8 lipca 2016

Fałszywa narracja „bratobójstwa” i handel pamięcią o pomordowanych

(Lwów, graffiti z żołnierzem ukraińskim na tle flagi ukraińskiej oraz z żołnierzem UPA na tle flagi UPA oraz napis: „Ku chwale pamięci bohaterów UPA”. FOT.Dymitr Kutz/FORUM)

Na Ukrainie pamięć o Polakach pomordowanych przez banderowców kultywuje rzymsko-katolicka diecezja w Łucku odprawiając co roku Mszę żałobną za ofiary UPA. Natomiast żyjący na Kresach Polacy mogą upamiętniać tamte wydarzenia wyłącznie indywidualnie, gdyż obawiają się szykan ze strony władz i ukraińskich nacjonalistów – mówi w rozmowie z PCh24.pl ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski.

 

Mija kolejna rocznica tzw. krwawej niedzieli na Wołyniu. Czy żyjący na Ukrainie Polacy upamiętniają ofiary ludobójstwa UPA?

Wesprzyj nas już teraz!

 

Przede wszystkim pamięć kontynuuje diecezja rzymsko-katolicka w Łucku na Wołyniu. Od wielu już lat druga niedziela lipca jest obchodzona jako dzień modlitwy za Polaków pomordowanych przez UPA nie tylko na Wołyniu, ale również w Małopolsce wschodniej. W katedrze w Łucku odprawiana jest uroczysta Msza Święta pod przewodnictwem miejscowego biskupa, a księża, którzy koncelebrują, są ubrani w ornaty koloru czarnego, tak jak to się odprawia na przykład 2 listopada w Dzień Zaduszny. W ten szczególny sposób podkreśla się, że jest to Msza żałobna.

 

Czyni się tak dlatego, że 11 lipca roku 1943, w krwawą niedzielę, sotnie UPA wspierane przez siekierników – czyli chłopów ukraińskich uzbrojonych w siekiery i widły – zaatakowały sto polskich miejscowości. A świadomie wybrano niedzielę, żeby wymordować ludzi, którzy są w kościołach. Był to atak na kościoły i kaplice, na ludzi modlących się. Wielu księży zostało wtedy zamordowanych w czasie odprawiania Mszy Świętych. I dlatego ta Msza w Łucku ma szczególny charakter, niespotykany w innych liturgiach.

 

Natomiast Polacy, których jest bardzo niewielu na Wołyniu, jak i Polacy, którzy mieszkają w województwie tarnopolskim, stanisławowskim i lwowskim, składają wieńce i kwiaty na grobach pomordowanych oraz zapalają znicze. Ale to są uroczystości nieoficjalne, jako indywidualne wyjazdy na groby, dlatego, że na Ukrainie zachodniej panuje ogromny kult UPA. Panuje gloryfikacja bandytów. Po prostu ludność polska jest zastraszona.

 

Pojawiają się również grupy, które specjalnie przyjeżdżają z Polski na ten czas, ale w tym roku ich liczba jest bardzo niewielka, bo sytuacja jest wyjątkowo nieprzychylna.

 

Inną formą pamięci Polaków tam mieszkających o ludobójstwie jest zamawianie Mszy Świętych. Ale często księża nie mówią wprost, za kogo jest ta Msza Święta odprawiana. Nie mówią, że za ofiary ludobójstwa, tylko „za tych, co zginęli w czasie II Wojny Światowej”. Również księża są bowiem poddani ogromnej presji.

 

Natomiast Cerkiew greckokatolicka w ogóle bagatelizuje sprawę. Nie podejmuje działań, chociaż w tym roku po raz pierwszy odczytuje się list biskupów grecko-katolickich z prośbą o modlitwę w II niedzielę lipca. Ale niestety w tym liście nie ma prawdy. Nie ma mowy o ludobójstwie. Używa się fałszywego słowa „bratobójstwo” bądź konflikt polsko-ukraiński. Cerkiew niby robi krok do przodu, ale z drugiej strony jest tak uzależniona od nacjonalistów ukraińskich, że boi się jasno powiedzieć o co w ogóle chodzi, ale także próbuje postawić znak równości między ofiarami, a katami. To dla rodzin pomordowanych jest rzeczą niedopuszczalną.

 

Przyjmuje się więc wersję wydarzeń historyków pokroju szefa ukraińskiego IPN Wołodymyra Wjatrowycza, który twierdzi, że ludobójstwo było wojną polsko-ukraińską?

 

Tak. Już w listach zwierzchnika Cerkwi greckokatolickiej, arcybiskupa Swiatosława Szewczuka, jest wyraźnie zaznaczone, że to był konflikt polsko-ukraiński i należy wspólnie czcić ofiary z jednej i z drugiej strony, że to było nie ludobójstwo, a „bratobójstwo”. To jest bardzo niebezpieczna narracja. Oczywiście ona jest bardzo wygodna dla obecnych władz, prezydenta Petro Poroszenki i batalionów banderowskich, które walczą w Donbasie, bo w ten sposób zaciera się różnicę między katem, a ofiarą.

 

To jest tak, jakby likwidację getta warszawskiego, gdzie Niemcy świadomie mordowali ludność żydowską, nazwać wojną niemiecko-żydowską bądź „bratobójstwem” między Żydami a Niemcami. Żydzi w getcie warszawskim, broniąc się w rozpaczliwy sposób, zabili kilkunastu SS-manów, ale zginęło w samej Warszawie około pół miliona Żydów. Na stawianie znaku równości, mówienie, że jedni i drudzy powinni być upamiętnieni, nigdy chyba wspólnota żydowska by się nie zgodziła.

 

Przypuszczam, że Cerkiew greckokatolicka, naciskana przez Watykan żeby wreszcie coś zrobić, próbuje robić krok do przodu, ale niestety, w jej działaniach brakuje prawdy. To są kroki pozorne.

 

A czy Polacy, którzy w tych dniach zamawiają Msze Święte lub składają znicze na grobach mają się czego obawiać? Czy istnieje realna groźba ataków ze strony ukraińskich nacjonalistów?

 

Tak. W tej chwili szczególnie, bo każda próba przypomnienia ofiar Ukraińskiej Powstańczej Armii jest sprzeczna z kultem UPA. Trzeba pamiętać, że 9 kwietnia 2015 roku, w dniu wizyty prezydenta Bronisława Komorowskiego w Kijowie, parlament ukraiński przyjął uchwałę, która ustanawia członków UPA bohaterami narodowymi. Ta ustawa zaznacza wyraźnie, że kto by się sprzeciwiał temu kultowi, może być pociągnięty do odpowiedzialności karnej. To jest argument prawny umożliwiający skazanie kogoś za stwierdzenie, że to było ludobójstwo.

 

Uchwała ta została podpisana przez prezydenta Petro Poroszenkę, a poprzednie władze, czyli PO-PSL, w ogóle się temu nie sprzeciwiały, udając że w ogóle nie ma sprawy. Niestety, obecna władza PiS, która jest bardzo proukraińska, również nie broni Polaków. Wręcz odwrotnie: oni po prostu zostawili tę sprawę, bo uważają, że sojusz wojskowy z Ukrainą jest ważniejszy niż pamięć o Wołyniu. To wyraźnie powiedział wiceminister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Jarosław Sellin. On to właśnie tak sformułował: wspieranie Ukrainy jest ważniejsze od pamięci o ludobójstwie. Co więcej, marszałek Sejmu Marek Kuchciński w ubiegły czwartek zablokował możliwość przyjęcia uchwały potępiającej ludobójstwo. Są to rzeczy karygodne, więc nie ma się co dziwić Polakom na Wołyniu i dawnej Małopolsce wschodniej, że oni się po prostu boją. Jeżeli polscy politycy się boją i dokonują takich geszeftów politycznych z banderowcami, to sytuacja jest naprawdę bardzo zła. 

 

Ja tylko dodam, że w czwartek polski Senat przyjął stosowną uchwałę w sprawie Wołynia. Doszło więc do nieprawdopodobnego paradoksu w polskiej polityce. Senat zdominowany przez PiS przyjmuje uchwałę, a Sejm zdominowany przez PiS tej uchwały nie przyjmuje. Ktokolwiek obserwuje te wydarzenia widzi, że tutaj odbywa się jakiś niesamowity handel pamięcią o pomordowanych Kresowianach.

 

Tymczasem na miejscach zbrodni nie upamiętniono do dziś większości ofiar. Są zbiorowe mogiły, na których nie ma ani pomnika, ani krzyża. Właściwie tylko dzięki temu, że są tam jeszcze Polacy i oni o tym pamiętają, istnieją pewne formy upamiętnienia. Sam widziałem na własne oczy kurhan, taką mogiłę, na której nie ma ani jednego napisu mówiącego co to w ogóle jest. Tylko 11 lipca czy w dzień Wszystkich Świętych są tam składane biało-czerwone kwiaty. To jest jedyny symbol, że to w ogóle jest mogiła Polaków.

 

Dlatego mam wielki szacunek do tych Polaków tam mieszkających, którzy pomimo wszystko, próbują choćby w symboliczny sposób upamiętnić mogiły pomordowanych.

 

Dziękuję za rozmowę.


Rozmawiał Michał Wałach.




  

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij