1 sierpnia 2017

„Humaniści” i pałkarze

(Źródło: Polonia Christiana / Jacek Widor)

Czas okupacji komunistycznej znaczyły bezwzględne ataki na Kościół katolicki, nie tylko w wymiarze ideowo-politycznym, ale też w jak najboleśniejszej formie fizycznej. Bowiem walka z Kościołem prowadzona w imię „humanizmu świeckiego” przez ekipę Władysława Gomułki często miała drastyczny przebieg.

 

Przemiany polityczne znane jako „odwilż popaździernikowa 1956 roku” obudziły złudne nadzieje w wielu polskich sercach. Wszak nowe kierownictwo partyjne podjęło decyzję o odejściu od masowego terroru, uwolnieniu większości więźniów politycznych i poluzowaniu ideologicznej „śruby”. A jednak wszystkich, którzy liczyli na prawdziwy przełom, miał spotkać srogi zawód. Władysław Gomułka, choć skłócony z twardogłowymi stalinowcami, był przekonanym komunistą, a wszelkie ustępstwa wobec rządzonych uznawał tylko za chwilowy wybieg taktyczny.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Napaść na Jasną Górę

Rychło więc władze znów obrały kurs na konfrontację z Kościołem. Nie ustawały ataki propagandowe, na szeroką skalę stosowano nękania administracyjne i rozmaite szykany. 21 lipca 1958 roku do biur Instytutu Prymasowskiego Ślubów Narodu na Jasnej Górze wtargnęła milicja oraz przedstawiciele prokuratury. Funkcjonariusze, głośno miotając wyzwiska, skonfiskowali znalezioną literaturę. Bito pałkami obecnych w bazylice pielgrzymów, którzy mieli odwagę zaprotestować przeciw najściu. Oberwało się również zakonnikom wzywającym ludzi do zachowania spokoju.

Napaść na Jasną Górę była wstępem do szerszej kampanii antykościelnej. Oto dziesięć dni później, na spotkaniu Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu przedstawiciele władz zapowiedzieli wprowadzenie obostrzeń w nauczaniu religii w szkołach, jak również usunięcie z placówek oświatowych krzyży i symboli religijnych.

 

Czerwony kulturkampf

Oficjalnie zadekretowana „dekrucyfikacja” szkół wywołała wiele spontanicznych protestów. Tylko do 15 września 1958 roku odnotowano 1305 przypadków „demonstracyjnego” zawieszenia krzyży w klasach. W tym czasie aresztowano 182 osoby, a oddziały ZOMO przeprowadziły 41 interwencji. Tak było między innymi w Trzebuni, Ładnej, Słopnicach, Bielicy, gdzie zgromadzone tłumy zostały zaatakowane przez milicję pałkami i gazem łzawiącym. Tylko do końca roku szkolnego blisko 1300 osób stanęło przed sądami i kolegiami do spraw wykroczeń za udział w protestach.

W listopadzie 1959 roku wybuchły poważne rozruchy w Mszczonowie. Bezpieka aresztowała tam troje rodziców zbierających podpisy przeciw rugowaniu lekcji religii z miejscowego liceum. W odpowiedzi na ulice wyległo około tysiąca demonstrantów, którzy zdobyli szturmem miejscowy posterunek Milicji Obywatelskiej. Miasteczko spacyfikowały dopiero przybyłe oddziały ZOMO.

„Walka o świeckość” nie ustawała – wdzierała się w coraz to nowe dziedziny życia. W roku 1959 doszło do burzliwych zajść w sanatorium dla chorych na gruźlicę w Otwocku. Władze postanowiły zlikwidować tamtejszą kaplicę. Kuracjuszy protestujących przeciw tym działaniom potraktowano pałkami i gazem. W odpowiedzi chorzy obrzucili interweniujących milicjantów doniczkami i talerzami, a następnie ogłosili dwudniową głodówkę.

 

Pałki i bagnety

Do prawdziwej rewolty wiernych doszło w Kraśniku Fabrycznym. Zgodnie z planami czerwonych, miejscowość ta miała stać się wzorcowym miastem socjalistycznym, w którym nie przewidziano miejsca dla świątyni. Dopiero w roku 1957 komuniści wydali zgodę na budowę kaplicy, z czego następnie się wycofali. Ludzie modlili się więc pod wielkim brzozowym krzyżem na przedmieściach, obok którego wzniesiono kapliczkę. Nawet to było solą w oku rządzących.

26 czerwca 1959 roku milicja zniszczyła kapliczkę, a rejon krzyża ogrodziła, zakazując doń dostępu. Niedługo potem na ulicach Kraśnika Fabrycznego zebrał się tłum, który następnie zaatakował siedzibę Prezydium Miejskiej Rady Narodowej oraz gmach komendy powiatowej MO. Do zdławienia protestu rzucono oddziały ZOMO, MO i ORMO posiłkowane przez samochód strażacki z armatką wodną. Uliczna bitwa trwała wiele godzin, szereg osób odniosło rany. Demonstranci ciskali kamieniami, płytami wyrwanymi z chodników i butelkami, z okolicznych okien leciał prawdziwy grad doniczek. Milicjanci bili pałkami, gazowali i polewali wodą zgromadzonych, a nawet strzelali ponad ich głowami z broni palnej. Wyjątkowo niebezpiecznym pomysłem było zaatakowanie tłumu przez tyralierę funkcjonariuszy z bagnetami osadzonymi na karabinach.

Po stłumieniu zamieszek 56 osób stanęło przed sądami i kolegiami. Zakaz budowy świątyni cofnięto dopiero w roku 1977, w wyniku nieustępliwych, rok w rok ponawianych żądań mieszkańców.

 

Krzyż Nowohucki

Nowa Huta, podobnie jak Kraśnik Fabryczny, decyzją władz miała być pozbawiona świątyń i emblematów religijnych. Również tutaj, na fali przemian popaździernikowych, komuniści zgodzili się w roku 1957 na budowę świątyni. Na planowanym placu budowy wzniesiono wielki drewniany krzyż, pod którym odprawiano nabożeństwa. Trzy lata później zgoda na budowę została cofnięta. Fundusze zgromadzone staraniem wiernych uległy konfiskacie, podobnie jak sprzęt i materiały budowlane.

27 kwietnia 1960 roku wynajęta ekipa przystąpiła do wykopywania krzyża. Wokół natychmiast zgromadził się tłum gniewnych obywateli. „Kopaczy” przegnano precz. Niedługo potem na miejsce przybył oddział ZOMO. U stóp krzyża oczekiwał nań gęsty, wielotysięczny tłum. Odpowiedzią na ciosy pałek i granaty z gazem łzawiącym były kamienie i butelki z benzyną. Na ulicach wyrosły barykady.

Władze ściągały posiłki, w tym ZOMO, z Tarnowa, Kielc, Katowic, Rzeszowa i Oświęcimia. Potem policzono, że milicja zużyła 1200 sztuk „środków chemicznych” (głównie granatów gazowych). Wystrzelono również 140 nabojów ostrych. Setki cywilów, jak również blisko dwustu milicjantów odniosło rany. Krążyły również – niepotwierdzone jak dotąd – pogłoski o ofiarach śmiertelnych. Zatrzymano prawie pięćset osób, z których ponad dwieście skazano na kary więzienia (do pięciu lat), aresztu bądź grzywny.

Dwa tygodnie po stłumieniu rewolty do Nowej Huty przybył sam Władysław Gomułka. Zacietrzewiony wywrzaskiwał slogany o antyspołecznych szumowinach i gorszących chuligańskich ekscesach. Wódz nadwiślańskich marksistów najwyraźniej niczego nie zrozumiał.

 

Burzliwe lata

Gomułkowska „dyktatura ciemniaków” wykazywała się niesłychaną tępotą, raz po raz prowokując następne konflikty. Zaledwie trzy dni po wystąpieniu w Nowej Hucie wybuchły rozruchy w Zielonej Górze. Władze postanowiły zająć tamtejszy Dom Katolicki użytkowany przez księży z miejscowej parafii jako punkt katechetyczny, a także przez lokalny oddział Caritas, redakcję „Słowa Powszechnego” i Polski Czerwony Krzyż. Kiedy do Domu Katolickiego wkroczyła milicja, na ulice wyległo pięć tysięcy demonstrantów. Rzucono przeciw nim, oprócz sił mundurowych, również bojówkarzy tak zwanej milicji robotniczej, zwerbowanych przez komitet wojewódzki PZPR. Rozgorzały walki, w których trakcie spalono dwie ciężarówki ZOMO, a 160 milicjantów odniosło obrażenia. Rannych cywilów nie liczył nikt. Szereg uczestników protestu aresztowano – skazywano ich przeważnie na kilkumiesięczne kary więzienia, choć nie brakło też dwóch wyroków pięcioletnich.

 

Jakby tego było mało, w czerwcu komuniści zapragnęli usunąć w Gliwicach krzyż ustawiony w pobliżu kościoła z okazji Bożego Ciała. Rozpędzono przy tym wiernych; zatrzymano 22 osoby, a wśród pobitych było trzech miejscowych franciszkanów.

 

Kolejną okazję do konfrontacji dała decyzja władz o likwidacji niższych seminariów duchownych. W roku 1961 w Toruniu kasacja tamtejszego Zakonnego Niższego Seminarium Duchownego prowadzonego przez redemptorystów wywołała gniewny protest wiernych. Przeciw demonstrantom użyto pałek i psów obronnych; poturbowanych było też 25 milicjantów.

 

W październiku 1963 roku władze zamknęły Salezjańską Szkołę Organistowską w Przemyślu – jedyną tego typu placówkę oświatową w Polsce, istniejącą od 1916 roku. Skonfiskowano całe wyposażenie szkoły, łącznie z cennym sprzętem muzycznym (między innymi 27 fortepianów, 8 organów, 29 fisharmonii). Kiedy milicja wkroczyła do szkoły, zakonnicy uderzyli w dzwony na trwogę. Wokół szkoły zebrał się tłum wiernych, rozpędzony brutalnie przez ZOMO. Zamieszki w mieście trwały do późnych godzin nocnych. Zatrzymano 70 osób. Nawet poufne raporty milicyjne mówiły o przypadkach nieuzasadnionego użycia pałek, w tym także wobec kobiet.

 

Niewygasłe iskry

Incydenty na tle religijnym powtarzały się w miarę regularnie.

W roku 1964 w Rydzewie koło Drawska Pomorskiego zamknięto kaplicę (pod pretekstem groźby zawalenia budynku). Protest kilkuset parafian zdławiło ZOMO. W następnym roku milicja brutalnie zaatakowała parafian i pielgrzymów w Zabłudowie (województwo białostockie), w miejscu domniemanych objawień Matki Bożej.

 

Rok 1966 przebiegał pod znakiem obchodów Tysiąclecia Chrztu Polski. Władze uczyniły wszystko, by zakłócić kościelne uroczystości. Milicja rozpędziła siłą wiernych w Krakowie, Szczecinie, Gdańsku i Warszawie.

 

W tym samym roku w Brzegu (województwo opolskie) niemal cała ludność miasta wyszła na ulice w obronie księży eksmitowanych z zajmowanej przez nich wikarówki. Miejscowych stróżów porządku wsparło ZOMO z Wrocławia, Opola i Katowic. Aby przywrócić panowanie nad miastem, milicja wystrzeliła 338 granatów z gazem łzawiącym. Bestialstwo mundurowych przekroczyło wszelkie granice. Bito każdego, kto się nawinął pod rękę, nie oszczędzając nawet kobiet w ciąży (skatowana przez zomowców Regina Wadowska urodziła potem martwe dziecko). Na pogotowie zgłosiło się około trzystu osób pobitych przez milicję; nie sposób powiedzieć, ilu podjęło leczenie we własnym zakresie. Rannych było 25 milicjantów, w tym 4 ciężko. Zatrzymano 50 osób.

 

Po krwawych wystąpieniach robotniczych na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku i objęciu rządów przez ekipę Edwarda Gierka, mimo zapowiedzi dalszej liberalizacji systemu, relacje między władzą a katolikami wciąż bywały gorące. W roku 1974 bezpieka użyła buldożerów do zniszczenia kapliczki wzniesionej przez mieszkańców wsi Dziewule koło Siedlec oraz budynku punktu katechetycznego w Szklarach koło Olkusza. W obu przypadkach protestujących mieszkańców rozpędzono pałkami i gazem łzawiącym, a w Szklarach oddano nawet strzały ostrzegawcze z broni palnej.

 

Wzbierająca fala

W wystąpieniach w obronie Kościoła w latach 1957–1974 wzięły udział tysiące ludzi – którym wszakże nieobce było poczucie osamotnienia. W skali kraju ogromna część zastraszonego społeczeństwa, mająca w pamięci niedawne lata terroru stalinowskiego, zachowała się biernie. Potrzeba było dopiero pielgrzymki Papieża‑rodaka, by miliony polskich katolików poczuły wreszcie swą siłę.

Niedługo potem Polska stała się zupełnie inna. Trudno nie dostrzec w tym zasługi również tych anonimowych bohaterów z małych wsi, miasteczek i wielkich miast, którzy przechowali odwagę i wiarę w swych sercach w czasie trudnych dekad, dając przykład zastraszonej większości. To również dzięki nim słynne papieskie słowa: Nie lękajcie się! padły na przygotowaną glebę.

 

Andrzej Solak – autor wielu książek popularyzujących historię oraz strony internetowej krzyzowiec.prv.pl

Materiał ukazał się w magazynie Polonia Christiana nr 55.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie