23 marca 2016

Gdzie jest twoja Msza?

("Pasja" reż. Mel Gibson/fillmweb.pl)

Wieczernik stawia przed nami pytanie o to, czym jest Msza Święta? Czy godziną, w której dominuje – na wzór Judasza – ludzkie „ja”, czy też czasem oddanym Chrystusowi? Czy podczas Eucharystii lepiej jest nam spoglądać na człowieka czy też kierujemy swój wzrok na ukrytego pod postacią Chleba i Wina Króla Królów?


Czytelnik Ewangelii na pewno odczuje, że podczas ostatniej wieczerzy panował podniosły nastrój. Może dlatego, że wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę, jak niesamowicie ważny dla nas – katolików – sakrament ustanowił tam Chrystus. Jednak wiemy również, że wieczernik stanowił swoiste pożegnanie Pana ze swoimi uczniami. Oznacza to ni mniej ni więcej, że – przynajmniej przez jakiś czas – musiała panować tam również atmosfera kordialna, ale właściwa relacjom uczniowie-Mistrz.

Wesprzyj nas już teraz!

Dlaczego jednak Pan Jezus, świadom, że ustanawia sakrament, który stanowił będzie pamiątkę Jego Męki, a naszą szansę na zbawienie po śmierci, postanowił wyjawić uczniom, kto wkrótce okaże się zdrajcą? Czy naprawdę ów gest był wówczas konieczny? – zapytamy. I dlaczego do ujawnienia zdrajcy musiało dojść akurat w wieczerniku?

Pycha Judasza

Wieczernik jawi się jako wielkie starcie pokory i pychy. Przed wieczerzą Chrystus postanawia umyć uczniom stopy, kierując przy tym poruszające, choć stanowiące napomnienie, słowa do Piotra, by zgodził się na obmycie („Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną” J 13,8) aż po moment kulminacyjny, czyli wspomniane już ustanowienie Sakramentu Eucharystii. Ofiarowanie się przez Boga człowiekowi pod postacią chleba i wina na pamiątkę poniżającej męki, jest przecież niewiarygodnym wręcz przejawem pokory Baranka, który w ten sposób staje się wzorem uniżenia w miłości.

W wieczerniku pojawia się jednak też pycha. To szalona ambicja Judasza, jego poczucie wielkiej misji. Wszak obserwując działalność Chrystusa, nie był on w stanie nawet wykrztusić z siebie znamiennych słów: „Panie do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego” (J6,68), lecz oceniał Go kategoriami czysto przyziemnymi. Mesjanizm Pana był w jego oczach całkowicie pozbawiony transcendencji, wymiaru duchowego. Zamiast tego Judasz przykroił sobie Mistrza do współczesnych mu czasów, dostrzegając przede wszystkim wagę zrzucenia jarzma pogańskiego ciemięzcy nad starotestamentowym narodem wybranym. Pół biedy, gdyby owo uwspółcześnienie Chrystusa stanowiło zaledwie jątrzącą w duszy Judasza wątpliwość. Cała jego bieda wzięła się jednak stąd, że pragnął zmusić Pana Jezusa do konkretnego działania, do ujawnienia mocy i zbawienia ludzkości w wymiarze społeczno-politycznym, bytowym, w określonym „tu i teraz”.

Judasz bowiem nie pojmował, że królestwo Chrystusa „nie jest z tego świata”, a co za tym idzie – choć Jego władanie obejmuje przecież nasze doczesne życie – Boża władza sięga znacznie dalej, niż zapewnienie nam szczęścia na ziemskim padole. Mówiąc inaczej, Judasz patrzył na Chrystusa – a to spojrzenie pokutuje przecież także i u współczesnych tzw. badaczy życia Nazarejczyka – jako na zelotę lub, więcej, przywódcę powstania, które wyprowadzi Żydów z „domu niewoli”.

Pycha Judasza musiała zostać obnażona przez Chrystusa właśnie w wieczerniku, wszak, po pierwsze, był to moment, w którym wykąpany winien był już tylko nogi sobie umyć, ponieważ cały miał być czysty. Judasz zaś czystym nie był przede wszystkim dlatego, że tego nie chciał. Ujawnienie zdrajcy można więc traktować, jako ostatnie napomnienie Mistrza. Warto też zauważyć, że Chrystus słowa o zdradzie Judasza wypowiedział na głos. Oznacza to, iż chciał, aby usłyszeli je wszyscy obecni. Sygnał był więc jasny – to po drugie – że stanowiły one swoiste ostrzeżenie przed zdradą, do której może dojść nie tylko pośród najszerzej rozumianego Bożego Ludu, lecz również w elicie tegoż. W wieczerniku bowiem Chrystus zebrał absolutnie elitarną jednostkę wiernych – ludzi, których wybrał, by towarzyszyli mu przez trzy lata Jego niełatwej posługi.

Człowiek jest najważniejszy?

O ile druga przyczyna faktu ujawnienia zdrajcy w wieczerniku nie musi być powodem głębszych rozważań, choć zachęca nas do wielkiej ostrożności, to już nad pierwszą warto się na chwilę pochylić. Wieczernik bowiem był miejscem, który stał się początkiem bezpośrednich spotkań człowieka z sacrum. Gdyby nie było wieczernika, nie doświadczalibyśmy tej niezwykłej łaski, nakładającej na nas wielką odpowiedzialność, jaką jest namaszczenie naszych ciał, by pełniły rolę świątyni Boga. Duchowe przeżycie, towarzyszące Eucharystii, jak głębokie wzruszenie czy głód Eucharystyczny, byłyby nam całkowicie obce, gdyby Chrystus nie zasiadł z uczniami w wieczerniku.

Ale wieczernik był także miejscem, w którym nie miała prawa pojawić się pycha. Dominować winien za to wzór pokory Chrystusa, który oddał się człowiekowi z pełną miłości nadzieją, że ten odda Mu cześć, koncentrując wszystkie swoje myśli tylko na Nim. Jednak podobnie jak Judasz przed blisko dwoma tysiącami lat dostrzegał w sprawującym Mszę Świętą Mesjaszu szansę na polityczny przełom, na ziemski dobrobyt, tak i współcześnie panuje przekonanie, że Chrystus przychodzi na ołtarz głównie po to, by uszczęśliwić człowieka. Skutki takiego myślenia mogą być – i nierzadko już są – opłakane. Stawianie w centrum Eucharystii ludzkiego szczęścia czy też, nazwijmy to wprost, wygodnictwa prowadzi stopniowo do dewaluacji szacunku dla Chrystusa przychodzącego do nas pod postacią Chleba i Wina.

Ów stopniowy brak szacunku ujawnia się podczas Mszy Świętych w większości już polskich Kościołów, gdzie Ciało Chrystusa przyjmowane jest podczas procesji, na stojąco. Obowiązek pobożnego przyklęknięcia na jedno kolano przed przystąpieniem do Sakramentu staje się już dla wielu niespecjalnie istotny. Wszak skoro „wygodniej” było postawić na procesję, za której sprawą w kościele mamy większy „porządek” to dlaczego „opóźniać” ją klękaniem, które w dodatku zdaje się być czynnością „kłopotliwą”?

Zupełnie już opłakane skutki stopniowego odrzucania czci dla Ciała i Krwi Pana naszego Jezusa Chrystusa dostrzec mogliśmy nie tak dawno na Filipinach, gdy podczas ostatniej pielgrzymki papieskiej jedna osób w sektorze uznała najwyraźniej, że przyjęcie Komunii Świętej można ułatwić, jeśli pierwsze rzędy będą przekazywać Hostie do dalszych rzędów. Niczym przekąski na imprezie z ogromnym, suto zastawionym stołem.

Nieco podobnie rzecz ma się w przypadku osławionej propozycji części duchownych, by dopuszczać do Komunii Świętej rozwodników, żyjących w kolejnych związkach. Pogarda dla słów Chrystusa wypowiadanych w Ewangelii w niezwykle prosty i oczywisty sposób? Owszem. Drwina z zaślubin Zbawiciela z Kościołem, które dokonały się na Krzyżu, a które mają pod dziś dzień stanowić wzór miłości i wierności dla wszystkich małżeństw? Również. Ale czy jedną z głównych przyczyn swobodnego podejścia części hierarchów do nierozerwalności małżeństwa nie jest traktowanie sakramentu Eucharystii niczym usługi, mającej zapewnić człowiekowi szczęście? Czy nie jest tak, że stoi za nią niebezpieczne, może czasem nawet nieuświadomione, przekonanie, że Chrystus przychodzi na Ołtarz nie dlatego, by darować nam szansę na Zbawienie, ale by każdy z nas mógł sobie zapewnić szczęście, jeśli tylko ma na to ochotę i kiedy tylko zapragnie?

Gdzie jest twoja Msza?

Takie podejście nie może dziwić, skoro wielu współczesnych katolików tak definiuje swoje duchowe priorytety: najważniejsze jest to, by Pan Jezus przyszedł właśnie do mnie, bym to ja mógł doznać wewnętrznego pokoju i szczęścia przyjmując Ciało i Krew Chrystusa. Ważny jest mój kontakt z Bogiem i moje doświadczenie. Ważny jestem ja. Stawianie w centrum ludzkiego przeżycia, pewności, że obecność Chrystusa na ziemi ma zapewnić pomyślność tu i teraz, zgubiło właśnie Judasza.

Ta „judaszowa metoda” rozumienia obecności Chrystusa wśród nas podczas Eucharystii, staje się niestety coraz bardziej popularna. W znakomitej książce „Gdzie jest twoja Msza, kapłanie?” kapłani, którzy doświadczyli wstrząsającego przejścia ze „starej” do „nowej” liturgii, opisują swoje zagubienie związane z niemal rewolucyjnym wprowadzenie Novus Ordo. Porządku, który w dodatku był liberalizowany przez wielu na własną rękę, nawet wbrew nowym zaleceniom liturgicznym. We wspomnieniach kapłanów przeżywających tamtą zmianę, mocno zapisały się przypadki absolutnego lekceważenia Najświętszego Sakramentu, związane oczywiście z udogodnieniami dla coraz bardziej czynnie angażujących się w liturgię świeckich.

Warto, by pytanie o to, gdzie jest Msza każdego z nas i jak postrzegamy miejsce Chrystusa podczas Mszy Świętej, towarzyszyło nam nie tylko w dniu pamiątki wieczernika, ale także podczas przeżywania kolejnych dni Paschy. Wybór wydaje się jasny: albo pokora, której wzór dał Jezus albo pycha Judasza. Ta ostatnia zaś jest bodaj ulubionym grzechem diabła.

 

Krzysztof Gędłek








Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie