Czujesz chłód brudnego ostrza na szyi. Już za chwilę Twoi oprawcy dokończą rzeź. Przy życiu zostało jeszcze tylko kilku Twych sąsiadów. Czy oprawcy nabiją ich głowy na ogrodzenie, by zaznaczyć swój teren? Nie ma już żadnej nadziei. Jesteś, a właściwie byłeś tylko chrześcijaninem mieszkającym na obrzeżach świata.
Wyznawanie Chrystusa w krajach zdominowanych przez islam nigdy nie było łatwe. Krew umierających z imieniem Zbawiciela na ustach, tworząca brunatne plamy praktycznie nigdy nie wysychała.
Wesprzyj nas już teraz!
Jednak ta krew, tak droga w oczach Boga, dla współczesnego świata jest praktycznie nic niewarta. Trudno ją bowiem przeliczyć na dolary, nieznany jest jej aktualny kurs w jenach, czy euro. Nie można jej przerachować na wzrastające słupki poparcia. Paradoksalnie, także źle się sprzedaje w mediach – tych samych, które z lubością podążają za każdą sensacją. Im głupszą i krwawą, tym lepiej.
Nie ma wątpliwości, że krew chrześcijan w oczach unijnych urzędników jest mniej warta niż krew zwierząt. Ileż to bowiem różnorakich dyrektyw, okólników, załączników poświecono tzw. prawom zwierząt? Nad losem ubijanej w rytualny sposób krowie wciąż się debatuje, jej cierpienie wciąż spędza sen z powiek europejskim decydentom, gdy odprawiany nad chrześcijańskimi kobietami i dziećmi straszliwy rytuał okrutnego pozbawiania ich życia już tak nie drażni i snu nie burzy.
Lista środowisk mogących liczyć na dobroczyńców spod unijnej flagi jest długa. Różnego autoramentu „tęczowi”, mniejszości etniczne, rzucający wyzwanie chrześcijańsko-patriarchalnej kulturze pseudoartyści, itp. Wykaz ten nie obejmuje jednak chrześcijan. Na nich szkoda unijnego papieru, ich życie, dobro i spokojny sen nie są warte tuszu z drukarek powielających kolejne dokumenty.
Przybywa jednak wody w ustach polityków. Milczenie europejskiego establishmentu staje się coraz bardziej wymowne. Płynące z Węgier głosy protestu przeciwko zamierzonej i celowej bezczynności zagłuszane są zmową milczenia.
I co z tego, że brodaci fanatycy dokonują regularnej rzezi wyznawców Chrystusa zamieszkujących Syrię i Irak? Kogo to obchodzi? To tylko chrześcijanie! Właściwie, to dobrze im tak! Czy takie słowa padają na naradach u medialno-politycznych „władców świata”? Można odnieść wrażenie, graniczące z pewnością, że tak właśnie jest! Dyrektywa przymykania oczu na masowe egzekucje chrześcijan wciąż obowiązuje.
Egzekucja dziennikarza Jamesa Foleya na krótką chwilę przykuła uwagę opinii publicznej. Film ukazujący ostatnie chwile Amerykanina znalazł się w sieci. Rodzinę zamordowanego próbuje pocieszyć papież Franciszek. Jeszcze przez chwilę śmierć Foleya będzie „newsem”. Łzy wyschną, ale krew będzie płynąć dalej. Telewizja jednak już tego nie pokaże.
Bo przecież jest świetnie, integracja postępuje. PKB tu i ówdzie rośnie. Zbliżają się wybory i trzeba kombinować jak nie zlecieć z suto opłacanego stołka. W świecie tym nie ma miejsca na średniowieczne przesądy. Dlatego krzyk krzyżowanego chrześcijanina z Mosulu tak nie przeraża!
Podcięte gardła, oderżnięte głowy wypatrujące niewidzącymi oczyma ratunku nie pojawią się w prime time medialnych kolosów. Są wszak tak mocno nieestetyczne…
Rzeźnicy robią to, na co współczesne antychrześcijańskie kolumny nie mogły się zdobyć.
Mordercy opuścili ręce. Dogorywające w konwulsjach ciało chrześcijanina nie stanowiło dla nich już większej atrakcji. Czy warto wycierać ostrze z krwi, gdy żyje jeszcze kilku z tych „psów chrześcijańskich”? Są jeszcze ich kobiety…Już wkrótce poznają, co to gniew. Szczególnie doświadczy tego, ta która odrzuciła Proroka i przyjęła tego, jak mu tam, Chrystusa. O nią też się nikt nie upomni. Przecież to chrześcijanka…
Łukasz Karpiel