20 lipca 2015

Językowe starcie cywilizacji. Bitwa pod Watykanem

(REUTERS / FORUM)

Śp. profesor Włodzimierz Fijałkowski stworzył swego czasu słownik pro-life. Ostrzegał przed posługiwaniem się terminami ukutymi przez cywilizację śmierci, jak chociażby „prawa reprodukcyjne”, pod którą to nazwą kryje się przyzwolenie na zabijanie dzieci w łonach matek. Słownik był dość rozbudowany. Profesor ostrzegał przed posługiwaniem się też na pozór naukowym terminem: „leki antykoncepcyjne”. Przypominał, że płodność nie jest chorobą, a antykoncepcja niczego nie leczy. Jest środkiem niszczącym naturalny zdrowy rytm płodności kobiety. Dlatego nalegał, by zawsze mówić o „środkach antykoncepcyjnych”, nigdy o „lekach”.

 

Sposób nazywania zjawisk wpływa na sposób ich wartościowania. Lewicowa nowomowa jest sposobem fałszowania rzeczywistości, przez zmianę definicji, czy przynajmniej sposobu opisu faktów. Jednym z przykładów, gdzie dzięki odpowiedniej manipulacji słownej zmieniamy odbiór emocjonalny zjawiska, jest nazywanie in vitro metodą „leczenia bezpłodności”. Po in vitro kobieta jest tak samo bezpłodna jak przed. Po prostu zostaje jej wszczepiony zarodek sztucznie zapłodniony poza jej organizmem. Zastosowany zabieg werbalny nadaje jednak procederowi zapłodnienia pozaustrojowego pozytywny emocjonalnie kontekst. No bo kto normalny jest przeciwny leczeniu bezpłodności?

Wesprzyj nas już teraz!

 

Takim samym słowotwórstwem jest wprowadzenie do powszechnego użycia (łącznie z medycznymi  podręcznikami diagnostycznymi) określenia „orientacja seksualna”. Definicja tego tworu językowego mówi o odczuwaniu przez daną osobę trwałego i niezmiennego pociągu seksualnego wobec osób tej samej płci. Pociągu, który jest u danej osoby ściśle związany z jej poczuciem tożsamości, mającego swój wyraz w zachowaniach seksualnych. Według definicji orientacja seksualna jest niezmienna i trwała.

 

Problem polega na tym, że każdy z jej składników okazuje się zmienny, co przyznają nawet Amerykańskie Stowarzyszenie Psychiatryczne, i Amerykańskie Stowarzyszenie Psychologiczne, które wypromowały używanie określenia „orientacja seksualna”.  Doskonałym tego przykładem są rozbudowane badania dotyczące seksualności kobiet, u których kwestia kierunku pociągu seksualnego, tożsamości i zachowań może się zmieniać nawet kilkakrotnie w trakcie życia. Pisze o tym szczegółowo np. terapeutka dr Janelle Hallman, a także identyfikująca się jako lesbijka naukowiec dr Lisa Diamond.

 

W środowiskach psychologicznych i naukowych nie uznających poprawnej politycznie lewicowej narracji, od dawna uznawany jest podział lepiej opisujący rzeczywistość. Rozróżnia się mianowicie skłonności homoseksualne – oznaczające odczuwanie pociągu seksualnego wobec osób tej samej płci. Towarzyszyć im mogą (ale nie muszą) zachowania homoseksualne – mianowicie homoseksualne fantazje, masturbacja towarzysząca homoseksualnym wyobrażeniom, lub oglądaniu homoseksualnej pornografii. Zachowania homoseksualne mogą być jednocześnie niezależne od odczuwanego pociągu seksualnego. Przykładem są więźniowie podejmujący zachowania homoseksualne w sytuacji niedostępności kobiet. Choć mężczyźni nie pociągają ich seksualnie, służą jako zastępczy przedmiot zaspokojenia.

 

W końcu możemy mówić o tożsamości homoseksualnej – czyli uznaniu pociągu wobec własnej płci i zachowań homoseksualnych za istotną część własnej tożsamości. Człowiek zaczyna o sobie mówić, określając się terminem gej (lub lesbijka). Jest to zatem etykieta społeczna służąca manifestacji określonego światopoglądu. Co ciekawe wielu homoseksualistów odmawia przyjęcia tej etykiety, nie uznając kwestii swych preferencji i zachowań seksualnych za kluczowe dla swej tożsamości.

 

Dotychczasowa nauka Kościoła katolickiego opisuje problem homoseksualizmu w dwóch pierwszych kategoriach. Mówimy mianowicie o skłonnościach homoseksualnych, które będąc niezależne od woli człowieka, choć stanowią poważne zaburzenie w sferze płciowości, nie są same w sobie spostrzegane jako grzeszne. Grzechem są zachowania homoseksualne, jako zależne od woli.

 

Jest to rozróżnienie jasne pozwalające na prowadzenie w odpowiedni sposób zarówno kierownictwa duchowego, jak spowiedzi osób o homoseksualnych skłonnościach. Niestety w dokumencie aktualnego synodu o rodzinie pojawił się zapis: „Niektóre rodziny doświadczają posiadania w swoim gronie osób o orientacji homoseksualnej.” (130. (55) Alcune famiglie vivono l’esperienza di avere al loro interno persone con orientamento omosessuale[1].)

 

Wprowadzenie sztucznego terminu „orientacji seksualnej”, nie opisującego rzeczywistości ale ideologizującego ją, to poważne zaburzenie przejrzystości języka Kościoła. Sformułowanie „orientacja seksualna” sugeruje jej wrodzoność i niezmienność. Stąd przecież się biorą roszczenia gejów: „skoro Bóg mnie takim stworzył, a wszystko co stworzył jest dobre, to Kościół do tej pory się mylił oceniając homoseksualizm negatywnie”.

 

Jesteśmy w takim momencie, gdy albo Kościół będzie się trzymał jasnych i precyzyjnych terminów dotyczących homoseksualizmu, albo rozwadnianie języka pójdzie dalej i już za chwilę usłyszymy jak papieże przepraszają gejów i lesbijki za „grzech homofobii” Kościoła.

 

 

Bogna Białecka

 


[1]          www.vatican.va/roman_curia/synod/documents/rc_synod_doc_20150623_instrumentum-xiv-assembly_it.html

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij