25 października 2018

Homoherezja. Za Odrą progresiści pokazali znów prawdziwą twarz

(fot. YouTube)

Sprawa jezuity ks. prof. Ansgara Wucherpfenniga jest niezwykle wymownym przykładem na to, do jakiego stopnia w Kościele katolickim za Odrą rozprzestrzeniona jest herezja homoseksualna. Zwłaszcza w powiązaniu z wcześniejszymi wystąpieniami wielu biskupów można odnieść wrażenie, że prawdy nie broni już niemal nikt, a Watykan ulega naciskom liberałów.

 

Nauczanie Kościoła katolickiego na temat grzesznej natury aktów homoseksualnych i braku uporządkowania samych skłonności do osób tej samej płci jest jasne i doskonale znane. Ma bardzo mocne uzasadnienie w samym Piśmie Świętym, a ostatni swój wyraz znalazło w Katechizmie Kościoła Katolickiego. Mimo tego nie brakuje dziś progresywnych teologów i biskupów dążących do wywrócenia tego nauczania do góry nogami – i dopasowania go do oczekiwań świata. Ten oczekuje zaś, że Kościół katolicki uzna akty seksualne między mężczyznami oraz między kobietami za moralnie dopuszczalne, w ten sposób torując drogę bezbożnej rewolucji wyrażanej dziś głównie w ramach ideologii gender.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Krótka droga ku przepaści

W Kościele katolickim w Niemczech sprawa podejścia do homoseksualizmu budzi poważne kontrowersje już od lat. W 1968 roku Konferencja Episkopatu Niemiec odrzuciła encyklikę Pawła VI Humanae vitae, nie godząc się z bezwzględnym zakazem stosowania antykoncepcji; w ten sposób oderwano akt małżeński od prokreacji. Gest ten, choć sam wyrastający z innych błędów z fałszywym postrzeganiem ludzkiego sumienia, zapoczątkował drogę bardzo głębokich zmian w wykładzie katolickiej doktryny. Jedną z nich jest nowe spojrzenie na akty jednopłciowe. Moderniści rozumują logicznie. Skoro małżonkowie nie muszą koniecznie kreować nowego życia, to znaczy – mówią – że ich stosunki mają tak naprawdę inny cel, a mianowicie: umacnianie wzajemnej relacji. Dzięki postępom współczesnej nauki wiadomo – twierdzą – że homoseksualizm nie jest chorobą, a jedynie nieodwracalną i nieprzezwyciężalną „tożsamością” (sic!) człowieka. Jeżeli tak, to jest ich zdaniem wbrew miłosierdziu zabraniać człowiekowi o takiej właśnie „tożsamości” realizowania jego pragnień seksualnych. Z tego wynika według progresistów to, że homoseksualizm trzeba w Kościele w pełni zaakceptować. Pozostaje „tylko” obalić naukę płynącą z Pisma Świętego, ale to dla wiernych uczniów protestanckiej szkoły egzegezy nic nowego.

 

Czym zgrzeszył ks. Wucherpfennig

Tak można podsumować drogę, którą kroczą niemieccy moderniści. Jednym z nich, o którym w ostatnich tygodniach jest niezwykle głośno, jest ks. Ansgar Wucherpfennig, jezuita, profesor Nowego Testamentu z Wyższej Szkoły Filozoficzno-Teologicznej Sankt Georgen we Frankfurcie nad Menem. Ks. Wucherpfennig przez dwie kadencje pełnił funkcję rektora tej uczelni. Miał po raz trzeci objąć ją w październiku tego roku; nieoczekiwanie podano jednak do wiadomości publicznej, że watykańska Kongregacja ds. Edukacji Katolickiej nie wydała niezbędnego „Nihil obstat”.

 

Co zatem „obstat”? Co przeszkadza Watykanowi w ks. Wucherpfennigu? To właśnie herezja homoseksualna, której uczony jezuita jest zagorzałym szermierzem. W szczegółach o jego poglądach pisaliśmy na portalu pch24.pl już kilkukrotnie. Tu podsumuję tylko jego stanowisko. Otóż ks. Wucherpfennig uważa, że nie ma żadnych zupełnie podstaw, by z katolickiej perspektywy potępiać dziś zachowania homoseksualne. Jezuita sądzi, iż Pismo Święte ani razu nie wypowiada się krytycznie o „miłości” między osobami tej samej płci; z tej przyczyny, jakoby jej po prostu nie znało. Tym, co ma potępiać nie tylko Stary Testament, ale i św. Paweł – choćby w liście do Rzymian – jest bowiem według jezuity nie „miłość”, ale sama pożądliwość. Oto autorzy biblijni mieliby tępić wyłącznie rozpustę, którą – zgodnie z duchem swoich czasów – ubierali w obraz kopulujących ze sobą mężczyzn. Nie wiedzieli przecież, że osoby tej samej płci mogą się (rzekomo) kochać, twierdzi ks. Wucherpfennig; a że mogą naprawdę, tego ma dowodzić współczesna nauka oraz liczne przykłady „związków gejowskich” cechujące się jakoby „przykładnymi, chrześcijańskimi wartościami” (jak wierność, przywiązanie, wzajemna odpowiedzialność). Co za tym idzie: nie ma według ks. Wucherpfenniga najmniejszego powodu, by trzymać się dotychczasowego nauczania Kościoła katolickiego. Należy je zmienić, w praktyce wprowadzając na przykład obrzęd błogosławienia związków homoseksualnych – tak, jak zrobiło to już dawno wiele niemieckich wspólnot protestanckich.

 

Takie poglądy ks. Wucherpfennig prezentuje od dłuższego czasu. W roku 2016 przedstawił je w wywiadzie z popularnym frankfurckim dziennikiem – i to nie w formie pytania czy jednej z możliwości, ale w formie jasnego stwierdzenia. Na marginesie podważał też wykluczenie kobiet od kapłaństwa, twierdząc, że sakramentu pojednania mogłyby udzielać także panie, choć św. Jan Paweł II rozstrzygnął raz na zawsze, że to niemożliwe. Później jezuita bardzo zdecydowanie poparł heretycką inicjatywę, która zrodziła się w jego Frankfurcie; na początku 2018 roku tamtejszy dziekan miejski ks. Johannes zu Eltz wystąpił otwarcie z propozycją błogosławienia związków jednopłciowych, odpowiadając w ten sposób niejako na zalegalizowanie „małżeństw” gejowskich przed Bundestag kilka miesięcy wcześniej. W związku z tymi ekscesami z wywiadem na czele, Stolica Apostolska odmówiła ks. Wucherpfennigowi „Nihil obstat”. Reakcja słuszna, chociaż i tak zbyt późna, zwłaszcza że w dekanacie miejskim we Frankfurcie to właśnie ks. Wucherpfennig odpowiadał – i nadal odpowiada! – za duszpasterstwo osób homoseksualnych.

 

Murem za prawem do głoszenia herezji

Jeden profesor głoszący herezje nie byłby jeszcze może powodem żadnej większej kontrowersji, zwłaszcza w Niemczech, gdzie teologowie lubią odbiegać bardzo daleko od ortodoksji. Kłopot polega na tym, że za ks. Wucherpfennigiem stanął szereg prominentnych postaci Kościoła katolickiego; kilka innych wypowiadało się z kolei wcześniej w tym samym niemal co on duchu. I tak jezuitę wzięło w obronę kilku biskupów. Pierwszy zrobił to ordynariusz Limburga, bp Georg Bätzing; to właśnie na terenie jego diecezji znajduje się Frankfurt. Tuż po ujawnieniu decyzji Watykanu hierarcha poinformował media, że ks. Wucherpfennig ma jego poparcie, a on sam podjął w Stolicy Apostolskiej starania o zmianę decyzji i zezwolenie jezuicie na pozostanie rektorem. Zareagował też bp Franz-Josef Overbeck z Essen. Wikariusz generalny tej diecezji określił postępowanie Kongregacji ds. Edukacji Katolickiej mianem „autorytarnego”. Z poparciem wystąpił  także bp Franz-Josef Bode z Osnabrück, ogłaszając ustami rzecznika, że w jego ocenie ks. Wucherpfennig stawia „uzasadnione pytania” o to, „jak oddać sprawiedliwość dwojgu osób tej samej płci” żyjących w związku. Ostre stanowisko zaprezentował wreszcie przełożony ks. Wucherpfenniga, prowincjał niemieckich jezuitów ks. Johannes Siebner. W wywiadzie prasowym oskarżył Watykan o działanie „w stylu dworu bizantyńskiego”. Na tym nie poprzestał, bo nauczanie Kościoła katolickiego na temat homoseksualizmu uznał za „przestarzałe”, a tezy byłego rektora Sankt Georgen za „bardzo prawdopodobne”. Stwierdził też, że w Kościele „nie ma problemu z homoseksualizmem, ale jest problem z homofobią”.

 

O sprawie ks. Wucherpfenniga nie wypowiedział się jak na razie (stan na 18 X 2018) przewodniczący Konferencji Episkopatu Niemiec, kard. Reinhard Marx. Nie ulega jednak wątpliwości, na jakim stanowisku może stać ten wpływowy purpurat. Na początku tego roku to właśnie Marx zasugerował, że byłoby możliwe wprowadzenie w Kościele za Odrą jakiegoś rodzaju błogosławieństw dla związków jednopłciowych, o czym mieliby decydować poszczególni duszpasterze. Kardynał wycofał się później z tych słów, ale przyznał, że w Episkopacie działa specjalna komisja, która opracowuje „właściwe” podejście do problemu homoseksualizmu. Marx zapowiedział też konieczność przeprowadzenia „dogłębnej debaty” nad podejściem do związków i skłonności homoseksualnych. Była to jego odpowiedź na raport dotyczący nadużyć seksualnych popełnianych przez duchownych na nieletnich (w większości chodziło o nadużycia na dojrzewających chłopcach; biskupi uznali jednak, że nie ma to niczego wspólnego z homoseksualizmem).

 

Stanowisko kierownictwa Konferencji Episkopatu Niemiec odzwierciedla też niewątpliwie linia, jaką w sprawie ks. Wucherpfenniga przyjął portal Katholisch.de, półoficjalny serwis biskupów, utrzymywany z ich pieniędzy. Na Katholisch.de nie ukazał się ani jeden artykuł w obronie decyzji Stolicy Apostolskiej; to tam opublikowano za to wspomniany wywiad z ks. Siebnerem oraz szereg artykułów liberalnych teologów, którzy apelowali o wolność dla badań naukowych (a raczej dla szerzenia herezji) oraz o odwagę „unowocześnienia” nauczania Kościoła katolickiego na temat seksualności, to znaczy – dostosowania go do „współczesnych osiągnięć naukowych”. To oznacza, oczywiście, porzucenie przekonania o grzeszności aktów i relacji homoseksualnych.

 

Zatwardziałość

W ten sposób umocniony, ks. Wucherpfennig zadeklarował, że nie wycofa się ze swoich zapatrywań. W kilku prasowych wystąpieniach zarzucił Stolicy Apostolskiej „niezrozumiałe zachowanie” oraz „obrażanie uczuć” gejów i lesbijek. Jezuita powiedział, że woli nie być rektorem, niż odwołać głoszone przez siebie herezje; zadowoli się posadą „zwykłego” profesora. Nic dziwnego: ma poparcie biskupów, teologów, mediów, organizacji katolickich świeckich, bo i te stanęły w jego obronie… Owszem, nie będzie już rektorem, ale pozostanie wykładowcą Sankt Georgen; nikt nie zabroni mu dalej podważać doktryny katolickiej. Ks. Wucherpfennig został przez Watykan upokorzony – ale nie został pokonany. W efekcie rozgorzałej burzy jego poglądy nagłośniono i okazało się, jak wielu je podziela. Stolica Apostolska uderzyła – i to niezbyt silnie – tylko w jednego żołnierza niemieckiej części progresywnej armii.

 

Co więcej według informacji przekazanych przez „Herder Korrespondenz” Stolica Apostolska zaczyna uginać się pod presją. Podano nieoficjalnie, że ks. Wucherpfennig mógłby jednak objąć na powrót stanowisko rektora nie odwołując swoich poglądów. Warunkiem miałoby być to, że odpowiedzialność weźmie za niego… generał jezuitów o. Arturo Sosa Abascal SJ, duchowny znany z wyjątkowo wręcz progresywnych poglądów. Stolica Apostolska uderzyła więc w heretyków, ale najwyraźniej tylko po to, by ostatecznie wycofać się i ulec przemocy…

 

Potrzeba walki

Brak jednego „Nihil obstat” to zdecydowanie zbyt mało biorąc pod uwagę skalę wyzwania, z jakim trzeba się dziś mierzyć. Herezja homoseksualna święci tryumfy nie tylko w Niemczech, ale i w wielu innych krajach zachodnich, choćby w Stanach Zjednoczonych. Za Odrą w każdym razie „nihil obstat” należałoby odmówić nie tylko ks. Wucherpfennigowi, ale i szerokiej rzeszy teologów od wielu lat zupełnie jawnie nurzających się w heterodoksji. Artykuły podważające nauczanie Kościoła katolickiego na temat homoseksualizmu nie wychodzą tylko spod pióra ks. Wucherpfenniga. Teolog moralny z Fryburga ks. prof. Eberhard Schockenhoff napisał kilka lat temu obszerną książkę nawołującą do rewolucji w moralności seksualnej. Nie tylko dalej naucza teologii na uniwersytecie, ale… niemieccy biskupi wymieniają go też wśród swoich największych autorytetów.

 

A przecież to tylko jeden przykład, i to z samego świecznika… Skala spustoszenia jest olbrzymia. Daleko posunięta tolerancja wobec heretyckich teologów doprowadziła w przeszłości do wielu wypaczeń, z rozpowszechnieniem udzielania Komunii świętej rozwodnikom w nowych związkach na czele. Ostatnio doszło do tego dopuszczenie do Stołu Pańskiego niektórych protestantów. Herezje głoszone w Niemczech nie zatrzymują się na niemieckich granicach. Zatruwają cały organizm Kościoła. Warto o tym pamiętać, zwłaszcza dziś, gdy Ojciec Święty – biskup Rzymu – często milczy i pozwala lokalnym episkopatom na bardzo wiele. Niemcy chętnie korzystają z prawa do kształtowania doktryny, niestety ją psując. Kto ją naprawi?

 

Paweł Chmielewski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij