29 marca 2019

Jak naprawić polską edukację?

(fot. Anatol Chomicz / FORUM)

Widmo krąży nad Polską – widmo protestów nauczycieli. To okazja to zastanowienia się nie tylko nad sprawami płacowymi, ale i nad systemem edukacji w Polsce. Mądra podwyżka wynagrodzeń winna tu iść w parze z powrotem do klasycznych zasad edukacji – wbrew pozorom – niezwykle potrzebnym w naszych czasach.

 

16 marca w wywiadzie dla Radia ZET prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz powiedział o broni, jaką w ręku nauczycieli jest promocja uczniów. Podkreślił, że jeśli nauczyciele i rada pedagogiczna z niego skorzystają, to dojdzie do „kataklizmu” w systemie edukacji. Stwierdził ponadto, że Rady Pedagogiczne mogą na przykład wstrzymać promocję uczniów. To zaś doprowadziłoby jego zdaniem choćby do wstrzymania promocji na studia.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Słowa te są zdumiewające. Wprawdzie z jednej strony nauczyciele dysponują konstytucyjnym prawem do strajku. Dlaczego jednak mają brać uczniów jako zakładników? Czy ma to jakikolwiek związek z nauczycielskim ethosem? Doprawdy nie każdy musi reprezentować ethos Siłaczki. Są jednak pewne granice!

 

Oburzenie wypowiedzią Sławomira Broniarza okazało się tak silne, że szef ZNP wycofał się ze swojej wypowiedzi. Jednak mleko się rozlało, a wspomniane słowa padły. Czy gdyby nie powszechne oburzenie pan Broniarz zdecydowałby się na przeprosiny czy coś w ich rodzaju? Wątpliwe.

 

Ale nie koncentrujmy się na personaliach. Nauczyciele chcą więcej zarabiać i jest to zrozumiałe. Problemy trapiące polską edukację są jednak głębsze niż niskie wynagrodzenia nauczycieli. Niestety jednym z nich jest sam ZNP. Choć zapewne należą doń także porządni nauczyciele, to jego historia jako organizacji budzi pewne wątpliwości. Delikatnie mówiąc.

 

Na przykład przed wojną w 1931 roku Zjazd Okręgowy ZNP w Lublinie żądał usunięcia religii ze szkół. Z kolei w latach powojennych wpływowi przedstawiciele ZNP zaczęli flirt z komunizmem. Już w III Rzeczypospolitej „Naszdziennik.pl” zarzucał ZNP współpracę z SLD. 

 

Warto pamiętać, że nawet niewielkie upolitycznienie w organizacji wpływającej na awanse nauczycieli jest szkodliwe. Poglądy nie powinny bowiem stanowić przeszkody dla mądrego i etycznego nauczyciela w uzyskaniu awansu.

 

Ale dajmy już spokój ZNP. Problemy oświaty to także nadmierna biurokratyzacja, zaganianie nauczycieli do papierkowej roboty będące powszechna bolączka naszych czasów. Do tego dochodzi mania testów. Testy są wszędzie! Owszem, jest to dobra forma sprawdzania wiedzy. Gdzie jednak miejsce na tak potrzebne współczesnej gospodarce i odmieniane przez wszystkie przypadki kreatywność i innowacyjność? Współczesny uczeń wprawdzie ma myśleć, ale koniecznie zgodnie z „kluczem”! Ten nacisk na wkuwanie, biurokratyzacja, przewaga ilości nad jakością a przy tym coraz częstsza niechęć do religii wpisują się w zjawisko nazywane przez Grzegorza Brauna mianem kołłątajowsko-stalinowskiego paradygmatu oświaty.

 

Edukacja klasyczna jako remedium

Tymczasem tak wcale być nie musi! Edukacja nie musi polegać na bezmyślnym wkuwaniu i zapominaniu tego, co się wkuło. Z drugiej strony nie powinna też wymykać się wszelkiej dyscyplinie i nauce przodków. Jest na to remedium zwane jako edukacja klasyczna albo edukacja liberalna. Nie ma ona wiele wspólnego ze współczesnym liberalizmem, a za to wiele z wolnością. Chodzi o naukę godną człowieka wolnego, oznaczającą według słów XIX wiecznego poety brytyjskiego Matthew Arndolda dążenie do zapoznania się z tym, co najlepsze we wszystkich obszarach ludzkiego zainteresowania.

 

Owa edukacja była w starożytności domeną elit, a następnie jej zasady przejął, upowszechnił i oczyścił Kościół katolicki. Część osób boi się, że tradycyjne podejście do edukacji oznacza zdominowanie jej przez treści religijne. Nic bardziej mylnego. Wszak sami katoliccy święci w swej mądrości zalecali bowiem obfite czerpanie z literatury świeckiej – co wówczas oznaczało księgi pogańskie. Na przykład święty Bazyli w dziełku „Do młodzieńców o korzyściach z czytania książek pogańskich” [dostępne na elpenor.org] pisał, że „dla chrześcijańskiego życia wieczność stanowi najwyższy cel, a przewodnikiem do tego życia są Święte Pisma, jednak skoro młodzi mężczyźni nie umieją doceniać głębi myśli w nich zawartych, powinni studiować pisma świeckie, w których prawda pojawia się jak w zwierciadle”.

 

Ojciec Kościoła zalecał lekturę fragmentów chwalących cnotę jako potrzebnych do otrzymania życia wiecznego. Równie potrzebne do tego celu są jego zdaniem fragmenty opisujące cnotliwe dzieła pogan. Przestrzegał jednocześnie przed traceniem z oczu ostatecznego celu, jakim jest życie wieczne. Święty Bazyli przestrzegał jednocześnie przed bezkrytycznym traktowaniem greckiej literatury. Podkreślał, że niezbędne jest mądre z niej korzystanie.

 

Kształcić umysł i charakter

W uwagach świętego Bazylego odnajdziemy sedno edukacji klasycznej, obejmującej nie tylko naukę, lecz również kształcenie cnót. Wszystko zaś czyniono, pamiętając o ostatecznym celu człowieka, jakim jest zbawienie wieczne. Chrześcijaństwo oswojone dzięki ludziom takimi jak święty Bazyli z mądrością antyku, w średniowieczu stworzyło nie tylko system uniwersytetów, lecz także upowszechniało edukację na niższym szczeblu.

 

Nauka średniowieczna to przede wszystkim nauka sztuk wyzwolonych, podzielonych na trivium i quadrivium. W skład tego pierwszego wchodziły gramatyka, dialektyka i retoryka. W skład drugiego zaś muzyka, arytmetyka, geometria i astronomia. Te stanowiły dopiero przygotowanie młodych umysłów do bardziej zaawansowanych studiów z teologii, prawa bądź medycyny.

 

Niestety jednak średniowieczny ideał edukacji liberalnej zachwiał się pod ciężarem pozytywizmu, scjentyzmu czy innych współczesnych trendów, jednak istnieją instytucje usiłujące go odbudować. Jak na razie znaczna ich część znajduje się za Wielką Wodą. Jedną z nich jest amerykański Saint John’s College [sjc.edu]. Nauka w założonej w 1696 roku placówce opiera się na lekturze tak zwanych wielkich ksiąg świata zachodniego. To dzieła o tematyce religijnej, filozoficznej, politycznej, ekonomicznej, językoznawczej, a także biologicznej, matematycznej czy muzycznej.

 

Na liście lektur znajdują się między innymi „Iliada” i „Odyseja” Homera, „Wojna Peloponeska” Tukidydesa, Biblia, „Medytacje” Kartezjusza, a także dzieła Galileusza, Kafki czy opinie amerykańskiego Sądu Najwyższego. Uczniowie nie tylko czytają, lecz również dogłębnie dyskutują książki. Klasykę uzupełnia literatura współczesna, a lekturę książek o informatyce uzupełnia nauka podstaw programowania.

 

Lektura Wielkich Ksiąg to praktyka również w amerykańskim Saint Thomas College. Jak czytamy na jego stronie [thomasaquinas.edu] „uczniowie nie czytają tych prac: Homera, Szekspira, Platona, Euklidesa, świętego Augustyna, Kartezjusza, Newtona i wielu innych, jako wyjątkowego przykładu ludzkiej kreatywności. Nie czytają ich także po to, by zaznajomić się z zachodnią kulturą i cywilizacją. Uczniowie College’u Świętego Tomasza z Akwinu czytają Wielkie Księgi, ponieważ bardziej niż inne dzieła pozwalają one – o ile się je czyta w świetle nauki Kościoła – na poznanie prawdy o rzeczywistości”.

 

W edukacji wyzwolonej chodzi bowiem nie o zdobycie konkretnych umiejętności zawodowych, lecz o wszechstronne ukształtowanie człowieka – jego umysłu, a przy okazji i charakteru. Właśnie na to jest miejsce na etapie gimnazjum czy liceum. Ludzie w tym wieku umieją już dobrze czytać i pisać, a niekoniecznie jeszcze zdają sobie sprawę z kierunków przyszłej specjalizacji zawodowej. Zarazem mają jeszcze czas, który mogą poświęcić na wchłanianie wiedzy z rozmaitych dziedzin.

 

Czy jednak oznacza to, że z punktu widzenia rynku pracy tego typu edukacja jest nieużyteczna? Żadną miarą! Wszak w zmieniającej się gospodarce dzisiejszym uczniom przyjdzie jeszcze niejednokrotnie zmieniać zatrudnienie. Edukacja wyzwolona pozwala zaś nie tylko na wyrobienie poglądu na świat, lecz także stanowi niezastąpioną gimnastykę mózgu. Pozwala też uwolnić się od tego, co anglo-amerykański poeta Thomas Eliot określił mianem prowincjonalizmu czasu. Edukacja liberalna stanowi bowiem podróż umysłu ku czasom i miejscom niewiele przypominającym Zachód XXI wieku; umożliwia spotkanie z żyjącymi w nich ludźmi; poznanie ich myśli. 

 

Wynagradzać mądrze

Czy zatem polskie szkoły (a zwłaszcza gimnazja i licea) mogą stanowić miejsce takiej edukacji? Do tego potrzeba po pierwsze ideowej reorientacji. Po drugie zaś nauczycielskiej kadry złożonych z ludzi zdolnych do edukacji na zasadzie uczeń-mistrz. Niestety niskie zarobki zniechęcają wielu do podjęcia pracy pedagogicznej. Pod tym względem protestujący mają trochę racji. Dość powiedzieć, że według raportu OECD za 2017 roku [businessinsider.com] obejmującego 32 kraje Polska znajduje się na 4 miejscu od końca pod względem wypłat nauczycieli. Lepiej od polskich nauczycieli wynagradzani są między innymi „belfrowie” w Turcji, Grecji czy na Kostaryce.

 

Jednak sprawy nie załatwi podwyżka o 1000 złotych, lecz większe powiązanie wynagrodzenia z wynikami pracy. Pewien krok w tym kierunku poczynił aktualny rząd, co spotkało się ze sprzeciwem ZNP. Tymczasem należałoby pójść znacznie dalej. Dziś na przykład nauczyciel dyplomowany nie musi się już wiele starać, bo wyżej nie awansuje. Jeśli ponadto ma opanowany materiał nauczania to de facto może, ale nie musi się już wiele starać.

 

Kolejnym problemem jest brak zróżnicowania między zarobkami w zależności od nauczanych przedmiotów. Według badania Instytutu Badań Edukacyjnych [omówionych na gratka.pl] poloniści spędzają w pracy wymagane 40 godzin. Niewiele w tyle znajdują się historycy i nauczyciele WOS. W środku stawki znajdują się nauczyciele przedmiotów ścisłych. Z kolei wuefiści pracują jedynie 27 godzin tygodniowo. Badania te niekoniecznie dają pełen obraz, a ich wyniki dla niektórych mogą być krzywdzące. Jednak pokazują pewien trend. Tymczasem stawki nie różnią się bez względu na nauczany przedmiot.

 

Ponadto warto też zwrócić uwagę, że w przypadku niektórych przedmiotów stawki nauczycielskie różnią się dramatycznie od tych dostępnych na wolnym rynku. Przykładem jest informatyka. To także nie stanowi zachęty dla najlepszych. 

 

Poprawa warunków wynagrodzenia jest więc potrzebna – ale musi ona uwzględniać zarówno możliwości budżetu, jak i motywację nauczycieli. Chodzi o to, by do zawodu szli najlepsi ludzie. Wraz z powrotem do tradycyjnych zasad edukacji stanowiłoby to prawdziwą reformę.

 

Marcin Jendrzejczak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij