Polacy znajdą własną drogę, która będzie najlepsza dla Waszej ojczyzny. Przeszło tysiącletnia przyjaźń łącząca nasze narody świadczy o tym, że zarówno Polacy jak i Węgrzy są kreatywni i mają bardzo podobny sposób myślenia. Naszych narodów w historii nierzadko dosięgały klęski i wielkie problemy, ale zawsze potrafiliśmy się z nich uwolnić, wyjść i stanąć na nogi – mówi w rozmowie z PCh24.pl prof. Janos Latorcai, wiceprzewodniczący Parlamentu Węgierskiego.
Prymas kardynał Mindszenty powiedział w latach 40. XX w.: „jeżeli chociaż 10 procent Węgrów, będzie modlić się na różańcu, sytuacja w kraju zmieni się na lepsze”. W 2006 r. Węgrzy zapoczątkowali ruch modlitwy za Ojczyznę. Krucjata Różańcowa bardzo szybko rozrosła się do 2 mln uczestników. Czy uważa Pan, że to pomogło w rozpoczęciu obserwowanej przez nas odnowy kraju?
Wesprzyj nas już teraz!
– Jako chrześcijanin i osoba wierząca uważam że modlitwa nie jest jedynie kontaktem z Panem Bogiem, ale również bardzo często pomaga w rozwiązaniu różnych spraw. W przypadku gdy wiele osób modli się w tej samej ważnej intencji, zawsze możemy liczyć na wysłuchanie, Jego pomoc i rozwiązanie problemów. Niestety, jeśli chodzi o poziom religijności, to Europa przeżywa głęboki kryzys i daleko jej do pobożności z czasów kard. Mindszenty’ego. Liberalny świat i obecne tendencje powodują pustkę w duszach Europejczyków. Ludzie żyją jedynie dniem dzisiejszym, nie patrząc w przyszłość. Każdy zajmuje się tylko samym sobą. Ostatnimi czasy na Węgrzech, oprócz znanej Krucjaty Różańcowej tworzyły się mniejsze ruchy modlitewne. Dwukrotnie powstawał wielki łańcuch modlitwy za Budapeszt. Modliliśmy się nie tylko w kościołach, ale również na ulicach wielu miast. Modlitwa bardzo pomaga.
Robert Schuman powiedział kiedyś: „jeśli Europa nie będzie chrześcijańska to w ogóle jej nie będzie”. Nowa węgierska Konstytucja wprost odnosi się do korzeni chrześcijańskich, obejmując szczególną opiekę nad rodziną i życiem. Czy zgadza się Pan ze słowami Schumana i co Pan przez nie rozumie?
– Całkowicie zgadzam się z tym twierdzeniem. Ta bardzo ważna wypowiedź Roberta Schumana jest swego rodzaju ostrzeżeniem dla Europy. Niestety, obecne struktury europejskie nie traktują poważnie tego ostrzeżenia i lekceważą je. Świadczy o tym fakt, że odrzucono możliwość wpisania do europejskiej Konstytucji fragmentu odnoszącego się do chrześcijańskich korzeni Europy. Unia Europejska tym aktem zaprzeczyła idei, z której się zrodziła. Europa powstała na ruinach kultury greckiej, na zdolności organizacyjnej Rzymu i na wartościach chrześcijańskich. Jeśli z tych trzech filarów, zabierzemy choćby jeden, wówczas zaprzeczymy całej idei Europy. Dlatego słowa Schumana uważam za wielki znak ostrzegawczy. Należy wreszcie się obudzić i powrócić do tych wartości, które pozwoliły przetrwać ludzkości i zbudować naszą cywilizację.
Właśnie dlatego w nowej ustawie zasadniczej umieściliśmy pierwsze zdanie naszego hymnu narodowego: „Boże, pobłogosław Węgry”. Chcemy pamiętać o naszej tysiącletniej historii i naszych jednoznacznie chrześcijańskich korzeniach. Dlatego też postanowiliśmy trwać przy rodzinie jako filarze chrześcijaństwa, wyróżniając w Konstytucji, że małżeństwo (rodzina) jest związkiem kobiety i mężczyzny, a jego celem jest zrodzenie potomstwa. Natomiast życie ludzkie powinno być chronione od momentu poczęcia. Jesteśmy krajem, którego ludność się zmniejsza. Rocznie nasz naród zmniejsza się o 34 tysiące. Niestety, w całej Europie można zaobserwować podobne zjawisko. Nasza partia nie wierzy, że ten deficyt możemy nadrobić migracją ludności. Zresztą, gdy spojrzymy na inne zachodnie kraje, takie jak Francja czy Wielka Brytania, to zauważymy jak wszechobecny jest w tych krajach islam i jego wyznawcy. Wszystko to właśnie dzięki pozwoleniu na migrację. Europa z domieszką islamu stanie się tyglem, który nie będzie mógł funkcjonować na chrześcijańskich zasadach.
Węgry po dokonaniu wielu reform, w tym również gospodarczych, mają wielką szansę na odrodzenie i zbudowanie bardzo silnego i znaczącego państwa. Niestety, światowe media często nazywają premiera Orbana faszystą, a kierunek rozwoju kraju, który obrał – zamachem na demokrację. Jak Pan uważa, skąd brała się tak duża krytyka względem przemian węgierskich i dlaczego miała miejsce?
– Myślę, że ci, którzy nazywali Orbana faszystą, całkowicie nie rozumieją pojęcia „faszyzm” i nie wiedzą, czym on tak naprawdę jest. Uważam, że wszelkie epitety pod względem naszych władz i przemian są świadomą polityką mającą na celu oczernienie premiera. Ale, oczywiście, jest również pewna przyczyna tych oskarżeń. W 2010 r. podjęliśmy decyzję o prowadzeniu niespotykanej w dzisiejszej Europie polityki gospodarczej i ekonomicznej. Nie chcieliśmy stosować rozwiązań proponowanych nam przez Unię Europejską i Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Przejęliśmy kraj niezwykle zadłużony, zniszczony i posiadał ogromny deficyt. Zdecydowaliśmy, że sami będziemy walczyć z tymi problemami, ponieważ wiedzieliśmy, że rozwiązania proponowane przez zagraniczne instytucje wpędzą Węgry do takiej przepaści, z której moglibyśmy się już nigdy nie wyzwolić. Obciążenie zadłużeniem jedynie węgierskich przedsiębiorców i pracowników spowodowałoby takie załamanie i zniszczenie, że bardzo trudno byłoby budować nam przyszłość. Wtedy podjęliśmy decyzję, że trzeba wspólnie ponieść koszty utrzymania państwa. To dotyczy również banków, instytucji ubezpieczeniowych oraz międzynarodowych firm handlowych.
Oczywiście, nadepnęliśmy w ten sposób na odcisk pewnym grupom interesu i od tego momentu prowadzona jest ciągle pewna wojna przeciwko nam. Myślę, że te ataki są świadome i celowe. Należy pamiętać, jaka wielka burza wybuchła w Parlamencie Europejskim, po przyjęciu przez Węgry nowej Konstytucji. Co ciekawe, ci, którzy najbardziej ją krytykowali, jak się później okazało w ogóle jej nie czytali i nie znali jej w pełni. Krytykowali ją jedynie na podstawie artykułów prasowych. Niedawno czytałem w prasie niemieckojęzycznej, że na Węgrzech panuje tak straszna sytuacja, że mniejszości narodowe boją się wychodzić na ulice, gdyż obawiają się o swoje bezpieczeństwo. Jednakże, każdy kto przyjedzie na Węgry, może zobaczyć na własne oczy, że te opinie nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.
Od czego, Pana zdaniem, Polska powinna zacząć, aby móc pójść drogą jaką nakreśliły Węgry?
– Jestem przekonany, że Polacy znajdą własną drogę, która będzie najlepsza dla Waszej ojczyzny. Przeszło tysiącletnia przyjaźń łącząca nasze narody świadczy o tym, że zarówno Polacy jak i Węgrzy są kreatywni i mają bardzo podobny sposób myślenia. Naszych narodów w historii nierzadko dosięgały klęski i wielkie problemy, ale zawsze potrafiliśmy się z nich uwolnić, wyjść i stanąć na nogi. Polska ma również bardzo duży wpływ na losy naszego regionu. Jestem przekonany, że uda nam się nadal podtrzymywać wieloletnią przyjaźń, która nas łączy i na bieżąco będziemy uzgadniać ze sobą wszelkie sprawy. Grupa Wyszehradzka jest do tego bardzo dobrym miejscem. Możemy przynieść odnowienie dla całej Unii Europejskiej. A jeśli Pan Bóg z nami, to któż przeciwko nam?
Rozmawiał Paweł Ozdoba