Niemiecka diecezja esseńska od ponad dekady przechodzi przez proces gruntownych przemian strukturalnych. Parafie są ze sobą łączone, a kościoły zamykane, sprzedawane i burzone. Teraz rewolucja może pochłonąć jedyną polską parafię w samym Essen.
Kryzys w całych Niemczech
Wesprzyj nas już teraz!
Sytuacja Kościoła katolickiego w Niemczech jest, jak powszechnie wiadomo, fatalna. Każdego roku formalnej apostazji dokonują setki tysięcy wiernych; zaledwie co dziesiąty katolik chodzi na mszę świętą; na łeb na szyję spada liczba chrztów i bierzmowani, o zawieranych małżeństwach nie wspominając; coraz bardziej we znaki daje się brak kapłanów.
Finansowo diecezje radzą sobie wprawdzie jeszcze dość przyzwoicie, ale tylko za sprawą zbieranego przez państwo podatku kościelnego. Ten zależy od dochodów katolików, dziś wysokich dzięki dobrej sytuacji niemieckiej gospodarki. Eksperci są jednak pewni, że to nie potrwa wiecznie. Przyszłość rysuje się w czarnych barwach na wszystkich w zasadzie polach. Stąd wiele diecezji już dzisiaj podejmuje mniej lub bardziej udane próby restrukturyzacji, by podołać nowym wyzwaniom. Jedną z nich jest diecezja Essen położona w metropolii kolońskiej.
Diecezja Essen
Na terenie diecezji esseńskiej mieszka ponad 2,3 mln ludzi, ale katolicy to jedynie 31 procent (obecnie około 770 tysięcy osób); w samym Essen wiernych jest 200 tysięcy. Tylko 9 procent katolików chodzi na mszę chodzi regularnie. Powołań praktycznie nie ma; w tym roku przykładowo wyświęcono zaledwie jednego kapłana. Na terenie diecezji działa dziś 496 księży, w tym goście z innych diecezji; pomaga im 80 diakonów oraz 200 świeckich pomocników odpowiedzialnych częściowo także za duszpasterstwo. Diecezja ma wprawdzie wysokie dochody (w tym roku było to aż 250 mln euro), ale wydatki – jeszcze większe. Polskich parafii jest na jej terenie siedem, w tym w samym Essen jedna. Wiele jest też parafii chorwackich i włoskich; w jednym kościele celebrowana jest liturgia łacińska.
Restrukturyzacja z impetem rewolucji
Głęboki proces restrukturyzacji sieci parafialnej rozpoczął biskup Felix Genn, obecnie ordynariusz Monastyru. W roku 2005 Genn ogłosił plan połączenia licznych małych parafii w większe oraz zamknięcia kilkudziesięciu kościołów, co motywował nie tylko kłopotami finansowymi, ale i drastycznie malejącą liczbą wiernych uczęszczających regularnie na nabożeństwa. Zmiany rozpoczęły się już rok później. W ciągu dwóch lat istniejące uprzednio 259 parafie zastąpiono 43 nowymi, zwanymi odtąd „dużymi wspólnotami kościelnymi”. Każda z „dużych” parafii składa się zasadniczo z kilku wcześniejszych (minimum to jedna parafia oraz jeden kościół filialny). Na tym rewolucja się jednak nie skończyła. Władze diecezji wytypowały 96 „niepotrzebnych” kościołów, które następnie zamknięto i przeznaczono do sprzedaży. Część z nich już trafiła w obce ręce, część wciąż szuka nabywcy. Szereg kościołów zburzono; nie patrzono przy tym specjalnie na ich wartość zabytkową, niszcząc nawet tak stare świątynie jak kościół św. Mateusza w Duisburgu konsekrowany w 1898 roku, św. Józefa w Essen konsekrowany w roku 1904 czy też św. Anny w tym samym mieście, konsekrowany w 1906.
Nowy biskup, nowy etap
Przemianę strukturalną kontynuuje biskup Franz-Josef Overbeck, kierujący diecezją od 2011 roku. Każda parafia otrzymała zlecone przezeń zadanie „przemyślenia”, jak w przyszłości powinno wyglądać jej funkcjonowanie. Okazuje się jednak, że władze diecezji nie pozostawiają wiernych i proboszczów samym sobie, ale… myślą także za nich. Tajemnicą poliszynela jest, że przygotowywana (lub już gotowa) jest lista kolejnych kościołów, które zostaną zamknięte i wystawione na sprzedaż; niektórymi już interesują się kupcy. Niestety – dotyczy to prawdopodobnie także kościoła św. Klemensa w dzielnicy Altendorf, w którym gości dziś jedyna polska parafia w całym mieście, kierowana przez proboszcza ks. Jerzego Wieczorka SChr.
Mglista przyszłość
Informacje o przyszłości kościoła św. Klemensa są wciąż niepewne. Na zapytanie portalu Pch24.pl o plany diecezji dotyczące tego kościoła otrzymaliśmy wymijającą odpowiedź:
„Wiele parafii w diecezji Essen znajduje się właśnie w trakcie tak zwanego procesu rozwoju parafii. Dotyczy to także parafii, do której należy kościół św. Klemensa […]. Proces teraz się toczy, a dla parafii, w której obok innych budynków kościelnych znajduje się także kościół św. Klemensa, nie zapadła jeszcze żadna decyzja” – napisał nam pracownik diecezjalnego biura prasowego, Jens Alberg.
To nie uspokaja wiernych. Krążą wiarygodne plotki, według których terenem kościoła św. Klemensa interesuje się znana w Essen firma kupująca nieruchomości o dużym potencjalne inwestycyjnym na rynku mieszkaniowym. Wśród parafian mówi się nawet, że może chodzić o pozyskanie mieszkań… dla imigrantów, bo w Altendorfie ostatnimi czasy szybko przybywa mieszkańców muzułmańskich.
Sam ks. proboszcz Jerzy Wieczorek nie potwierdza tych ostatnich doniesień, ale nie zaprzecza, że plan sprzedaży nieruchomości rzeczywiście istnieje, choć nic nie jest jeszcze ostatecznie rozstrzygnięte.
– Pojawiły się gdzieś myśli, że teren kościoła św. Klemensa jest dość atrakcyjny inwestycyjnie. To nie tylko sam kościół, ale i pojemne zaplecze, duży teren zielony. Ktoś rzeczywiście się tym zainteresował, ale nie mogę powiedzieć, kto, ani na jakim etapie są prowadzone rozmowy – mówi nam ks. Wieczorek.
Paradoks
Cała sprawa zakrawa przy tym na interesujący paradoks. Proces restrukturyzacji, mający pomóc diecezji osiągnąć lepszą sytuacją finansową, polegać ma w teorii przede wszystkim na zamknięciu i sprzedaży kościołów i innych nieruchomości już niepotrzebnych. Dlaczego jednak diecezja rozważa sprzedaż właśnie kościoła św. Klemensa, a nie któregoś z niewiele lub zgoła w ogóle niewykorzystywanych kościołów niemieckich? Jak przekonuje nas ks. Wieczorek, polska parafia w Essen jest niezwykle żywotna.
– Jesteśmy dużą wspólnotą, kościół jest wykorzystywany bardzo intensywnie. W niedzielę mamy półtora tysiąca ludzi na trzech mszach, w tygodniu na mszach jest ponad sto osób. Wiele dzieci uczestniczy w zajęciach przy parafii, prowadzi się katechezę, z naszych pomieszczeń korzysta wiele grup. Ten kościół służy ludziom i jest im potrzebny – mówi nam kapłan.
Proboszcz pytany o przyszłość unika jakichkolwiek deklaracji, ale nie kryje niepokoju.
– W kurii biskupiej uspokojono mnie, że na dzień dzisiejszy nie podjęto jeszcze żadnych decyzji. Diecezja obiecuje jednak, że będzie nas wspierać w każdym wypadku. W każdym – obaw więc nie rozwiano – opowiada kapłan.
– Nikt nie wie, gdzie to się skończy. Decyzja leży po stronie diecezji. Święty Klemens Maria Hofbauer mówił, że gdy coś idzie drogą bożą, można być spokojnym o przyszłość. W ludzkim sercu zawsze jednak pojawia się niepokój – dodaje.
Pach