Radość z cudzej radości jest przejawem samej istoty miłości. Bo istotę miłości stanowi bezinteresowność, tak jak za brakiem miłości kryje się zawsze samolubstwo.
„Miłość nie szuka swego” – pisze Apostoł (1 Kor 13, 5). Kochający jak gdyby ustępuje istocie kochanej swego miejsca i swoich praw. We współczuciu może się ukrywać samolubstwo. Człowiek lubi rolę „łaskawego pana”, podoba mu się łaskawe dawanie. Kiedy zaś człowiek cieszy się z cudzych osiągnięć, miłość własna nie zyskuje na tym nic, w cień się usuwa. Radość taka jest czystą życzliwością wobec drugiego. Patrzy się na przymioty i osiągnięcia drugiego, jak na swoje własne; uznanie, jakiego ktoś doznaje, sprawia mu taką przyjemność, jakby spotkało nas samych. Taka radość domaga się wielkości duszy, na którą nie każdego stać.
Jest to najwierniejsze odbicie miłości Bożej, w której nie ma cienia samolubstwa. Bóg nie oczekuje od nas niczego, bo wszystko, co mamy, otrzymaliśmy z Jego nieskończonej pełni. Miłość Boża ku nam jest czystą życzliwością i dobrodziejstwem. Dlatego Bóg szczerze cieszy się tym wszystkim, co w nas dobrego, każdy zaś brak w nas, każda nasza potrzeba budzi Jego współczucie. Ta Boża miłość odbija się w nas, kiedy cieszymy się dobrem bliźniego. W tej radości wyraża się nasze dziecięctwo Boże, nasze pokrewieństwo z Ojcem w niebie. Dlatego daje ona szczególne szczęście, jakby cząstkę nieba, gdzie radość z radości innych jest czysta i szczera.
Wesprzyj nas już teraz!
Zazdrość jest nieszczęsnym spadkiem po posępnym i nienawistnym duchu, który cierpi na widok dobra w drugim i którego boli cudze szczęście. Jego to zazdrość sprowadziła śmierć na ziemię (Mądr 2, 24). Zazdrość jest przeciwieństwem Boga i Jego miłości, dlatego jest taka ohydna, że musi się ukrywać.
Pewien wytrawny psycholog pisze: „Ludzie lubią się przechwalać złymi, nawet bardzo karygodnymi sprawkami. Zazdrość jednak jest tak płochliwym występkiem, że nikt nie śmie nią się popisywać”. Dla człowieka szlachetnego jest to jedno z największych upokorzeń, kiedy budzi się w nim zazdrość, chcąc zmącić jego oko i zatruć mu serce. Ponieważ pochodzi z piekła, nie przynosi nawet chwilowej przyjemności, lecz samą udrękę. „Próchnieniem kości – zazdrość” – mówi Pismo święte (Przyp 14, 30). Zazdrość zżera tego, kto jej ulega. Mówimy o zazdrości „bladej”, zazdrości „żółtej”. Nawet siostrzyca zazdrości, radość zawistna, nie jest w gruncie wesoła i nie raduje człowieka. Jest jak fałszywy dźwięk pękniętego dzwonu.
Brońmy zazdrości dostępu do duszy. Gdy św. Franciszek spostrzegł, jak mu wchodzi do duszy zazdrość wobec brata na urzędzie biskupim, złożył ręce i modlił się: „Dziękuję Ci, Panie, za wszystko, co dobrego przez niego i w nim działasz. Błogosław go tysiąckrotnie i spraw, by coraz bardziej był otwarty na Twe dary!” Modlitwa, przynajmniej sercem mówiona, łamie najskuteczniej siłę zawiści i zazdrości, a nam otwiera oczy, byśmy mogli to, co w bliźnim jest dobrego i wielkiego, odpowiednio widzieć i uznać. Rozszerza też serce nasze, że możemy cieszyć się szczerze i wedle możności pomagać. Służymy przecież jednej Sprawie.
o. Bernardyn Goebel OFM Cap., Przed Bogiem. Rozmyślania na wszystkie dni w roku, T. II, Kraków 1965, s.288-289.