31 marca 2020

Francuski Kościół w czasach zarazy

(Miluza 30 marca 2020. Fot. DENIS BALIBOUSE / Reuters / Forum)

W czasach zarazy ludzie zwykli poszukiwać odpowiedzi na ważne pytania egzystencjalne, starali się odczytywać „znaki czasów”, szukać sensu, transcendencji. W XXI wieku zapanowała wiara w antropocentryzm i przyzwyczajenie do panowania nad sytuacją. Zamiast metafizycznych pytań, mamy w zlaicyzowanych społeczeństwach informacyjny chaos, zamiast Boga, rozpychanie się w społecznej przestrzeni szatana, zamiast modlitwy i pokuty, puste gesty i happeningi. Dobrym przykładem jest tu Francja.

 

Ludzie zamknięci w domach na kwarantannie potrzebują nadal pewnej wspólnotowości, namiastki działania i poczucia wpływu na sytuację. Taką „magiczną porcję” potomkowie Gallów otrzymują. Na wieży Eiffela wyświetlono wielki napis: „Merci”. To podziękowanie dla personelu medycznego i innych służb państwowych. W mediach chwali się pewne gesty i działania. Oto francuskie zakłady produkujące perfumy i kosmetyki Christiana Diora, Guerlaina, czy Givenchy pracują na pełnych obrotach, aby wyprodukować żel sanitarny. Zachęca się do wolontariatu w „sieciach wzajemnej pomocy”, jak AlloVoisins, #lebongeste du Bon Coin, itp. Zrobią zakupy, zaopiekują się dziećmi pielęgniarek, wyjdą na spacer z psem starszej osoby, pomogą wydrukować zaświadczenie o potrzebie wyjścia z domu… Potrzeby wspólnotowości i namiastki działania są spełniane. Do tego happeningi z oklaskiwaniem na balkonach pielęgniarek…

Wesprzyj nas już teraz!

 

Potrzeby duchowe też uwzględniono. Znany psychiatra Boris Cyrulnik wyjaśni w mediach, że wirus Covid-19 po prostu wywołuje u ludzi „archaiczne lęki” oraz trudności z mechanizmami adaptacyjnymi w obliczu niewidzialnego zagrożenia. Neuropsychiatra analizuje działania strachu przed koronawirusem, lęku przed utratą najbliższych, czy własną śmiercią. Wszystko naukowo i racjonalnie.

 

Kościół wyłączony z przewodnictwa duchowego

Człowiek jednak potrzeby duchowe posiada dalej, ale i na to znajduje się republikańskie quasi religijne „lekarstwo”. W czasach swoistej dezercji Kościoła, pustkę stara się wypełnić państwo. Mamy zamknięte kościoły, odwołanych od swoich czynności kapelanów w szpitalach i więzieniach, „zastępcze” msze telewizyjne w niszowej stacji katolickiej kTO, ewentualnie raz w tygodniu, w niedzielę Mszę św. w telewizji publicznej. Mamy zamknięte sanktuaria, jak w Lourdes, skąd można obejrzeć smutną liturgię samotnego kapłana w grocie. W Bazylice na Montmartre trwa wieczysta adoracja prowadzona aktualnie na zamianę przez 13 sióstr zakonnych. Adoracja trwa tu nieprzerwanie od 1885 roku. Bazylika jest jednak zamknięta, a dla dobra wiekowych benedyktynek, nie odprawia się tu dla nich Mszy św.

 

Świecka duchowość

Zewnętrzne działania Kościoła zostały ograniczone do pełnienia misji charytatywnych, tak jak w przypadku zwykłych organizacji pozarządowych. Troskę o „duchowość” bierze na siebie Republika. Oto Rada Naukowa ds. Covid-19 poparła we wtorek 24 marca projekt uruchomienia „zielonej linii duchowej” dla potrzebujących wsparcia w takim wymiarze. Prezydent Emmanuel Macron otrzymał taką propozycję na spotkaniu z przedstawicielami religii, lóż masońskich i stowarzyszeń świeckich. Nie ma spowiedzi, a taki telefon zaufania spełniałby ludzkie potrzeby bycia wysłuchanym i otrzymania porady – reklamował pomysł Olivier Wang-Genh, wiceprzewodniczący Związku Francuskich Buddystów (UBF).

 

„Ta możliwość duchowego wsparcia za pośrednictwem jednego numeru telefonu wydaje się nam niezbędna, zwłaszcza, że wielu praktykujących nie ma kontaktu z instytucjami religijnymi lub ośrodkami kultu w swoim sąsiedztwie” – dodał Mohammed Moussaoui, przewodniczący Francuskiej Rady ds. Kultu Luzułmańskiego (CFCM). Głos zabrał też Wielki Mistrz Wielkiego Wschodu Francji (GODF) Jean-Philippe Hubsch, który uznał taką inicjatywę nawet „za niezbędną”. Przedstawiciel katolików lekko się od pomysłu separował.

 

Wskazywano na pewne trudności. Pytano jak taka „zielona linia” ma wyglądać. Czy po wybraniu numeru, trzeba będzie np. wybierać opcje w rodzaju – porada księdza, imama, pastora, rabina, czy masona? Jak podaje pismo lewicowych katolików „La Croix”, „projekt świadczy o świadomości władz publicznych dotyczących duchowych zagrożeń związanych z epidemią”. Spotkanie prezydenta z przedstawicielami religii i masonerii uznano za dobry znak postrzegania roli religii w czasie zarazy…

 

Przypomina się Sołowjow

Ten republikański „ekumenizm” i jego „troska” o duchowe potrzeby ludzi jako żywo przypomina wizjonerską książkę rosyjskiego filozofa Władimira Sołowjowa z XIX wieku. Mamy w niej portret Antychrysta, jako łagodnego, dobrego, miłującego ludzkość i przyrodę filantropa. Doprowadza on do pokoju na świecie i do wielkiego zjazdu ekumenicznego religii. Maska Antychrysta opada, kiedy po kolei rzymskokatolicki papież, patriarcha prawosławny i przełożony protestantów odmawiają złożenia mu osobistego hołdu. Ciekawe, czy dzisiaj znaleźliby się tak odważni przywódcy religijni, którzy takim wspaniałym filantropom powiedzieliby – „nie”? Wizja Sołowjowa niepokojąco przypomina ideały współczesności. Oporni hierarchowie odpowiedzieli Antychrystowi wprost – „Dajesz nam wszystko, z wyjątkiem tego, co nas interesuje, z wyjątkiem Jezusa Chrystusa”.

 

Pogrzeby bez rodzin i przyjaciół

Życie duchowe w czasach zarazy niesie różne problemy, dlatego też prezydent Macron spotykał się z „przywódcami religijnymi”, świeckimi organizacjami i filozofami. Omawiano także temat „żalu i bólu z powodu utraty bliskich w czasach epidemii”. Sprawa jest poważna. Wprowadzone w niektórych krajach ograniczenia dotyczą organizacji ślubów, ale i pogrzebów. Te pierwsze można ewentualnie przełożyć, zwłaszcza w Wielkim Poście, te drugie raczej nie… We Francji ceremonie ślubne zostały czasowo odwołane przez merów do 15 kwietnia. Zarządzenie krajowe zezwala tylko na śluby „nadzwyczajne”, ale nikt za bardzo nie wie, o co chodzi. Pogrzeby muszą się jednak odbywać, choć bez udziału żałobników. W czasie wywiadu z premierem Francji Édouardem Philippem na antenie France 2 padło pytanie: „Czy mogę iść na pogrzeb przyjaciela?”. Premier odpowiedział: „To, co powiem, jest okropne do usłyszenia, ale muszę sprostać wymogom mojej pracy i dlatego odpowiem. Nie!”.

 

Oburzenie wywołało także pewne wydarzenie z Normandii. Żandarmeria zatrzymała tam 4-osobową rodzinę, która 19 marca, wzięła udział w pogrzebie babci na cmentarzu w Guibray w Falaise (departament Calvados). Dwie osoby ukarano mandatem za „nieprzestrzeganie ograniczeń” i nieuzasadnione wyjście z domu. Właśnie takie przypadki spowodowały, że Emmanuel Marcon zwołał inter-religijną naradę.

 

Zwołanie tego swoistego zlotu ekumenicznego religii i przedstawicieli masonerii („filozofowie” i „świeckie organizacje”) zalatuje mocno siarką. Tymczasem pandemia odarła pochówki z rytuałów, upadły wypracowane przez wieki sposoby przeżywania cierpienia i utraty bliskich. Traumę zakazu żegnania bliskich wypełnią teraz… porady psychologów. Masońsko-religijna „nasiadówka” zwołana przez prezydenta ma wydobyć „sens”, który pozwoli lepiej „stawić czoła śmierci”. W takim spotkaniu nie byłoby może nic złego, gdy nie to, że ten fałszywy ekumenizm to jednak krok w kierunku synkretyzmu i tworzenia jakiejś religii światowej, być może nawet w przyszłości uniformizacji pogrzebów. Do czego to prowadzi i „kto za tym stoi” łatwo sobie odpowiedzieć.

 

Komu biją francuskie dzwony?

Wróćmy jednak do tematu życia religijnego w czasach zarazy we Francji. 25 marca w święto Zwiastowania, wszystkie dzwony kościołów Francji biły o 19:30 przez dziesięć minut. Tak postanowiła Konferencja Biskupów Francji (CEF). W jej oświadczeniu czytamy: „Nasz kraj, podobnie jak wiele innych, przechodzi ciężką próbę. Głowa państwa wzywa nas do odłożenia na bok naszych podziałów i do przeżywania tego czasu w braterstwie. Dlatego chcieliśmy, aby przesłanie skierowane przede wszystkim do katolików było skierowane również do wszystkich naszych współobywateli bez różnicy. Robimy to w duchu pokory, ale ze świadomością, że wiara chrześcijańska ma specyficzną misję na tym świecie i nie należy jej unikać. Myślimy również o wszystkich, którzy dzielą z nami wiarę w Boga i przekonanie, że On towarzyszy nam w życiu. W końcu myślimy o wszystkich, którzy nie wierzą, ale chcą solidarności i ducha służby, aby wzrastać między ludźmi”.

 

Jednocześnie biskupi zaprosili „wszystkich Francuzów, wierzących lub nie, do postawienia świecy na parapetach swoich okien”. Miał to być „znak komunii myśli i modlitwy ze zmarłymi, chorymi i ich bliskimi”, a także z tymi, którzy pozostają na służbie. CEF przypomniał także, że bicie w dzwony ma nie tylko znaczenie religijne, ale dotyczy zawsze ważnych wydarzeń w historii Francji. Rzeczywiście dzwony kościołów Francji brzmiały w historii na cześć zwycięskich bitew napoleońskich, po śmierci Victora Hugo, na zakończenie I wojny światowej w 1918 r., a później wyzwolenia Francji po II wojnie. Współczesne „okazje” bywały czasami dość wątpliwe. Dzwony zabiły np. w styczniu 2015 r. po ataku na antyklerykalny tygodnik „Charlie Hebdo”. Biły też po atakach islamistów z 13 listopada 2015 r. i pożarze Notre-Dame. W 2018 r. ich dźwięk „uczcił” zwycięstwo reprezentacji „trójkolorowych” w piłkarskich mistrzostwach świata…

 

Idea ładna, choć przypominająca trochę wcześniejsze happeningi z „balkonowym aplauzem” dla służby zdrowia. Trudno skupić mieszkańców zatomizowanej Francji wokół wspólnych wartości, bo po prostu wieloletnie działania władz doprowadziły do tego, że wspólnych korzeni i wartości już nie ma. Niestety, akcja bicia w dzwony i palenia świec miała oddźwięk dość umiarkowany. Dziennik „La Croix” pisał: „dzwony kościoła Saint-Léon w 15. dzielnicy Paryża rozbrzmiewają z pełną mocą. Ale świece na parapetach okien są rzadkie. Na balkonie jakaś para z czwórką dzieci trzyma świece. „To dla Zwiastowania” – wołają z czwartego piętra do starszej pani, która również zapaliła światło. Ta natychmiast zamyka okno”. Idea „braterstwa” katolików już nie dotyczy.

 

Krytyka akomodacji Kościoła

Francuski episkopat wzywając do akcji palenia świec, potępił też „samolubstwo, indywidualizm i pogoń za zyskiem” społeczeństwa. Nie było jednak ani ani słowa o niszczeniu we Francji wartości chrześcijańskich. Bicie w dzwony i przewidywalne gesty CEF nie wszystkim więc wystarczają. Pisałem już na tych łamach o komentarzu tygodnika „Valeur Actuelles”. Jego publicysta ks. Danziec przypomniał postać Alberta Camus, którego „Dżuma” stała się ostatnio znowu we Francji bestselerem. W kontekście komunikatu Konferencji Biskupów Francji, cytuje on Camusa: „Błędne nazywanie rzeczy to udział w nieszczęściu świata”. Jego zdaniem w Kościele nie widać żądnego „odczytywania znaków”. „Jesteśmy dalecy od świętego Bernardyna ze Sieny, „apostoła Włoch” z początku XV wieku, dla którego „klęski żywiołowe zawsze towarzyszyły niewierności i apostazji narodów” – pisze ks. Danziec i dodaje, że tymczasem według biskupów Francji to „samolubstwo, indywidualizm, dążenie do zysku i konsumpcjonizm podważają naszą solidarność”. Biskupi skupiają się też na kryzysie ekologicznym i to on ma „zmienić nasze życie”, ale unikają odczytania pewnych znaków w kontekście religijnym. Tak, jakby następcy apostołów nie widzieli bardziej fundamentalnych kryzysów, które nękają chrześcijański Zachód od ponad 50 lat – gorzko puentuje publicysta „Valeurs”. Jego zdaniem chodzi tu o odrzucenie Boga w społeczeństwie, częściową sekularyzację Kościoła, trywializowanie grzechu, destrukcję rodziny, aborcję i całą cywilizację śmierci, potępianą wielokrotnie przez Jana Pawła II, którą wpuszczono do Europy i pozwolono jej się tu rozgościć.

 

Pére Danziec przypomina, że w minionych stuleciach Kościół organizował nabożeństwa pokutne, Msze, procesje, które w czasach epidemii, zarazy i nieszczęść miały być zadośćuczynieniem. Wszyscy wierzyli i rozumieli, że była to kara boska. Dzisiaj odmawiamy Bogu miejsca w naszym zdechrystianizowanym społeczeństwie, a „nasi biskupi dzwonią dzwonami” – dodaje ks. Danziec i wskazuje, że „modlitwy i pokuta byłyby bardziej przydatne, ale w to trzeba wierzyć”.

 

Pomoc humanitarna wychodzi lepiej

Kryzys koronawirusa potwierdził, że Kościół francuski w dużej części zredukował się do działań pozarządowej organizacji humanitarnej. Wypchnięty z życia publicznego, ma zostawioną furtkę pomagania ubogim, chorym i migrantom. Tutaj przykładów i „świadectw” nie brakuje. Diecezja paryska przyłączyła się np. do operacji dystrybucji żywności organizowanej przez prefekturę i merostwo. Zmobilizowano dwadzieścia parafii, które wydają teraz żywność. Takich akcji są setki, ale aktywność katolików rozpływa się tu w innych inicjatywach ze strony merostw, NGO-sów, kolektywów z Twittera i Facebooka.

 

Przy okazji warto poruszyć jeszcze jedną istotną sprawę. Brak mszy z udziałem wiernych mocno uszczupla finanse Kościoła. Co prawda lewicowy „La Croix” się cieszy z „ubogiego Kościoła”, ale konsekwencja będą daleko idące. Już wcześniej mówiono o ograniczeniu liczby parafii, diecezji i użytkowanych kościołów. Trzeba też dodać, że duża liczba kapłanów francuskiego kościoła to ludzie starsi wiekiem. Już pojawiły się pierwsze informacje o dużej umieralności w tej grupie.

 

Świadectwo historyka

Na koniec trochę optymizmu. Francuskie media publikują refleksje osób z czasu kwarantanny. W „Le Figaro” ukazał się np. tekst znanego historyka i publicysty Jeana Sevilli. Warto może go zacytować, bo to także ciekawe świadectwo wiary w czasach zarazy.

 

„Mieliśmy świętować Wielkanoc z trójką dzieci i osiemnastoma wnukami, a nasz ksiądz syn miał przyjechać na kilka dni urlopu, ale tak się nie stanie” – mówi Sevilia. „Połączenie Wielkiego Postu i tej szczególnej chwili w oczywisty sposób budzi refleksję. To, że nie mogłem pójść na mszę w niedzielę, a liturgie odbywały się bez wiernych, już było niepokojące. Po raz drugi lub trzeci w życiu nie poszedłem na mszę w niedzielę. (…) Wiedząc, że to potrwa i że nie będzie nabożeństw Wielkiego Tygodnia i Mszy Wielkanocnej będzie to moja najdłuższa absencja, której doświadczam. Gromadzimy się w domu, codziennie odmawiamy różaniec za chorych i Anioł Pański.

 

(…) Nie możemy porównać naszej sytuacji z sytuacją społeczeństw z przeszłości, które były społeczeństwami agrarnymi, ale w których i wiedza medyczna była mniejsza. Dlatego nie przeżyjemy ponownie czasów Czarnej Śmierci z lat 1347–1348, które zdziesiątkowały prawie jedną trzecią populacji Europy, ani epidemii cholery, które miały miejsce w XIX wieku (100 000 osób zmarło we Francji w 1833 r., 140 000 w 1854 r. ). Hiszpańska grypa z lat 1918–1919 (być może 30 milionów ofiar na świecie, 240 000 we Francji) ma pewne analogie z koronawirusem. Przynajmniej ze względu na jego zaraźliwość i niestety śmiertelność. Ale porównanie nie jest słuszne: to był czas wojny, z milionami ludzi zgromadzonych na froncie, a reakcja władz publicznych nie była taka sama. Jako historyk mam tylko jedną pewność: kryzys minie, ale będzie miał bardzo głębokie konsekwencje. Jako chrześcijanin zawierzam przyszłość Miłosierdziu Boga”.

 

Krytykując Francję, warto pamiętać, że to także kraj tego typu intelektualistów…

 

 

Bogdan Dobosz

 

 

Polecamy także nasz e-tygodnik.

Aby go pobrać wystarczy kliknąć TUTAJ.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij