europy. W podobnym duchu wyraził się w roku 1678 papież Innocenty XI pisząc: Polonia praevalidum ac illustre Christianae Republicae propugnaculum (Polska potężną i znamienitą obroną świata chrześcijańskiego).
Najdobitniej zaś w tym kontekście brzmią słowa współczesnej Sobieskiemu królowej szwedzkiej Krystyny, która tak doń pisała zaraz po wiedeńskim zwycięstwie: Ocaliłeś wszystkie państwa i narody! Tobie należy się panowanie nad światem! Tyś pierwszy, któryś we mnie zazdrość obudził! Zazdroszczę ci, że jesteś oswobodzicielem chrześcijaństwa. Entuzjazm Szwedki jest jednak niczym w porównaniu z reakcją ocalonych wiedeńczyków, euforycznie witających SWEGO dzielnego króla.
Gdyby nie Polacy…
Wiek później angielski historyk, Edward Gibbon zanotował: Gdyby Karol Młot nie zahamował podbojów saraceńskich w bitwie pod Tours, to niewątpliwie w uczelniach Oxfordu wykładano by dziś Koran, a studenci staraliby się udowadniać świętość i prawdę objawień Mahometa…
Gdyby Polacy własnymi piersiami nie powstrzymywali naporu ze Wschodu (a pamiętajmy, że w ciągu tysiąca lat swego istnienia Polska odparła ponad dziewięćdziesiąt mniejszych lub większych inwazji azjatyckich na Zachód) i w końcu pod Wiedniem nie zadali Imperium Osmańskiemu decydującego ciosu, profil nauczania zachodnioeuropejskich uniwersytetów kształtowałby się w sposób opisany przez Gibbona, z wież dawnych kościołów głos muezzina stojącego w cieniu półksiężyca zwoływałby wszystkich na modlitwę, a bazylika Świętego Piotra stałaby się – zgodnie z zapowiedzią wezyra Kara Mustafy – stajnią dla jego koni. Nie były to bynajmniej czcze przechwałki – wygrana bitwa wiedeńska otworzyłaby Turkom drogę w głąb Europy: zarówno do Włoch jak i Niemiec oraz Polski, ku Morzu Północnemu i Bałtykowi. Ekspansja islamu, której nikt już nie byłby w stanie powstrzymać, uczyniłaby olbrzymi krok naprzód, zupełnie zmieniając bieg dziejów – można wręcz zaryzykować twierdzenie, że islamizacja Północnej Ameryki, pozbawionej oparcia w Starym Świecie, stałaby się tylko kwestią czasu. Zwycięstwo Sobieskiego przetrąciło tej ekspansji kręgosłup.
Nie przesadził zatem Edgar Vincent lord D’Abernon notując, iż bitwa pod Wiedniem była jednym z tych wydarzeń, w których Polska wywalczyła bezpieczeństwo całej Europie. Już pod Chocimiem w 1672 roku, wojska polskie odniosły wielkie zwycięstwo nad azjatyckimi napastnikami, lecz pod murami Wiednia niebezpieczeństwo było stokroć groźniejsze, a Jan Sobieski w pełni zasłużył sobie na wdzięczność tych wszystkich, którzy pragną utrzymania cywilizacji europejskiej.
Obudzić narodową dumę
Dlatego właśnie wspominamy rok 1683 i postać Jana III Sobieskiego – aby uświadomić sobie, że nasze narodowe dzieje obejmują tysiąc lat, z czego co najmniej sześć wieków blasku potęgi i chwały, kiedy to Rzeczpospolita zajmowała pozycję niekwestionowanego mocarstwa, roztaczającego protektorat nad sąsiadami. O polskie względy walczyły bałkańskie państewka, elektor pruski na klęczkach składał hołd lenny polskiemu królowi, elity moskiewskie mówiły po polsku, a na Kremlu stacjonował polski garnizon. A na wyciągające się po nasze ziemie drapieżne łapska Stambułu raz po raz spadała ostra szabla.
Tego wszystkiego nie wolno beztrosko między bajki wkładać. Nie wolno odcinać własnych korzeni tylko dlatego, że nie pasują do koncepcji architektów „Nowego Wspaniałego Świata”. W ich Europie nie ma miejsca dla Polski takiej, jakiej ostatni przebłysk ujrzał świat właśnie pod Wiedniem: silnej, bogatej, realizującej polską rację stanu i polski interes narodowy – katolickiej – i z tejże perspektywy stanowiącej o samej sobie i aktywnie współdecydującej o losach świata. Bo taki świat z definicji byłby diametralnym zaprzeczeniem funkcjonującego dziś eurokołchozu.
Demiurgowie nowoczesności w najmniejszym stopniu nie życzą sobie, by w polskich umysłach zrodziły się choćby zalążki podobnej refleksji. Dlatego robią wszystko, by z głów polskiej młodzieży wytrzebić pamięć o naszej mocarstwowej przeszłości, bo a nuż odezwie się w niej tęsknota za wielkością.
Dlatego właśnie we wrześniu przypominamy Sobieskiego i Wiedeń – nie ku pokrzepieniu serc, ale ku obudzeniu umysłów do szukania w ojczystych dziejach oczywistych odpowiedzi na wiele nurtujących nas dziś pytań. I ku przebudzeniu słusznej narodowej dumy, która prostuje kark i otwiera oczy, a dłonie zaciska w pięści. Bo duma nie znosi dziadostwa, bylejakości, plugastwa…
Jerzy Wolak