Choć w polskim prawie związki homoseksualne nadal nie są oficjalnie uznawane, to w polskiej kulturze pojawiają się coraz częściej. Nie tylko na niszowych festiwalach, książkach czy sztukach teatralnych, lecz także w masowo oglądanych serialach.
Homoseksualizm zdobywa dziś coraz większe wpływy w polskiej kulturze, zarówno tej elitarnej, jak i masowej. Jednak nie zawsze tak było. Choć akty homoseksualne przestały być prawnie karane za sprawą decyzji rządu sanacyjnego w 1932r., to społeczeństwo polskie było w stosunku do tej mniejszości nastawione sceptycznie. Sceptycyzm ten nie oznaczał jakiejś dzikiej nienawiści, jak chcieliby nam wmówić niektórzy aktywiści. Homoseksualizm jeszcze w dobie PRL stanowił raczej powód do wstydu, nie istniał praktycznie w sferze publicznej. Był ignorowany i traktowany z pewną ironią. Sprzyjało temu odcięcie Polski Ludowej od świata zachodniego, który od rewolty 1968 roku stał się miejscem stopniowej emancypacji tzw. gejów. Polscy komuniści ignorowali ten problem – jedni będąc dogmatycznymi naśladowcami Marksa zwracali uwagę przede wszystkim na kwestie ekonomiczne, a nie kulturowe; inni zaś dbali jedynie o utrzymanie władzy i przywilejów, jakimi cieszyli się członkowie partii.
Wesprzyj nas już teraz!
Wraz z nastaniem III RP polska weszła w sferę politycznych i kulturalnych wpływów Zachodu, który jednak ma coraz mniej wspólnego ze swoimi chrześcijańskimi korzeniami, a coraz więcej z „nowocześniejszą” formą marksizmu, skupioną nie na emancypacji „proletariuszy” (którzy żyjąc wygodnie ani myślą o rewolucjach), lecz na wyzwoleniu rozmaitych mniejszości. Ekspansja zdegenerowanej kultury zachodniej nie była związana z brutalną indoktrynacją, w dodatku napotkała na opór katolickiej mentalności Polaków. Dlatego też w początkowej fazie III RP wątki homoseksualne zaczęły przenikać do naszej kultury powoli i niewinnie. W serialach pojawiali się homoseksualni bohaterowie. Początkowo niekoniecznie zresztą byli oni sympatyczni – np. homoseksualiści w „Klanie”, „Na dobre i na złe” czy „M jak miłość” byli raczej postaciami negatywnymi. Pokazywano ich szkodliwe działanie, takie jak rozbijanie rodzin etc. Tym niemniej samo pojawienie się tzw. gejów było pewnym „postępem”.
Prawdziwym przełomem był jednak serial „Barwy Szczęścia”. W tym „tasiemcu” emitowanym od 27 września 2007 w II Programie TVP, homoseksualizm po raz pierwszy pokazano w pozytywnym świetle. W „Barwach Szczęścia” występuje para gejów – Władysław Cieślak (grany przez Przemysława Stippa) i Maciej Kołodziejski (Tomasz Mycan). Ta przedstawiona w pozytywnym świetle para zmaga się z polską rzeczywistością, w której niekoniecznie homoseksualizm jest na porządku dziennym. Ich coming out nie jest łatwy – szczególnie jeśli chodzi o przyznanie się do swojej orientacji przed rodzicami. Zastanawiają się więc nad wyjazdem z Polski. Nietolerancję przerywa jednak bohaterska postawa jednego z nich – Maćka, który ratuje córkę sąsiadów w sytuacji zagrożenia. Wówczas to Maciek i Władek zyskują akceptację otoczenia. Choć to „tylko serial”, to nie można lekceważyć jego roli w kształtowaniu się mentalności Polaków. Ma on aż 4,73 mln widzów. Widzów, z których niektórzy także mają znajomych homoseksualistów, których być może do tej pory próbowali zachęcić do próby zmiany orientacji. Widzów, którzy są też wyborcami.
Od tej pory homo-propaganda z ekranów sączy się w Polsce coraz śmielej. Przykładem jest tu emitowany w lutym 2012 r. odcinek „Na wspólnej”. W serialu tym spotykamy się z postacią homoseksualisty Piotra, który z powodu „polskiej homofonii”, której ucieleśnieniem są jego rodzice popada w depresję do tego stopnia, że próbuje popełnić samobójstwo. Z opałów usiłuje go wydostać… jego żona. „Homoseksualizm to nie przypadłość, którą można wyleczyć”, mówi z wyższością do swojej teściowej. Teściowa bowiem stanowi klasyczny przykład katolickiego ciemnogrodu, który uważa homoseksualizm za grzech. A co gorsza – wierzy w możliwość jego wyleczenia.
Kolejny przełom w przedstawianiu homoseksualizmu w polskich serialach miał miejsce w serialu „Julia”. – Do niedawna postać geja w filmach i serialach przedstawiana była w sposób prześmiewczy. Przykład Maćka ma pokazać ludziom, że odmienność seksualna nie wyklucza dobra, wrażliwości i całej gamy pozytywnych cech. Będę zadowolony, jeśli choć kilka osób spojrzy na temat przychylniej – mówił dla Super Ekspresu aktor Marek Lewandowski, który wcielił się w postać serialowego geja. Oczywiście dola serialowego Maćka nie była łatwa. Początkowo obawiał się on ujawnienia swojej orientacji przed rodzicami. Rozważał wręcz ślub z tytułową bohaterką – Julką. Ostatecznie jednak zdecydował się na coming out. Maciek jest nietypowy wśród homoseksualnych bohaterów. Gra go prywatnie heteroseksualny i lubiany przez kobiety aktor. Wydaje się to być celowym zabiegiem. Chodzi o to, by „gej” nie był kojarzony ze zniewieściałością czy dziwacznością. Homoseksualny Maciek jest męski i zrównoważony. Z drugiej strony pełni typową rolę „najlepszego przyjaciela kobiety”, który przez większość czasu zaangażowany jest w problemy swojej przyjaciółki. Jego prywatne sprawy są na dalszym planie. Czyżby scenarzysta niechcący powielał „dyskryminacyjne” wzorce?
Homoseksualny przełom w świecie książek nastąpił oczywiście znacznie wcześniej, niż w serialach. Na polu homoseksualnego uświadamiania polskiego czytelnika szczególnie zasłużył się Michał Witkowski. Jego powieść „Lubiewo”, wydana w 2004 r. spotkała się z bardzo ciepłym przyjęciem salonowej krytyki. Czy „Lubiewo” jest manifestem homoseksualistów? Autor temu zaprzecza. Witkowski chciał podobno tylko przedstawić żywot polskich homoseksualistów, a nawet sporządzić ich leksykon. Twierdzi, że nie miał zamiaru robić homoseksualnego manifestu i padł ofiarą manipulacji medialnej. Chcąc nie chcąc Witkowski został bohaterem polskich mediów poprawnych politycznie. Laureat Paszportu Polityki, wychwalany w Wyborczej wydał w 2011 r. kolejną gejowską książkę „Drwal”. Jej bohater opuszcza burżuazyjną Warszawę, by pojechać do Międzyzdrojów. Robi to w zimie, poza sezonem. Międzyzdroje są wówczas – jeśli wierzyć Witkowskiemu – miejscem opuszczonym i brudnym. Homoseksualny bohater szuka w ich okolicach mężczyzn żyjących na pograniczu cywilizacji, w samotnych domkach. To wśród nich pragnie dokonać swoich miłosnych podbojów. Tematyka zapewniła równie ciepłe przyjęcie przez salonowych recenzentów, chociaż Witkowski twierdzi, że nie interesuje go blichtr ani ideologia, a jedynie pisanie o rzeczach dziwnych i nietypowych.
Ekspansja homoseksualizmu w Polsce nie omija także kultury wyższej. Nie byłaby ona jednak możliwa – przynajmniej nie w takim stopniu – bez pieniędzy podatników. W 2012 r. Ministerstwo Kultury przeznaczyło na rzecz organizatorów „Unsound Festival 2012” 400 tysięcy złotych. Pieniądze miały posłużyć między innymi sfinansowaniu występu Sashy Grey, gwiazdy porno, która stara się także zabłysnąć w muzyce.
Z kolei Krzysztof Warlikowski otrzymał 210 tysięcy na przegląd swojej twórczości w Teatrze Nowym. Warlikowski to twórca lubujący się w skandalach i promocji homoseksualizmu. O jego zaczadzeniu homo-ideologią świadczy uznanie Hamleta za dzieło przesycone wątkami gejowskimi. Jak zauważa portal niezależna.pl, festiwal „Gorzkie żale” organizowany przez Centrum Jana Pawła II otrzymał ponad 4 razy mniej – 50 tysięcy PLN.
Obok publicznych pieniędzy wpływ na ekspansję homoseksualizmu w kulturze wyższej mają też panujące w niej układy. Maciej Nowak, szef Instytutu Teatralnego mówi wręcz o istnieniu homoseksualnej mafii, której członkowie pomagają sobie nawzajem w karierze.
Wszystko wskazuje na to, że polski odbiorca, podobnie jak odbiorca zachodni stał się celem mniej lub bardziej subtelnej propagandy mający zmienić jego myślenie o homoseksualizmie. Dotyczy to zarówno skromnych gospodyń domowych oglądających „Barwy szczęścia”, jak i wytrawnych bywalców teatrów i festiwali.
Marcin Jendrzejczak