30 sierpnia 2019

Godzina ciemności. Trwałego pokoju nie będzie bez powrotu do Chrystusa

Papieże dostrzegali ścisły związek między pogrążaniem się narodów w konflikty zbrojne, a wcześniej dokonanym „zbrodniami obrazu majestatu Chrystusa Króla” w postaci „zarazy laicyzmu”, która z kolei przygotowywała grunt pod nadejście i rozwój totalitarnych ideologii, które parły do konfliktu o niewyobrażalnej skali.

 

Marszałek Ferdynand Foch krótko po podpisaniu przez zwycięskie mocarstwa alianckie z Niemcami traktatu pokojowego (wersalskiego) formalnie kończącego pierwszą wojnę światową, stwierdził: „To żaden pokój, to rozejm na dwadzieścia lat”. Francuz nie pomylił się ani na jotę. Między uroczystym podpisaniem w Sali Zwierciadlanej pałacu wersalskiego traktatu pokojowego a wybuchem drugiej wojny światowej minęły dwie dekady.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Jak to się stało, że stworzony w czasie paryskiej konferencji pokojowej ład polityczny na Starym Kontynencie stał się tak dramatycznie nietrwały? Zasadniczą rolę odegrały dwa czynniki. Po pierwsze bardzo szybko okazało się, że większość wielkich mocarstw albo nie była zainteresowana w podtrzymywaniu trwałości ładu wersalskiego, albo odnosiły się do niego z różnym natężeniem niechęci czy wręcz nienawiści. Do grupy tych pierwszych zaliczały się państwa, które należały do głównych graczy w czasie paryskiej konferencji. Stany Zjednoczone są tutaj najważniejszym przykładem państwa – współautora, które już w 1920 roku odżegnało się od swojego dzieła. Tak bowiem należy interpretować odmowę przez amerykański Senat (dwukrotnie) ratyfikacji traktatu wersalskiego. Wilsonowska „nowa dyplomacja” została w ten sposób wyrzucona do kosza i – co ważniejsze – Waszyngton przestał być politycznym i militarnym gwarantem trwałości ładu wersalskiego. Zważywszy, że jedynym faktycznym (bo w sensie uzyskania strategicznej przewagi nad innymi mocarstwami) zwycięzcą Wielkiej Wojny były Stany Zjednoczone, taki stan rzeczy miał swoją konkretną, polityczną i wojskową wymowę.

 

Wielka Brytania – główny adwokat sprawy Niemiec w czasie paryskich obrad – jeszcze przed podpisaniem traktatu pokojowego wchodziła na ścieżkę appeasementu rozumianą jako „branie pod uwagę” interesów Rzeszy Niemieckiej zwłaszcza w Europie Środkowej. Poza tym należy pamiętać, że Londyn prowadził politykę imperialną. W tej perspektywie ważniejsze od zajmowania się sprawami „nowych/małych państw” w naszej części kontynentu (do tej kategorii Downing Street zaliczało również nasz kraj) było pilnowanie drogi morskiej do Indii, czy rozbudowy twierdzy w Singapurze.

 

Jedynym alianckim mocarstwem, które było żywotnie zainteresowane podtrzymywaniem ładu wersalskiego była Francja. Kraj, który wyszedł z Wielkiej Wojny jako formalny zwycięzca, ale faktycznie pokonany, złamany fizycznie i mentalnie. Szczególnie dotkliwym wyrazem tego ostatniego kryzysu była pogłębiająca się zapaść demograficzna III Republiki, podczas gdy po wschodniej stronie Renu te same wskaźniki szły ciągle do góry (choć nie tak szybko jak przed 1914 rokiem). Nie udało się francuskiej dyplomacji osiągnąć w czasie konferencji pokojowej zasadniczego celu, czyli faktycznego oparcia wschodniej granicy Francji na Renie. Gorącym adwokatem tej „bariery” był marszałek Foche, który wypowiedział zacytowane słowa pod wpływem rozgoryczenia wywołanego nieustępliwością mocarstw anglosaskich w tym względzie.

 

W ten sposób dochodzimy do drugiego czynnika, który warunkował kruchość ładu wersalskiego, a tym samym torował drogę do następnej wojny. Chodzi o Niemcy, które odwrotnie niż Francja, wyszły z Wielkiej Wojny formalnie jako przegrany, ale jako faktyczny zwycięzca. Co bystrzejsi obserwatorzy, jak Jacques Bainville na kartach „Konsekwencji politycznych pokoju” (1920), bardzo szybko zwrócili uwagę na fakt, że w sensie strategicznym Rzesza Niemiecka po 1919 roku umocniła swoją pozycję w Europie. Od wschodu przestała graniczyć już z rosyjskim kolosem, który z Kalisza miał do pokonania niewielką drogę do Berlina. Na zachodzie sąsiadem Niemiec pozostała Francja, jeszcze bardziej fizycznie i duchowo wyczerpana niż przed 1914 rokiem.

 

Dodatkowo Niemcy wyszły z pierwszej wojny światowej jako państwo jeszcze bardziej niż w czasach bismarckowskich wewnętrznie skonsolidowane. Utworzona w 1919 roku Republika Weimarska (formalnie nazwa państwa ciągle brzmiała: Rzesza Niemiecka) radykalnie wzmocniła pozycję rządu centralnego kosztem państw członkowskich. Dość wspomnieć, że w 1919 roku Rzesza zyskała finansową suwerenność, to znaczy zerwano z dotychczasową praktyką finansowania budżetu centralnego przez składki państw członkowskich. Po 1919 roku było zupełnie odwrotnie – budżet centralny udzielał wsparcia budżetom lokalnym (w Prusach, Bawarii, etc.).

 

Najważniejsze było jednak to, że te coraz bardziej zjednoczone Niemcy, które radykalnie poprawiły swoją geostrategiczną pozycję, przejęte były „ideami 1919 roku”. Te ostatnie oznaczały przekonanie, że traktat wersalski nie tyle był polityczną porażką, co pohańbieniem „honoru narodu niemieckiego”. Nie tylko dlatego, że zapisano w traktacie pokojowym „paragraf winy” obciążający Niemcy odpowiedzialnością za wybuch wojny w 1914 roku (art. 231). Od początku integralną częścią tych „idei” było również przekonanie, że Niemcy zostały poniżone przez powstanie niepodległej Polski. Sprawa przebiegu granicy polsko – niemieckiej była tutaj kwestią wtórną. Zasadniczy sprzeciw budził sam fakt odrodzenia się polskiej państwowości.

 

Tak rozumiane „idee 1919 roku” były podzielane przez wszystkie najważniejsze partie i ruchy polityczne obecne na niemieckiej scenie politycznej – od komunistów i socjaldemokratów po katolickie „Centrum” i protestanckich „narodowo – niemieckich” konserwatystów nawiązujących do pruskich tradycji. Jeśli dodać, że traktat wersalski jako „próbę zamknięcia wielkiego narodu w żelaznej klatce” odrzucali również niemieccy pacyfiści (na czele z laureatem pokojowej Nagrody Nobla Alfredem Friedem) – mamy skalę zjawiska; zjawiska, którego istotnym elementem składowym był antypolonizm.

 

Antypolska propaganda o Polsce jako „państwie sezonowym”, mającym w sobie od początku „bakcyl rozkładu”, była wszechobecna w mediach i programach szkolnych Republiki Weimarskiej. Na tym wychowywała się nowa generacja Niemców, która po 1 września 1939 roku będzie tworzyć „nowe niemieckie porządki” na okupowanych ziemiach Rzeczypospolitej. Zdaje się, że tego „mentalnościowego czynnika” zupełnie nie biorą pod uwagę nasi dzisiejsi „realiści – rewizjoniści” piszący alternatywne historie o polsko – niemieckim przymierzu.

 

Skoro był dwudziestoletni rozejm, to może rację mają ci, którzy mówią o drugiej wojnie trzydziestoletniej (1914 – 1945), a nie dwóch odrębnych światowych konfliktach? Teza kusząca, ale zupełnie oderwana od realiów. Przede wszystkim dlatego, że w 1939 roku za rozpętaniem wojny światowej stały dwa państwa „nowego typu”, które nie istniały w 1914 roku. Zjawisko totalitaryzmu – w wersji sowieckiej i hitlerowskiej – było w takiej skali czymś zupełnie nowym, niespotykanym w dziejach ludzkości. Dwa totalitaryzmy w czasie upiornej nocy na Kremlu zgodziły się 23 sierpnia 1939 roku, że czas już ostatecznie położyć kres porządkowi wersalskiemu i jego „pokracznym bękartom” (por. słowa Mołotowa o Polsce). Zawczasu rozdzieliły „strefy wpływów”, wydając tym samym wyrok śmierci na dziesiątki milionów ludzi. Droga do najkrwawszej w dziejach ludzkości wojny została tym samym otwarta. Warto pamiętać – bez paktu Ribbentrop – Mołotow nie tylko nie byłoby czwartego rozbioru Polski, ale i holocaustu.

 

Najbardziej przenikliwą analizę słabości stworzonego po 1918 roku ładu pokojowego zaprezentowali kolejni papieże (Benedykt XV, Pius XI oraz Pius XII). Każdy z nich nauczał, że nie będzie trwałego pokoju bez powrotu ludzkości do Chrystusa, bez uznania Jego królowania również w wymiarze społecznym. W tym sensie można powiedzieć, że najpoważniejszą inicjatywą pokojową było ustanowienie przez Piusa XI w 1925 roku święta Chrystusa Króla (encyklika „Quas primas”) i wezwanie całej ludzkości do uznania Jego społecznego panowania.

 

Każdy z wymienionych papieży widział ścisły związek między pogrążaniem się narodów w konflikty zbrojne, a wcześniej dokonanym „zbrodniami obrazu majestatu Chrystusa Króla” (Pius XII) w postaci „zarazy laicyzmu” (Pius XI), która z kolei przygotowywała grunt pod nadejście i rozwój totalitarnych ideologii, które parły do konfliktu o niewyobrażalnej skali. Pisał o tym w swojej pierwszej encyklice („Summi pontificatus”) opublikowanej w październiku 1939 roku papież Pius XII. Dokument ujrzał światło dzienne w momencie, gdy niemiecko – sowiecka współpraca osiągnęła swoje apogeum.

 

Jak pisał Pius XII była to „prawdziwa godzina ciemności”. Nic dziwnego, że rozpowszechnianie „Summi pontificatus” było przez obu okupantów karane śmiercią. Tym bardziej nie dziwi to, że w momencie, gdy rozbiorcy zgodnie mówili o „szmacianym państwie polskim”, które „nigdy nie powinno zaistnieć”, a w tym samym czasie nasi francuscy i brytyjscy „sojusznicy” wchodzili na drogę do Jałty (por. głuchą ciszę o agresji 17 września 1939 roku w Londynie i Paryżu), Pius XII upominał się o Polskę, „która przez swą niezłomną wierność dla Kościoła i przez wielkie zasługi, jakie zdobyła broniąc chrześcijańskiej kultury i cywilizacji – o czym historia nigdy nie zapomni”.

 

Gdy z trybun sowieckiej Rady Najwyższej i niemieckiego Reichstagu ogłaszano śmierć „tego pokracznego bękarta Wersalu”, Pius XII przypominał światu o „bolesnej skardze i krwi tysięcy ludzi, nawet tych, którzy nie brali udziału w służbie wojskowej, a jednak zostali zabici, zwłaszcza w Polsce, narodzie tak Nam drogim”. „Czeka ona upragnionego dnia, w którym, jak tego domagają się zasady sprawiedliwości i prawdziwie trwałego pokoju, wyłoni się zmartwychwstała z owego jak gdyby potopu, który się na nią zwalił”.

 

Wody potopu ostatecznie zaczęły ustępować po pięćdziesięciu latach od napisania tych słów. Jednak w najczarniejszej chwili naszych dziejów, w tej przeraźliwej „godzinie ciemności” niosły wielką nadzieję, że światło zmartwychwstania będzie także naszym udziałem.

 

Grzegorz Kucharczyk

 

 

 

Więcej o II wojnie światowej można przeczytać w 72. numerze „PCh24 Co Tydzień”.

Aby pobrać nasz e-tygodnik wystarczy kliknąć TUTAJ.

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij