Jeśli ktoś miał nadzieję, że Polska pod rządami PiS może stać się światowym liderem w dziedzinie ochrony rodziny, to czwartkowa decyzja Ministerstwa Spraw Zagranicznych rozwiała wszelkie wątpliwości. Resort kierowany przez Jacka Czaputowicza ma inne priorytety niż ochrona matki z dzieckiem przed wszechwładnym państwem opiekuńczym.
Chociaż jeszcze kilka miesięcy temu polski Urząd ds. Cudzoziemców przyznawał, że chronione prawem międzynarodowym życie rodzinne jest w sprawie Norweżki Silje Garmo zagrożone, to w czwartek MSZ stwierdził, że ochrona matki i jej dziecka… nie leży w interesie Rzeczypospolitej.
Wesprzyj nas już teraz!
I to pomimo faktu, że skandaliczne praktyki norweskiego Urzędu ds. Dzieci są powszechnie znane. Świadome działań Barnevernetu są nie tylko uczulone na te kwestie prawicowe media, ale i polskie instytucje, część społeczeństwa w skandynawskim kraju, a nawet Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy. W rezolucji wskazało ono na skalę naruszeń praw dzieci i rodzin przez norweski system pieczy zastępczej.
Mimo tego Silje Garmo, której w wyniku pomówienia grozi w ojczyźnie odebranie córeczki, nie otrzyma w Polsce azylu – postanowił resort Jacka Czaputowicza. Zdecydowały najpewniej racje ekonomiczne i polityczne relacje Polski z Norwegią, która zalicza nasz kraj do grona „najważniejszych partnerów”. W skandynawskim kraju działają nasze firmy energetyczne, zaś Warszawa liczy nie tylko na „fundusze norweskie”, ale i dywersyfikację dostaw surowców, w czym Norwegia jest partnerem kluczowym.
Czy PiSowskie ministerstwo wybrało więc pieniądze zamiast walki o prawa rodzin?
I to nie tylko licznych rodzin norweskich, szukających w Polsce schronienia i widzących w naszym kraju ostatnią deskę ratunku, ostoję normalności. Przecież w Norwegii żyją tysiące naszych rodaków! Również oni są zagrożeni ze strony wszechwładnego aparatu Barnevernetu. Czy po czwartkowej decyzji ludzi Czaputowicza Polacy na emigracji mogą czuć się bezpiecznie? Czy mogą spodziewać się, że w razie trudności Rzeczypospolita przyjdzie im z pomocą? A może i wtedy „dobra zmiana” wybierze dobra płynące z eksploracji norweskiego szelfu kontynentalnego, zaś ochrona rodziny okaże się sprzeczna z politycznie rozumianym interesem państwa?
A jaką my, Polacy w Polsce, mamy teraz pewność, że w imię interesu którejś ze spółek energetycznych nasi, rzekomo prawicowi, rządzący nie ulegną międzynarodowym naciskom i nie zalegalizują homoseksualnych układów czy dzieciobójczej aborcji? Od czwartkowej decyzji Ministerstwa Spraw Zagranicznych już nic nie jest takie samo. Widzimy bowiem potężny rozbrat „interesu” rządzonej przez PiS Rzeczypospolitej oraz moralności, etyki i katolickich zasad cywilizacji łacińskiej.
Resort Czaputowicza nie stanął na wysokości zadania. Wybrał łatwą drogę głównego nurtu, finanse zamiast idei. Zabrakło poważnej refleksji, dalekosiężnego spojrzenia i ambicji. Tak – właśnie ambicji, by Polska stała się w końcu światowym liderem!
Jeśli bowiem chcemy, by nasz kraj odgrywał w świecie rolę zgodną z narodowymi aspiracjami, to musimy stać się ostoją tradycji, normalności, państwem chroniącym życie i rodzinę, opierającym swoje działania na zasadach katolickich. Tylko wtedy możemy być prawdziwym liderem, wyspą na morzu absurdu, do której dążą kraje poszukujące własnej drogi oraz żądni zdrowego rozsądku obywatele zlewaczałych państw Zachodu.
W innych dziedzinach nie odniesiemy sukcesu, nie narzucimy swojej narracji. W ekonomii grozi nam bowiem „pułapka średniego dochodu”, a nawet jeśli się z niej wydostaniemy, to jeszcze przez długi czas pozostaniemy globalnym średniakiem w dziedzinie czy to zamożności, czy handlu. Z kolei nikt poważny nie chciałby, aby Polska stała się prymusem obyczajowej rewolucji. Jednak nawet propagatorzy moralnego wykolejenia wiedzą, że w tej dziedzinie dominowały i dominują państwa, które tę drogę wybrały już dekady temu. Idąc więc tą drogą Polska może co najwyżej powielać obce wzorce.
Patrząc natomiast nie tylko z perspektywy moralnej, ale i najzwyklejszego pragmatyzmu, globalnym liderem możemy stać się tylko w dziedzinie ochrony życia, rodziny oraz prześladowanych chrześcijan. Powód? Ta „działka” wciąż pozostaje wolna, a i jest zgodna z naszą narodową tradycją oraz – co najważniejsze – prawem Bożym.
Niestety, czwartkowa decyzja polskiego MSZ oddala nas od wyboru tej drogi. Straciliśmy w oczach ludzi, którzy dotąd to w nas widzieli obrońcę normalności. Postawiliśmy na racje ekonomiczne, chociaż nie mamy większych szans, by w tej dziedzinie wspiąć się na globalny szczyt. Pozostanie więc nam co najwyżej zaszczytne miano światowego potentata w produkcji czarnej porzeczki.
Michał Wałach